TOMASZ32-SANCTI napisał(a):Tutaj raczej nie było mowy o oczernianiu i nagonce. Ksiądz raczej nie zrobił niczego złego, aby musiał przepraszać
Z tego, co mówiła autorka postu, ksiądz zaczął w małej parafii nie wprost mówić o sytuacji i odnosić się do niej (negatywnie) na forum publicznym. Przy czym, jako że, z tego, co było powiedziane, była to mała miejscowość, gdzie każdy każdego zna, i o każdym wie, było to w zasadzie równoznaczne z publiczną nagonką. A, co za tym idzie - zrobienie z prywatnego sporu publicznej nagonki.
Więc uważam, że owszem, w tym względzie ksiądz jak najbardziej MA za co przepraszać.
Cytat:Najlepszym rozwiązaniem sytuacji - o czym już wspomianłem była by wspólna rozmowa między księdzem a tą koleżanką Ewą i próba wzajemnego pojednania się.
Z jednej strony zgadzam się, oczywiście. Z drugiej, nie oszukujmy się - jest to raczej prosty komunał. Na zasadzie: "najlepszą radą na wojny na świecie byłby światowy pokój".
Jak widać, to rozwiązanie jednak nie wchodzi w grę, gdyż każda z osób jest w tej parze uprzedzona do drugiej. Stąd raczej "obopólnego" rozwiązania próżno szukać.
Cytat:Niekoniecznie. Mógłby wyjść jako pierwszy i podejść do danej osoby w nieco inny, bardziej przyjemny sposób, ale nie zrobił tego i widać miał ku temu jakiś powód dla którego tego nie zrobił i nie oznacza to, że jest z nim coś nie tak. człowiek jak każdy z nas.
Dwie sprawy:
1. Zauważ, że mowa była o innym kontekście. Chodziło mi o to, że jeśli już uznajemy, że ksiądz jest mądrzejszy, starszy i w ogóle och i ach, to raczej jako taki powinien pierwszy, poprzez swą mądrość, postarać się załagodzić spór, w którym pewną winę ponoszą obie strony.
Albo jeszcze inaczej: fakt, że ksiądz jest starszy i (rzekomo, bo tego nie wiem) mądrzejszy, nie jest argumentem za tym, by akurat ta dziewczyna podchodziła do niego, a nie odwrotnie.
2. Możliwe, że miał powód, a możliwe, że jest po prostu tak zatwardziały i zadufany w sobie, że urażona duma nie pozwoliła. Tego nie wiemy.
Cytat:Ksądz to też nie święty aniołek, aby latać za każdym nadąsaym człowiekiem.
Nie, ale z kolei moim zdaniem status duchownego implikuje pewne standardy. Bo jeżeliby nie implikował, to tak w zasadzie - po co by nam byli księża? Żeby tylko mówić, a nie robić? Czym by było określenie "duszpasterz"? W zasadzie niczym, bo ów "pasterz" robiłby jedno, a mówił drugie.
Cóż, nieco abstrahując od tematu, a nawiązując jedynie do powyższego, moim zdaniem właśnie rozluźnienie standardów, bardzo dowolne podchodzenie do kwestii moralności, czy raczej dawania przykładu zachowaniem przez księży, jest jedną z najważniejszych przyczyn upadku, stoczenia się (moim zdaniem) Kościoła.
Że ksiądz to też człowiek - tak, owszem. Ale, zostając księdzem, powinien sięgać pewnych standardów. Po prostu - ślepy nie może prowadzić ślepców, Beznogi nie może uczyć innych chodzić, a głuchy - nauczać piękna muzyki.
To tak jak np z zawodem sędziego - to też człowiek. Ale, by zostać sędzią, i utrzymać to stanowisko, trzeba mieć idealną reputację. Nie może być sędzią ktoś, kto nagminnie dostaje kary za palenie trawki, czy za wdawanie się w uliczne bójki. Aby nim być, trzeba trzymać pewien standard.
Moim zdaniem, właśnie brak tego standardu w Kościele przyczynia się do jego upadku, a między innymi (by wrócić do tematu) do takich sytuacji jak powyższa, opisana w temacie.