Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net
Przedsionek kościoła jest cool, po co wchodzić dalej... - Wersja do druku

+- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum)
+-- Dział: Religia w Świecie (/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Dział: Liturgia (/forumdisplay.php?fid=36)
+--- Wątek: Przedsionek kościoła jest cool, po co wchodzić dalej... (/showthread.php?tid=1209)

Strony: 1 2 3 4 5


Przedsionek kościoła jest cool, po co wchodzić dalej... - NiKtóś - 02-02-2006 21:34

Często zdarza mi sie, iż jestem na mszy wcześniejszej niż rodzice i w związku iż nie chodzę do parafialnego kościoła, czekam zwykle powiedzmy od połowy mszy w przedsionku. Nie wchodze dalej, żeby nie rozpraszać i nie "nadużywać" eucharystii. I taka mi własnie myśl dzisiaj podczas oczekiwań przyszła... Dlaczego jest sporo grupka ludzi, w niewielkim przedsionku, która każdą msze spędza w tym miejscu. Zastawiam sie głęboko i nie moge pojąć dlaczego niektórzy mają opór żeby przejść dalej.. Przeciez to nie kościół, a przedsionek! Na tyłach kościoła są miejsca dla takich stójek, zawsze troche wolnych jest, a oni uporczywie tam trwają. Widzi ktoś w tym jakiś sens?


- Annnika - 02-02-2006 23:13

Znam ludzi, którzy tak zawikłali sie w grzech, że teraz mimo że nauka o Bogu mówi inaczej, oni nie wierzą juz w Jego bezwarunkową miłość i nie czują się godni bytności w świątyni...

To jedna możliwość ...


- msg - 02-02-2006 23:56

no i jak stoja sobie w tym przedsionku to ich rozmowy nie przeszkadzaja tym, ktorzy msza sa bardziej zainteresowani i siedza/stoja w kosciele...


- TOMASZ32-SANCTI - 03-02-2006 17:36

Ja osobiście nie widzę w tym sensu,aby stac w przedsionku świątyni,ale niektórzy sobie stoją i to z różnych powodów.
Według mnie powodów jest wiele,ale te,które przychodzą mi na myśl są takie:

1. Młodzież i niektórzy dorośli - stoją,ponieważ chca jak najszybciej ten Kościół opuścić, mało ich interesuje o czym sie mówi, co się dzieje w danym momencie. Najważniejsze to "odbębnić" ten czas i szybko wyjść, takie osoby,szczególnie młodzież bardzo czesto przeszkadzają i utrudniają słuchanie innym,tak więc lepiej stac jak najdalej,aby nikt się ich nie czepiał.

2. Ludzie, którzy nie lubia tłoku, nie chca się pchac do przodu,bo z tyłu jest zawsze chłodniej i przyjemniej,tylko czy wzimie tez tak jest przyjemnie to nie wiem, chyba,że jest w takim przedsionku ciepło

3. Ludzie chorzy, którym ścisk i brak powietrza utrudnia siedzenie w Kościele, wolą byc bliżej wyjścia, kobiety w ciąży itd.

4. Ludzie, którzy myślą,że chca być tymi ostatnimi w Kościele,aby później byc tymi pierwszymi w niebie, ale to takie trochę zabawne podejście Duży uśmiech ,tylko moga byc i tacy, którzy tak myślą.

Pozdrawiam


- Jólka - 03-02-2006 21:08

Czytajac o staniu w przedsionku, albo nawet pod kościołem w czasie mszy.. przypomniała mi się chomilia a jakichś rekolekcji akademickich. Eucharystia była porównana do proszonego obiadu. Goscie przychodzą i stoją pod drzwiami, albo w przedpokoju. Nawet nie zobaczą co było na obiad, nie mówiąc już o tym że nie spróbują tego i nie porozmawiają z gospodarzami. Więc pytanie, czy przychodzi się po to, żeby poprostu przyjśc, czy skorzystać coś na tym przyjściu.


- Lewiatan - 03-02-2006 21:22

wiekszosc mlodych ludzi przychodzi poto bo ich mama wysyla, krocej mowiac z przymusu tam sa a nie zwlasnej woli.


- TOMASZ32-SANCTI - 03-02-2006 21:37

Lewiatan napisał(a):wiekszosc mlodych ludzi przychodzi poto bo ich mama wysyla, krocej mowiac z przymusu tam sa a nie zwlasnej woli.

Ponieważ nie doceniają tego, co rodzice pragna im przekazać przez to wysyłanie do Kościoła, ci którzy z tego korzystają - napewno nie stracą, gorzej z tymi,którzy rzeczywiście sobie olewają chodzenie do Kościoła, później cierpią. Przykre,ale prawdziwe.

Pozdrawiam


- Lewiatan - 03-02-2006 21:55

tak szczegolnie jest przykre to ze tyle mowi sie o wolnej woli a KK nie pozwala wybrac czlowiekowi tylko chrzci go w momecie "niemocy czlowieka" daje komunie nie swiadommu dziecku bierzmuje mlodziesz ktora nie moze powiedzie nie bo rodzice... I tak tworzy swoja owczarnie przymusem, wedlug Ciebie jest to dobre wedlug mnie nie sam jestem tworem tego "systemu" niestety jestem naznaczony KK poprzez chrzest komunie cale szczescie bierzmowac sie nie musialem i naszczescie tego nie uczynilem.


- NiKtóś - 03-02-2006 22:05

W pewnym sensie co do bierzmowania, to trochę winny jest po stronie przygotowujących. Z własnego doświadczenia wiem, ze nie ma jak sie temu sprzeciwić, bo zaraz mama, tata, babcia, dziadek, ciocia... wiadomo co. Ale gdy taka osoba widzi, że penitentowi nie zależy- to chyba oczywiste, jak ludzie nie umieją modlitw, do kościoła spici przychodza, na generalne prób, nie wspominając o spotkaniach także nie zaglądają. Chyba coś w tym jest. Ale z drugiej strony- po co rodzice każa iść dziecku? To takie dość bezsensowne.. No i potem taki tłok, że Ci co chca przejść do kościoła to nie moga..


- Jólka - 03-02-2006 22:26

Tak to juz jest że dzieci są wychowywane w religii rodziców nie zależnie od tego czy to jest religia katoliska czy inna, a jeśl chodzi o dyskusje o przyjmowaniu sakramentów świadomie czy nie.. o ile dobrze pamietam, to był już taki temat.


- TOMASZ32-SANCTI - 04-02-2006 00:49

Lewiatan napisał(a):tak szczegolnie jest przykre to ze tyle mowi sie o wolnej woli a KK nie pozwala wybrac czlowiekowi tylko chrzci go w momecie "niemocy czlowieka" daje komunie nie swiadommu dziecku bierzmuje mlodziesz ktora nie moze powiedzie nie bo rodzice... I tak tworzy swoja owczarnie przymusem, wedlug Ciebie jest to dobre wedlug mnie nie sam jestem tworem tego "systemu" niestety jestem naznaczony KK poprzez chrzest komunie cale szczescie bierzmowac sie nie musialem i naszczescie tego nie uczynilem.

A w czym ci przeszkadza to,że przyjałeś chrzest czy inne sakramenty Lewiatanie? Przecież jesteś wolny, nie musisz chodzić do Kościoła, ale te sakramenty zawsze pozwolą ci powrócić do Kościoła, kto wie co Bóg dla ciebie przygotował. :diabelek:

Ja bynajmniej nie żałuję tego,że przyjąłem sakramenty, chodze do Kościoła z własnej woli i jestem wdzięczny rodzicom,że pilnowali tego do momentu, kiedy nie mieli juz wpływu na moje postepowanie. To mi bardzo pomogło w późniejszym okresie,a tym bardziej,gdy chciałem przyjąć sakrament małżeństwa. A byłem prawie 10 lat po za Kościołem, na poczatku omijałem Kościół lub byłem w takiej grupie młodych,którzy stali na końcu i przeszkadzali. Później nie chodziłem wogóle. Teraz uważam ten czas za stracony,ale widać tak musiało być.

Pozdrawiam


- jswiec - 06-02-2006 13:01

Julia napisał(a):Eucharystia była porównana do proszonego obiadu. Goscie przychodzą i stoją pod drzwiami, albo w przedpokoju. Nawet nie zobaczą co było na obiad, nie mówiąc już o tym że nie spróbują tego i nie porozmawiają z gospodarzami.
Bardzo trafne spostrzeżenie!
Powiedziałbym, że świadczy to albo o tym, że zaproszenie na ucztę przyjęło sie wbrew sobie i przyszło się z musu, bo inaczej Gospodarz mógłby się rozgniewać, albo też o o niezdrowym lęku i chęci zachowania dystansu wobec Gospodarza, niewpadania Mu w oko, bo inaczej może coś ode mnie zechce...
Jest tez zupełnie ludzki lęk przed "ekspozycją społeczną", niechęć do bycia zauważonym przez zbyt wiele osób, niechęć do "wejścia przed szereg".

To widać także na spotkaniach modlitewnych: zauważyłem, że ostatnie miejsca zapełniają się szybko, odpowiedzialni za zgromadzenie zajmuja miejsca "eksponowane", a między nimi tworzy się rząd pustych krzeseł. Następują zachęty do przesunięcia się bliżej. Najczęściej mało skuteczne. Bo ja tu jestem anonimowo, chcę pozostać niezauważony, nie chcę być tu za cokolwiek odpowiedzialny, nie czuję się na siłach itp itd.
Wychodzą z nas przy okazji wszystkie kompleksy i uprzedzenia. Może to pokonać tylko autentyczna pokora: uznanie w prawdzie samego siebie z wszystkimi zaletami i wadami, i przełamanie się, aby mimo wszystko stanąć z tym śmiało przed Bogiem i braćmi.


- TOMASZ32-SANCTI - 09-02-2006 18:15

jswiec napisał(a):
Julia napisał(a):Eucharystia była porównana do proszonego obiadu. Goscie przychodzą i stoją pod drzwiami, albo w przedpokoju. Nawet nie zobaczą co było na obiad, nie mówiąc już o tym że nie spróbują tego i nie porozmawiają z gospodarzami.
Bardzo trafne spostrzeżenie!
Powiedziałbym, że świadczy to albo o tym, że zaproszenie na ucztę przyjęło sie wbrew sobie i przyszło się z musu, bo inaczej Gospodarz mógłby się rozgniewać, albo też o o niezdrowym lęku i chęci zachowania dystansu wobec Gospodarza, niewpadania Mu w oko, bo inaczej może coś ode mnie zechce...
Jest tez zupełnie ludzki lęk przed "ekspozycją społeczną", niechęć do bycia zauważonym przez zbyt wiele osób, niechęć do "wejścia przed szereg".

To widać także na spotkaniach modlitewnych: zauważyłem, że ostatnie miejsca zapełniają się szybko, odpowiedzialni za zgromadzenie zajmuja miejsca "eksponowane", a między nimi tworzy się rząd pustych krzeseł. Następują zachęty do przesunięcia się bliżej. Najczęściej mało skuteczne. Bo ja tu jestem anonimowo, chcę pozostać niezauważony, nie chcę być tu za cokolwiek odpowiedzialny, nie czuję się na siłach itp itd.
Wychodzą z nas przy okazji wszystkie kompleksy i uprzedzenia. Może to pokonać tylko autentyczna pokora: uznanie w prawdzie samego siebie z wszystkimi zaletami i wadami, i przełamanie się, aby mimo wszystko stanąć z tym śmiało przed Bogiem i braćmi.

Wiesz, ja myślę,że ludzie bardzo czesto nie chcą być uważani za takich pobożnych, świętobliwych,więc im dalej tym lepiej dla nich. W dużym tłumie nie zauważy się jednej osoby,która nie chce być zauważona. Później sąsiedzi będa gadać i będzie wielka przykrość,bo będzie taka osoba uważana za pobożną a to już poważny wstyd. [-X

Tylko tacy ludzie zapominają,że uczestniczą w Sakramencie Eucharystii, że uczestniczą w uczcie,na którą zaprosił ich sam Bóg - własnie ich,a nie sąsiadów,że to właśnie do nich skierował swoje zaproszenie, że właśnie ich zaprosił po imieniu aby przyszli do świątyni na Eucharystię. Ale naprawdę takich powodów jest bardzo dużo, ludzie tylko nie wiedzą,co tracą - im dalej od głównego centrum,gdzie dzieje się cały obrzęd Eucharystii, tym mniej zwraca się uwagę na znaki,jakie są tam obecne.

Pozdrawiam


- msg - 14-02-2006 15:41

Właśnie w tę niedzielę poszedłem do kościoła, lekko spóźniony, jak wszedłem do niego to na początku myślałem, że trafiłem na jakąś może bardzo uroczystą mszę z jakimiś goścmi, ponieważ tylko otworzyłem drzwi to zobaczyłem naprawdę duużo ludzi, że ciężko było przejść, no a że nie lubię tak stać, więc zacząłem przechodzić do przodu i co się okazało... ano właśnie, że tłum się skończył przy ostatnich rzędach łąwek, a dalej było tyle miejsca, że mogłem sobie wybierać gdzie stać, czyli poza siedzącymi w ławkach nikt nie stal między rzędami, no poza mną, chociciaż na początku to jakaś psychologia tłumu zaczęła we mnie sie odzywać, bo jakoś tak się dziwnie czułem sam jeden bliżej ołtarza i do tego stojący, a nie siedziący, ale szybko ten stan przeszedł.

A ja po prostu od pewnego momentu zacząłem doceniać to, że mogę widzieć "co się dzieje" na ołtarzu w trakcie sprawowania Eucharystii.


- Offca - 14-02-2006 16:00

Osobiście aż tak całkiem blisko ołtarza nie lubię stać/siedzieć, bo czuję sie wtedy jakoś tak nieswojo. Chyba, że jest to jakaś mała, cisna kapliczka, to jest spoko. Ale w dużym kościele jakoś nie bardzo się wtedy czuję :-k Niemniej bardzo nie lubię nie widzieć ołtarza. Kiedyś się chowałam za filarami, ale ksiądz mnie naprostował pod tym względem ;P
Wnerwia mnie często jak siedzi przede mną jakiś olbrzym, albo babcia z włosami lub beretem w stylu afro i wszystko mi zasłania. Ważna jest dla mnie chwila konsekracji hostii i wina, kiedy mogę przez tą chwilę poadorować Pana Jezusa. Dlatego, żeby dobrze widzieć ołtarz siadam najczęściej bliżej niż połowa kościoła, ale nie pod samym ołtarzem. Czasami mam jednak ochotę usiąść daleko z tyłu z dala od tłumów, ale to tylko w środku tygodnia, jak jest mało ludzi. Ale tak, żeby stać gdzieś w przedsionku to nigdy. Czułabym sie głupio wśród tylu katolików tylko z nazwy... :roll: Tym bardziej, że nikt się tam nie odzywa, nie modli, tylko patrzy co się dzieje do okoła albo gada z sąsiadem :zmieszany: