Samotność jako krzyż - Wersja do druku +- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum) +-- Dział: Religia w Świecie (/forumdisplay.php?fid=4) +--- Dział: Nasza wiara (/forumdisplay.php?fid=15) +--- Wątek: Samotność jako krzyż (/showthread.php?tid=668) |
Samotność jako krzyż - Adam - 24-07-2005 22:38 WczeÅniej poruszyÅem ten temat na Katoliku. PrzyjÄto to doÅÄ pozytywnie. PostanowiÅem ten tekst umieÅciÄ również tutaj, bo sam temat uważam za ważny *** PrzeglÄ dajÄ c choÄby tylko internetowe czaty, fora czy czytajÄ c liczne kÄ ciki zwierzeÅ w różnych czasopismach, albo romantycznÄ literaturÄ nietrudno nie zauważyÄ, jak wielka iloÅÄ ludzi boryka siÄ z problemem samotnoÅci. SamotnoÅci, która sama w sobie jest zresztÄ pojÄciem bardzo szerokim, albowiem obejmowaÄ może sytuacjÄ, z którÄ siÄ najbardziej kojarzy, czyli brak ukochanej osoby, wspóÅmaÅżonka, czy osoby, z którÄ zwiÄ zek maÅżeÅski chciaÅoby siÄ zawrzeÄ, może jednak w znaczeniu o wiele szerszym oznaczaÄ inne jeszcze sytuacje jak zupeÅna alienacja od spoÅecznoÅci, dotykajÄ ca najczÄÅciej ludzi starych czy wreszcie tzw. samotnoÅÄ w tÅumie, przytrafiajÄ cÄ siÄ czÄsto ludziom bardzo mÅodym, zwÅaszcza ze starszych klas gimnazjalnych czy szkóŠÅrednich. Te rozważania chciaÅbym poÅwiÄciÄ w pierwszej kolejnoÅci samotnoÅci rozumianej jako brak ukochanej osoby, czyli samotnoÅci w tym najwÄższym, choÄ może nie do koÅca prawidÅowym znaczeniu. Trzeba bowiem zaznaczyÄ na marginesie, że brak partnera życiowego nie zawsze oznacza zupeÅny brak kontaktu z ludźmi, można mieÄ przecież rodzinÄ, znajomych, czy nawet caÅkiem bliskÄ osobÄ, z którÄ jednak relacje nie wykraczajÄ poza wiÄzy przyjaźni czy dobrego koleżeÅstwa. Jednak, jak widaÄ już z samej KsiÄgi Rodzaju, w której Bóg rzekÅ, że niedobrze jest byÄ czÅowiekowi samemu i dlatego stworzyÅ Adamowi EwÄ ( por. Rdz. 2,18 i n. ), w innym zaÅ miejscu Pismo mówi nam, że od razu Bóg stworzyÅ czÅowieka jako mÄżczyznÄ i niewiastÄ ( por. Rdz. 1,27 ). Można wysnuÄ z tych opisów wniosek, że do peÅni szczÄÅcia czÅowieka, i do peÅni realizacji jego fizycznych, psychicznych i duchowych potrzeb potrzebne jest partnerstwo dwojga ludzi przeciwnych pÅci, którzy tworzÄ ten ÅwiÄty i nierozerwalny zwiÄ zek, przez który stajÄ siÄ w koÅcu jednym ciaÅem ( Mt 19,6 ). Potwierdza to również nasza wiedza psychologiczna, czy nawet zupeÅnie amatorskie obserwacje rozmów ludzi a także wÅasne doÅwiadczenie. Å»e źle jest czÅowiekowi samemu iÅÄ przez życie i powiedzieÄ nawet można, że ani krewni, ani znajomi ani przyjaciele wiele tu nie pomogÄ , albowiem spodobaÅo siÄ Panu, aby do peÅni samorealizacji czÅowiek opuÅciÅ swÄ biologicznÄ rodzinÄ i zÅÄ czyÅ siÄ Å¼onÄ czy mÄżem, ( Rdz. 2,24 ) o czym zaÅwiadcza zarówno Pismo ÅwiÄte jak i nasza zupeÅnie ludzka wiedza psychologiczna. Cóż, wobec tego poczÄ Ä, gdy tak wielu ludzi dotyka niemożnoÅÄ zadoÅÄuczynienia temu planowi Boga, który tak wÅaÅnie stworzyÅ naszÄ naturÄ, że do peÅni naszej realizacji, do peÅni szczÄÅcia potrzebujemy partnerstwa ukochanej osoby ? A czasem sytuacja staje siÄ jeszcze trudniejsza, gdy brak nie tylko ukochanej osoby, ale w ogóle jakiegokolwiek towarzystwa, albo co też zdarza siÄ nierzadko, w miÅoÅci siÄ po prostu nie ukÅada ? Wydaje siÄ, że wszystko to trzeba ujrzeÄ w najwÅaÅciwszej dla chrzeÅcijanina perspektywie, jakÄ jest krzyż, przez którego pryzmat trzeba patrzeÄ na wszystko, co