Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Moje spotkanie z Bogiem
Autor Wiadomość
Sant Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 2,755
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 5
Post: #4
 
Dla Razena. Chciałeś faktów. Moje życie jest jednym z nich:
Mam 52 lat żonaty od 30lat. Mamy 5-cioro dzieci + dwoje w niebie.
Pan Bóg powołał mnie do życia w rodzinie, która doprowadziła mnie do chrztu i 1-wszej Komunii św., ale w domu Pan Bóg i Jezus Chrystus byli raczej nieobecni. Bieda, alkoholizm ojca, i ciągłe awantury sprawiły, że utraciłem zaufanie do Boga i praktycznie odszedłem od Kościoła. Mieszkałem w dzielnicy, w której takie zachowania były normą.
Ta sytuacja wręcz zachęcała do zachowań patologicznych, czy wręcz kryminalnych, ale Bóg, jako dobry Ojciec- ustrzegł mnie przed tym. Wyrwał ze środowiska, Dał żonę, z którą mogłem rozpocząć nowe życie.
Ale wtedy też było trudno. Chciałem budować dobrobyt i szczęście dla swojej rodziny i w efekcie doświadczyłem bankructwa, zarówno sensie materialnym jak i w życiu rodzinnym.
Rozchwiana psychika z powodu śmierci dwojga dzieci (w tym jednego z naszej winy) doprowadziła do tego, że zacząłem żyć tylko dla siebie. Pojawiły się nieporozumienia i awantury, bardzo mocne. Była mowa nawet o rozwodzie. Postanowiłem więcej nie mieć dzieci.
I w tej sytuacji cierpienia Bóg ulitował się i powoli zaczął z niej wyprowadzać.
Najpierw zesłał osobę, która pomogła nam materialnie w zamian prosząc tylko o modlitwę na podarowanym przez nią różańcu. Osoba ta długo stanowiła dla mnie znak zapytania. Zaczęliśmy się modlić.
Potem Bóg, wykorzystał moje zaangażowanie polityczne, i zaczął ukazywać Kościół, poprzez działalność w KSP u św., St. Kostki. (Przy grobie Popiełuszki)
Dawał też wyraźne znaki swojej opieki poprzez kilkakrotne wyrwanie dzieci z oczywistej śmierci.
Mieszkaliśmy w slumsie – Bóg w sposób wręcz cudowny zapewnił nam mieszkanie.
I mimo tych znaków moje serce ciągle było twarde. Chciałem sam stanowić o swoim życiu, jak wspomniałem wcześniej – zamknąłem się też na życie. Ale i tu dla mnie – zatwardziałego pyszałka i grzesznika okazał swoje miłosierdzie.
Wręcz wbrew mojej woli dał mi jeszcze dzieci. I w międzyczasie wprowadził do Kościoła, w którym usłyszałem, że: On mnie kocha takiego, jakim jestem i że zesłał swojego Syna Jezusa Chrystusa, by wziął ode mnie ten ciężar pychy, arogancji, pewności siebie i nieradzenia sobie w życiu. To wszystko, co mnie niszczyło.
I rzeczywiście doświadczyłem tego właśnie –Kościele w sakramencie pojednania. Poczułem, że On naprawdę mi wybaczył. I w dodatku zesłał swojego Ducha Świętego, który zsyłał pocieszenie po śmierci dużo młodszego brata i potem mojej mamy. Dawał też miłość do żony i dzieci. Umożliwił wspólną modlitwę.
Duch Święty przełamał mój lęk, niemoc mówienia, strach przed głoszeniem Jego Miłości.
Także widzę jak doskonale poprowadził moje życie i uzdolnia mnie, do wdzięczności i głoszenia Jego miłości. Wszak On pierwszy nas umiłował.
Wszyscy, jako chrześcijanie, jesteśmy powołani z racji naszego chrztu do świadczenia o Jezusie Chrystusie i Jego wielkiej miłości do nas. On nas woła, jakżeż często jednak tego wołania nie słyszymy. Kościół pomaga człowiekowi w zbliżaniu się do Chrystusa. W nim możemy Go spotkać. My spotkaliśmy Chrystusa dzięki katechezom Drogi Neokatechumenalnej, w których żywy, Zmartwychwstały Chrystus, dotknął nas swoją miłością tak, iż nie mogliśmy pozostać obojętni. Gdyż miłość rodzi miłość. Wcześniej nie dostrzegaliśmy Jezusa w Kościele, mimo że On zawsze w nim był i jest. Kościół, poprzez liturgie Słowa i Eucharystie, pomaga pielęgnować tę więź, jaka zaistniała z Chrystusem, który leczy wszystkie nasze rany, odbiera w sakramencie pokuty niszczący nas grzech, i odbudowuje rodzinę. Daje pokój.
