Skąd ja to znam. U nas są zespoły zainteresowań. Chłopaki o rybach i sporcie, dziewczyny o lekarzach. Nawet jak próbuję zrobić jakiś przerywnik poprzez jakiś dowcip, to i tak skończy się na tym, że kogoś coś kłuje w boku. Potem leci wymiana przepisów kulinarnych, a chłopaki są już po kilku "golach". Ale na przestrzeni ostatnich 10 lat niezwykle rzadko się spotykamy w gronie rodzinnym z wielu względów. Rodzina bardzo duża (ok. 60 osób), każda z nas sióstr ma już swój ród (dzieci wnuki, prawnuki)i już bardziej angażuje się we własną czeladkę.
Utrzymywałam kiedyś bardzo zażyłe stosunki z sąsiadami, ale jak po macierzyńskim powróciłam do pracy, to już na plojdry nie ma czasu. Przybyło trochę nowych sąsiadów, których się nie zna całkowicie. Z koli rodzinne spotkania z dziećmi ograniczają się w zasadzie do rozmów wnusi. Chłopaki zaparte jak partyzanty na przesłuchaniu - ani słowa, chyba że zrobię im frajdę i ruszę temat komputerów, wtedy rozpoczyna się dyskusja nieograniczona, czasem schodzi na samochody, a wtedy ja milczę jak zaklęta, bo wiem że samochód to coś, co ma 4 kółka.