Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mit "dopasowania seksualnego"
Autor Wiadomość
Annnika Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 5,771
Dołączył: Jun 2005
Reputacja: 1
Post: #1
Mit "dopasowania seksualnego"
Ponieważ artykuł nie jest długi, pozwolę go sobie wkleić w całości, zapraszam do zapoznania się z nim i wyrażenia opinii.


Jacek Pulikowski

Mit "dopasowania seksualnego"

Zjednoczenie cielesne bez więzi psychicznej i duchowej staje się jedynie namiastkę, by nie powiedzieć karykaturę jedności, przynoszącą co prawda doraźną przyjemność, lecz w dłuższej perspektywie czasowej rodzącą zawód i frustrację.

Dopasowanie "seksualne"

Tego pojęcia używa się zwykle w całkowitym oderwaniu od jedynego kontekstu, w którym posiada ono ważny, głęboki i pozytywny sens. Kontekstem tym jest pełna, ludzka, wierna i wyłączna oraz płodna w zamierzeniu, i dozgonna miłość małżeńska. W tym sensie dopasowanie małżeństwa w sferze płciowości jest długotrwałym - bo rozciągającym się na całe życie - procesem. Dopasowanie to jest tylko jednym (choć przyznaję, że ważnym) z wielu elementów budowy jedności dwojga osób - Komunii małżeńskiej.

Rosnące poczucie jedności cielesnej może być przyczyną prawdziwej głębokiej radości (nie tylko doraźnej przyjemności) jedynie wówczas, gdy jest w harmonii ze wzrastającą jednością psychiczną i duchową. Słowem, jest elementem jedności dwojga oddanych sobie całkowicie i trwale osób jako stworzeń cielesno-psychiczno-duchowych. Zjednoczenie cielesne bez więzi psychicznej i duchowej staje się jedynie namiastkę, by nie powiedzieć karykaturę jedności, przynoszącą co prawda doraźną przyjemność, lecz w dłuższej perspektywie czasowej rodzącą zawód i frustrację. Ostatecznie, współżycie li tylko cielesne rozbija więzi zamiast oczekiwanego dość powszechnie ich pogłębiania. Uczy tego doświadczenie tysięcy ludzi zawiedzionych w swych nadziejach na osiągnięcie szczęścia poprzez działania płciowe poza terenem małżeństwa.

Dopasowanie przedślubne

Bardzo często młodzi (dodajmy zwłaszcza mężczyźni) uzasadniają potrzebę przedślubnego współżycia koniecznością sprawdzenia "dopasowania seksualnego". Motywacje wydają się być logiczne: "bo przecież tyle małżeństw rozpada się z powodu niedopasowania w tym względzie. A my chcemy być trwałym związkiem, więc musimy to sprawdzić. Przecież jest to lepsze niż męczenie się przez całe życie lub rozwód!". W tym pozornie spójnym wywodzie są poważne błędy i pułapki.

Błędem zasadniczym jest złudzenie, że można jednym aktem (dodajmy - w złych warunkach - a więc aktem niszczącym) sprawdzić przebieg procesu, który normalnie trwać powinien przez całe życie. Ponadto "przedmiotem" sprawdzania jest drugi człowiek, który w przypadku negatywnego wyniku testu jest odrzucany, dodajmy w stanie trwale uszkodzonym "na śmietnik"! W ten sposób wolno testować materię, nigdy człowieka! Akt, który nie tylko grozi, ale niechybnie owocuje zniszczeniem, a więc krzywdą, nie jest aktem miłości. Przecież istotą miłości jest troska o dobro drugiego i właśnie ochrona przed złem i krzywdą. Młodym, zaślepionym przez nie kontrolowane uczucia i opanowanym egoistyczną chęcią albo nawet żądzą doznania cielesnego trudno jest uwierzyć, że współżycie może być krzywdą. Przeciwnie, twierdzą że jest to dowodem miłości i wzajemnego oddania. Można im pomóc zrozumieć pułapkę, w którą wpadli (zresztą pułapkę zastawioną precyzyjnie i z premedytacją przez dorosłych zarabiających na demoralizowaniu młodych), stosując znany z psychologii zabieg myślowy: Młody człowieku, czy na pewno chciałbyś, by kiedyś, za dwadziedzieścia lat, twoja córka dawała takie "dowody miłości" swej sympatii czy nawet narzeczonemu? Czy na pewno z czystym sumieniem polecałbyś jej taką drogę "rozwoju miłości?" Czy byłbyś całkiem spokojny, dowiadując się o przedślubnym współżyciu swego dziecka i czy wystarczyłoby ci jego stwierdzenie, że "oni przecież się kochają"?

Jakie dopasowanie?

Często młodych mówiących o konieczności dopasowania seksualnego pytam, o jakie dopasowanie chodzi? Człowiek jest bytem cielesno-psychiczno-duchowym.

Czy zatem chodzi o dopasowanie cielesne, fizyczne? O to, czy pasują do siebie rozmiarami narządów rozrodczych? To sprawdzenie byłoby podobne do sprawdzania, do których drzwi w mieście pasuje znaleziony na ulicy klucz. Już w małym miasteczku znalezienie "odpowiedniego" zamka do klucza graniczyłoby z cudem. Z dopasowaniem rozmiarów narządów rozrodczych sprawa ma się jednak diametralnie inaczej. Otóż zostaliśmy tak cudownie stworzeni, że pod tym względem każdy mężczyzna pasuje do każdej kobiety. Co więcej, rozmiary narządów rozrodczych nie mają praktycznie żadnego wpływu na przeżywanie doznania (receptory bodźców u kobiety umieszczone są na samym wejściu do pochwy). Tak więc, bez sprawdzania, pod tym względem pasujecie do siebie! To sprawdzenie niczego nie daje.

W tym miejscu młodzi, zwykle lekko zbici z tropu, mówią: "że nie, że raczej chodzi o dopasowanie takie bardziej psychiczne". Odpowiadam: "Bez sprawdzania wiadomo, że nie pasujecie". Żaden mężczyzna pierwotnie nie pasuje do żadnej kobiety. Dopasowanie psychiczne jest długotrwałym procesem (trwającym lata), który dokonywać się może jedynie wówczas, gdy zapewnione są odpowiednie warunki. Chodzi tu głównie o tzw. komfort psychiczny, czyli brak jakiegokolwiek lęku zwłaszcza po stronie kobiety. Kobieta bowiem, ze względu na fakt, że to ona ponosi wszystkie biologiczne skutki współżycia (stan błogosławiony, trud rodzenia, karmienie piersią) ma znacznie więcej oporów psychicznych przed współżyciem w nieodpowiednich warunkach. "Odpowiedniość" warunków może sprawdzić każda dziewczyna czy kobieta według swego subiektywnego odczucia, pytając siebie, czy takie warunki poleciłaby z czystym sumieniem swej córce, gdyby ona za ileś lat znalazła się w analogicznej sytuacji. Dodajmy, że współżycie dokonane w psychicznie złych warunkach nie tylko nie zbliża psychicznie, ale jest krokiem wstecz na drodze do dopasowania. Współżycie przedślubne jest krokiem poważnym i trzeba potem w trudzie jego negatywne skutki w małżeństwie odrabiać. Nie rozumieją tego liczne małżeństwa, które napotykają na trudności w procesie dopasowania seksualnego, nie zdając sobie sprawy, z tego, że trudności zostały spotęgowane przedwczesnymi "próbami". Zamiast znajdować przyczynę w swoich uprzednich (lub nawet bieżących) niszczących działaniach oraz przystąpić do żmudnej naprawy szkód poprzestają na oskarżaniu współmałżonka np. o oziębłość płciową. Tylko nieliczni przyjmują do wiadomości, że oziębłość płciowa żony jest wynikiem "historii" jej złych przeżyć w dziedzinie płciowości. Zatem mąż piszący w sprawie rozwodowej: "oziębłość płciowa żony" raczej powinien napisać: "swoim dotychczasowym działaniem na polu płciowości pracowicie doprowadziłem żonę do oziębłości płciowej, w związku z czym proszę o rozwód". Tak więc mit dopasowania przez przedślubne współżycie jest bujdą która niestety sieje spustoszenie wśród młodych, i jest przyczyną wielu poważnych, a zupełnie niepotrzebnych trudności w małżeństwie.

Nie piszę o dopasowaniu duchowym przez współżycie pozamałżeńskie, bo takiego postulatu nie stawiają nawet najbardziej zagorzali i bezczelni agitatorzy "wolności seksualnej".

Tak więc, zachęta do sprawdzania dopasowania seksualnego przed ślubem jest sprytnym i perfidnym kłamstwem wyprodukowanym przez siły zła i nieczystości. Szatan nie znosi czystości, bo jest ona wypełnieniem woli i planu Stwórcy i prowadzi do pełni szczęścia człowieka. Jeśli naprawdę i na serio chcesz być szczęśliwym zarówno tu na ziemi, jak i w wieczności, krocz drogą czystości i unikaj wszelkiej nieczystości. Co prawda, droga ta nie jest łatwa w dzisiejszym zdemoralizowanym świecie, lecz, po pierwsze, innej drogi do prawdziwego szczęścia po prostu nie ma, a po drugie, nikt nam nie obiecywał, że najwyższe szczęście osiąga się łatwo. Przeciwnie, skażeni grzechem pierworodnym, skazani jesteśmy na trudności. Jednak dzięki własnemu trudowi, dzięki łasce płynącej z odkupienia przez Jezusa, dzięki Miłosierdziu Bożemu i dzięki łaskom sakramentalnym, które mamy w zasięgu ręki, mamy realne szanse na pełen sukces: Czystość = Świętość = Szczęście!

Miłujcie się, nr 3-2003, s. 38-39


Kwestia współżycia przed ślubem pojawiała się na tym forum dość często, dlatego uznałam, że warto by się zapoznać z takim punktem widzenia Duży uśmiech

A samego autora wyjatkowo cenię jako znawcę ludzkiej psychiki w kwestii płciowości... a także w sprawch rodziny i dojrzewania Uśmiech

[Obrazek: RMNUp2.png] [Obrazek: ByBEp1.png]
05-03-2006 22:08
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Jólka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,182
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #2
 
Własnie w przypadku "dopasowywania" obowiązuje prawo pierwszych połączeń. Więc, jesli pierwsza próba dopasowywania miała miejsce w mało komfortowych psychicznie warunkach, a być może wiązało się to z jakims bólem to niestety taka osoba może mieć skutecznie zakodowaną niechęć do kolejnych kontaktów, brak poczucia bezpieczeństwa może zaowocować oziębłością i... potem nawet wieloletnie dopasowywanie może tego nie zmienić bez odpowiedniej psychoterapii, która będzie miała na celu leczenie zranień z przeszłości.

Niebo gwia?dziste nade mn?, prawo moralne we mnie...

[Obrazek: puchatek2.gif][Obrazek: puchatek.gif] [you] dobrze ?e jeste? Przytulanie
05-03-2006 22:25
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ZosiaII Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 402
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #3
 
Nie popadajmy w przesadę w obie strony. Przesadą jest, że dopasowanie seksualne decyduje o udanym związku, jak też, że niedopasowanie seksualne można zredukować w małżeństwie do zera. Po jednej i drugiej stronie krążą mity. To są niezwykle delikatne sprawy, a nieudany pierwszy stosunek nie musi zaraz wiązać się aż z taką tragedią, że potrzebna jest psychoteriapia. To kolejny mit. Nie przeczę, może się zdarzyć pojedynczy przypadek, ale to zazwyczaj dzieje się nie przypadkowo - osoba popada w taką depresję tylko wtedy, jak już wcześniej była zraniona na tle seksualnym (np. molestowanie w rodzinie lub jakiś inny zawód miłosny) lub w ogóle słaba psychicznie - np. w rodzinie, gdzie była poniżana lub obciążana za wszystko przez rodziców itp. historie. Zdrowa psychicznie osoba, uświadomiona odpowiednio tak nie zareaguje.
Najczęstszym powodem załamań na tle seksualnym jest nieuświadomienie seksualne lub uświadomienie pobieżne od koleżanek, znajomych, a nie z fachowych podręczników napisanych przez lekarzy. To jest wręcz zakała naszej obyczajowości, że stronimy od bezpośrednich rozmów ze swoimi dziećmi na ten temat i zakała naszego szkolnictwa, które obecnie spycha ten problem tylko i wyłącznie na barki rodziców.
Wiele młodych małżeństw przechodzi gehennę w swych początkach z tego właśnie powodu.Te pierwsze nieudane doświadczenia często przez długi czas paraliżują normalne współżycie małżonków. I wtedy to zaczynają mówić o tym "niedopasowaniu seksualnym".
Drugi powód także tkwi w obyczajowości. Młodzi, którzy nie chcą współżyć przed ślubem nie rozmawiają o seksie, aby nie pobudzać swej wyobraźni i niepotrzebnie nie narażać się na pokusę. unikają bezpośrednich kontaktów, jak przytulenie czy pocałunek. Owocuje to często niemiłym rozczarowaniem przy pierwszym kontakcie. Jakimiś lękami przed współżyciem, czy choćby takim przypadkiem, jaki znam z bezpośrednich opowiadań, że dziewczyna wymiotowała przy kontakcie bezpośrednim męża. Okazało się, że przyczyną była woń jego potu, którego ona po prostu nie potrafiła znieść. W efekcie małżeństwo zostało uznane za nieważne z uwagi na brak współżycia małżeńskiego i żadnej szansy na jego podjęcie. Młodzi w narzeczeństwie nawet się nie przytulali do siebie, stąd niemożliwość rozpoznania przeszkody.
Życie seksualne małżonków jest bardzo ważnym elementem i nie można tego lekceważyć i spychać do sfery - to się ułoży z czasem. Z czasem nic się nie ułoży, bo często pierwsze złe doświadczenia owocują sporami, sprzeczkami, które z czasem urastają do poważnych konfliktów małżeńskich. Tu trzeba rozumnego wysiłku obojga małżonków, a często jest tak, że tylko jedna ze stron stara się, a druga nie. I dramat gotowy.
Nie piszę tego, aby kogokolwiek zachęcić do współżycia przed ślubem, ale do tego, aby już teraz w stanie kawalerskim czy panieńskim:
1. porządnie uzupełnić swoją wiedzę o seksie z dobrych podręczników dla małżeństw, napisanych przez lekarzy, a nie teologów.
2. nie bać się z kandydatem na męża czy żonę rozmawiać o seksie. Przytulić się, pocałować, aby mieć pewność, że potem nie wystąpią bariery, których nie będziemy mogli pokonać. Ważne jest już w narzeczeństwie porozmawiać o metaodach antykoncepcyjnych akceptowanych przez przyszłego partnera. Może się bowiem okazać, że nie toleruje NPR itp. spraw związanych z wyznaniem.

http://www.forumchrzescijanskie.org
06-03-2006 00:06
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Lola Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 595
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #4
 
ZosiaII napisał(a):2. nie bać się z kandydatem na męża czy żonę rozmawiać o seksie. Przytulić się, pocałować, aby mieć pewność, że potem nie wystąpią bariery, których nie będziemy mogli pokonać. Ważne jest już w narzeczeństwie porozmawiać o metaodach antykoncepcyjnych akceptowanych przez przyszłego partnera. Może się bowiem okazać, że nie toleruje NPR itp. spraw związanych z wyznaniem.

dla mnie wydaje się niepojęte jak można nie rozmawiać przed ślubem o antykoncepcji, czy o wierze :shock: i nagle podczas nocy poślubnej ma ten problem - sposób zabezpieczenia - wypłynąć? totalna głupota :!:

...Alles was zählt,
ist die Verbindung zu Dir
und es wäre mein Ende,
wenn ich diese Verbindung verlier...
06-03-2006 11:49
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Offca Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 6,619
Dołączył: Sep 2004
Reputacja: 0
Post: #5
 
Mam wątpliwości, czy istnieje w ogóle coś takiego jak niedopasowanie... :roll:

[Obrazek: e48477fab7.png]

[Obrazek: 30e8538467.png]

Nigdy nie postanawiaj nic nie robi? tylko dlatego, ?e mo?esz zrobi? bardzo ma?o. Rób co mo?esz.
06-03-2006 17:21
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
msg Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,107
Dołączył: Sep 2005
Reputacja: 0
Post: #6
 
Istnieje na pewno nieudane "życie seksualne", którego dobrym wytłumaczeniem jest właśnie "niedposaowanie", to tak imho.

Nie ga? dopóki nie zbadasz, najpierw si? zastanów, a potem czy? wyrzuty,
Nie odpowiadaj, dopóki nie wys?uchasz, a w ?rodek s?ów nie wpadaj,
Nie wad? si? o rzecz, która ci nie jest konieczna, i nie mieszaj si? do sporu grzeszników!
Dziecko, nie bierz na siebie zbyt wielu spraw, bo je?li b?dziesz je mno?y?, nie b?dziesz bez winy.
I cho?by? p?dzi?, nie dop?dzisz, a uciekaj?c, nie umkniesz.

[Syr 11, 7-10]
06-03-2006 18:23
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Offca Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 6,619
Dołączył: Sep 2004
Reputacja: 0
Post: #7
 
Dobrym wytłumaczeniem? Czy może zwykłym "usprawiedliwieniem"?

[Obrazek: e48477fab7.png]

[Obrazek: 30e8538467.png]

Nigdy nie postanawiaj nic nie robi? tylko dlatego, ?e mo?esz zrobi? bardzo ma?o. Rób co mo?esz.
06-03-2006 20:03
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Jólka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,182
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #8
 
ZosiaII napisał(a):Zdrowa psychicznie osoba, uświadomiona odpowiednio tak nie zareaguje.
Najczęstszym powodem załamań na tle seksualnym jest nieuświadomienie seksualne lub uświadomienie pobieżne od koleżanek, znajomych, a nie z fachowych podręczników napisanych przez lekarzy. To jest wręcz zakała naszej obyczajowości, że stronimy od bezpośrednich rozmów ze swoimi dziećmi na ten temat i zakała naszego szkolnictwa, które obecnie spycha ten problem tylko i wyłącznie na barki rodziców.

rewelacja Zopsiu. Zepchnąć to na szkołę. Żadne problem, tylko nie wiem dlaczego później jesli by nauczyciel zaczął uświadamiać uczniów, to rodzice mogliby miec o to pretensje. Wystarczy, że poszła skarga na katechetke, która w 2 czy 3 klasie gimnazjum pokazała na lekcji, kiedy omawiała temat zła film "Niemy krzyk", bo rodzice uznali że to był film zbyt brutalny i że o tym, to rodzice powinni mówć, a nie w szkole. To samo może się odnosić do kwestii uświadamiania.

Kolejna sprawa, jak sobie wyobrażasz od strony praktycznej rozwiązanie tego problemu w szkole. Kto miałby to robić, w jakiej formie, kiedy...?

Niebo gwia?dziste nade mn?, prawo moralne we mnie...

[Obrazek: puchatek2.gif][Obrazek: puchatek.gif] [you] dobrze ?e jeste? Przytulanie
06-03-2006 22:33
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
TOMASZ32-SANCTI Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 4,220
Dołączył: Aug 2005
Reputacja: 0
Post: #9
 
Masz rację Julio, jak zwala się takie sprawy na szkołę, to póxniej dochodzi do poważnych kłótni w szkołach, bo rodzice nie życzą sobie,aby uświadamiać dzieci w taki czy inny sposób różnych spraw,związanych z pożyciem seksualnym.
Tylko póxniej maja pretensje tez,ze szkoła nie uświadomiła takich spraw dzieciom i teraz rodzice mają poważny problem z dzieckiem. I jak tu ludziom dogodzić. I tak źle i tak nie dobrze.

Pozdrawiam

TOMASZ32 --> VIA AD DEUM
"Nieustannie nosząc w naszym ciele umieranie Jezusa,aby także objawiło sie w nas Jego zmartwychwstanie."
06-03-2006 23:22
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Jólka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,182
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #10
 
Ja troche patrze na to od strony nauczyciela. Po pierwsze nikt nauczycieli nie uczy jak maja uświadamiać, poza tym nie wiem jak to Zosia widzi, jaki nauczyciel miałby to prowadzić. Uważam, że najlepiej będzie jak szkoła będzie uczyła a rodzina wychowywać, a uświadamianie wydaje mi się, że wchodzi także w zakres treści wychowawczych wiec niech to robią rodzice, bo ni wiedza jakie są ich zasady i jak oni sami uważają co w określonym wieku ich dziecko powinno wiedziec o "tych sprawach"

Niebo gwia?dziste nade mn?, prawo moralne we mnie...

[Obrazek: puchatek2.gif][Obrazek: puchatek.gif] [you] dobrze ?e jeste? Przytulanie
06-03-2006 23:28
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ZosiaII Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 402
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #11
 
Kiedyś takie lekcje były prowadzone w ostatniej klasie szkoły podstawowej na lekcji biologii, z tym, że lekcja była dzielona. Raz nauczycielka rozmawiała tylko z dziewczętami, na następnej tylko z chłopcami. Późniejsze lekcje były razem odnośnie płodu zarodka itp. Nie było to pełne uświadomienie seksualne, ale dawało pojęcie co się dzieje w organizmie ludzkim w związku z pożyciem seksualnym. Później moje najstarsze dzieci miały normalne lekcje poświęcone seksualności człowieka w 8 kl. szk. podst. i miały normalny podręcznik do tej lekcji napisany przez lekarza. Gdy próbowałam z córką porozmawiać na babskie tematy, to się okazało, że jest dobrze przygotowana i uświadomiona przede wszystkim przed zagrożeniami współżycia przygodnego, poza małżeństwem. Ja uzupełniłam jej tę wiedzę troszkę wcześniej odpowiednią książeczką dla nastolatek, którą sama wcześniej przeczytałam, żeby wieedzieć, co dziecku daję. Było tam bardzo wiele miejsca poświęcone przede wszystkim higienie dziewczynki, informacja o zagrożeniach itp. Nikt z rodziców na wywiadówkach nie wnosił pretensji o te lekcje.
Przykład, który podajesz Julio jest bulwersujący, a równocześnie świadczy o ogromnym zacofaniu rodziców, ich braku perspektywicznego myślenia. Przecież nie kto inny, ale właśnie katecheta jest powołany do takiej roli - uświadomienie zła i zagrożeń. A w domu jak dziecko ogląda morderstwa w telewizji, to rodzice oczywiście tego nie zauważają, tylko jak katecheta to porusza, to jest brutalne. Niestety, potwierdza się moja diagnoza - nasza obyczajowość: zaściankowa, drobnomieszczańska. To hamuje proces przygotowania właściwego młodzieży do życia w świecie, który zewsząd otacza ją brutalizmem i wulgarnością, a potem zdziwienie, że dziecko ma problemy, że ma frustracje, strachy, lęki, z którymi nie umie sobie poradzić i te ciąże w wieku 15 lat, które biorą się z głupoty, z nieuświadmienia czym jest seks dla chrześcijanina. Trzyma się dzieciaka pod kloszem i potem nagłe zetknięcie z prawdziwym światem - szok w tej sytuacji jest prawie do przewidzenia.

Julia napisał(a):rewelacja Zopsiu. Zepchnąć to na szkołę. Żadne problem, tylko nie wiem dlaczego później jesli by nauczyciel zaczął uświadamiać uczniów, to rodzice mogliby miec o to pretensje.

To wbrew pozorom nie jest spychanie. Rodzice mający prawidłowe relacje ze swoimi dziećmi, to niestety rzadkość. Mało który z rodziców potrafi być kolegą czy koleżanką swojego dziecka i szczerze porozmawiać na tematy intymne. Jeszcze rzadziej zdarza się to w przypadku ojców, którzy powinni rozmawiać o tym z synami. Kobiecie jest bardzo niezręcznie mówić o męskich sprawach. I znowu ta tradycja milczenia wokół zagadnień seksualnych. Bierze się to stąd, że rodzice też nie byli w domu uświadamiani, bo był to temat tabu - "tylko nie przy dziecku", bo to zgorszenie. Niestety, tę tradycję i obyczajowość ukształtował w dużej mierze kościół. Trzeba wyjść z tego zaklętego kręgu. Wychować choć jedno pokolenie jak należy i wówczas nie będzie tematu tabu i rodzice sami będą umieli rozmawiać z dziećmi na ten temat.
Lola napisał(a):dla mnie wydaje się niepojęte jak można nie rozmawiać przed ślubem o antykoncepcji, czy o wierze Wstrząśnięty / Zszokowany i nagle podczas nocy poślubnej ma ten problem - sposób zabezpieczenia - wypłynąć? totalna głupota
Tak, to jest totalna głupota, ale bywają takie przypadki. Owszem narzeczeni chodzą na nauki, słuchają co lektor mówi, a potem "wiedzą swoje". I konflikt zaczyna się, gdy jedno z małżonków chce stosować NPR, a drugie tego nie akceptuje, a zdarza się, że deklaruje akceptację, a potem tego nie respektuje. Zdarzają się takie przypadki w śród panów uzależnionych od alkoholu, co przed ślubem uchodzi tylko za - ot lubi sobie wypić jak każdy, a potem okazuje się, że jest to alkoholik, który nie liczy się z nikim i z niczym.

http://www.forumchrzescijanskie.org
06-03-2006 23:34
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Jólka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,182
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #12
 
ok, Zosiu... rozumie ze mialby to zrobic nauczyciel biologii. tylko kiedy? czy zrobić to w 6 klasie, czy tez w gimnazjum, gdzie (nie robiłam badań ae słyszałam, że podobno takie są statystyki) ok 30 % dziewcząt w 3 klasie gimnazjum ma za sobą inicjacje seksualna. Więc?

Niebo gwia?dziste nade mn?, prawo moralne we mnie...

[Obrazek: puchatek2.gif][Obrazek: puchatek.gif] [you] dobrze ?e jeste? Przytulanie
06-03-2006 23:41
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
TOMASZ32-SANCTI Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 4,220
Dołączył: Aug 2005
Reputacja: 0
Post: #13
 
Julia napisał(a):Ja troche patrze na to od strony nauczyciela. Po pierwsze nikt nauczycieli nie uczy jak maja uświadamiać, poza tym nie wiem jak to Zosia widzi, jaki nauczyciel miałby to prowadzić. Uważam, że najlepiej będzie jak szkoła będzie uczyła a rodzina wychowywać, a uświadamianie wydaje mi się, że wchodzi także w zakres treści wychowawczych wiec niech to robią rodzice, bo ni wiedza jakie są ich zasady i jak oni sami uważają co w określonym wieku ich dziecko powinno wiedziec o "tych sprawach"

Dokładnie. Rodzice są od uświadamiania dzieciom, jak to jest z tym pożyciem. Wtedy nie będzie pretensji do nauczycieli,że przekazują ta wiedze w niewłasciwy sposób. Sami ja przekaża swoim dzieciom i będą mogli być zadowoleni,że przekazali ja we własciwy sposób - skutek będzie taki,ze 15-latka przyjdzie do domu z dobrą nowiną: "Mamo i tato! Będziecie dziadkami! :mrgreen: A co rodzice na to? [-X

Pozdrawiam

TOMASZ32 --> VIA AD DEUM
"Nieustannie nosząc w naszym ciele umieranie Jezusa,aby także objawiło sie w nas Jego zmartwychwstanie."
06-03-2006 23:55
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Jólka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,182
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #14
 
Fakt, że trudno czasem jest rodzicom mówić o tym, zwłaszcza jeśli z domu rodzinnego wynieśli zakodowane w swiadomości, że o tym nie powinno sie rozmawiać.

Ale chyba troszke odbiegamy od właściwego tematu, czyli kwestii dopasowania, a przechodzimy na to jak i kto powinien uświadamiać. :?

Niebo gwia?dziste nade mn?, prawo moralne we mnie...

[Obrazek: puchatek2.gif][Obrazek: puchatek.gif] [you] dobrze ?e jeste? Przytulanie
07-03-2006 00:00
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ZosiaII Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 402
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #15
 
Wbrew pozorom nie odbiegamy od tematu Julio. To właśnie model pożycia seksualnego przekazywany z pokolenia na pokolenie, decyduje o tym, czy to pożycie jest udane czy nie. Jeśli oboje narzeczeni nie tkwią korzeniami w tych tradycjach, ale swoją wiedzę o seksie zdobyli z fachowych książek - to w ich małżeństwie problem "niedopasowania" w ogóle nie istnieje. Te problemy biorą się przede wszystkim z modelu lansowanego przez kościół jeszcze w XIX wieku, a przekazywanego właśnie przez rodziców, gdzie kobieta leży jak kłoda i mówi sobie "dziób, dziób, do mózgu nie dojdziesz", a potem mąż się nie nadaje, bo niedopasowany, żona się nie nadaje, bo jest zniechęcona do seksu itp. Udane pożycie, to niezwykle trudna, ale bardzo opłacalna sztuka, wymagająca starań i zabiegów obojga małżonków, a nie tylko jednego z nich. Jak ten model był ksztaltowany niech zaświadczą XIX wieczne teksty na temat małżeństwa (ten model jeszcze pokutuje po wsiach i malych miasteczkach).
A oto nocne stroje proponowane przez Ligę Obyczajnośći Publicznej w książce Anatola France'a:
Cytat:"...długie i szerokie koszule nocne dla obojga małżonków, posiadające owalny otwór, który pozwala małżonkom spełnić przykazanie boże dotyczące rozmnażania rasy ludzkiej bez obrażania obyczajności i nieskromnego sycenia zmysłów nagością ciała. Celem otoczenia pewnym, że tak rzekę, wdziękiem owej daleko posuniętej surowości, otwory te posiadają wokół haft ozdobny i powabny."

Ksiądz Coignard natomiast radzi:
Cytat:"Należy, zdaniem moim, pociągnąć młodych małżonków przed aktem kopulacji od stóp do głów pastą czarną i glansować szczotkami. W ten sposób skóra ich uczyni się podobna do buta, co owionie ponurą żałobą rozkosz zmysłową, podniecaną do tej pory bielą ciała i zaróżowieniem pewnych jego miejsc. Będzie to zarazem ogromną przeszkodą pieszczotom i pocałunkom i niektórym formom wyuzdania, w których biorą udział usta, a tak często niestety praktykowane przez kochanków w łożu miłosnym."

Kobieta do końca życia musi być twierdzą do zdobycia, tajemnicą do odkrycia, w przeciwnym wypadku, tygrys pójdzie na świeże mięsko (i to jest ten sex apeal Offco). Mężczyzna z kolei musi stale zbobywać żonę, oczywiście nie ma mowy o zdobywaniu w łóżku, to nie o to chodzi. To ustawiczne staranie się o względy żony poprzez jakąś drobną pomoc w prowadzeniu domu, zainteresowanie problemami żony, miłe słówko, komplement, jakieś kwiaty, drobniutki upominek "specjalnie dla żony" czy jakaś niespodzianka, wspólny wypoczynek i wspólna praca.
Niestety przeciętna rodzina kręci się wokół modelu albo: "kobieta w szlafroku" ganiająca po mieszkaniu i utykająca rozrzucone rzeczy po całej rodzinie, podająca, usługująca, albo "kobieta pracująca", pracująca na dwa etaty: w domu i w pracy, odprowadzająca dzieci do przedszkola, odbierająca je, piorąca, sprzątająca, robiąca po drodze zakupy, a mąż piwko, meczyk, gazetka i "kiedy obiad?" To modele rodziny po trosze ukształtowane przez stary kościół, który z kobiety czyni tylko kurę domową i zwala tylko na jej barki prowadzenie domu. Mężczyzna jest od wyższych spraw. I to powoduje konkretny stosunek obojga do seksu. Kobieta wykończona, nie chce już nawet myśleć o współżyciu, mężczyzna wybyczony, mysli tylko o tym. A potem są "niedopasowani seksualnie". To "niedopasowanie", to nie jest kwestia narządów, o których w artykule, ale kwestia obyczajowości, modelu rodziny. Tutaj tylko model partnerski, gdzie mężczyzna dzieli solidarnie z żoną w sposób rozsądny obowiązki spoczywające na rodzinie wychowującej dzieci. Skąd to zastrzeżenie - w sposób rozsądny? Otóż, jeśli mąż nie umie gotować, to nie powinien tego robić, ale bywa, że gotuje lepiej niż kobieta, co nie oznacza, że fajtłapa kuchenna w awaryjnych sytuacjach nie powinna już kompletnie nic w kuchni zrobić. Jeśli mąż nie umie obsłużyć automatu i posegregować właściwie prania, to niech się do tego nie dotyka, ale powinien się starać odróżnić słonia od dorożki, bo przecież żona może zachorować itp. Pewnie, jeśli kobieta nie umie utrzymać młotka czy wiertarki w ręku, niech za to się nie łapie, ale są kobiety, które radzą sobie z tymi narzędziami lepiej jak mąż. Dlatego niech każde robi to, co umie najlepiej, ale w awaryjnych sytuacjach jedno drugiego musi zastąpić i uczyć się trzeba wszystkiego. Rodzina w tym modelu jest wspólną sprawą kobiety i mężczyzny. Jeśli dzień w rodzinie jest udany, to i noc będzie "dopasowana". Uśmiech
Co do nauczania seksu w szkołach. Prawdą jest, że dziewczęta w gimnazjach bywają już po inicjacji seksualnej. I dlatego właśnie lekcje takie powinny być odrębnym przedmiotem w ostatniej klasie szkoły podstawowej. Powinno się dzieciom uświadomić czym jest inicjacja seksualna, jak się kończy, jakie zachowania są groźne, jakie konsekwencje itp. Seks, to duży zakres wiedzy i rodzice sami się z problemem nie uporają. Wiem, jakie uprzedzenia w rodzicach pokutują, ale te uprzedzenia można nieco zredukować uświadamiając rodzicom na wywiadówkach zagrożenia jakie czyhają na ich dzieci pozbawione tej elementarnej wiedzy. Oczywiście powinni je prowadzić pedagodzy specjalnie do takich lekcji przygotowani. Tutaj nie ma problemu Julio, jest tylko niechęć, lansowana głównie poprzez niektóre ośrodki katolickie. Jak moje dzieci miały te zajęcia w szkole, nikt nie protestował i nie miał żadnych pretensji. Nie wiem jak było w małych miejscowościach, ale tam opinię kształtuje RM i to jest to - lansowanie obyczajowości zaczerpnietej z XIX wieku. Kościół od dawna lansuje zupełnie inny model rodziny, ale zaścianek trzyma się twardo dzięki takim mediom.

[ Dodano: Wto 07 Mar, 2006 11:09 ]
Tak na marginesie. Nie spotkałam lepszego podręcznika na temat seksu dla młodych małżeństw od "Sztuki kochania" Michaliny Wisłockiej oraz dla starszych małżeństw "Sztuka kochania 20 lat później" także tej autorki. Mam także książki świetnego seksuologa Lwa Starowicza i prof. Kozakiewicza. Są to bardzo dobre książki, ale pisane bardziej naukowo - to dobre dla smakoszy. Wisłocka natomiast pisze w sposób naturalny i bezpośredni i naprawdę jest dla wszystkich, dla przeciętnych, normalnych ludzi. Niestety akcje Niewidzialnej Ręki, "Niewidzialnej Ligii Obyczajności" zepchnęły jej książki niemal na margines wiedzy o seksie. Niesłusznie potępiana i zwalczana - głównie przez ośrodki katolickie - przeszła za życia do historii. A szkoda. To niezwykle mądra lekarka, niezwykle doświadczona, gdyż dziesiątki lat przyjmowała pacjentki z problemami "niedopasowania" i z tych doświadczeń powstały jej książki.
Ale jak zwykle "Czerep rubaszny" zatryumfował w Polsce i perły poszly w błoto.

http://www.forumchrzescijanskie.org
07-03-2006 11:16
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów