Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
BYŁAM ZNIEWOLONA - ŚWIADECTWO.
Autor Wiadomość
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #24
RE: BYŁAM ZNIEWOLONA - ŚWIADECTWO.
Prawdę mówiąc tarot niewiele się od satanizmu różni, to tylko krok... Oczko Więc dziwi mnie Mała Twoje zdziwienie Oczko

To ja może wkleję świadectwo Kuby, mojego kumpla:

Cytat:Zamieszczam świadectwo, które miałem już okazję wygłaszać na gliwickich rekolekcjach Wielkopostnych 2010 w Katedrze.

Gdy miałem piętnaście lat, zaczęła się moja fascynacja ciężką muzyką. Byłem punkiem - chodziłem w podartych ubraniach, w koszulkach z zespołami, w glanach i dreadami na głowie. Moim sposobem na życie był chaos, bunt i nieraz ostra zabawa, bo o to chodziło –czysta anarchia, która nie była wartościowym sposobem na życie, a ucieczką od rzeczywistości. Myślałem, że w ten sposób odnajdę prawdziwą miłość i wolność. Bardzo mocno potrzebowałem uczucia akceptacji. Tego, żeby ktoś pokochał mnie takim, jakim jestem. Niestety, już wtedy moje stosunki z Bogiem były nienajlepsze - odrzuciłem Jego istnienie, a do całego Kościoła czułem nienawiść i pogardę.
Niedługo musiałem czekać, aż w moim życiu pojawiła się dziewczyna, którą bardzo mocno pokochałem. Jej stosunki do Boga i Kościoła nie były lepsze od moich, ale w jakimś stopniu wypełniła tą pustkę w moim sercu, chociaż nie zupełnie. Po dłuższym czasie zacząłem odczuwać zaniepokojenie, że coś jest nie tak w moim związku. Nie myliłem się.
Tuż przed wakacjami moja luba była bardzo zmęczona tym związkiem, choć nie rozumiałem dlaczego tak jest. W końcu zakończyła związek, a mój świat całkiem się zawalił. Poczucie braku miłości i pustki serca powróciło z siłą większą niż kiedykolwiek wcześniej. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Poszedłem nawet do lasu z chęcią odebrania sobie życia, ale minąłem wtedy kościół i wydarzyła się zaskakująca rzecz – ja, nienawidzący Chrześcijan ateista wstąpiłem do kaplicy, upadłem na kolana i płacząc zacząłem się modlić. Jedyne co pamiętam z tej modlitwy to, że płakałem i modliłem się: „Boże, jeżeli istniejesz to przyjmij mnie do siebie”, a gdy skończyłem modlitwę, wstałem i poszedłem do lasu, który znajdował się nieopodal kościoła. Tam stałem na murku z łańcuchem na szyi, który był przyczepiony do gałęzi drzewa. Już zaczynałem przechylać się do przodu, kiedy nagle zadzwonił do mnie telefon. Dzwoniła koleżanka, która w tamtym czasie dzwoniła bardzo rzadko, prawie nigdy. A skoro to wszystko spisuję nie muszę chyba tłumaczyć, że przez ten telefon udało jej się odwieść mnie od samobójstwa. Nawet przyszła do mnie myśl, że to musiało być działanie mojego Anioła Stróża, ale po chwili ją odrzuciłem.
Zaczęły się wakacje. Przez kolejnych kilka tygodni błąkałem się bez celu, załamany, z pustką w sercu. Aż poznałem Kasię, na którą wołałem Kate, a którą szybko uznałem za przyjaciółkę, oraz Justynę. Spotykaliśmy się w Pyskowicach, które leżą niedaleko mojego rodzinnego miasta Gliwic, w domu Kate. Widywaliśmy się codziennie, po kilku dniach dołączył do nas były członek kilku sekt, Paweł, i po niedługim czasie jeszcze kilka osób. Wszyscy uważaliśmy się za ateistów, a na spotkaniach słuchaliśmy ostrej muzyki i rozmawialiśmy. Uważaliśmy nawet, że w tym otoczeniu doznajemy najprawdziwszej miłości braterskiej i chociaż czułem, że to uczucie nie jest pełną miłością u mnie i u nikogo z „rodzinki”, to oszukiwałem samego siebie, że pełniejszego uczucia i tak nie można zaznać.
Mimo tego, że wszyscy odrzucaliśmy istnienie Boga(więc Szatana również), to pewnego dnia, gdy Kate wyciągnęła z szuflady bardzo dziwną, nieznaną mi wcześniej księgę satanistyczną, z czarną skórą zamiast okładki, postanowiliśmy się „zabawić”. Poszliśmy na stary cmentarz żydowski, znaleźliśmy tam ustronne miejsce, usiedliśmy i zaczęliśmy odmawiać litanię do Szatana i wzywać demony. Te ryty satanistyczne odmawialiśmy coraz częściej, aż w końcu codziennie, nieraz zachowując się przy tym bardzo dziwnie. Zdarzało się nawet, że w pewnych momentach zaczynaliśmy się wszyscy ostro bić, do krwi... I nie widzieliśmy w tym nic dziwnego. Tak też staliśmy się małą sektą, gdzie z Kate stałem na czele. Wszyscy przestaliśmy negować istnienie demonów i zaczęliśmy szukać nowych ludzi.
Na szczęście nie udało nam się zwerbować nikogo nowego, a gdy tylko skończyły się wakacje i nadszedł czas szkoły – przestaliśmy się spotykać. Nie mieliśmy na to czasu, chociaż staraliśmy się, to spotkania były coraz rzadsze, aż całkiem zaniknęły. Tym samym przyszło do mnie wielkie przygnębienie, spowodowane brakiem tych wszystkich ludzi i rytów satanistycznych. Uczucie przygnębienia powiększało się z dnia na dzień.
Znów zacząłem spotykać się z tą dziewczyną, a po jakimś tygodniu po raz drugi staliśmy się parą. Zauważyłem wtedy, że jej wiara lekko się poruszyła i zaczynała w coś wierzyć, wierzyła, że coś musi być ponad ludźmi, ale nie potrafiła tego nazwać. Jednakże uczucie przygnębienia, mimo obecności przy mnie ukochanej osoby, rosło. W końcu przestało być nawet stanem w jakim się znajdowałem, a zaczęło być wręcz miejscem. Człowiek znajdujący się w tym miejscu zrobi dosłownie wszystko, byleby się z niego wydostać, lecz już przestał widzieć rozwiązanie, wyjście.
Nie wiedziałem co robić, byłem już całkowicie zagubiony i chociaż starałem się ukryć to przygnębienie, to moja luba widziała, że coś mnie dręczy. W końcu poczułem, że nie uda mi się tak dłużej tego ciągnąć. Musiałem z kimkolwiek porozmawiać na ten temat, chociaż niezbyt podobała mi się ta myśl, to była jedyna rzecz jaka mogłaby mi przynieść jakąkolwiek ulgę. Nie musiałem się długo zastanawiać, z kim mogę o tym porozmawiać – ufałem tylko mojej dziewczynie i wiedziałem, że tylko ona gdy mnie wysłucha, będzie w stanie mnie zrozumieć. Myliłem się... Zdążyłem powiedzieć zaledwie jak od pewnego czasu się czuję, a przerywając mi kazała mi się leczyć. Powiedziała to nieco ostrzej, ale oszczędzę sobie pisania tego tutaj.
Nie mogłem w to uwierzyć. To była ostatnia rzecz jakiej bym się po niej spodziewał! W jednej chwili osoba, którą rzekomo kochałem, stała się obiektem nienawiści. Zerwałem z nią całkowicie kontakt, nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Mniej więcej w tym czasie zaczęły się przygotowania do bierzmowania. Mimo takich, a nie innych stosunków z Bogiem, chciałem przystąpić do tego sakramentu, bo kiedyś obiecałem pewnej osobie, że pójdę do bierzmowania. A zawsze, niezależnie jaka była moja wiara traktowałem obietnicę jako coś, co trzeba wypełnić. Wtedy widziałem to tak, że „przystąpię, wypełnię własne słowo i będę miał przynajmniej spokój”.
W ciągu miesiąca wiara mojej byłej ukochanej radykalnie się zmieniła, zaufała Bogu i jej życie się odmieniło. Zaczęła się ze mną komunikować przez internet, a ja jej odpisywałem z pełną nienawiścią. Warunkiem przystąpienia do sakramentu bierzmowania był udział w trzydniowych rekolekcjach ewangelizacyjnych. Było kilka turnusów, mój miał się odbyć na przełomie listopad-grudzień. Kilka dni przed wyjazdem udało się mojej byłej dziewczynie przekonać mnie do spotkania, które odbyło się wieczorem. Nie rozumiałem co chciała przez to wskórać, przez cały czas byłem dla niej odpychający i niemiły, ale mimo wszystko, gdy żegnaliśmy się pod kościołem, podeszła, przytuliła się i powiedziała niby całkiem zwyczajne słowa, które jednak zadziałały na mnie z ogromną siłą - „Jednak nie jesteś całkiem zły”. Po tych słowach ruszyła do domu, który znajduje się niedaleko kościoła, więc miała niedaleko. Ja przez kilka dobrych minut stałem w miejscu, po czym przyszła do mnie niewyobrażalnie wielka złość. Byłem tak wściekły, że gdybym kogokolwiek spotkał to nawet rzuciłbym się na niego i pobił. Wielkie szczęście, że nikt nie stanął mi na drodze, a szedłem do lasu. Gdy tam się znalazłem usiadłem i z całych sił zacząłem wzywać demony. Byłem otwarty na każdego, który chciałby we mnie wejść. Sam nie wiem ile tam czasu spędziłem, ale wyznaczyłem sobie tam pewien cel... Doszła do mnie myśl, że skoro i tak nie mam po co żyć, to zamorduję tą dziewczynę i sam z sobą skończę... I tak żyłem z dnia na dzień z pełną nienawiścią do tej dziewczyny i jedyne co mnie trzymało przy życiu to chęć zemsty na niej. W każdych wolnych chwilach modliłem się do Szatana, by coraz bardziej mnie ogarniał, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że własnymi siłami nie byłbym w stanie zabić człowieka.