nas spotyka w życiu, zwÅaszcza na to, czego pragnÄlibyÅmy uniknÄ Ä. Tak, jak już dawno przywykliÅmy za krzyż, za wspóÅudziaÅ w mÄce naszego Zbawiciela uznawaÄ np. materialny niedostatek, choroby, kalectwo, upoÅledzenie, tak nie wiadomo dlaczego z takim trudem przychodzi wielu, aby tak samo spojrzeÄ na samotnoÅÄ. Jako na krzyż, który niesiemy wraz z Szymonem Cyrenejczykiem za Jezusem. Zauważmy, z samego opisu Ewangelii możnaby wysnuÄ wniosek, że Szymon byÅ wÅaÅciwie zupeÅnie bezbarwnÄ postaciÄ . ZostaÅ przymuszony do niesienia krzyża, którego istoty ni w zÄ b nie rozumiaÅ, ale nie rozumiawszy nic z tej Tajemnicy Jezusowi ulżyÅ nieco doli. Czyż mimo tej pozornej bezbarwnoÅci nie ma w tej postaci i tym epizodzie czegoÅ wyjÄ tkowo nam bliskiego ? Czyż tak nie wyglÄ da również i nasze codzienne zmaganie siÄ z losem, który gotuje nam Bóg ? My też przecież rzadko rozumiemy w peÅni czego On od nas chce i chyba nawet nie popeÅniamy wielkiego nieposÅuszeÅstwa, gdy staramy siÄ od tego uciec. Przecież sam Jezus modliÅ siÄ sÅowami «Ojcze mój, jeÅli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! ( Mt 26,39a ) a nieco wczeÅniej rzekÅ do uczniów «Smutna jest moja dusza aż do Åmierci; Mt ( 26,38 ). Wydaje siÄ wiÄc na podstawie tych sÅów, że mamy prawo siÄ smuciÄ, mamy prawo w jakimÅ ograniczonym zakresie siÄ buntowaÄ przeciwko swojemu losowi, jednak zawsze pamiÄtajÄ c o sÅowach Jezusa, który jakkolwiek prosiÅ Ojca, aby zabraÅ od niego kielich goryczy, jednak dodaÅ ale nie moja, lecz Twoja wola niech siÄ stanie (Mt 26,39 b ). Inny nasz brat w cierpieniu , gdyby komuÅ nie podobaÅo siÄ podobieÅstwo do Szymona Cyrenejczyka starotestamentalny Hiob również nie rozumiaÅ poczÄ tkowo przyczyny swoich cierpieÅ, nie rozumieli tego również jego przyjaciele, którzy swoimi pocieszeniami wyrzÄ dzili nieszczÄÅnikowi chyba najwiÄcej szkody. Dopiero peÅne Objawienie za BoÅ¼Ä ÅaskÄ swoich planów jako tako pocieszyÅo Hioba. My jednak, ludzie żyjÄ cy wiele wieków po objawieniu siÄ Boga w Chrystusie mamy szczÄÅcie byÄ uprzedzeni o wszystkim, czego pragnie od nas Bóg, albowiem na kartach Pisma ÅwiÄtego możemy ÅledziÄ losy Hioba, Szymona czy wreszcie samego Jezusa. Ten Ostatni nawet wyraźnie powiedziaÅ nam, co jesteÅmy winni Bogu. W Ewangelii pada zdanie, które stanowi klamrÄ tego wszystkiego, co czytamy na przykÅadzie Hioba, Jezusa, Szymona â JeÅli kto chce pójÅÄ za mnÄ , niech siÄ zaprze samego siebie, niech bierze swój krzyż i mnie naÅladuje ( Mt.16,24 ). Tak daje nam do zrozumienia NiebiaÅski Nauczyciel, że prawa przyjaźni z nim wpisane sÄ w krzyż. Mówi o tym i dosÅownie, ale również jak widaÄ z cytatu przytoczonego wyżej, poprzez wezwanie do Jego naÅladowania, kiedy wÅaÅnie krzyż, staÅ siÄ Jego symbolem, powoÅaniem, rzec by można - herbem. Krzyż PaÅski w naszym życiu objawia siÄ na różne sposoby. Może byÄ, co od dawna jest akceptowane zrealizowany w postaci choroby, kalectwa, choroby wÅasnej czy kogoÅ bliskiego, czyjejÅ Åmierci. Czy jest wiÄc wielki odkryciem, że niektórym dane jest uczestniczyÄ w chrystusowym Krzyżu poprzez samotnoÅÄ ? Å»e taki jest czyjÅ udziaÅ w tym ewangelicznym kielichu goryczy ? Niektórzy, mogliby powÄ tpiewaÄ wnioskom, do których doszliÅmy powyżej, że skoro napisaliÅmy na poczÄ tku tych rozważaÅ, iż czÅowiek w peÅni realizuje siÄ w miÅoÅci, w maÅżeÅstwie, gdyż Bóg zapragnÄ Å aby czÅowiek zÅÄ czyÅ siÄ ze swojÄ Å¼onÄ i byli jednym ciaÅem ( Rdz. 2,24 ). Trzeba na to odpowiedzieÄ jednak, tymi dwiema prawdami. PierwszÄ o cierpieniu, które jednoczy nas z Chrystusem opisaliÅmy powyżej. Ponadto możemy dopowiedzieÄ, że czÄsto siÄ zdarza, iż wÅaÅnie pewna uÅomnoÅÄ fizycznej natury w sposób szczególny czyni czÅowieka miÅym Bogu. Przecież Bóg stworzyÅ nas zdrowymi, silnymi, a jednak, choroba, kalectwo albo inna uÅomnoÅÄ to jak niezmiennie przez wieki nauczali ÅwiÄci i Ojcowie i Doktorzy KoÅcioÅa cechy, które szczególnie zbliżajÄ do Boga. Dlaczego wiÄc, podobnej roli w relacjach czÅowieka do Boga nie miaÅa by mieÄ samotnoÅÄ ? RozważajÄ c dylemat chrzeÅcijaÅskiego spojrzenia na samotnoÅÄ nie można oczywiÅcie zapomnieÄ o wyraźnym wezwaniu Pana ukazujÄ cego dziewictwo i celibat ewentualnie wdowieÅstwo jako szczególnie miÅÄ Bogu drogÄ do Niego. PowiedziaÅ bowiem Jezus, że sÄ bezżenni, którzy sami siÄ takimi uczynili dla Królestwa Bożego (Mt 19,12 ). Pan wyraźnie daÅ nam do zrozumienia, że przy caÅym uznaniu wyjÄ tkowej godnoÅci maÅżeÅstwa i ludzkiej pÅciowoÅci szczególnie mili sÄ mu ci, którzy wybrali znacznie trudniejszÄ drogÄ samotnoÅci. Tak też ApostoÅ PaweÅ nauczaÅ, że choÄ nie zabrania nikomu żeniÄ siÄ ani wychodziÄ za mÄ Å¼ woÅaÅby, aby wszyscy dobrowolnie pozostali tacy jak on, czyli żyli w celibacie lub dziewictwie, ewentualnie we wdowieÅstwie, bo choÄ maÅżeÅstwo nie wyklucza wiecznej nagrody, za celibat jest ona znacznie wiÄksza ( zob. I Kor. 7,1-40 ). Można spytaÄ w tym momencie, dlaczego piszÄ o tym dopiero w tym miejscu ? Otóż, nie pisaÅem tego wczeÅniej, gdyż owe cytaty gdyby je ÅciÅle rozumieÄ dotyczyÅy dobrowolnego wyboru samotnoÅci, ja zaÅ piszÄ o samotnoÅci, która zostaje nam niejako narzucona przez Pana naszych losów. Dlatego znacznie bardziej pasuje do tego stanu nauka ogólna o cierpieniu i krzyżu niż o celibacie i dziewictwie, wzglÄdnie wdowieÅstwie, wszak nietrudno zauważyÄ, że obie te nauki siÄ ze sobÄ krzyżujÄ poprzez wÅaÅciwe Ewangelii i zdrowemu rozsÄ dkowi zaakcentowanie szczególnej wartoÅci każdej drogi trudniejszej. Jednak sÄ inne jeszcze powody, aby rozważajÄ c dylemat nawet nie do koÅca dobrowolnie przyjÄtej samotnoÅci wspomnieÄ o chrzeÅcijaÅskiej nauce o celibacie i dziewictwie czy wdowieÅstwie. Nawet bowiem jeÅli droga ta zostaÅa nam niejako narzucona, to trudno nie zauważyÄ, że jednak wpisuje nas to jakoÅ w realizacjÄ tej drogi, choÄby byÅo to tylko podÄ Å¼anie niÄ w jakiÅ czÄÅciowy sposób. W tym zresztÄ kontekÅcie możemy szczególnie dojrzeÄ, że te drogi, zarówno krzyża podjÄtego dobrowolnie jak i trudów życia, wynikajÄ cych po prostu z kolei losów siÄ ze sobÄ pokrywajÄ . Można w tym miejscu przytoczyÄ inny jeszcze argument, na rzecz twierdzenia, że choÄ nagroda w Niebie dla tego, kto cierpi samotnoÅÄ nie jako wybór ale tylko krzyż bÄdzie mniejsza niż dla tego, kto przyjÄ Å jÄ dobrowolnie, ale na pewno wiÄksza, niż gdyby realizowaÅ siÄ jak wiÄkszoÅÄ ludzi. Porównajmy czystoÅÄ z innÄ radÄ ewangelicznÄ jakÄ jest ubóstwo. ChoÄ sÄ osoby, które dla wiÄkszej ChwaÅy Bożej wyrzekÅy siÄ bogactwa, sÄ i osoby, które ubogimi siÄ po prostu urodziÅy, takimi staÅy w wyniku sytuacji losowej czy wreszcie do majÄ tku nie doszÅy z powodu braku życiowej zaradnoÅci. Nigdy jednak w ocenie ubóstwa nie istniaÅy wÄ tpliwoÅci, że każdy ubogi jest obrazem Chrystusa i że ubóstwo zbliża do Niego bez wzglÄdu na to, czy wynika z