Wczoraj, kiedy byłam na spotkaniu modlitewnym uświadomiłam sobie, że Bóg rzeczywiście nigdy mnie nie zostawił. To raczej ja tak trochę o nim zapomniałam ostatnio. Nie miałam siły albo nie chciałam z Nim rozmawiać.
Pamiętam, że kiedyś, kiedy było bardzo trudno w moim życiu, ale rozmawiałam o wszystkim z Jezusem, On wszystkim się zajmował, rozwiązaywał wszystkie moje problemy. Chyba nadal tak jest, tylko ja nie odczuwam Jego obecności, bo żyję tak jakby obok Niego, a nie z Nim. Muszę jednak wrócić do tamtej pierwotnej miłości.
Niedawno były Święta Wielkiejnocy, a we mnie wcale nie ma radości ze Zmartwychwstania, czuję, że nadal jestem w grobie. Mam wrażenie, że te Święta i teraz po nich to normalny czas, niczym nie różniący się od wcześniejszego.
Czasem boję się do tego przyznać, ale nieraz czuję się jakby rozczarowana moim Bogiem, jestem na Niego zła, że tak wygląda moje życie, rozczrowana Nim, a przecież miało być tak pięknie, nowe życie itd. Muszę jednak mieć nadzieję, że kiedyś to wszystko się zmieni. Tymczasem zupełnie nie mogę się przełamać, by zacząć rozmawiać z Jezusem i podjąć po raz drugi w swoim życiu wysiłek, walczyć o relację z Nim.
Na koniec chciałabym Bogu podziękować za poprawę stanu psychicznego i za radość, która aktualnie jest we mnie. Ostatnio wszyscy się mnie pytają, dlaczego chodzę taka radosna, a wczoraj na spotkaniu mojej wspólnoty wszyscy się do mnie uśmiechali. Myślę sobie, jak wspaniale jest obdarowywać ludzi zwyczajnym uśmiechem. Dziękuję Tobie, Panie.
[ Dodano: Sro 09 Kwi, 2008 11:03 ]
Tak jakby uzupełnienie mojego świadectwa:
http://forum.ewangelizacja.pl/viewtopic....c&start=45