Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net
Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Wersja do druku

+- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum)
+-- Dział: Religia w Świecie (/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Dział: Nasza wiara (/forumdisplay.php?fid=15)
+--- Wątek: Komunia na rękę - moda czy wygoda? (/showthread.php?tid=5335)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - omyk - 29-11-2011 21:30

Sant - to było pytanie do Rubinki i Dawida, bo Rubinka mówiła o dokumencie, a Dawid pisał, że w razie jego nieprzestrzegania trzeba zgłaszać do kurii. Ale już sprawa jasna, znalazłam w OWMR stosowny zapis Uśmiech


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 30-11-2011 09:22

O.K. - jasne.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - malostkowy - 12-12-2011 10:23

Klękanie przy Komunii jak najbardziej powinno być wprowadzone jako obowiązkowy rytuał, natomiast przyjmowanie jej może być jak najbardziej na rękę. Takie jest moje zdanie


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 12-12-2011 13:17

A czemu tak sądzisz?


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Scott - 28-12-2011 13:36

(03-10-2011 08:18 )sant napisał(a):  
(02-10-2011 13:05 )jan napisał(a):  Nieprawda.

Co jest nieprawdą?
(02-10-2011 13:05 )jan napisał(a):  Jak ktoś umie prawdziwie adorować, to kleczenie i podawanie Komunii do ust w tym pomaga.

Nie rozumiem- w jaki sposób adorujesz przyjmując bezpośrednio do ust?
Mi adoracja kojarzy się z wpatrywaniem się przez jakiś czas w obiekt adoracji i gloryfikowaniem go w różny sposób. Np podczas wystawienia N.S. - śpiewem, modlitwą, aktem strzelistym itp.
Przyjmując do ust - raczej nie ma takiej możliwości. Owszem można, ale wcześniej, podczas przeiistaczania i podczas podniesienia.
Natomiast sam moment komunikowania bezpośrednio do ust jest za krótki na jakąkolwiek adorację rozumianą w sensie jak wyżej napisałem.
Komunikowanie do ust, raczej zostało wprowadzone ze względów technicznych, by uniknąć profanacji NŚ podczas masowych Eucharystii.
I to jest zrozumiałe.
Natomiast w sytuacji gdy jest zagwarantowany brak możliwości profanacji, zrozumiały jest powrót do komunikowania umożliwiającego adorację, jaki był praktykowany wcześniej, zanim Kościół stał się masowy. Tzn po "dystrybucji" na skrzyżowane dłonie jest czas na adorację, wszyscy razem adorują i razem spożywają na wezwanie celebransa, który spożywa jako pierwszy a wierni w chwilę potem. I jest wtedy czas nawet do kilku minut na adorację i uwielbienie przy jednoczesnym zapewnieniu "bezpieczeństwa przed profanacją" - bo każdy może widzieć drugiego podczas adoracji.

Ja myśle że Jan zapędza się już w takie teorie motając się zwyczajnie.

Ja może na przykładzie- powiedzmy że założono kiedyś zakon który posługiwał galernikom, no i zrzeszał tysiące zakonników w portach. Ale czasy się zmieniły, galerników nie ma. No i trzeba zmienić statut albo zakon nie będzie miał powołań i umrze śmiercią naturalną.

W czasie zaborów na terenach Polski były zakony skrytkowe, bo działać legalnie nie mogły, ale teraz takiej potrzeby nie ma.

Kiedyś kiedy chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się mocno na ludy barbarzyńskie które niekiedy częściowo tkwiły w pogaństwie, dość dobrze obrazuje to choćby powieść "Krzyżacy"- z jednej strony pobożność, z drugiej-"pokłońmy się słońcu". Wykształcenie było jakie było, po prostu analfabetyzm, brak dostępu do Biblii nawet..Czasy się zmieniły, wykształcenie nawet najlepsze można mieć za free, dostęp do Biblii, KKK jest jak nigdy, nie ma krępowania kazań odgórnie, piętnowania nauki religii, dostęp do książek religijnych - bez problemu, mamy świetne wyszukiwarki, można pogłębiać żywą wiarę we wspólnotach które komuna zakazywała...I wiele wiele innych. A to wszystko wpływa na niespotykaną możliwość posiadania głębokiej wiary. A to że ktoś grzeszy zaniedbaniem- to co mamy ołtarze rozebrać, litanie przestać odmawiać bo ktoś nie wie co się dzieje? Przy takim podejścu- co zostanie z takiego Kościoła.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 28-12-2011 13:47

(12-12-2011 10:23 )malostkowy napisał(a):  Klękanie przy Komunii jak najbardziej powinno być wprowadzone jako obowiązkowy rytuał, natomiast przyjmowanie jej może być jak najbardziej na rękę. Takie jest moje zdanie
A z czego ono wynika? Może uzasadnisz swoje zdanie?


Scott napisał:
Cytat:Ja myśle że Jan zapędza się już w takie teorie motając się zwyczajnie.

To zdanie przypomniało mi anegdotkę;
W pewnym zakonie plątał się zakonny kot, podczas jutrzni ocierał się o nogi modlących się. Rozpraszał ich.
Zadecydowali, że zawsze przed jutrznią, najmłodszy mnich, będzie łapał kota i przywiązywał go do stołu, by nie przeszkadzał w modlitwie.
I przez wiele lat wykształcił się pewien rytuał: łapano kota, wiązano go, ktoś ogłaszał, że kot już uwiązany i dopiero wtedy zasiadano do jutrzni. Nawet już zapomniano skad się wziął ów rytuał, ale go skrzętnie przestrzegano.
Tyle, że pewnego poranka konsternacja- kot zdechł. I jak tu zacząć modlitwę bez wiązania kota?
Po szybkiej naradzie starszyzna posłała owego młodego mnicha - odpowiedzialnego za wiazanie kota, na pobliski targ, by zakupił nowego. Pozostali cierpliwie czekali na jego powrót siedząc w modlitewnikach.
Po powrocie zakonnika z nowym kotem, natychmiast go (kota) uwiązano i z westchnieniem ulgi przystapiono do oczekiwanej modlitwy. Tradycji i rytuałowi stało się zadość.

Wydaje mi się, że wielu gorliwych katolików często usiłuje "wiązać kota". ZawstydzonySzczęśliwy


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Wojtek37 - 28-12-2011 19:40

Sant genialnie to ująłeś.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 29-12-2011 09:01

Wolałbym słowo - "trafnie".


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Scott - 08-01-2012 17:22

No i to jest powodem tego że niektóre rzeczy w Kościele stoją, a nawet się rozpadają. Niektóre zakony mają obecnie prawie całkowity brak powołań. To co kiedyś robiły było dostosowane do otaczającego świata, który poszedł dalej. One nie rozeznały swojego powołania w tym, co ich otacza i jest jak jest.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - noone - 03-02-2012 13:00

przyjmuję Jezusa tylko i wyłącznie na klęcząco i do ust,
nie wyobrażam sobie już innej formy..
(i tylko od kapłana)


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 03-02-2012 13:20

To już wyłącznie twój problem i szafarza. Nawet gdybyś przyjmował/a na leżąco i nosem to świadczy tylko o tobie. Natomiast nie za bardzo wiem co twój noone post wnosi do dyskusji? Co chciałeś/aś przez niego powiedzieć. Że brak ci wyobraźni? Nie martw się, wielu innym też brakuje.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - noone - 03-02-2012 16:03

to nie jest w ogóle żadnym dla mnie problemem, nie wiem skąd ten pomysł,
ja również nie bardzo wiem co Twój post wnosi ale jakoś to przeżyję..

i dziękuję za ciepłe słowa na tym forum ewangelizacyjnym


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 03-02-2012 16:43

To jaki cel miał twój post?
Noone - ni z gruszki ni z pietruszki oswiadczyłaś/łeś że przyjmujesz tak a nie inaczej komunię i że nie wyobrażasz sobie i inaczej. I nic więcej. Żeby chociaż jakaś konkluzja, lub poparcie czyjegoś zdania. Przecież w tym wątku nie robimy sondażu na temat sposobu przyjmowania komunii i swoich wyobrażeń, tylko dyskutujemy o komunii.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - omyk - 04-02-2012 02:02

Sant... Twoje słowa do miłych nie należały. To, że ktoś ma jakieś upodobania, nawet jeśli nie są otwarte na wszystkie dopuszczalne normy liturgiczne, nie znaczy, że można po nim jeździć jak po łysej kobyle. To, co robi Noone nie przekracza norm liturgicznych, a jedynie nie dopuszcza wszystkich ich form. Więc o co chodzi? Ma prawo tak przyjmować, skoro lubi.


RE: Komunia na rękę - moda czy wygoda? - Sant - 04-02-2012 08:24

A czy ja coś negowałem? Napisałem że ona i szafarz mają pewien problem, bo w sytuacji ogólnie przyjętej postawy liturgicznej podczas komunii św. na stojąco i procesjonalnie, gdy nagle ktoś przyklęka, to jest to pewna "dysharmonia" liturgiczna i pewien dyskomfort psychiczny dla obu stron.
Dla wartości merytorycznej i poznawczej tego wątku, samo stwierdzenie że ktoś przyjmuję tak lub siak nie ma żadnego znaczenia, lub kto ma jaką wyobraźnię. Owszem może przykład wzmacniający moje słowa nie jest pieszczotliwy, ale czy jesteśmy tu żeby się dopieszczać?. Wydaje mi się że zbyt pochopnie widzisz tu jakąś łysą kobyłę. Po prostu piszę nieafektywnie, i wspomagam swoje słowa może drastyczniejszym przykładem, jednakże widzę, że nie zawsze można, skoro odbiór był taki. Omyk - czy to forum jest tylko po to aby było miło, czy też ma jakiś inny cel?
Proponuję pewien artykuł do lektury pióra Jacka Borkowicza, który po prostu mam w swoich zasobach.
Cytat:- Widzisz tę panią? Stoi w kolej-ce do komunii.
Kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć podobne słowa w kościele. Mam wtedy ochotę protestować, ale po chwili przychodzi refleksja. Jak inaczej na-zwać tłum ludzi kłębiących się w okoli-cy kruchty, z którego dopiero w poło-wie nawy wysnuwa się nitka korowo-du? Ci, którzy już dotarli do węzłowe-go punktu, jakby pragnąc powetować sobie cierpliwość czekania, prą o wiele za szybko jak na tempo posuwania się pochodu. Nie mogąc poruszać się do przodu, wyładowują energię na boki i kiwają się kaczym chodem – jeden w prawo, drugi w lewo. Śmiesznie to wy-gląda, gdy patrzy się z tyłu. Docierając wreszcie w pobliże ołtarza, przyklękają na jedno kolano. Tyle że nie przed sa-kramentem, ale przed… dolną częścią pleców poprzednika, który właśnie spo-sobi się, by podejść do stołu Pańskiego. Samą komunię przyjmują na stojąco, by – jak ich nauczono - nie zakłócić sprawnego przebiegu eucharystii. Wszystko to, jako żywo, przypomina chwytanie się lewą ręką za prawe ucho.
Patrzę na twarze idących przez kościół. Nie widzę w nich ani ulgi, ani radości. Nie schodzą z nich zmarszczki codziennych trosk, tych osobliwych darów, które ludzie przynoszą do świą-tyni, z którymi idą w kierunku ołtarza. Każdy niesie osobno swoje zmartwie-nia. Jak to w kolejce… Tylko po nie-licznych widać, że pogrążeni są w ci-chej modlitwie. Ale i oni przeważnie nie zwracają uwagi na tych, co przed nimi, ani na tych, którzy idą z tyłu, ani też na tych, co zostali w ławkach. Ma-szerują razem, ale pozostają samotni w swoich cichych wołaniach do Boga.
Jak wytłumaczyć tym ludziom, że nie stoją w żadnej kolejce? Jak pokazać, że wchodząc w przestrzeń kościoła, pozo-stawiają za jego drzwiami prawa rynku i socjologii, którymi rządzi się codzien-ne życie? Tutaj nic nie dzieje się przy-padkiem, wszystko podporządkowane jest jednemu celowi. Tu nie działają zasady subtelnej gry między podażą a popytem. Darów, po które idziemy, nie powinno zabraknąć – tak jak nie powin-no zabraknąć czasu na ich rozdawanie. Zaś droga, którą przebywamy, by przy-jąć sakrament, te kilkanaście metrów kościelnej posadzki, nie jest zwykłym pasażem handlowym. Na spotkanie z Chrystusem idziemy w procesji. Tego też od niepamiętnych czasów uczy nas Kościół.
Droga jest pojęciem w najgłęb-szej istocie chrześcijańskim. To prze-cież jedno z imion samego Jezusa! Nasz Nauczyciel objawił je nam osobiście, jak czytamy w Ewangelii według świę-tego Jana (14,6). Wyobrażenie drogi związane jest też ściśle z wizerunkiem Kościoła, który wędruje przez świat. Za Kościół pielgrzymujący modlimy się na Mszy niedzielnej, powtarzając słowa III modlitwy eucharystycznej. Droga to wreszcie sposób realizowania się obrzę-du dziękczynienia, jakie składamy Bo-gu przy Jego ołtarzu. Liturgia jest rze-czywistością dynamiczną, ponieważ jej sprawowanie jest równoznaczne z do-chodzeniem do pewnego punktu. Posłu-gując się językiem II Soboru Watykań-skiego, możemy punkt ten nazywać źródłem albo szczytem życia chrześci-jańskiego. Żeby doń dotrzeć, trzeba wyruszyć w podróż.
Dlatego w tej wspólnej celebracji tak ważne są procesje. Zarówno proce-sja na wejście, jak procesja z Ewange-liarzem, procesja składania darów, jak i procesja komunijna - wszystkie one są znakiem drogi, po której kroczymy. Ale ta ostatnia ma znaczenie szczególne. Procesja komunijna, zwana też eucha-rystyczną, to dumna defilada dzieci Bożych, przepełnionych radością, jaką daje silnie ugruntowana nadzieja ry-chłego zbawienia. Jednak w rytuale nie chodzi tylko o to, co nastąpi w niezna-nej nam przyszłości: ważne jest także to, co dzieje się tu i teraz. „Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami” – mówi o naszym Bożym dziecięctwie święty Paweł (Rz 8,17). Marsz chrze-ścijańskiej wspólnoty do miejsca naj-świętszego ze świętych to zatem także symboliczny obchód ziemi, którą Bóg dał nam w dziedzictwo.
W tej procesji, jak w żadnej in-nej, idziemy razem. W tym momencie moja osobista relacja z Panem Bogiem rozpływa się w powszechnym wołaniu „Hosanna!” Śpiewem wielbimy Boga i cieszymy się, że chwila wybawienia jest już blisko, już prawie nadeszła. Jesteśmy wtedy jak pierwsi nomadzi z książki Bruce’a Chatwina: widzialny świat jakby stwarzany zostaje na nowo na naszych oczach, a wspólna pieśń prowadzi nas do samej jego granicy.
Ale takiej procesji nikt nam nie zorganizuje. Od nas samych zależy, czy iść będziemy do stołu Pańskiego w du-chu radości i godności, czy też śpiesząc się, tłocząc i przestępując z nogi na no-gę, będziemy jedynie skracać dystans, dzielący nas od otrzymania upragnione-go daru.
Każdy, kto podobnie rozumie ducha procesji, przyzna że klękanie w jej trakcie jest nieporozumieniem. Jed-nak gdy kilkanaście lat temu ordynariu-sze polskich diecezji, idąc za prastarą intuicją Kościoła, wprowadzili procesję eucharystyczną w miejsce dotychczaso-wego przyjmowania komunii na klęczą-co, jakiś mądrala wpadł na pomysł, by właśnie w ten błędny sposób dodatko-wo „uczcić” Pana Jezusa. Ktoś upo-wszechnił ten wynalazek w diecezji, ktoś inny przeszczepił go do innej. No-winka, zgodnie z kopernikańską zasadą, w myśl której nędzna moneta wypiera tę tłoczoną w szlachetniejszym metalu, upowszechniła się w polskich kościo-łach z trwałością godną lepszej sprawy.
Zapewne stała za tym obawa, że przyjmowanie najświętszego z sakra-mentów „z marszu” umniejszy chwałę Bożą. Obawa w istocie pogańska, bo przecież gdyby Jezus zwracał uwagę na takie konwenanse, nie przyszedłby do nas w postaci pokarmu. Nie jestem go-dzien, abyś przyszedł do mnie – modli-my się przed każdą eucharystią. Ale skoro już mnie sobie wybrałeś, i w do-datku chcesz przychodzić do mnie w tak szokująco intymny sposób, nie po-zostaje mi nic innego, jak tylko przyjąć w pokorze ten Twój gest wielkiej łaska-wości. Choć przepełniony bojaźnią Bo-żą, śmiało wkraczam przecież w prze-strzeń świętą świętych – i pozwalam, by także ona wkroczyła we mnie.
Jacek