Dzisiaj wiemy, że najważniejszym zadaniem jakie Bóg powierzył rodzinie, to przekazywanie wiary dzieciom. Jest dla nas absolutnym nakazem, (jeśli chcemy szczęścia naszych dzieci) który Bóg przekazał już w Starym Przymierzu w 6. rozdziale księgi powtórzonego prawa: - Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana Boga twojego, z całego swego serca, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił, przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach. (Pp 6,4-9) I to nas zobowiązuje.
Lecz by dać dzieciom wiarę musimy sami najpierw jej doświadczyć i pielęgnować ją. Niemożliwym bowiem jest by przekazywać coś, czego nie posiadamy. Nie wystarczy pozostawać w rodzinie z własnymi dziećmi. Należy jeszcze samemu narodzić się powtórnie do wiary i dopomóc narodzić się w Chrystusie dzieciom. Dlatego przynieśliśmy do Kościoła nasze dzieci, by je ochrzcić, by Kościół przekazał im depozyt wiary, który rozwijać będą w trakcie całego życia i zwrócą go kiedyś z wdzięcznością. Dzieci doskonale orientują się co jest dla rodziców najważniejsze. Dlatego nie możemy przekazywać im teorii, a żyć wbrew niej. Podstawą zawsze musi pozostać zgodność słów z czynami uwzględniająca hierarchię wartości wiary. W naszej rodzinie (mamy pięcioro dzieci) każdą niedzielę zazwyczaj zaczynamy jutrznią, podczas której modlimy się wspólnie, śpiewając lub czytając psalmy, teksty Pisma Świętego jednocześnie je wyjaśniając. Katechizujemy dzieci opowiadając co Bóg uczynił w naszym życiu. Zwracamy uwagę na nasze cierpienia wynikające ze skutków naszego egoizmu. Pierwsze, co robiliśmy po otwarciu oczu w niedzielę rano, to włączenie telewizora, a potem wylegiwanie się niemal do południa zaniedbując dzieci a także nas samych. Porównujemy te sytuacje z dniem dzisiejszym, gdy wystarcza nam już dziś czasu dla siebie, dzieci i Boga. O dawna wiemy, jak ważne jest być razem, a nie bezmyślnie uciekać w telewizję czy w lekturę nawet wartościowych pozycji. Dzisiaj realizują się w nas słowa Maryi: -Wielbi dusza moja Pana mego moc, raduje się me serce w Bogu Zbawcy mym... Bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmogący. Jego imię jest Święte. (Łk 1,46 - 49)
Ten hymn uwielbienia wprowadza w atmosferę uczestnictwa w wielkim wydarzeniu - coniedzielnej Eucharystii będącej przedłużeniem Paschy Jezusa Chrystusa. Paschy pomagającej stawać się jednością na wzór Jezusa i Kościoła. Przecież chrześcijańskie małżeństwo pozwalające działać Jezusowi, gdzie jedno oddaje siebie drugiemu, jest obrazem oblubieńczej miłości, jaką żywi Chrystus do Kościoła. Miłości płodnej również w uwielbienie, którego szczytem jest Eucharystia będąca wielkim hymnem dziękczynienia za wszystkie te cudowne i wspaniałe rzeczy, które Bóg uczynił dla nas. Czujemy się niczym Hebrajczycy, którzy po przejściu przez Morze Czerwone hymnem błogosławili Boga za wybawienie.
Dlatego wraz z naszymi dziećmi z utęsknieniem czekamy całonocnej Liturgii Wigilii Paschalnej, matki wszystkich Eucharystii, którą w naszej wspólnocie sprawujemy z wielką radością. Dzieci uroczystości tej nie mogą się wręcz doczekać. One już wiedzą, że święta Wielkanocne to czas należny przede wszystkim rodzinie, co jest im ogromnie potrzebne i co potrafią już docenić. Rozumieją, że pierwszym, który naprawdę nas umiłował jest Chrystus.

"Czuję, że muszę wrócić do Ciebie - oto pukam - otwórz mi drzwi swoje, poucz mnie, jak dojść do Ciebie można" (Soliloquia - Św. Augustyn)
25-06-2010 18:38
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Moje spotkanie z Bogiem - angela - 14-06-2010, 19:35
[] - Nicol@ - 14-06-2010, 22:11
[] - TOMASZ32-SANCTI - 15-06-2010, 21:33
[] - Sant - 25-06-2010 18:38
[] - TOMASZ32-SANCTI - 22-09-2010, 00:37

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów