Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net
moje.. twoje... i nasze... - Wersja do druku

+- Forum Ewangelizacyjne e-SANCTI.net (http://e-sancti.net/forum)
+-- Dział: Inne tematy (/forumdisplay.php?fid=5)
+--- Dział: Wolne forum (/forumdisplay.php?fid=20)
+--- Wątek: moje.. twoje... i nasze... (/showthread.php?tid=738)

Strony: 1 2 3


moje.. twoje... i nasze... - Jólka - 30-08-2005 00:08

W życiu różnie bywa, zdarzają się rozody, ale także i smierć współmałżonka. Osoby takie wchodzą w kolejne związki i... czasem zdarza się, że w jednej rodzinie są dzieci jej, jego i ich wspólne Lub też w rodzinach, gdzie są dzieci adoptowane, są dzieci pochodzące z adopcji i bilogiczne dzieci tych rodziców.

Problem jest następujący, czy można (a może nawet należy) traktować nie własne dzieci (mam tu na myśli dzieci których nie jest sie biologicznym rodzicem) inaczej niż dzieci własne (te któych się jest biologicznym rodzicem).


- Offca - 30-08-2005 01:01

A czy te dzieci w czymkolwiek zawiniły? Nie możemy krzywdzić dzieciaków, tylko dlatego, że rodzice mają problemy, a już tym bardziej kiedy te dzieciaki straciły któregoś z rodziców. Kłopoty dorosłych, czy śmierć rodziciela nie należą przecież do winy dziecka! Dlatego uważam, że każdemu dziecku należy się miłość, czy jest to moje własne dziecko, czy dziecko, które z jakiegoś powodu akurat znalazło się w mojej rodzinie.


- TOMASZ32-SANCTI - 31-08-2005 00:07

Ja powiem więcej, nie tylko takim dzieciom należy sie miłość, ale także jednakowe traktowanie z innymi a nawet trochę więcej zainteresowania i opieki, by nie czuły sie inne, gorsze od pozostałych dzieci. One często mają naprawdę przykre doświadczenia, więc warto zwrócić na to uwagę. Często ludzie dorośli nie potrafia się pogodzic z takimi sytuacjami, z cierpieniem, a co mówić dziecko.

Pozdrawiam


- GMS - 31-08-2005 07:51

Ostatnio dochodzę do wniosku, że być dobrym, mądrze kochającym rodzicem jest niezwykle trudno.... no i w zasadzie bez oddania tego Bogu zaczynamy się platać i wtedy pojawiają się takie i inne problemy. Mądre było u Żydów oddawanie dzieci Bogu....


- Annnika - 31-08-2005 19:45

Właśeni zauważyłąm przez okno nowych sąsiadów. Mającóreczkę, ma około 5-6 lat... i porażenie mózgowe.

Jest taka śliczna :shock: i dzielna Uśmiech - miałam okazję obserwować, jak z ogromną satysfakcją sama z mozołem szła obok wózka inalidzkiego, śmiała sie i była taka szczęśliwa :!: A ludzie przystawal, uśmiechali sie i ją dopingowali Uśmiech Super :!: Może ktoś w tym momencie zauważył, że taka postawa jest w życiu drogą do szczęścia: radować sie małymi krokami i starać sie robić coraz śmielsze i raźniejsze Uśmiech


- Jólka - 28-09-2005 13:22

niestety często w rodzinach jest tak, że własnie rodzice, a raczej małżonkowie są jeszcze pełni zalu... jest w nich ból związany z przeszłością, że im wcześniej nie wyszło... i po części są też zazdrośni o wcześniejszego partnera współmałżonka, a to "nie ich" dziecko każdego dnia im o nim przypomina... i może po części dlatego jakby za rodzicha chce to dziecko w jakś sposób ukarac?


- Harpoon - 28-09-2005 18:46

Adoptowane inaczej niż własne :?: :!: :|
DLa mnie to jest totalny absurd :!: Po co tacy ludzie adoptowali dziecko, skoro nie dają mu teraz wystarczjąco dużo miłości. Czy właśnie ta miłość - rodziców do dziecka, zależy od tego czyje ono jest :?:
Ja wogóle nie rozumiem takich ludzi, którzy adoptują dziecko, bo sami są bezpłodni z jakiegoś tam powodu... Kochają to dziecko... Albo im się tylko wydaje, że kochają...
Bo jeśli okazuję się nagle, że kobieta jest w ciązy, dziecko adoprowane schodzi na dalszy plan... Czasami nawet tacy rodzice posuwają się do najgorszego i oddają dziecinkę z powrotem do domu dziecka... I czy tacy ludzie wogóle maja prawo mówić o miłości :?:
Albo inny przykład, kiedy żona ma przelotny romans... Rodzi dziecko, które nie należy do jej męża, ale nie mówi mu o tym... Ojciec kocha dziecko, zqachwyca się nim...
Ale kiedy dowiaduje się, że ono wcale nie jest jego, patrzy na nie dziwnym, wzrokiem... Już nie potrafi kochać...
Tu też nie wiem jak wcześniejsze uczucie można było nazwać miłością... :roll:


- Jólka - 28-09-2005 18:59

Harpoon... są też sytuacje, kiedy pobierają się ludzie "z przeszłością" i.. z poprzednich zwiążków każde z nich ma dzieci... no i z czasem z tego związku też mają dziecko, ale tym razem wspólne... często jest tak, że to dziecko wspólne jest lepiej traktowane od tego, które nie jest wspólne, często rodzic tego dziecka stara się nie robić różnicy, ale ta druga strona wyraźnie faworyzuje to "swoje", czyli gorzej traktuje to "obce"...


- Annnika - 28-09-2005 21:01

Może to wynika z tego, że ludzie mają tendencję jednak do traktowania innych ludzi w kategoriach własności - i to jest tak zgubne :?:


- Harpoon - 28-09-2005 21:10

Jejq, to jest po prostu chore...
dziecko nie zawiniło niczym, ciekawe jak taki rodzic by się czuł, gdyby go tak potraktowano...
Mnie irytują takie sprawy, po prostu jak o czymś takim słyszę, to mi się ciśnienie podnosi <roll>


- Offca - 28-09-2005 21:18

Harpoon napisał(a):dziecko nie zawiniło niczym, ciekawe jak taki rodzic by się czuł, gdyby go tak potraktowano...

Jak widzisz w takich wypadkach rodzic się nawet nad tym nie zastanawia, nie zastanawia się nawet nad tym jak się czuje jego dziecko. Ważne sa jakieś głupie formalności. Nie liczy się człowiek.


- kasiaa - 28-09-2005 21:21

Moja przyjaciółka się rozwiodła ale jej historia jest bardzo ciekawa ma 28 lat i 10 letnią córkę jej obecny mąż długo starał się o akceptację i miłość tego dziecka chodził z nią na spacery interesował się jej sprawami pomagał w odrabianiu lekcji a ona dopiero po roku nazwała Go tatą i oświadczyła że nie ma innego taty.Ojciec biologiczny nawet jej nie odwiedza nawet moja przyjaciólka nie wie gdzie jest itd.Jej mąż Tomek nie ma rodziców i jest prawnym opiekunem swojej siostry która ma 17 lat.Moja przyjaciółka została żoną opiekuna nastolatki.Tam wszyscy się szanują i kochają.Są obowiązki są kary są nagrody ale jest wielka miłość.Podziwiam ją że odważyła się związać z Tomkiem i że umiała znaleść wspólny język z siostrą męża.Stara się w tej chwili o unieważnienie poprzedniego związku ale jej były mąż zniknął i jest to poważne utrudnienie dla sprawy.


- Annnika - 28-09-2005 21:37

Piękne świadectwo Uśmiech

Pewnie, że można. I to godne podziwu. Ale i znam taką sytuację, kiedy to drugi mąż pewnej kobiety tak bardzo chciał zaskarbić sobie przyjaźń i akceptację pasierbicy, że na wszystko jej pozwalał no i potem jakby co to zła była matka, a nie ojczym, ona za ojczymem przepadała... kiedy umarł to dopiero sie zaczęła wojna z matką :!:


- TOMASZ32-SANCTI - 28-09-2005 21:56

kasiaa napisał(a):Moja przyjaciółka się rozwiodła ale jej historia jest bardzo ciekawa ma 28 lat i 10 letnią córkę jej obecny mąż długo starał się o akceptację i miłość tego dziecka chodził z nią na spacery interesował się jej sprawami pomagał w odrabianiu lekcji a ona dopiero po roku nazwała Go tatą i oświadczyła że nie ma innego taty.Ojciec biologiczny nawet jej nie odwiedza nawet moja przyjaciólka nie wie gdzie jest itd.Jej mąż Tomek nie ma rodziców i jest prawnym opiekunem swojej siostry która ma 17 lat.Moja przyjaciółka została żoną opiekuna nastolatki.Tam wszyscy się szanują i kochają.Są obowiązki są kary są nagrody ale jest wielka miłość.Podziwiam ją że odważyła się związać z Tomkiem i że umiała znaleść wspólny język z siostrą męża.Stara się w tej chwili o unieważnienie poprzedniego związku ale jej były mąż zniknął i jest to poważne utrudnienie dla sprawy.

Ja także ją podziwiam, to jest naprawdę coś pięknego, ale trzeba pamiętać jednak, ze to dziecko ma prawdziwego ojca, który może narazie nie jest dobrym ojcem, ale jeszcze może się w nim odezwać ojcostwo, także bedzie musiała sie z tym liczyć. Druga sprawa to sprawa ślubu jaki był wcześniej zawarty. Nie wiem czy w takim przypadku otrzyma unieważnienie, jeśli był zawarty ślub Kościelny.
Dlatego wszystko zależy od tego faktu - oczywiście jeśli przyjaciółka jest katoliczką. Jeśli jest i pragnie przystępować do Komunii to do tego będzie raczej potrzebne unieważnienie wcześniejszego sakramentu. Jeśli go nie otrzyma to sakramentów nie będzie mogła przyjmować. Ale jeśli miała tylko ślub cywilny, to wtedy jest tylko kwestia rozwodu sądowego.

Pozdrawiam


- Jólka - 28-09-2005 22:54

tak, to piękne świadectwo... jednak nie zawsze tak jest. Na początku mąż może chcieć np. nawet adoptować to dziecko, ale potem... no cóż tak jest do czasu jak nie urodzi się jego własne, wóczas pasierb jest już nie potrzebny, a wręcz nawet przeszkadza w szczęściu rodzinnym. Dziecko takie, bez względu na wiek nie jest najszczęśliwsze, kiedy musi niemal żebrać o coś, co jego rodzeństwo otrzymuje, a ono żebra o to, co mu sie należy. To wcale nie jest takie p[roste, szczególnie kiedy dziecko jeszcze nie bardzo rozumie o co chodzi i dlaczego jest inaczej traktowane...