* * *



Na rekolekcjach mieliśmy bardzo mało czasu dla siebie, było bardzo dużo konferencji i jedyny czas wolny był przeznaczony na posiłki i sen. Drugiego dnia po ostatniej konferencji jeden z administratorów powiedział: „Teraz w tej sali odbędzie się specjalne spotkanie modlitewne, nie jest obowiązkowe.”. Po tych słowach z czystej ciekawości chciałem zostać. Odbyło się Uwielbienie i modlitwy wstawiennicze. Po kilku minutach słuchania pieśni dziękczynnych i wychwalających Pana Boga zacząłem się kierować ku oknu, by wyskoczyć przez balkon. O dziwo wydawało mi się to całkiem normalną rzeczą i dopiero jak wpadłem na kolegę, otrząsnąłem się i zorientowałem co próbowałem zrobić. Gdy popatrzył na mnie ze zdziwieniem opowiedziałem mu, co przed chwilą chciałem zrobić. Po tych słowach on dosłownie wypchnął mnie do zespołu wstawienniczego, w którym akurat był ksiądz. Po kilkunastu sekundach musieli przerwać, wziąć mnie do osobnego pomieszczenia i tam przeprowadzali do późnej nocy modlitwę o uwolnienie. Podczas tej modlitwy straciłem świadomość, a moim ciałem kierował demon. Po modlitwie dowiedziałem się, że w Gliwicach mój ksiądz proboszcz będzie kontynuował modlitwy o uwolnienie (do teraz jestem zaskoczony, że udało się tym ludziom to załatwić tak szybko). Sam byłem bardzo zaskoczony działaniem złego ducha – nie spodziewałem się, że jest w stanie aż tak oddziaływać i że nic nie będę pamiętał. Przyszła do mnie kolejna diabelska myśl – będę udawał nawróconego, by móc się zbliżyć do mojego „obiektu nienawiści” i przy pierwszej lepszej sposobności, gdy zostaniemy sami, spełnię mój plan...
Już dzień po przyjeździe byłem umówiony z proboszczem na modlitwę o uwolnienie. Towarzyszył mu inny ksiądz i jedna animatorka z rekolekcji, która tam szczególnie się mną zajmowała i ewangelizowała mnie (przez cały czas myśląc, że skutecznie). W czasie modlitwy, która także skończyła się manifestacją demona we mnie, uciekłem z probostwa (tam odbywała się modlitwa). Skończyło się tym, że ksiądz musiał nawet sprowadzić moją byłą dziewczynę, bo na ulicy nie byli w stanie utrzymać mnie przy działaniu złego ducha, a nie mogli pozwolić na dalszy przebieg modlitwy przy świadkach. Po modlitwie dowiedziałem się, że demon w pewnym momencie rzucił się na tą dziewczynę, ale w ostatniej chwili zdążyli zainterweniować. Później porozmawiałem z byłą lubą i niby jej przebaczyłem i pogodziłem się z nią, a w rzeczywistości cieszyłem się, że wszystko idzie zgodnie z planem i nawet podpisałem dwa pakty własną krwią, które miały mi zapewnić osiągnięcie tego strasznego celu...
Jeszcze przez jakiś czas musiałem udawać nawrócenie, bo nie było ani jednej okazji, bym był z nią sam na sam. Zaproponowano mi wyjazd na mszę ze spotkaniem dla młodzieży w Częstochowie, które miało się odbyć jeszcze w grudniu 2008 roku. Gdy odmawiałem wszyscy zaczynali się dziwić i nawet nabierać podejrzeń, więc jednak zgodziłem się pojechać. Tak też zaczęła się moja przygoda ze Wspólnotą Przymierza Rodzin „Mamre”. Spotkanie skończyło się dla mnie egzorcyzmami. Po spotkaniu dalej nie zmieniłem zdania i pragnąłem zemsty, jednakże moje stosunki z demonem lekko się zmieniły – żądał ode mnie bym już więcej się nie umawiał na takie modlitwy, bo mimo braku chęci nawrócenia z mojej strony, on strasznie cierpi podczas modlitw.



* * *



Zaczęły się ferie zimowe, a ja przez cały wolny czas dalej modliłem się do demonów i otwierałem się na ich przychodzenie do mnie. Na czas ferii musiałem zamieszkać z całą rodziną u babci, bo w moim domu był przeprowadzany remont, przez który nie dało się normalnie funkcjonować.
Po prawie trzech miesiącach udało mi się umówić z byłą dziewczyną na spotkanie. Mój plan miał się spełnić i wraz z diabłem mało co nie świętowaliśmy, kiedy na laptopie, dzień przed spotkaniem z byłą lubą, przyszła do mnie wiadomość od niej, że proboszcz chce się ze mną spotkać i jeszcze troszkę się pomodlić. Po modlitwie miałem od razu spotkać się z byłą lubą, więc nie widziałem w tym żadnego problemu. Natomiast diabeł zaczął wyrzucać mi, że mu obiecałem brak jakichkolwiek modlitw o uwolnienie i przez ponad godzinę, kiedy byłem sam w pokoju, kłóciłem się z nim. Kłótnia skończyła się manifestacją demona, w momencie kiedy do pokoju weszła rodzina (już po przyjeździe z rekolekcji byli uprzedzeni, w jakim jestem stanie duchowym i także myśleli, że się nawróciłem). Byli skazani na szarpanie się z demonem do wieczora, a po tym długim czasie szamotanin, wszystko się we mnie uspokoiło. Gdy odzyskałem świadomość, położyli mnie na łóżku, a byłem wykończony. Wtedy wydarzyła się najcudowniejsza rzecz jakiej dotychczas zaznałem – modliłem się do Boga! Zrozumiałem, że Szatan najzwyczajniej w świecie mnie oszukał i że sam dałem mu się tak wykorzystać... Ale przyszło do mnie także to, że Chrystus już dawno mi wybaczył! Że mimo tego bólu, który mu zadałem wyciągnął do mnie rękę, a gdy zauważył, że mimo braku sił chciałem ją złapać, sam mnie złapał za rękę. Pierwszy raz od dłuższego czasu zasnąłem z czystym sumieniem, bo w czasie modlitwy porzuciłem nawet chęć zemsty! Na następny dzień wyspowiadałem się ze wszystkiego. Chrystus we mnie rozpoczął całkiem nowe życie, co więcej! Dzięki Niemu zacząłem żyć!
Przez kolejne miesiące jeździłem na wszystkie msze dla młodzieży w Częstochowie, jaki się tylko odbywały, a po roku, podczas rekolekcji ze wspólnotą „Mamre”, zostałem całkowicie uwolniony. Przez ten cały czas, codziennie toczyłem bardzo ciężką walkę, której nie byłbym w stanie wygrać bez wsparcia Jezusa, Który działał nie tylko wewnątrz mnie, ale i przez wielu wspaniałych ludzi, którzy przez rozmowę i modlitwę pokazywali mi drogę do Boga. Problemy nie zniknęły natychmiast – co chwila upadałem, ale przy każdym upadku wstawałem i przez to Jezus także mnie budował i do dzisiaj buduje – powoli, ale bardzo dokładnie. Byłem gotów nawet spalić wszystkie płyty i kasety z muzyką punkrockową, koszulki i naszywki z zespołami, oraz wiele innych rzeczy, które sprzeciwiały się wierze w Jedynego Boga. Ogoliłem nawet głowę, na początku jedynie dready, po czym zapuszczałem włosy, ale gdy były dłuższe, to po kilkunastu napomnieniach postanowiłem ostrzyc się na krótko (co wbrew pozorom nie było łatwe). W niektóre dni bywało mi wyjątkowo ciężko – co kilka minut, przez cały dzień doznawałem wielu pokus i ataków od złego ducha, których człowiek bez modlitwy i łaski uświęcającej nie byłby w stanie odrzucić. Nie raz, nie dwa zdarzało się, że już miałem powrócić do dawnego „życia”, kiedy w ostatniej chwili ktoś się pojawiał i przemawiał mi do rozsądku. Byłem nękany po nocach, za dnia, nawet w szkole podczas lekcji, ale Bóg nigdy nie zostawił mnie samego. Dodatkową motywacją było to, że w końcu odnalazłem drogę najprawdziwszej miłości i wolności – Niezwyciężony Jezus Chrystus! Ufając Mu pragnąłem dążyć do tej wolności, którą kiedyś miałem, ale będąc zaślepiony własnym ego i polegając tylko na swoich siłach straciłem ją... Jednakże Chrystus nie chciał mnie za to karcić, tylko w swojej Miłości postawił na mojej drodze wielu cudownych ludzi, którzy z uśmiechem na twarzy byli gotowi zrobić wszystko, byleby mi pomóc. Przez to znalazłem także tą miłość i uczucie akceptacji, które tak szukałem. Tym razem jednak było absolutnie pełne i bez skazy – w przeciwieństwie do tego co znalazłem w poprzednim otoczeniu.
Tuż po moim uwolnieniu wysławiałem Chrystusa Zwycięzcę jak nigdy wcześniej, poczułem się jakby moje serce było lżejsze o kilka dobrych kilogramów, przez co byłem bardziej otwarty na miłość Boga, mogłem Mu dziękować i czułem, że należę do Niego bez żadnych najmniejszych obaw, czy przeszkód. Ale nie czułem się jak przedmiot, czy jak jakaś własność, tylko jak kochane przez Ojca dziecko. W czasie tej modlitwy dziękczynnej otworzyłem Biblię. Moim oczom ukazał się tekst, który na zawsze został zapieczętowany w mojej pamięci. Było tam napisane to, że w momencie, w którym pozwoliłem Jezusowi we mnie zagościć, w moim sercu trwały przygotowania do wielkiej wojny, w której ostatecznie Chrystus został Zwycięzcą (1Mch 14,16-33).
W czasie czytania tego Słowa skierowanego wprost do mnie, serce mi się ścisnęło. W jednej chwili przyszły łzy. Łzy oczyszczenia, wraz z największym dotychczasowym uświadomieniem sobie tego, jak bardzo wiele Bóg uczynił w moim życiu i tego, że kocha mnie jak nikt inny na całym świecie. Kocha tak każdego z nas. Mimo naszych niedoskonałości, wad i grzechu, mimo tego, że niejednokrotnie odwracamy się od Niego, a nawet chcemy całkiem Go odrzucić, to i tak nas kocha. Jedyną tak Wielką Miłością, która jest bez żadnej skazy.
To właśnie pokazuje moja historia – nieważne jak bardzo człowiek będzie pogrążony w źle, nawet satanista utrzymujący się przy życiu tylko przez nienawiść, zawsze może liczyć na Święte Miłosierdzie Chrystusa, Nieskończoną Miłość Boga do nas! Że Bóg nigdy się od nas nie odwróci i tylko czeka na nasz gest z wyciągniętą ręką. Ale ukazuje także to, że Szatan nie pragnie niczego innego niż końca i śmierci człowieka... Lecz nie ma najmniejszych szans z Chrystusem, który już dawno zdeptał mu głowę. I za to wszystko co Jezus uczynił w moim życiu i sercu - CHWAŁA PANU!

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
18-06-2012 22:24
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
RE: BYŁAM ZNIEWOLONA - ŚWIADECTWO. - omyk - 18-06-2012 22:24

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów