Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net
Moja historia - Wersja do druku

+- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum)
+-- Dział: Religia w Świecie (/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Dział: Magia, sekty i wszystko inne (/forumdisplay.php?fid=17)
+--- Wątek: Moja historia (/showthread.php?tid=4348)

Strony: 1 2


Moja historia - trzcina - 25-03-2009 04:07

Moją historię opowiada pomiędzy 15 a 26 minutą pewnej konferencji oto ten ojciec paulin:
http://www.jp2w.pl/?id=58448&location=f&msg=1&lang_id=PL - niestety dopiero po ściągnięciu pliku można przewijać czy zatrzymywać materiał. Film przez przypadek znalazł mój znajomy i nawet zdziwiłam się, że tak zapadłam w pamięć temu ojcu. Proszę, żeby w temacie wypowiadały się osoby, które obejrzą powyższy film. Jeśli ktoś by chciał zweryfikować czy to rzeczywiście o mnie mówi ojciec to posiadam jego numer telefonu i wystarczy powiedzieć mu moje imię - jest bardzo rzadkie, więc myślę, że łatwo można potwierdzić to co mówię. Na szczęście ojciec zmienił trochę faktów z mojego życia, gdyż zmienił mój rok studiów oraz to, że po pewnym czasie przeniosłam się z KUL na UKSW w Warszawie, żeby nikt mnie nie skojarzył jak się domyślam. To tak tytułem wstępu. Trwa to już od końca 2005 roku lecz nie będę opisywać tego ze szczegółami, gdyż ojciec Anzelmem zrobił to doskonale. Będę pisać chaotycznie bo nie wiem od czego zacząć ani nie wiem też dokładnie jaki cel przyświeca mi przy pisaniu tego tematu, więc z góry wybaczcie jeśli będę pisać nieskładnie. Moi rodzice przenieśli się na Warmię (okolice Olsztyna) 2 lata temu, jakieś 600 km od Częstochowy dlatego też ojciec Anzelm już o mnie nie usłyszał. Ja w tym czasie studiowałam w Warszawie. Szukałam pomocy - wiadomo z jakiej przyczyny - lecz sama nie byłam wstanie wiele zrobić a jeśli nawet łapałam jakiś kontakt z jakimiś księżmi to wszystko brało w łeb w dziwnych okolicznościach albo po prostu, po ludzku oni zawodzili. Tak się męczyłam 3 lata w Warszawie. Do kościoła rzadko chodziłam, modlić się bałam - lecz gdy nie ruszałam spraw duchowych wszystko było "OK" - żadnych ataków, koszmarów nocnych, ale powoli czułam jak coś mnie zabija i czyni bardzo, bardzo nieszczęśliwą osobę. Spotkałam chłopaka, zakochaliśmy się w sobie. On jest lektorem i w sumie wierzącym człowiekiem. Wiedział o mojej "przeszłości" lecz on raczej wierzył w naukę niż działanie złego ducha. Zaczęłam leczyć się psychiatrycznie jednak to nie odnosiło wielkich skutków. Tabletki uspokajające nie uspokajały mnie a nasenne nie usypiały mimo, że brałam końskie dawki. Chłopak ten mi pomagał, modlił się za mnie, chodził na Mszę Św. w mojej intencji. A ja? Stawałam się coraz bardziej arogancka, agresywna, kłótliwa, przykra, nieznośna, uszczypliwa, ale w taki chory i jakby diabelski sposób - taka nienawiść do osoby, która tyle dla mnie robi Smutny I pewnego dnia ten chłopak nie wytrzymał (po 10 miesięcznym związku i planach na przyszłość) i powiedział, że coś zabiło jego miłość do mnie (moje zachowanie) no i nie możemy być już razem. Ja się wtedy załamałam. To nie było takie zwykłe załamanie kiedy rozstaje się dwoje ludzi. To była dla mnie osoba, która znała tą moją mroczną tajemnicę, moje małe piekło, więc gdy utraciłam ją załamałam się totalnie. Byłam zła na Boga czemu pozwala diabłu niszczyć wszystko co dobre w moim życiu?! Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ja nie jestem całkowicie niewinna lecz boję się cokolwiek "ruszać" bo znów zacznie się piekło a i tak większość osób uzna mnie za wariatkę nawet większość katolików będzie wstanie tak stwierdzić bo przecież dla nich szatan to tylko idea zła a nie działająca istota. Miałam próbę samobójczą - próbowałam podciąć sobie żyły, ale no cóż jak widać żyję. Trafiłam do szpitala skąd mama mnie zabrała do domu. Od prawie 3 miesięcy jestem w domu. Na codzień wegetuję. Źle sypiam lub wcale, nie modlę się bo się boję to nie znaczy, że nie chcę (gdy próbowałam to nie mogę mówić i rzuca mną o ziemię - jak za dawnych czasów), na Mszy Św. raz byłam, ale czułam się fatalnie tam. Staram się też nie myśleć o tym chłopaku, gdyż wciąż go kocham a każda myśl o tym co straciłam doprowadza mnie do szaleństwa i rozpaczy. Co do moich rodziców. Tata jest zielonoświątkowcem i chętnie by mnie zaprowadził do ich pastora, ale ja nie mam zamiaru być we wspólnocie, gdzie odrzucają sakramenty pokuty, Eucharystii, papieża oraz wstawiennictwo Matki Bożej oraz innych świętych. Mama zaś twierdzi, że to kwestia psychiki i nie chce w ogóle rozmawiać o tym. Mieszkam na małej wsi, najbliższy kościół jest parę kilometrów ode mnie, więc jakbym nawet chciała nie mogę często uczestniczyć choćby w adoracji Najświętszego Sakramentu Zresztą nawet nie wiem czy bym tam dotarła. Pisałam nawet maila do księdza egzorcysty z Olsztyna, ale on coś mi zdawkowo odpisał (choć nie wysłałam mu linku do tego filmu, gdyż w sumie jeszcze go nie znałam) a jak zapytałam się o konkrety tzn. gdzie i kiedy mogę go zostać to już nie odpisał Smutny Zresztą nawet jeśli by odpisał ja tam nie trafię. Wiem, że zły się o to postara - nieraz już doznawałam paraliżu lub po prostu przemocy i bez pomocy osób trzecich sama czasem nie jestem wstanie nic zrobić a szczególnie udać się do księdza czy czasem nawet do kościoła :cry: Niedługo jadę do Warszawy odebrać papiery z uczelni (chciałam to załatwić w tym tygodniu lub przyszłym) bo mama chce bym od października studiowała w Olsztynie, ale boję, że całkiem się rozsypię tam bo w Warszawie nic dobrego mnie nie spotkało i w sumie teraz myślę, że cierpię na dodatek na depresję, ale kto by nie cierpiał po tym piekle na ziemi? Mam zamiar iść do kościoła, gdzie służy mój były chłopak i dać proboszczowi mój różaniec z Jasnej Góry poświęcony przez ojca Anzelma wodą egzorcyzmowaną by przekazał go mojemu byłemu chłopakowi, żeby Matka Boża go chroniła, gdyż wiem, że szatan go bardzo nienawidzi bo on niszczy wszystko i wszystkich, których kocham. Nawet udało mu się zniszczyć naszą ludzką miłość Smutny Nie wiem czy kiedykolwiek będę szczęśliwa. Czasem jestem zła i myślę sobie, że np. podpiszę ten cholerny cyrograf to chociaż będę miała z tego mojego piekła korzyści a szatan będzie zadowolony :cry: Zabrał mi wszystko a ja już nie mam siły walczyć i wiem, że nikt mi nie pomoże bo kogokolwiek proszę o pomoc to się ode mnie odwraca albo uważa mnie za wariatkę Smutny A może nią jestem?! Chciałabym umrzeć bo zły zabrał mi wszystko co miałam najcenniejsze: miłość, studia, zdrowie, spokój Smutny Chciałabym być blisko Boga, ale czuję tylko ból i strach, gdy się do Niego chcę zbliżyć Smutny NIKT mi nie pomoże Smutny Jestem przeklęta!


- Helmutt - 25-03-2009 08:07

Sama sobie wpierw pomóż, przestań się zadręczać i weź się za siebie. Przestań rozmyslać "jaka to ja jestem opętana i o zgrozo". Długo tak nie zajedziesz albo wykończy Cię choroba psychiczna albo skoczysz z okna. Idź do psychologa, wyjdź do ludzi - no nie wiem ale trzeba coś robić - bo najłatwiej jest zwalić wszystko na "diabełki" i użalać się nad sobą. Sorry, ale czasami trzeba nazwac rzecz po imieniu.
Pewnie, że nikt Ci nie pomoże - sama musisz to zrobić. Piszę to jako człowiek, który był dośc blisko skończenia ze sobą i SAM z tego wyszedł. Bo chciał.


- Moria - 25-03-2009 08:59

Jeśli możesz się modlic to czyń to jak najczęściej - Choćby przez krótkie akty strzeliste: Jezu ufam Tobie, Maryjo módl sie za mną. Pros innych o modlitwę w Twojej intencji (moze też o post) Możesz poprosic o modlitwe zakonnice klauzurowe:
http://www.misericordiadei.eu/pag.05.php
http://www.wizytki.pl/pl/informacje/prosba_o_modlitwe__1
Karmelitanki Bose - adres:
dys@karmel.pl
Klaryski - adres:
klaryski.hajnowka@gmail.com

Musisz walczyć o swoją miłość do Boga , o swoje zaufanie do Niego. Staraj sie czynic akty wiary przeciwne temu co podsuwa ci demon. Jeśli kusi Cię do niewiary - uczyń z cała moca na jaka Cie stać akt wiary: np. Wierze Tobie Panie, ufam Tobie. Mozesz posłużyć sie słowami Pisma Świętego.
Bardzo ważne jest tez zycie sakramentalne spowiedź , Eucharystia.
Wskazany tez kontakt z egzorcystą.

Trzymaj sie i nie poddawaj zwątpieniu i rozpaczy

Pozdrowienia


- spioh - 25-03-2009 11:10

trzcina, dlaczego nie odnowisz kontaktu z o.Anzelmem?


- Moria - 25-03-2009 11:27

Cytat:trzcina, dlaczego nie odnowisz kontaktu z o.Anzelmem?

Popieram spioha - wydaje sie tutaj niezbędny kontakt z ks. egzorcystą.

Oprócz tego modlitwa wstawiennicza innych za trzcinę. Jesli ktos obawia sie jakiejs zemsty złego, gdy będzie się modlił za trzcinę - to jest na to sposób. Tym sposobem jest modlitwa myślna. Szatan nie zna naszych myśli - sa one znane tylko Bogu. Dlatego możemy modlić się takze za osoby zniewolone, w sposób bezpieczny - a jak niech wyjaśni św. Jan Kasjan:
'W skrytości modlimy się, gdy jedynie sercem i gorącą myślą wyjawiamy prośby nasze Bogu samemu tak, że nawet moce wrogie nie zdołają poznać, o co prosimy. Dlatego mamy się modlić w najgłębszym milczeniu. Nie tylko nie powinniśmy przeszkadzać naszym szeptem lub wykrzykami współmodlącym się braciom, którym takie szelesty przerywają pobożne myśli, lecz należy także ukryć cel błagań naszych przed nieprzyjaciółmi naszymi, czyhającymi na nas szczególnie w czasie modlitwy".

Pozdrawiam


- Helmutt - 25-03-2009 11:31

Niezbędne jest przede wszytskim wzięcie się za siebie. Sama modlitwa nic nie da, jak osoba nadal będzie trwała w maraźmie i użalała się nad sobą....


- trzcina - 25-03-2009 12:30

Helmutt napisał(a):Sama sobie wpierw pomóż, przestań się zadręczać i weź się za siebie. Przestań rozmyslać "jaka to ja jestem opętana i o zgrozo". Długo tak nie zajedziesz albo wykończy Cię choroba psychiczna albo skoczysz z okna. Idź do psychologa, wyjdź do ludzi - no nie wiem ale trzeba coś robić - bo najłatwiej jest zwalić wszystko na "diabełki" i użalać się nad sobą. Sorry, ale czasami trzeba nazwac rzecz po imieniu.
Pewnie, że nikt Ci nie pomoże - sama musisz to zrobić. Piszę to jako człowiek, który był dośc blisko skończenia ze sobą i SAM z tego wyszedł. Bo chciał.

Jestem daleka od rozmyślania i użalania się nad sobą. Zazwyczaj o tym nie myślę bo nazywa się coś takiego w psychologii mechanizmem wyparcia, który pozwala właśnie nie zwariować. Ale zdaję sobie z tego sprawę, że nie jest to najlepsze wyjście. Pójść do psychologa? Byłam już u wielorakiej maści psychologów (też tych chrześcijańskich). Pomogli? Jak widać nie bardzo. Nawet psychiatra i jego tabletki nic nie wskórały. Nie stwierdził on żadnej choroby psychicznej oprócz depresji, która się nie dziwię, że wystąpiła w mojej sytuacji. Zresztą czy tabletki lub psychoterapia będą mogły zaradzić temu, że nie mogę się modlić - ale nie dlatego, że nie chcę tylko, że za każdym razem jestem fizycznie atakowana, gdy klękam do modlitwy lub jaka metoda psychoterapeutyczna pozwoli mi znów chodzić do kościoła, zniweluje np. nienawiść do Matki Bożej, strach przed kapłanami? Czyżbym miała psychozę na tle religijnym? Jasne, że nikt mi nie pomoże bo jakże mam szukać pomocy u katolików, którzy tylokrotnie pokazali, że nic ich nie obchodzi to, że proszę ich o pomoc. Często oczywiście za tym szedł strach i niewiedza, więc staram się ich zrozumieć. Jeśli człowiek sam umiałby poradzić sobie z szatanem to na co nam egzorcyści? Ja jestem tylko człowiekiem a zły to anioł Boży choć upadły tysiąckrotnie przewyższający mnie i każdego człowieka swoją siłą, wiedzą, sprytem oraz doświadczeniem. Poza tym jego czas jest nieograniczony (oczywiście do Sądu Bożego) i może człowieka powoli niszczyć przez całe życie.

spioh napisał(a):trzcina, dlaczego nie odnowisz kontaktu z o.Anzelmem?

Proszę o czytanie ze zrozumieniem. Napisałam, że przeprowadziłam się od Częstochowy jakieś 600 km, więc fizycznie nie jestem wstanie być systematycznie jeśli w ogóle u ojca, poza tym nie stać mnie na ciągłe tak dalekie podróże.

Helmutt napisał(a):Niezbędne jest przede wszytskim wzięcie się za siebie. Sama modlitwa nic nie da, jak osoba nadal będzie trwała w maraźmie i użalała się nad sobą....

Każdy psycholog Ci powie, że komentarze typu "weź się w garść" są bezsensowne, gdyż jak to kiedyś powiedział ks. Pawlukiewicz - to tak samo jakbyś powiedział do człowieka, który ma połamane ręce i nogi - "śmigaj na Giewont! no jak to, nie dasz rady?!" - tak samo trudno wymagać od człowieka z połamanym sercem by "wziął się w garść". Nie użalam się nad sobą, gdyż to może doprowadzić człowieka do szaleństwa i nic konstruktywnego to nie wnosi. Spróbuj sobie wyobrazić, że przez 4 lata jest nad Tobą istota okrutna, bezwzględna, która nigdy się nie męczy, pragnie tylko Twojej duchowej śmierci bo wiadomo, że śmierć ciała go nie satysfakcjonuje, jesteś psychicznie wykańczany, bity na modlitwie, duszony, rzucany, wszystkie Twoje plany są sabotowane, tracisz ukochane osoby, siłę, wiarę a na dodatek większość ludzi Ci po prostu nie wierzy a Ty sam uważasz się za wariata - jakbyś się czuł? Ja się o opętanie nie prosiłam, przez przypadek trafiłam do księdza egzorcysty i sama nie wiem czy wolałabym tego "nie ruszać". Lecz wiem, że sama się nie zawlokę do żadnego księdza bo wiele razy, także w Lublinie mimo, że chciałam iść do księdza to różne osoby musiały mnie siłą ciągnąć do kościoła, gdyż sama często traciłam władzę w nogach. Poniekąd przyznam się, że uciekłam od księży bo miałam dość tego piekła. Wiem, moja wina lecz kto nie był w takiej sytuacji nie zrozumie jak wielka wola jest ucieczki i przerwania tego wszystkiego. Po 4 latach przyznaję się, że nie mam siły i proszę innych o pomoc, gdyż we własnej rodzinie nie mogę na nią liczyć. Jeśli to uważacie za marazm i użalanie się nad sobą to proszę bardzo, ale niech ktoś spróbuje postawić się na moim miejscu. Łatwo jest komuś doradzać nigdy nie będąc w jego sytuacji. Doradzać potrafi każdy, ale niewielu potrafi pomóc. Czy miłosierny samarytanin mówił do pobitego i okradzionego nieszczęśnika "weź się w garść"? Nie, on go wziął na swoje ramiona i pomógł mu.


- spioh - 25-03-2009 12:43

powiedzmy inaczej: jeśli faktycznie jesteś osobą, o której mowa w tym filmiku, to chodziłaś przez rok do egzorcysty i wiesz co masz robić: modlitwa i częste czytanie Słowa Bożego, sakramenty(spowiedź, eucharystia - jeśli nie możesz uczestniczyć we mszy to przynajmniej częsta regularna spowiedź. w zależności jak się ugadasz z księdzem możesz też regularnie przystępować do komunii poza mszą św.), w miarę możliwości egzorcyzm. a przede wszystkim znów ustalenie co jest przyczyną i wyrzekać się jej. (być może znów kwestia przebaczenia - to pracować nad tym).

[ Dodano: Sro 25 Mar, 2009 11:50 ]
Cytat:Napisałam, że przeprowadziłam się od Częstochowy jakieś 600 km, więc fizycznie nie jestem wstanie być systematycznie jeśli w ogóle u ojca, poza tym nie stać mnie na ciągłe tak dalekie podróże.
ja nie mówię, że masz do niego jeździć co parę dni na egzorcyzm tylko "odnowić kontakt", np. zadzwonić do niego i pogadać. może ci pomoże znaleźć księdza gdzieś blisko twojego miejsca zamieszkania (lub mogącego dojeżdżać), który nie zignoruje twojej prośby o pomoc (jak ten co przestał odpisywać na maila) i podejmie się duchowego czuwania nad tobą (jeśli egzorcysta to egzorcyzmów, a jeśli zwykły ksiądz to np. modlitw o uwolnienie).


- Rachel - 25-03-2009 13:28

Trzcina nie jesteś przeklęta. I zgadzam się z Helmuttem, musisz uważać, aby nie zrzucać wszystkiego na diabla bo może to sie zakończyć źle, szczególnie dla Ciebie.
Oprócz modlitwy, egzorcysty, sakramenty itd , to również praca nad sobą, psycholog jeśli potrzebny.


- Helmutt - 25-03-2009 13:33

Taaaa.... skoro jesteś wierząca - modlitwa niewątpliwie pomoże, ale nie może to być tylko taka pomoc.
To jest tak jak w znanym dowcipie gdy facet prosił Boga o wygraną na loteriii - a Bóg na to "Weź choć raz kup ten cholerny los!".


- Rachel - 25-03-2009 13:38

Helmutt, nie proponujemy jej bierność. Modlitwa też jest działaniem, ale połączone konkretną pracą


- Helmutt - 26-03-2009 09:02

Rachel napisał(a):Helmutt, nie proponujemy jej bierność. Modlitwa też jest działaniem, ale połączone konkretną pracą
Kto mówi o bierności - przecież pisałem, że jak jest wierząca to modlitwa pomoże, owszem, ale nie tylko sama modlitwa.


- Scott - 26-03-2009 09:40

I o to chodzi. Modlitwy, egzorcyzmy ok. Ale bez pragnienia wyjścia z tego guzik bedzie. Bóg nic na siłę nie robi.


- nieania - 26-03-2009 10:47

Najważniejsze jest pragnienie Twojego serca. To co robisz rób dla Boga. Żyj dla Boga... Naucz się pokory...

Jeśli chodzi o modlitwę nie potrzebujesz tego, żeby cokolwiek mówić. Wystarczy być przy Bogu. Zaufaj Mu.

[ Dodano: Czw 26 Mar, 2009 10:25 ]
"Kiedy Bóg odbiera nam wszystko chce dać nam siebie" - wiem jak to brzmi. Pomyśl o tym, że diabeł nie odebrał ci tego co najważniejsze: wiary, jeszcze nie odebrał ci nadziei (dowodem tego jest to, że jednak szukasz pomocy) i miłości (bo nadal potrafisz kochać). Nie odebrał ci pragnienia bycia blisko Boga.

Nie odebrał ci też miłości Boga - On nadal cię kocha, bo gdyby było inaczej osunęłabyś się w nicość. Nie odebrał ci wiary Boga - Bóg ciągle w ciebie wierzy. Nie odebrał ci zaufania Boga - Bóg ciągle ufa, że się nie poddasz.

Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą - uwierz w to, że masz siłę. Jeśli spojrzysz wstecz i zobaczysz jak wiele przeżyłaś i że nic cię nie zniszczyło, nadal żyjesz zobaczysz w tym Boga. Gdy ty nie masz sił On cię podtrzymuje, bo On nie opuszcza nigdy!


- Myszkunia - 27-03-2009 13:49

Proponuję tobie tak: 1. ofiaruj to, co się z tobą dzieje, w jakiejś intencji , 2. odnów kontakt (telefon, mail) z o. Anzelmem, 3. staraj się uspokajać na tyle, na ile to możliwe w twojej sytuacji,4. poproś kogoś o modliwtę za ciebie poprzez wstawiennictwo Jana Pawła II i Ojca Pio.
Pozdrawiam

[ Dodano: Pią 27 Mar, 2009 12:51 ]
trzcina napisał(a):Każdy psycholog Ci powie, że komentarze typu "weź się w garść" są bezsensowne
masz w 100% rację...
postaraj się wyciszać, na ile możesz...