Nie wiedziałam do jakiego działu to wepchnąć, więc w razie czego się przeniesie.
Mam takie właśnie pytanie odnośnie zadawanej przez kapłana pokuty podczas spowiedzi. Zawsze mnie to dziwiło, dlaczego kapłan zadaje za pokutę (a więc w ramach czegoś, co powinno być zadośćuczynieniem za popełnione grzechy, co powinno nas popchnąć ku poprawie) odmówienie jakiejś modlitwy? Czemu nie jest to np jakieś naprawienie wyrządzonej bliźniemu krzywdy? Wg mnie zadośćuczynienei za grzech powinno być adekwatne do popełnionej winy. A jak mi ksiądz "zada" przy spowiedzi odmówienie dziesiątki różańca to jakie to jest zadośćuczynienie? Jest duże prawdopodobieństwo (które nota bene zdarza się chyba każdemu, albo prawie każdemu), że ta modlitwa będzie po prostu tylko "odklepaniem" tego, co "zadał" ksiądz. I czemu to ma służyć właściwie? Nie rozumiem tego. Pokuta powinna być czymś takim, co skłoniłoby faktycznie człowieka do porządnej refleksji nad własnym życiem i postępowaniem. A sama modlitwa jako pokuta to małe prawdopodobieństwo takiej refleksji... Jak już pisałam, ludzie po prostu ją "odklepują", żeby mieć święty spokój.
Bardzo rzadko zdarzało mi się bym za pokutę otrzymywała coś innego niż zmówienie jakiejś modlitwy. Tymi wyjątkami był np. zadany fragment z Pisma Świętego do przeczytania i rozważenia.
Moi znajomi księża wymyślili niedawno podczas porządkowania sali katechetycznej na plebanii, że dobrą pokutą byłoby zadawanie ludziom właśnie takich prac porządkowych na parafii
8h porządnego wysiłku i się odechciewa grzeszyć ;P Ale byłby to dobry sposób na pokonanie chociażby grzechu lenistwa. Oczywiście wszystko mówione bylo w żartach. A może faktycznie coś w tym jest? :-k