Noż właśnie do tego zmierzam: "jedność kultu" i "unormowanie od strony formalnej." Z tym się zgadzam cały czas.
Jakoś tak mi to wygląda w wielu wypowiedziach (nie tylko tutaj), że dla niektórych liturgia stała się celem samym w sobie. Jakby była świętym objawieniem jakimś, równym w swej mocy sakramentowi. Tymczasem to przecież tylko język kultu, stworzony dokładnie po to, żeby była tym wyrazem jedności. Innymi słowy, żeby po "Ciebie prosimy" wszyscy zgodnym chórem ryknęli "wysłuchaj nas Panie" zamiast każdy pod nosem gadać sobie co tam komu w duszy gra.
Owszem, należy go jak najbardziej szanować i stosować jako wyraz naszej wiary, ale też nie jest to coś niezmiennego, danego nam bezpośrednio od Boga raz na zawsze toteż może i powinien się ten język zmieniać razem z czasami - takie jest moje zdanie i nie jest ono tak znowu strasznie niezgodne z tym, co robi Kościół.
A widowiska techno... wiesz, to mi przypomina, jak to każde kolejne pokolenie wzdycha: "ach, ta dzisiejsza młodzież..." Ja akurat w wieku mojego syna słuchałem kompletnie innej muzyki ale też jak czasem dzisiaj włączy głośniej swoje piosenki to aż mnie ciarki przechodzą. I już się boję myśleć, czego będą słuchały moje wnuki.
Techno? Nie sądzę. Dla nich to będzie przeżytek poprzedniej epoki.
Zgadzam się, że te zmiany nie powinny zachodzić zbyt szybko bo w końcu Kościół to nie telewizja i nie przystoi tu ulegać każdej modzie. Ale też "szybko" to pojęcie względne. Wyobrażasz sobie jak poczułaby się Twoja prababcia na współczesnej, w pełni przez Kościół akceptowanej mszy św z gitarą? A to wszak tylko trzy pokolenia.