utrata wiary w wyniku depresji? - Wersja do druku +- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum) +-- Dział: Ewangelizacja (/forumdisplay.php?fid=8) +--- Dział: Ewangelizacyjna Pomoc (/forumdisplay.php?fid=22) +--- Wątek: utrata wiary w wyniku depresji? (/showthread.php?tid=2056) |
utrata wiary w wyniku depresji? - rene - 27-02-2007 21:13 Jakiś czas zmagam się z depresją, od kilku miesięcy nie biorę leków, nie jest źle, ale najgorsze jest to, iż brak mi wiary. Przed depresją, byłam wierząca, wszystkie problemy zawierzałam Bogu, teraz nie potrafię.Ciągle zadaję sobie pytanie, czy on istnieje, a pada odpowiedź pewnie nie. Pomóżcie mi odzyskać wiarę, nadzieję, miłość... - Ks.Marek - 27-02-2007 21:22 rene napisał(a):Ciągle zadaję sobie pytanie, czy on istnieje, a pada odpowiedź pewnie nie.Wiara do relacja mojego Ja to Bożego Ty, a nie monolog. Podobnie modlitwa. Zachęcam na początek do zrobienia solidnego rachunku sumienia z całego życia. Szczególnie należy zwrócić uwagę na plusy, na pozytywy - nawet te najdrobniejsze. Nawrócenie, zbudowanie w Bogu musi brać początek w dobru - tym wypracowanym samemu, jak również w tym uzyskanym za pośrednictwem innych. Trzeba jednak szczerze też stanąć w prawdzie przed minusami. Nie szukać dla nich usprawiedliwień, lecz rzetelnie uzmysłowić sobie, że tu i tu konkretnie zawaliłem sprawę. Dodatkowo: lektura Pisma Świętego, z uwzględnieniem historii Piotra Apostoła. Polecam na początek: Ewangelista Łukasz napisał(a):5,1 Pewnego razu - gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret - - Annnika - 27-02-2007 23:25 No cóż, niestety jesteśmy jednością psychoduchową i zły stan emocjonalny odbija się na naszym przeżywaniu wiary. Ale wiara nie powinna odpowiadać emocjom, jakąś rolę odgrywa nasz rozum i chociaż to trudne (wiem po sobie) to warto rozumowo sobie pewne rzeczy przekładać typu - mimo choroby przecież moje dawne doświadczenie nastawienie były prawdziwe, nie stracilam i tylk omuszę do tego wrócić. No i modlitwa - o dar wiary stałej ,stabilnej - Ela - 28-02-2007 02:25 rene napisał(a):ale najgorsze jest to, iż brak mi wiary. Przed depresją, byłam wierząca, wszystkie problemy zawierzałam Bogu, teraz nie potrafię. o to witaj w "klubie", Wiesz, kazdy czlowiek w swoim zyciu ma zalamania wiary. Mysle, ze Pan Bog dopuszcza do takiej sytuacji abysmy mogli szukac Go na nowo, czyli przez to bardziej sie do Niego zblizac. Bardzo czesto tak sie dzieje, gdy spotykaja nas tragedie zyciowe. Szukamy punktu oparcia, a tu nic, pustka... Z mojego podworka - nawet jak nie widze sensu w niczym to "cos" mi kolo ucha szepcze idz do kosciola. Ide wowczas i tak sobie siedze. Po godzinie mam spokoj wewnetrzny. Dla mnie jest to jak pokarm, ktory daje mi sile przetrwania na nastepny dzien. rene napisał(a):Ciągle zadaję sobie pytanie, czy on istnieje Pan Bog istnieje, kropka, bo jesli by nie istnial to i my bysmy nie istnieli. - Myszkunia - 28-02-2007 15:25 rene napisał(a):najgorsze jest to, iż brak mi wiary. Przed depresją, byłam wierząca, wszystkie problemy zawierzałam Bogu, teraz nie potrafię.Ciągle zadaję sobie pytanie, czy on istnieje, a pada odpowiedź pewnie nie. Pomóżcie mi odzyskać wiarę, nadzieję, miłość...Miło,że piszesz. I że podejmujesz tak ważny temat. Moja rada jest taka: nic na siłę. Nie zmuszaj się do wiary. Ani do niewiary. On się powoli będzie o Ciebie upominał. Delikatnie Ci szepnie kilka słów miłości. Ale to wszystko POWOLI. Nie wolno się śpieszyć tylko dlatego,że cały świat dokądś biegnie. A jeśli kiedyś utrzymywałaś z Nim relacje, to On Twoją niewiarę przyjmie, przyjmie i to, że przejmujesz sie swoją niewiarą. ( a to że się przejmujesz, też o czymś świadczy) - Aristojos - 10-03-2007 10:30 Cytat:Mysle, ze Pan Bog dopuszcza do takiej sytuacji abysmy mogli szukac Go na nowo, czyli przez to bardziej sie do Niego zblizac. Bardzo czesto tak sie dzieje, gdy spotykaja nas tragedie zyciowe. Wiesz co, znam takiego gościa, którego żona i trójka dzieci zaczadziły się w nocy. Trudno byłoby mu powiedzieć, że to dlatego, że Bóg chce aby on Go odkrył na nowo. - Ks.Marek - 10-03-2007 18:21 Aristajos napisał(a):Trudno byłoby mu powiedzieć, że to dlatego, że Bóg chce aby on Go odkrył na nowo.Jemu już nic nie powiesz. A poza tym, nikogo nie powinno obchodzić w tym momencie pytanie "dlaczego". Po 1 dlatego, że nie mamy już wpływu na odwrócenie tego wydarzenia. Po 2: Jest to dla nas wezwanie, by się strzec przed dymem, jaki się może ulatniać w naszych przewodach kominowych. Żadna śmierć nigdy nie jest bezowocna, ani bezcelowa. - Ela - 18-03-2007 23:26 Ks.Marek napisał(a):Żadna śmierć nigdy nie jest bezowocna, ani bezcelowa. Co Ksiadz Marek ma na mysli? - Ks.Marek - 18-03-2007 23:36 Ela napisał(a):Dokładnie to, co zawarłem w tym zdaniu.Ks.Marek napisał(a):Żadna śmierć nigdy nie jest bezowocna, ani bezcelowa.Co Ksiadz Marek ma na mysli? Czytamy u Izajasza, że Słowo Jahwe jest jak deszcz - nie wróci do Niego, póki nie nawodni ziemi, a ta nie wyda owocu. Tak też zatem śmierć człowieka - każdego - zawsze wydaje owoc. Myślę tu m.in o porzekadle starym: jakie życie, taka śmierć. Jak było błogosławione to je nalęzy naśladować, czerpać ze zdroju dobra. Jeśli było kiepskie, to cóż - przestroga. W każdym wymiarze życia można mówić o Bożej pedagogii - mak - 19-03-2007 00:03 Dla kogoś, kto jest w depresji umieszczać posty o śmierci... Proszę Księdza nie spodziewałam się takiego braku podstaw psychologi. Nie neguję słów Księdza,( a właściwie Bibli) ale przypominam że są i nne słowa w tej cudownej Księdze mówiące o radości i pięknie , cudach w sercu naszym i oczekiwaniu na zbawienie!!! Bóg nikogo tu i teraz nie potępia-czeka jak Ojciec na swoje dzieci( dzisiejsza ewangelia) miłujący i przyjaciel pomimo naszych win-chcący wybaczyć nam nam nie jedno wystarczy przytulić się Niego i przeprosić . - Ela - 19-03-2007 00:04 Ks.Marek napisał(a):Myślę tu m.in o porzekadle starym: jakie życie, taka śmierć. Jak było błogosławione to je nalęzy naśladować, czerpać ze zdroju dobra. Jeśli było kiepskie, to cóż - przestroga. W każdym wymiarze życia można mówić o Bożej pedagogii Nie za bardzo lapie to, jakie zycie taka smierc? Jesli mloda osoba ginie w wypadku samochodowym, czyli nagle, to jak sie odnosi jej smierc do jej zycia? - Ks.Marek - 19-03-2007 00:06 Ela napisał(a):Jesli mloda osoba ginie w wypadku samochodowym, czyli nagle, to jak sie odnosi jej smierc do jej zycia?Nie wiem, bo nie znam tej osoby. To nie o to chodzi, że dziś pytanie, dziś odpowiedź. Bardziej powinna interesować nas głębia danego człowieka, jego duchowość, jego relacje do Boga, bliźnich, swiata, samego siebie... - Ela - 19-03-2007 00:27 Ks.Marek napisał(a):Ela napisał(a):Jesli mloda osoba ginie w wypadku samochodowym, czyli nagle, to jak sie odnosi jej smierc do jej zycia?Nie wiem, bo nie znam tej osoby. To nie o to chodzi, że dziś pytanie, dziś odpowiedź. Bardziej powinna interesować nas głębia danego człowieka, jego duchowość, jego relacje do Boga, bliźnich, swiata, samego siebie... mi chodzi o to, jak my mozemy odebrac taka smierc?? To dla nas tu na ziemi szok i wielka strata... A wtym wypadku stwierdzenia, jakie zycie taka smierc wogole me ma dla mnie sensu. - Ks.Marek - 19-03-2007 09:14 Ela napisał(a):Tajemnica to wielka. Myślę, że w moim poprzednim poście napisałem jasno w czym rzecz. Poza tym, jeśli ginie w wypadku samochodowym - jasno widać, że samochód + człowiek (często młody i gniewny)= zagrożenie życia. Zgon człowieka w tym wypadku jest jednym z tysięcy w ciągu roku ostrzeżeń: brawura nie popłaca. Oczywiście daleki jestem od oskarżeń o nią człowieka, o którym Elu piszesz.Ks.Marek napisał(a):Ela napisał(a):Jesli mloda osoba ginie w wypadku samochodowym, czyli nagle, to jak sie odnosi jej smierc do jej zycia?Nie wiem, bo nie znam tej osoby. To nie o to chodzi, że dziś pytanie, dziś odpowiedź. Bardziej powinna interesować nas głębia danego człowieka, jego duchowość, jego relacje do Boga, bliźnich, swiata, samego siebie... Co zaś do porzekadła: jakie życie, taka śmierć: nie raz już widziałem ludzi szybko żyjących. Wielu z nich szybko zmarło. Stawiali na szybkość w życiu, więc szybkość ich dopadła. - Jólka - 09-04-2007 22:14 wydaje mi sie ze przychodzi w koncu taki dzien, kiedy wszyastko zaczyna sie zmieniac i widzi sie to czego sie do tej pory nie widzialo. mnie sie wydawalo na poczatku tego roku szkolnego, ze przechodze kryzys wiary, zadawalam sobie pytanie: jak ja, osoba mowiaca innym o Bogu, moze mowic, kiedy sama watpi? teraz wiem, ze nie widzialam wtedy pewnych rzeczy, oswiecilo mnie to na pewnej lekcji, kiedy mowilam o krzyzach, ze kazdy ma swoj krzyż... cierpienia, choroby... wtedy nie wiem skad, zaczelam im mowic, ze ciesze sie z kazdego dnia kiedy moge wstac i isc do pracy, chociaz okropnie mi sie nie chce. wtedy stanal mi przed oczami ten czas, kiedy nie wiedzialam czy moje dolegliwosci nie skoncza sie na przykuciu na jakis dluzszy czas do lozka, na szczescie przeszlo, chodze i... teraz widze, ze mam za co Bogu dziekowac... [ Komentarz dodany przez: Annnika: Pon 09 Kwi, 2007 22:54 ] Pięknie, bardzo się cieszę :* |