Ależ owszem, Zosiu, rozmawiam jak najbardziej o treści artykułu Jacka Pulikowskiego, zwłaszcza o fragmencie:
Cytat:Rosnące poczucie jedności cielesnej może być przyczyną prawdziwej głębokiej radości (nie tylko doraźnej przyjemności) jedynie wówczas, gdy jest w harmonii ze wzrastającą jednością psychiczną i duchową. Słowem, jest elementem jedności dwojga oddanych sobie całkowicie i trwale osób jako stworzeń cielesno-psychiczno-duchowych. Zjednoczenie cielesne bez więzi psychicznej i duchowej staje się jedynie namiastkę, by nie powiedzieć karykaturę jedności, przynoszącą co prawda doraźną przyjemność, lecz w dłuższej perspektywie czasowej rodzącą zawód i frustrację. Ostatecznie, współżycie li tylko cielesne rozbija więzi zamiast oczekiwanego dość powszechnie ich pogłębiania. Uczy tego doświadczenie tysięcy ludzi zawiedzionych w swych nadziejach na osiągnięcie szczęścia poprzez działania płciowe poza terenem małżeństwa.
Oczywiście Wisłocka ma zupełnie inne poglądy w tej kwestii.
Nie chodzi mi o jej dość rzetelne informacje z dziedziny medycznej, bo to rzeczywiście trzeba jej policzyć na plus. Nie chodzi nawet o ilustrowanie "pozycji", bo to w końcu też jest pożyteczna [dla wielu] wiedza [jeśli będzie wykorzystana do borych celów] i takie informacje zamieszczano w wielu innych książkach seksulogów poczynając od słynnej pozycji nad der Velde "Małżeństwo doskonałe" [wydane jeszcze przed wojną!]. A nawet czytelnik "Życia seksualnego dzikich" Bronisława Malinowskiego mógłby się niejedno dowiedzieć...
Chodzi o samo nastawienie do współżycia, zredukowanie go do charakteru ludyczno-rozrywkowego. No i wtedy oczywiście wszelki "misteryjny" charakter aktu małzeńskiego musi uchodzić za totalną bzdurę. A próba łączenia go z Bogiem - co najmniej niestosowna. Takie są właśnie rezultaty podobnych lektur, które potem rzutują na negatywne doświadczenia osobiste.
Tymczasem dla katolika "dopasowanie seksualne" polega także i na tym, że jego żona/mąż potrafią przeżywać zjednoczenie cielesne także jako akt misteryjny, owszem radosny i piękny, ale nijak nieredukowalny do "radosnej zabawy w łóżku".
Tu jest zasadnicze źródło naszego sporu. Ty nie chcesz uznać "sacrum" zjednoczenia małżeńskiego i kpisz sobie z tych, którzy to głoszą i/lub tak to przeżywają. i jeszcze śmiesz nam wmawiać, że ten pogląd jest zgodny z nauką Kościoła !....