MSA napisał(a):Właśnie rozumiem i znam smak tego tortu. Tylko, że on jest truskawkowy, a ja nie znoszę truskawek .
Gdybyś znał, nie zamieniłbyś na nic innego. A te truskawki w rzeczywistości są malinami. Przyjrzyj sie uważnie. I zauważ też że są tylko dla ozdoby. Generalnie nie zmieniają smaku tortu.
Smak w jakiś sposób jest aktywowany solą. I właśnie chrześcijanin, chrześcijaństwo jest taką solą. Co znaczy solą? - sól ziemi itd? - Nic podobnego. Sól ma pewien sens, do spełnienia - pewna misję - I tu
Omyk odpowiedź również dla ciebie-
Sól ma za zadanie posolić świat. Potrawa posolona jest bardziej strawna, smaczniejsza. Łatwiej się ją spożywa. I jeśli świat porównamy do jakiejś potrawy, - dajmy na to - zupy, to same kartofle, marchewka i mięso po ugotowaniu nie są za smaczne- dopiero sól nadaje im właściwego smaku. A więc sól spełnia swoja rolę, posalając potrawę. Ale sól podczas tej misji - rozpuszcza się, znika, umiera. Spełnia swoją rolę i już nie mozna jej wyczuć, a jednak cała potrawa jest smaczna. Tak samo chrześcijaństwo i chrześcijanie- są solą - tzn posalają świat, również cierpiąc, umierając (też w sensie ontycznym - śmierci własnego "ja") I świat jest bardziej strawny, smaczniejszy i łatwiejszy. Jednakże wszyscy ludzie nie mogą być solą. Jak soli jest za dużo w potrawie- do czego się nadaje? - do wylanie lub wyplucia.
Jest również światłem- i to nie jest wcale żadna chwała czy błyszczenie, tylko rola służebna. Jeśli przebywasz w jakimś ciemnym pomieszczeniu i grozi ci niebezpieczeństwo, musisz opuścić pomieszczenie, dotrzeć do wyjścia. Potrzebna jest odrobina swiatła byś mógł iść w kierunku wyjścia. Byś widział kierunek. Ale swiatło jest potrzebne również, byś nie połamał sobie nóg o krzesła porozstawiane w pokoju. Żebyś widział te przeszkody.
Jest również zaczynem, zakwasem. Jak robi sie ciasto to zaczyn spulchnia je, ułatwia pieczenie, ciasto robi się delikatniejsze i jeszcze odrobinę zostawia sie na drugi raz. By zaczyniło nastepne ciasto.
I taki jest mniej więcej sens chrześcijaństwa. I nie sa to moje mądrości, to mówi Jezus, tylko trzeba umieć odczytać co mówi.
omyk napisał(a):Cytat:
Zarówno Franciszek, jak i M. Teresa odnaleźli ten sens w sobie.
Dlaczego uważasz, że w sobie? Możesz przytoczyć jakieś argumenty, które mnie przekonają, że znaleźli go w sobie, a nie w Bogu, Któremu dali w sobie miejsce?
Jezus - miłość nie jest efektem sensu życia. On jest samym sensem.
Jezus jest darem Boga dla nas - byśmy mogli pełnić owe trzy funkcje, które wyżej opisałem ( w skrócie i troche hasłowo) I w tym sensie jest Sensem \
/
Bo daje Ducha Świetego, uzdalnia bysmy mogli to czynić. I tu juz masz odpowiedź na swoje pytanie- Gdzie ów Duch przebywa? - Zewnatrz nas, czy w nas?
Ojcowie Kościoła, również prorocy, nazywają relacje między Bogiem a Ludźmi relacją Oblubieńczą. Bóg jest Oblubieńcem, Kościół Oblubienicą. I Bóg zaślubia ją właśnie na krzyżu. Z miłości do oblubienicy wchodzi w krzyż. Krzyż jest oblubieńczym Łożem Miłości. W innych językach słowo Kościół jest rodzaju żeńskiego. Oblubieniec i Oblubienica, to małżeństwo. Jedno jest w drugim. Są jednością. - Ojcze- Ja jestem w nich, a oni we mnie - mówi Jezus podczas Paschy w mowie arcykapłańskiej - pożegnalnej. Bo małżeństwo na tym właśnie polega. Również na tym, że jedno oddaje życie za drugie. (jak Jezus, który oddał życie za swą ukochaną - Kościół) I zarówno św. Franciszek jak i matka Teresa doskonale to zrozumieli. Ich Oblubieniec był w nich. I oni widzieli Go w drugim człowieku. Chorym, biednym, cierpiącym.
W nawiązaniu jeszcze do tematu - małżeństwo jest tym właśnie, a nie tylko możliwością wspólnego mieszkania i wspólnej legalnej rozwiązłości. I dlatego małżeństwo jest płodne we wszystko.