Przez kilka lat byłam wolontairuszką rehabilitującą 11-letnią wtedy Jagodę, z porażeniem mózgowym. To moze nie aż tak trudne zadanie, na pewno nie tak trudne jak pielęgnacja umierajacych, ale ona nauczyła mnie dzielić się i otrzymywać Miłość
To kochane dziecko odpłacało całym serduszkiem na uśmiech, przytulenie.
Ponieważ przez jakiś czas byłam osobą z najdłuższym stażem u Jagusi, szkoliłam innych wolontariuszy, uczyłam ich metody rehabilitacyjnej (psycho-ruchowej) Domana, ale i podstaw pielęgnacji dziecka, które nie chodzi, nie mówi oprócz mało zasygnalizownych "tak" lub "nie", które trzeba wysadzać na nocnik, przebierać, karmić łyżeczką, wycierać buzię, bo mój "Słonek"się czasem mocno ślini.
I tu widziałam ludzi, których można podzielić z grubsza na kilka grup:
1) wolonariusz z serca - kocha dziecko, robi co może, stara się, jest pedantycznie regularny i dokładny, bo to dla dziecka.
2) wolontariusz na 90% - chce dużo, ale ostatecznie niektórych rzeczy nie zrobi, bo nie może się przełamać.
3) wolontariusz na pół gwizdka - ma zrywy, raz jest dokładny, ale często ma lenia, chce pomóc, ale wiele rzeczy jest ważniejszych
4) Samarytanin na pokaz - chce pomóc, bo to ucisza jego sumienie albo zaspakaja potrzebę bycia zauważonym. Nawet czasem coś robi. W suem i" i chciałby i nei chce mu się" Takie dziwadełko. Uwierzcie, sporo takich było. Fajnie jest móc powiedzieć, że się pomaga dziecku, ludzie chwalą, serce rośnie, ale że to jeszcze trzeba robić... to już kłopot.
5-) POMIESZANIE Z POPLĄTANIEM - ktoś kazał, albo w szkole trzeba zaliczyć praktyki, albo ma sie inne interesy do załatwienia przy okazji
Słowo, raz miałam w swojej grupie (* każdego popołudnia przychodził "zestaw" 4-5 osób, to były stałe zespoły) dziewczynę, która przychodziła, żeby sobie poderwać chłopaka :!: Jak tylko pojawiał się przedstawiciel płci podobno silniejszej na horyzoncie, to już nie było mowy, żeby dziewczyna cokolwiek zrobiła. A co gorsza, była w takich momentach przykra dla dziecka, niedbale wykonywała czynności itd.
Grupy 1 i 2 były najliczniejsze, i t najwyżej ceniłam, nic przeciwko w sumie nie miałam przeciwko grupie 4. bo chociaż z sercem do małej podchodzili, ale grupy 4 i 5 to masakra, i dla mnie jako opiekuna i dla małej
Ale dużo było też i prawdziwych młodych z sercem na dłoni, gotowych do duzych poświęceń. Wolontariusze to byliśmy ludki około 16-25 lat. :mrgreen:
Przykro mi, że z powodu własnej choroby musiałam na stałe zrezygnować z wolontariatu
Ale wiem, że mnóstwo jest takich właśnie młodziaków, którzy pomagają w domach dzieci, to są ogromne tłumy młodych ludzi, pomagajacych bezinteresownie, w różnych warunkach, często wykonując robotę dorosłych ,często pielegnujących obłożnie chorych, NIE zapominajmy i o tych młodych.
:jupi: :aniol: :roll2: 8) O