Vanesso, a jak wobec tego wyjaśnisz fakt wyjścia Piotra po wydarzeniach 50-tnicy z Wieczernika :?: Gość który ze strachu wyparł się oczywistej relacji z Jezusem potem oskarża tłumy, że go zabiły :?: A odwaga ich :?: A dar języków :?:
Ty nie uznajesz Trójcy, a my tak. Będąc z Jezusem "napełniali się" Bożym namaszczeniem. Po odejściu Ucieleśnionego Jezusa ON obiecał im Pocieszyciela = Nauczyciela = Obrońcę ( = Ducha Świętego) bo to uznał za potrzebne. Upraszczając weszli w głębszą relację z 3. osobą Trójcy
- teraz mieli komplet
(żart oczywiście).
Anyway.
Chrzest w Duchu czyli po prostu napełnienie Jego mocą ma być szczególnym namaszczeniem, nie musi to być jednorazowe; można służyć i bez tego, ale dopiero ta łaska daje szcególnego "powea" i szcególne predyspozycje, nei techniczne aele duchowe.
Z mojego podwórka: zawsze byłam - nie chwaląc się - dość dobrym głoszącym z racji wiedzy i przygotowania, merytorycznego, warsztatowego, także w pewnym sensie oratorskiego. Ale dopiero to namaszczenie sprawiło, że "moje" konferencje (kiedy mówi się pod wpływem Ducha to się... czuje... to już nie tylko ja, ale Bóg) trafiają do serca, nakłaniając do miany postępowania, do nawrócenia. To dopiero po tym czasie rozmowa np. z kimś w tragicznej sytuacji nie stanowi dla mnie takiego problemu, bo wiem, że jeśli mi po ludzku na jakieś skargi braknie słów, bo ktoś taki dramat przeżył, że każe pocieszenie i uzasadnienie tych kolei losu jest puste, dopóki się tego nie przeżyło, to Duch pomoże, że w rozmowie ewangelizacyjnej p2p On pomoże mi szczególnie dobrać argumenty, "podpowie" dobry fragment z PŚ, pomoże znaleźć wszystko potrzebne dla konkretnej, czasami obcej zupełnie osoby.
Moim charyzmatem jest głoszenie i towarzyszenie duchowe. Dopiero po "wylaniu Ducha" mam pewność swojego powołania, Bóg potwierdza znakami u cudami nawet moje nieporadne czasami głoszenie. Bo jest ze mną w szczególny sposób. Bo o ten szczególny sposób poprosiłam, prosząc o chrzest w Duchu.