losu czy dobrowolnie przyjÄtej rady ewangelicznej. Dlaczegóż analogicznie nie oceniÄ tej mniej doskonaÅej formy realizacji innej rady ewangelicznej jaka jest czystoÅÄ ? Która tak samo czyniÅaby czÅowieka lepszym niż zwykle obrazem Chrystusa nawet jeÅli podjÄta zostaÅa z mniejszÄ doskonaÅoÅciÄ . Re: Samotność jako krzyż - Olgaa - 25-07-2005 15:08 Adam napisał(a):choć małżeństwo nie wyklucza wiecznej nagrody, za celibat jest ona znacznie większa ( zob. I Kor. 7,1-40 ). No dobra, ja czuje w sobie powołanie do małżeństwa i do założenia rodziny, mam z niego zrezygnowac by w Niebie byc szczęśliwszą? - Tomek ptak - 25-07-2005 16:41 Olgaa napisał(a):No dobra, ja czuje w sobie powołanie do małżeństwa i do założenia rodziny, mam z niego zrezygnowac by w Niebie byc szczęśliwszą?NIE!!! Jeśli odkrywasz w Twoim życiu powołanie właśnie takie a nie inne to właśnie Pan chce Twojego szczęścia w stanie małżeńskim i nie masz z tego rezygnować. Wrdług mnie i chyba nie tylko św. Paweł pisał iż są osoby szeczólnie powołane do tego aby oddać się całkowicie służbie Bogu "umierając dla świata". - Olgaa - 25-07-2005 16:58 No ale jesli celibatariusze mają byc szczęśliwsi w Niebie... [ Dodano: Pon 25 Lip, 2005 17:01 ] Adam napisał(a):bo choć małżeństwo nie wyklucza wiecznej nagrody, za celibat jest ona znacznie większa . Z tym się po prostu nie potrafię zgodzic... Chodzi o to by kochac, prawda? Jest wielu księzy których samotnosc stała się po prostu dbaniem tylko o siebie (w końcu nie mają rodziny "na karku"), dlaczego ich nagroda ma byc większa niz kochającej matki czy ojca? - Tomek ptak - 25-07-2005 17:18 Nie wiem na jakiej podstawie Adam twierdzi iż ludzie dobrowolnie rezugnując z życia w małżeństwie będą bardziej szczęśliwi niż ci którzy czują powołanie do małżeństwa ??? Może poda nam jakieś konkretne informacje ??? Istnieje już temat : Czy w Niebie jedni będą bardziej, a inni mniej szczęśliwi? Mimo mojego wieku żyjąc samotnie nie czuję się gorszy niż jakakolwiek osoba konsekrowana lub żyjąca w małżeństwie. Poppostu staram się z pokorą przyjąć to co Pan przygotował dla mnie czekając co jeszcze się wydarzy... Wiem poprostu że mam dla kogo żyć i że to co On przygotował dla mnie jest najwspanialszą rzeczą jaka może mi się przydarzyć mimo że tak często tego nie rozumie. - Wojtek37 - 25-07-2005 19:21 Myślę, że zachodzi tu poważny konflikt co do zrozumeinia zamysłu Pana dla każdego z osobna. No więc generalizowanie sprawy, i wywyższanie jednego powołania nad drugie, mija się z celem. Bo Bóg ma jakiś plan dla każcego z nas. A jeśli już generalizować, to .... Rdz 9: 7 BT "Wy zaś bądźcie płodni i mnóżcie się; zaludniajcie ziemię i miejcie nad nią władzę." Domyślam się iż przyświacał Ci bracie tekst..... Mt 19: 29 BT "I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy." W prwadzie nie jestem przeciwny celibatariatowi, ale nie każdemu takie powołanie jest dane. A najważniejszą sprawą jest właściwe odczytanie swego powołania, a nie na siłę poddawanie się presji rodziny, czy otoczenia.[/list] - Lola - 25-07-2005 21:46 tak, przecież Bóg do różnych stanów powołuje, to tak jakby założyć że jednych z góry przeznacza do bycia bardziej szczęśliwymi innych odwrotnie, jakaś taka gradacja powołań.... - GMS - 26-07-2005 10:25 Mam już trochę lat (trochę dużo) i żyję bez tej drugiej połówki (celowo nie piszę samotnie, bo tak nie czuję) i obserwując ludzi, zwłaszcza młodych, inteligentnych, religijnych widzę, że zbyt często przyjmują samotność czy raczej właśnie brak drugiego kochającego człowieka jako krzyż, ale nie jako krzyż przyjęty z miłości do Chrystusa, ale jako ofiarę (czytaj objaw cierpiętnictwa).Jja w zasadzie dopiero niedawno zrozumiałam tę różnicę, kiedy dotarło do mnie jak swoje cierpienia przeżywali tacy święci jak Siostra Faustyna czy Ojciec Pio - ich radość w przeżywaniu cierpienia uczy co znaczy przyjąć krzyż z miłości, przecież jak się kogoś kocha, to chce się z nim być we wszystkim również w cierpieniu - mnie na przykład bardzo boli, kiedy ktoś mi bliski z jakichś powodów nie dzieli się ze mną swoimi problemami, ja nie chcę być takim przyjacielem, którego ktoś boi się "obarczyć " swoim cierpieniem, smutkiem..... a tym bardziej kiedy się kocha prawdziwą miłością. Wydaje mi się, że wielu ludzi nie akceptuje siebie, nie kocha siebie i nie wierzy, że Bóg ich kocha, i wiele samotności wynika właśnie z tego powodu, a nie z tego, że to Bóg obarcza nas takim krzyżem, przecież kochający Bóg Ojciec nie chce unieszczęśliwiać swoich dzieci, nie chce naszego cierpiętnictwa.... chce byśmy byli szczęśliwi i kochani, i abyśmy nauczyli się kochać, a dopiero kiedy to do nas dotrze, być może rzeczywiście okaże się, że przeznaczone jest nam przyjęcie "krzyża" samotności, ale jak pięknie w bardzo prozaicznym momencie - kiedy siedziałam sama w nocy na peronie czekając na spóżniony pociąg- napisała mi w smsie moja koleżanka - "Pamiętaj, że nigdy nie jesteś sama, ale jest zawsze przy tobie Pan Jezus i może porozmawiaj sobie z Nim" - nie wykasowałam tej wiadomości, żeby móc zawsze kiedy poczuję się sama do niej wrócić. Nie zgadzam się również z określaniem którejkolwiek drogi jako "trudniejszej" - to jest bardzo subiektywne co dla kogo jest trudniejsze, nie jest łatwo żyć samotnie, ale chyba wcale nie jest łatwo żyć z drugim człowiekiem, który ma dobre i złe strony, lepsze i gorsze dni..... każda droga ma swoje wyboje, a podjęta z miłoscią staje się drogą uświęcenia, zaś przyjęta z musu może tać się przekleństwem...... Pozdrawiam tych wszystkich, którzy czuja się samotni..... - Adam - 26-07-2005 12:27 Nie wiem Olga, czy jesteś katoliczką ? Bo jakieś dziwne są Twoje problemy, kiedy Pismo Święte i cała katolicka Tradycja, to co pisali Ojcowie i Doktorzy Kościoła, co praktykowali chrześcijanie zarówno katoliccy jak i prawosławni przez wieki wyraźnie wskazuje odpowiedź. Nie trzeba zresztą iść tak daleko, wystarczy idąć na łatwiznę zerknąć do aktualnego Katechizmu Cytat:1618 Chrystus jest centrum całego życia chrześcijańskiego. Więź z Nim zajmuje pierwsze miejsce przed wszystkimi innymi więzami rodzinnymi lub społecznymi 117 . Od początku istnienia Kościoła byli mężczyźni i kobiety, którzy zrezygnowali z wielkiego dobra małżeństwa, by iść za Barankiem, dokądkolwiek się uda 118 , by troszczyć się o sprawy Pana i starać się Jemu podobać 119 , by wyjść naprzeciw przychodzącemu Oblubieńcowi 120 . Sam Chrystus powołał niektórych, by szli za Nim, przyjmując taki sposób życia, którego On pozostaje wzorem: A jeszcze wymowniej oddaje co cytat z Jana Chryzostoma również przypomniany przez Katechizm : Cytat:Kto potępia małżeństwo, pozbawia także dziewictwo jego chwały; kto natomiast je chwali, czyni dziewictwo bardziej godnym podziwu i chwalebnym. To, co wydaje się dobrem tylko w porównaniu ze złem, nie może być wielkim dobrem; ale to, co jest lepsze od tego, co wszyscy uważają za dobro, jest z pewnością dobrem w stopniu najwyższym Czy kwestionując to nie oddajecie się za bardzo sposobowi myślenia naszych czasów zamiast temu, czego niezmiennie Tradycja katolicka jak i prawosławna uczy od dwóch tysiącleci i co napisano w Biblii ? Cytat:Jest wielu księzy których samotnosc stała się po prostu dbaniem tylko o siebie (w końcu nie mają rodziny "na karku"), dlaczego ich nagroda ma byc większa niz kochającej matki czy ojca? Nie znam tak dobrze księży, żeby się wypowiadać na temat cieniów i blasków tego, że nie posiadają rodziny ma karku. Ty znasz ? też wątpię. W idealnej sytuacji ich życie powinno być przeniknięte miłością Boga. Katarzyna ze Sieny napisała kiedyś, że z tego powodu, że mało kto jest w stanie umiłować Boga, odczuć Go bezpośrednio Pan stawia na naszej drogę bliźniego. Ja jednak myślę, że droga celibatu jest trudniejsza, bo jest niejako przeciw naturze, wymaga oderwania się od naturalnych pragnień, jakim jest znalezienie ,,drugiej połówki" i posiadanie dzieci, które chyba też nie są jakąś specjalną karą od życia, jak niektórzy zdają sie sugerować, bo po coś nas Bóg wyposażył w instynkty macierzyński czy ojcowski. Tak mi się przynajmniej wydaje... Re : GMS Bardzo ładnie to napisałeś, sądzę jednak, że nie musimy tak całkiem odrzucać naszej natury żeby w ogóle nie skarżyć się na swój los. Przecież sam Jezus lękał się krzyża, smucił sie w Getsemani. Owszem, mowi nam Kościół, że choć Bóg zsyła na nas cierpienia, to jednocześnie daje siłę do ich zniesienia. Św. Łukasz zanotował ukazał mu się Anioł i umacniał Go (Łk 22,43 ). To dlatego pewnie święci np O. Pio potrafili niemal z radością znosić swoje cierpienia, bo byli umacniani łaską Bożą. Zresztą, nie zawsze ta łaska objawiała się w ten radosny sposób, bo czytamy w ich biografiach wiele o tym, gdy czuli się osamitnieni, opuszczeni prze Boga. Polecam zresztą na początek przepiękną książkę ks. Dajczera Rozważania o wierze , w której w bardzo prosty sposób przedstawiona jest tajemnica cierpienia, poczucia opuszczenia przez Boga a nawet powiedziałbym, że na język zwykłych ludzi przełożona została cała katolicka mistyka. Te wielkie rzeczy, o których pisali św. Terasa z Avilli, czy Jan od Krzyża, które w ,,orginale" mogą nawet przerazić czytelnika tu zostają ukazane w sposób prosty i do przyjęcia dla każdego. Powiedzieć można, że każdy może dojrzeć w siebie mistyka. Oczywiście, nie w takim wymiarze jak ci wielcy, jak wspomniani Terasa czy Jan albo o.Pio, bo to zupełnie inny poziom, ale nawet my możemy mieć naszą małą drogę. - Olgaa - 26-07-2005 15:02 Jestem Adamie katoliczką. I znam wielu fantastycznych księży, i równie wielu księzy egoistów. Znam tez wiele cudownych matek i ojców jak i wiele matek i ojców troszczących się wyłącznie o siebie. To pozwala mi sądzic ze w miłości można wzrastac w każdym powołaniu. I zastanawiam się po co Bóg daje mi powolanie do małżenstwa skoro z góry wie ze idąc tą drogą będę w Niebie mniej szczęśliwa. Postąpic wbrew powołaniu tez chyba nie powinnam bo przeciez ono pochodzi od Pana. Z tego by wynikało że Bóg nie chce mojego szczęścia. Znam KKK. Ale nawet KKK jest tylko próbą ubrania nauczania Kościoła w słowa, owszem, najlepszą z możliwych, ale wcale nie zupełnie ostateczną. Wypowiedź Jana Chryzostoma nie ma charakteru nieomylnego, ma słuzyc zobrazowaniu pewnej prawdy, przybliżeniu jej. [ Dodano: Wto 26 Lip, 2005 15:06 ] Zresztą, z tego co widzę KKK wskazuje na celibat jako na te droge ktora jest jakby doskonalsza, ale gdzie jest napisane ze celibatariusze będą szczęśliwsi? Czy św.Augustyn jest szczęśliwszy od swojej matki, św.Moniki (ona zyła w małżeństwie, on nie, oboje są świętymi) - GMS - 26-07-2005 15:45 Dzięki Adamie, chętnie przeczytam poleconą mi przez Ciebie lekturę Jeśli chodzi o moja poprzednią wypowiedź, to chyba bardziej chodziło mi o to, że my często krzyżem ofiarowanym nam przez Pana nazywamy poprostu nasze nieudacznictwo życiowe i brak akceptacji siebie i miłości własnej...... a nie o to , że z "huuura optymizmem" mamy przyjmować każde cierpienie wbrew sobie A, jeszcze jedno, wcale nie uważam, ze tylko mistycy, czy inni wybrańcy otrzymują "odpowiednią ilość łaski" - każdy z nas dostaje jej dokładnie tyle ile mu potrzeba - ni mniej ni więcej - Adam - 26-07-2005 20:31 Olga napisał(a):Znam KKK. Ale nawet KKK jest tylko próbą ubrania nauczania Kościoła w słowa, owszem, najlepszą z możliwych, ale wcale nie zupełnie ostateczną.Wypowiedź Jana Chryzostoma nie ma charakteru nieomylnego, ma słuzyc zobrazowaniu pewnej prawdy, przybliżeniu jej Masz rację, ja też nie lubię takiego fundamentalistycznego podejścia jakie się często prezentuje, podchodzące do Katechizmu prawie jak do świętek księgi czy nieomylnego dokumentu. Zgadzam się, że nie nie jest on gwarantowany asystencją Ducha Świętego w każdym szczególe, choć jako całość na pewno. Przed takim fundamentalistycznym traktowaniem go przestrzegał sam kard. Ratzinger jeszcze gdy był prefektem KNW. Ale nauka w sprawie małżeństwa i celibatu oraz dziewictwa jest dość poważną gałęzią nauczania Kościoła, nawet Kościołów rzekł bym, żeby tak bezrefleksyjnie to sobie odrzucić, bo komuś się nie podoba, bo nie pasuje do systemu wartości pewnej epoki, albo jeszcze coś. Jest to nauka o dość solidnych podstawach biblijnych i dlatego nie można z tym postąpić tak, jakby niektórzy chcieli. Cytat:Jestem Adamie katoliczką. I znam wielu fantastycznych księży, i równie wielu księzy egoistów. Znam tez wiele cudownych matek i ojców jak i wiele matek i ojców troszczących się wyłącznie o siebie. To pozwala mi sądzic ze w miłości można wzrastac w każdym powołaniu. Widzę w tym pokusę do jakiegoś zero-jedynkowego podejścia do problemu. A przecież teologia wcale tego nie proponuje. Dlatego zacytowałem ten dopisek do par. 1620 KKK, aby nie było wątpliwości, że punkty skrajne zostały podtępione po obu stronach i to całkiem dawnmo. Raz jeszcze to napiszę : KKK napisał(a):Kto potępia małżeństwo, pozbawia także dziewictwo jego chwały; kto natomiast je chwali, czyni dziewictwo bardziej godnym podziwu i chwalebnym. To, co wydaje się dobrem tylko w porównaniu ze złem, nie może być wielkim dobrem; ale to, co jest lepsze od tego, co wszyscy uważają za dobro, jest z pewnością dobrem w stopniu najwyższym Można powiedzieć, że nauka KK jest tu dość umiarkowana, choć nei wszystkie poglądy w historii takie były. Olga napisał(a):Zresztą, z tego co widzę KKK wskazuje na celibat jako na te droge ktora jest jakby doskonalsza, ale gdzie jest napisane ze celibatariusze będą szczęśliwsi? No, ale wydaje mi się, że logiczne, że jeśli dajemy jakiejś drodze lepszy, bardziej heroiczny charakter, to musimy założyć większą nagrodę w niebie za nią. Czytałem o tym coś u św. Tomasza, na pewno podparł się Biblią. Jak znajdę to coś napiszę. Ale nie wiem, czemu w tym myśleniu, które moim zdaniem jest konsekwencją samej gradacji dróg widzicie jakąś egzotykę. - Olgaa - 26-07-2005 21:47 Mnie po prostu trochę porusza stwierdzenie ze ktos będzie miał większą nagrodę niz inną bo to tak jakby stwierdzic ze niektórzy będą cierpieli na niedosyt szczęścia w Niebie. Ja osobiscie godzę to przytoczoną tu gdzies na forum teorią: "każdy z nas otrzyma pełnię, ktoś mi kiedyś to tłumaczył na przykładzie szklanek , że mogą być różnej wielkości, ale kiedy wypełnimy je po brzegi wodą to są pełne całkowicie, i tak będzie z nami, jesteśmy różnymi "szklankami" i Bóg nas wypełni swą Obecnością po brzegi, będziemy z Bogiem w pełni, nie będziemy sie zastanawiać, kto "ma więcej" Boga, kto ma więcej zasług itp. - bo dziwne by to było to takie moje rozumienie.... " Może rzeczywiscie ktos idący trudniejszą drogą będzie jakby większym naczyniem... Ale szczerze mówiąc uwazam ze to zależy nie tylko od samego powołania, co od jego realizacji. Adamie, czy uważasz ze kapłan niewłaściwie realizujący swoje powołanie będzie miał w Niebie większą nagrodę niż ofiarna matka? [ Dodano: Wto 26 Lip, 2005 21:55 ] I powiem szczerze że na temat tego czy jedno powołanie jest lepsze od innych słyszałam różne zdania. I nie jestem pewna z ktorym się zgadzam. Moja główna wątpliwosc polega na tym: to Bóg daje powołanie, czyli w pewnym sensie to on wybiera kto będzie celibatariuszem a kto nie, a skoro on wie co jest dla nas najlepsze, i skoro daje mi powołanie do małżeństwa, to widocznie to jest moja droga. - Gregoriano - 27-07-2005 08:23 Adam napisał(a):No, ale wydaje mi się, że logiczne, że jeśli dajemy jakiejś drodze lepszy, bardziej heroiczny charakter, to musimy założyć większą nagrodę w niebie za nią. Czytałem o tym coś u św. Tomasza, na pewno podparł się Biblią. Jak znajdę to coś napiszę. Ale nie wiem, czemu w tym myśleniu, które moim zdaniem jest konsekwencją samej gradacji dróg widzicie jakąś egzotykę. Każdy z nas otrzymuje jakieś talenty. Mamy - w zamyśle Bożym - odpowiednio je użytkować. Jeden otrzymuje więcej, drugi mniej. Czy ten, który otrzymał mniej - nie mając na to żadnego wpływa - ma otrzymać mniejszą nagrodę? Jakoś mi sie to kłóci z wielkością Boga... :roll: :wink: - Adam - 27-07-2005 12:08 Olgaa napisał(a):Adamie, czy uważasz ze kapłan niewłaściwie realizujący swoje powołanie będzie miał w Niebie większą nagrodę niż ofiarna matka? A czy taki kapłan w ogóle będzie w niebie ?? :shock: [ Dodano: Sro 27 Lip, 2005 12:21 ] Przez pewną nieuwagę wysłałem poprzedni post trochę przedwcześnie, a że nie mogę edytować, to musi zostać jak jest, więc proszę o wyrozumiałość :mrgreen: Cytat:Każdy z nas otrzymuje jakieś talenty. Mamy - w zamyśle Bożym - odpowiednio je użytkować. Jeden otrzymuje więcej, drugi mniej. Czy ten, który otrzymał mniej - nie mając na to żadnego wpływa - ma otrzymać mniejszą nagrodę? Jakoś mi sie to kłóci z wielkością Boga... Przez wieki tak uczono. W sumie, czy nie wynika to pośrednio z tej szklankowej teorii przedstawionej przez Olgę. Każdą szklankę można wypełnić w całości, ale jednak szklanka 1/4 l a 1/2 litra to nie to samo. Poniekąd wynika to chyba z ewangelicznej przypowieści o talentach ( Mt25,14-30 ) która bardzo przypomina to z tymi szklankami. |