Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net
Odpowiedzialność za rozwód ? - Wersja do druku

+- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum)
+-- Dział: Religia w Świecie (/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Dział: Rodzina Katolicka (/forumdisplay.php?fid=41)
+--- Wątek: Odpowiedzialność za rozwód ? (/showthread.php?tid=705)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26


- omyk - 24-10-2010 13:36

Ciekawie postawione pytanie. Jeśli mąż jest alkoholikiem i znęca się nad żoną i dziećmi, to przejawem odpowiedzialności będzie dojrzałość do życia w separacji, co nie znaczy oczywiście końca miłości - tylko zmianę sposobu jej wyrażania. To właśnie separacja w takim przypadku jest wyrazem miłości - zarówno do dzieci i siebie samej, jak i do męża, który na pewno nic w swoim życiu nie zmieni, jeśli uwije mu się ciepłe domowe gniazdko przyzwoleń na alkoholowe wybryki i tuszowania ich skutków.
Natomiast jak sprawa ma się z rozwodem... Na pewno jak długo jest to możliwe, należy go unikać. Nawet kosztem długoletniej separacji. Rozwód cywilny tu niczego nie zmienia, a jest tylko zgorszeniem i daje poczucie bycia "wolnym na nowo", co przecież jest nieprawdą. Istnieją natomiast sytuacje, w których rozwodu potrzeba, choćby wtedy, kiedy istnieją mocne przesłanki wskazujące na to, że sakrament małżeństwa nie zaistniał ważnie. Wtedy żeby rozpocząć badanie sprawy w sądzie biskupim, potrzeba rozwodu cywilnego. Nie do końca rozumiem dlaczego, ale tak podobno jest Oczko
Także wychodzi na to, że mimo wszystko nie zawsze rozwód wynika z braku odpowiedzialności.


- kredka198 - 24-10-2010 13:48

Mam znajoma osobę ktoóa się rozwiodła..ale sytuacja była taka ze ów mąż ukrył przed nią swoją chorobę(przed ślubem) -schizofrenie... wszystko bylo by dobrze gdyby ów mąż nie zaprzestał leczenia..i wtedy działy sie tragedie.. choroba pozwolila mu uwierzyć ze ona go zdradza. Mieszkali poza miastem a ona miala firme w miescie i za kazdym razem kiedy "sie spozniala " np. robila zakupy troche dluzej ,albo byly korki to on ze ona go zdradza..i dzialy sie wtedy tragedie.. cierpiala ona i dzieci.oprocz fizyczno -psychicznej przemocy ,robil tez kolosalne długii..ktore ona teraz musi splacic.. rozwiedli sie cywilnie ,po wielu latach walki o małżeństwo, onai dzieci juz nie mogli wytrzymać,sama sie dziwie ,że wogole wytrzymała tyle lat... . ona teraz jest chora bardzo i on jakby powrocil i opiekuje się nią i dziecmi..podobno jest na razie dobrze..ale kto wie. w tym przypadku czy mozna powiedziec ze rozwod cywilny byl zly? ona nikogo sobie nowego nie znalazła.. powiedzmy ze ten cywilny rozwod byl jakby ta separacja.. moze wroca do siebie jesli bedzie sie leczyl.. kto wie..


- Sant - 24-10-2010 13:54

omyk napisał(a):Istnieją natomiast sytuacje, w których rozwodu potrzeba, choćby wtedy, kiedy istnieją mocne przesłanki wskazujące na to, że sakrament małżeństwa nie zaistniał ważnie. Wtedy żeby rozpocząć badanie sprawy w sądzie biskupim, potrzeba rozwodu cywilnego. Nie do końca rozumiem dlaczego, ale tak podobno jest Oczko
Także wychodzi na to, że mimo wszystko nie zawsze rozwód wynika z braku odpowiedzialności.
Wtedy nie ma żadnego rozwodu, tylko stwierdzenie nieważności małżeństwa od początku. To całkiem co innego.
Sakrament jest sprawą nierozerwalną i zawsze ważną. Nie ma czegoś takiego jak rozwód.


- Wojtek37 - 24-10-2010 14:12

omyk napisał(a):Ciekawie postawione pytanie. Jeśli mąż jest alkoholikiem i znęca się nad żoną i dziećmi, to przejawem odpowiedzialności będzie dojrzałość do życia w separacji, co nie znaczy oczywiście końca miłości - tylko zmianę sposobu jej wyrażania. To właśnie separacja w takim przypadku jest wyrazem miłości - zarówno do dzieci i siebie samej, jak i do męża, który na pewno nic w swoim życiu nie zmieni, jeśli uwije mu się ciepłe domowe gniazdko przyzwoleń na alkoholowe wybryki i tuszowania ich skutków. .

Tak i owszem, ale znam osoby, które naprawdę nadużywają alkoholu...... i żony jakoś dzięki Bogu sobie radzą a "patologii nie znam" i takie które sporadycznie , jak to się mówi, "w chwilach załamania" spożywają.... i tam się twierdzi że notorycznie są zalani na umór.....

Różnie można przedstawiać ten sam punkt widzenia......

Ja znam to z autopsji, aczkolwiek w innych kwestiach....


- omyk - 24-10-2010 16:55

Cytat:Wtedy nie ma żadnego rozwodu, tylko stwierdzenie nieważności małżeństwa od początku. To całkiem co innego.
Sakrament jest sprawą nierozerwalną i zawsze ważną. Nie ma czegoś takiego jak rozwód.
Sant, nie rozumiesz. Rozwód to rozwiązanie cywilnej umowy. Tylko tyle.
Żeby proces przed sądem biskupim w ogóle mógł się rozpocząć, najpierw potrzeba rozwodu cywilnego. Nie da się wszcząć procesu bez niego.


- TOMASZ32-SANCTI - 25-10-2010 11:57

omyk napisał(a):Żeby proces przed sądem biskupim w ogóle mógł się rozpocząć, najpierw potrzeba rozwodu cywilnego. Nie da się wszcząć procesu bez niego.

A co to zmienia? Nawet jak ten cywilny rozwód będzie to i tak sakrament jest faktem nierozerwalnym i te wszystkie zasrane kombinacje mające na celu pokazanie, że taką świętość da się rozwiązać jest zwyczajną kpiną z Boga. Albo traktujemy Boga i Jego działanie poważnie, albo wogóle dajmy sobie spokój z przyjmowaniem sakramentu. Przysięga jest przysiegą i trzeba robić wszystko co mozliwe, aby ta przysięga była dochowana, aby sakrament mógł istnieć. Szukanie pretekstów do rozwiązania sakramentu po przez jego unieważnienie jest lekceważeniem tego sakramentu i samego Boga, który związek sakramentalny uświęcił.


- omyk - 25-10-2010 20:25

No jak to co to zmienia... Para w majestacie prawa przestaje być małżeństwem. Oczywiście przed Bogiem nadal nim jest, bo sakramentu rozwód nie zmienia, ale nie bardzo rozumiem Twojego pytania... W końcu mówimy o moralnej dopuszczalności ROZWODU, tak? Czyli ZERWANIA UMOWY CYWILNEJ między małżonkami. To, że nie skutkuje ona rozerwaniem rzeczywistym sakramentalnego małżeństwa, nie ma nic do rzeczy.


- Wojtek37 - 25-10-2010 21:00

omyk napisał(a):No jak to co to zmienia... Para w majestacie prawa przestaje być małżeństwem. Oczywiście przed Bogiem nadal nim jest, bo sakramentu rozwód nie zmienia, ale nie bardzo rozumiem Twojego pytania... W końcu mówimy o moralnej dopuszczalności ROZWODU, tak? Czyli ZERWANIA UMOWY CYWILNEJ między małżonkami. To, że nie skutkuje ona rozerwaniem rzeczywistym sakramentalnego małżeństwa, nie ma nic do rzeczy.

A teraz, to ja, nie bardzo łapię, .... Podzielam opinią Tomasza !.


- Nicol@ - 25-10-2010 21:17

TOMASZ32-SANCTI napisał(a):A co to zmienia? Nawet jak ten cywilny rozwód będzie to i tak sakrament jest faktem nierozerwalnym i te wszystkie zasrane kombinacje mające na celu pokazanie, że taką świętość da się rozwiązać jest zwyczajną kpiną z Boga.
Też podzielam zdanie TOMASZA32-S. Omyk pytasz:
omyk napisał(a):No jak to co to zmienia... Para w majestacie prawa przestaje być małżeństwem.
W sumie to ty też.
Przecież mówisz to samo, tylko innymi słowami. Możesz to nazywać umową cywilną, do zerwania której dochodzi, ale nikt i nigdy nie zerwie węzłów sakramentalnego małżeństwa. Jeżeli małżonkowie poczuwają się do moralnych skutków takiego rozwodu, to tym bardziej muszą dać przyzwolenie=zgodzić się na wyrzuty sumienia, które ich dotkną. :!:


- Wojtek37 - 25-10-2010 21:32

Mam jedną taką małą dygresję...... skoro zgodnie z zasadą .....

Cytat:Mt 16:19 BT
".... cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie."

Takie unieważnienie jest zatwierdzone przez ludzi kościoła, może być jak wiemy, z historii potężnym nadużyciem, co do to co woli prawdziewej Boga ......?

Bóg przecież, nie podpisze się pod fałszywymi, i oszczerczymi twierdzeniami....zatem teza Tomasza ma rację bytu......


Mam jedną, taką małą dygresję...... skoro zgodnie z zasadą .....

Cytat:Mt 16:19 BT
".... cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie."

Takie unieważnienie jest zatwierdzone przez ludzi kościoła, może być jak wiemy, z historii potężnym nadużyciem, co do to co prawdziwej woli Boga, w tej materii ......?

Bóg przecież, nie podpisze się pod fałszywymi, i oszczerczymi twierdzeniami,....zatem teza Tomasza ma rację bytu...... powiem więcej jest zasadna w oczach Najwyższego.


- omyk - 26-10-2010 00:24

Spioh zapytała, czy rozwiązanie cywilnej umowy między małżonkami jest zawsze nieodpowiedzialnością, czy może czasem być przejawem odpowiedzialności. Pytanie dotyczyło rozwodu cywilnego i moja odpowiedź również dotyczy rozwodu cywilnego. Co w niej jest niezrozumiałego?

[ Dodano: Wto 26 Paź, 2010 00:28 ]
Cytat:Takie unieważnienie jest zatwierdzone przez ludzi kościoła, może być jak wiemy, z historii potężnym nadużyciem, co do to co woli prawdziewej Boga ......?
Jakie znowu unieważnienie... :roll: Co to jest unieważnienie? Nie ma niczego takiego :!:
Ten temat był wałkowany milion razy, również na forum...

Cytat:Szukanie pretekstów do rozwiązania sakramentu po przez jego unieważnienie jest lekceważeniem tego sakramentu i samego Boga, który związek sakramentalny uświęcił.
...............
Nie ma unieważnienia.
Nie ma rozwiązania sakramentu poza wypadkiem śmierci przynajmniej jednego ze współmałżonków (bo mogą umrzeć oboje naraz, nie? Oczko ), albo poza przywilejami pawłowym i piotrowym.


- spioh - 26-10-2010 00:37

wiecie co? chyba się nie rozumiecie :lol2:


- Sant - 26-10-2010 09:18

omyk napisał(a):Nie ma unieważnienia
Wiadomo, że chodzi o stwierdzenie, że małżeństwo było nieważne od początku. I to w tym sensie- taki skrót myślowy.
Natomiast co do rozwodów cywilnych, to niby czemu chrześcijanin ma się tym w ogóle zajmować. Jeśli jest to tylko kontrakt mający w świecie niechtrześcijańskim być erzatzem sakramentu. Ale jeśli już to faktycznie swiadczy o traktowaniu zagadnienia "lekką ręką" - czyli świadczy o nieodpowiedzialności. Albo serio traktuję małżeństwo albo koniunkturalnie. Chrześcijanin nie jest chrześcijaninem tylko w kościele. Jest nim zawsze i wszędzie. I na wszystko patrzy oczami Jezusa Chrystusa. I dlatego nie można rozdzielać kontraktu wymaganego przez prawo od sakramentu. Jeśli jestem chrześcijanem, to tak właśnie patrzę, a jeśli poganinem lub ateistą, to mnie to guzik obchodzi i kieruję sie tylko i wyłącznie egoizmem i własnym dobrem.
Jeśli jestem chrześcijaninem, to biorę grzechy mojego współmałżonka na swoje barki i umieram za niego, aby on również mógł być zbawiony. Czyli pełnię wobec niego funkcję J. Chrystusa. Zerwanie kontraktu cywilnego jest deklarację, że guzik mnie obchodzi twoje dobro. Czyli od początku jest jakimś nieporozumieniem. Co ma z tym Jezus wspólnego?
I wtedy wychodzi czy jestem chrześcijaninem czy nie. Bo jeśli w swoich wyborach wybieramy Barabasza miast Jezusa, to całe chrześcijaństwo sprowadza się do jakichś praktyk pobożnościowych takich samych jak w islamie buddyźmie czy dajmy na to druidyźmie - nie mających nic wspólnego z nawróceniem.


- Scott - 26-10-2010 10:14

Sakrament małżenstwa, jego istota są często pomijane. W filmach, serialach przedstawia się rozwód jako coś normalnego, wrecz uwolnienie. Tymczasem zupełnie inaczej mówi Koscioł, małżenstwo jest filarem rodziny, dlatego tego małżenstwa tak broni. Dalej, to już pisałem gdzie indziej ale warto wspomnieć, dzięki sakramentowi, małżonkowie mają możliwość rozkazania Złemu żeby odszedł od tej drugiej osoby- wprost. To wyjątek, pozatym obejmuje siebie samego i swoje dzieci.


- omyk - 26-10-2010 10:55

Cytat:Wiadomo, że chodzi o stwierdzenie, że małżeństwo było nieważne od początku.
Skąd to wiadomo? Wypowiedź autora sugeruje całkiem co innego, zwłaszcza, że później używa on słowa "rozwiązanie" w odniesieniu do sakramentu :arrow: jak byś chciał rozwiązać coś, co nigdy nie było związane?

Cytat:Ale jeśli już to faktycznie swiadczy o traktowaniu zagadnienia "lekką ręką" - czyli świadczy o nieodpowiedzialności. Albo serio traktuję małżeństwo albo koniunkturalnie.
OK, to wiemy. Świadczy o nieodpowiedzialności. Pytanie brzmiało: Czy zawsze tak jest?