Moim zdaniem przesadzacie z tym utożsamianiem ewangelizacji ze sprzedażą, nie rozumiecie chyba, o co dokładnie chodzi.
Otóż nie chodzi, by Boga "sprzedawać", a by podać wiarę i Boga w jak najbardziej strawnej formie - w rozumieniu: dopasowanej do indywidualnego postrzegania świata danej osoby.
Od razu mówie i odpowiadam na ewentualne "ale" - nie, nie chodzi o zmianę TREŚCI przekazywanej wiary, ale FORMY, w jakiej jest przekazywana. Marketing, psychologia etc pomagają dostosować sposób i formę PRZEKAZU (a nie jego treści) do odbiorcy.
Przykładowo - chcemy ewangelizować młodego człowieka, wiek około 20 lat. Możemy mu oczywiście pokazywać swoim życiem, jak wiele dała nam wiara, jaka jest cacy i w ogole, dodatkowo opowiadać mu o Bogu, zachęcać etc. Tyle, że w taki sposób przekaz będzie dostosowany do nas, a nie do niego - bo będziemy mu pokazywać go ze SWOJEJ perspektywy. Wiele spraw, ktore dla nas są oczywiste, które sa dla nas pozytywne, jemu wyda się trywialnymi, bezs3ensownymi itd.
A co da wykorzystanie marketingu "religijnego" i technik reklamy? Po pierwsze dowiemy się, jak dostosować informacje do osoby z grupy wiekowej, w ktorej zawiera się 20 lat. Z psychologii - tu z kolei zyskamy wiedzę, jak wpłynąć (nie manipulacyjnie, a perswazyjnie) na czlowieka takiego, jak nasz cel. Załóżmy, że jest on impulsywny i bardzo poszukuje doznań. Więc za przykład kontaktu z Bogiem pokazemy mu nabożeństwa najbardziej pełne życia, czy też formy, które stanowią wyzwanie. Przykładowo, zarekomendujemy mu pielgrzymke do Częstochowy nie jako wspaniałe kontemplacyjne doznanie (bo kojarzy się to z nuda i brakiem bodźców), ale jako wyzwanie, w ktorym Bóg aktywnie pomaga, w ktorym Boga można spotkać w wysiłku i walką z własnymi słabościami. Nie będziemy tez takiemu czlowiekowi mówic o "spokoju", jaki ogarnia przy modlitwie, ale o "żywości i pasji", jaka rodzi się przy modlitwie.
I tak dalej, i tak dalej. Oczywiście to jedynie naprawdę DROBNE przykłady, ale pokazuja, o co chodzi. A niestety, jednym z wiekszych problemów ewangelizatorów (wiem na sobie - mnie też próbowano ewangelizować) jest to, że owszem, to co mówią ma sens i jest wartościowe - z ICH punktu widzenia. Brak dostosowania do konkretnej osoby, dostosowania formy przekazu, drastycznie zmniejsza skuteczność.
Warto się nad tym zastanowić.
|