Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Rozwody - 123% normy!!
Autor Wiadomość
Invader Offline
Użytkownik
***

Liczba postów: 50
Dołączył: Jun 2006
Reputacja: 0
Post: #6
 
AvE,

Hermon napisał(a):Znam duzo rozbitych rodzin. To wielki dramat zwłaszcza dla dzieci. Nie mam pojecia co mozna zrobic! Wiekszosc mezczyzn to erotomani i mysle, ze to jest jedna z przyczyn rozwodow. Ale co mozna na to poradzic, tego to ja juz nie wiem

Chwila, kimże jest Harpoon? Na jakiej podstawie twierdzi, że większość mężczyzn to erotomani? Dlaczego twierdzi, że jest to jedna z przyczyn rozwodów? Masz na to jakieś dowody?

Na upowszechnienie się rozwodów wpływa wiele czynników. Upadek rodziny wielopokoleniowej i upowszechnienie się formuły dwupokoleniowej miał na te zjawisko wpływ zasadniczy. Zauważmy, że w rodzinach wielopokoleniowych zawarcie małżeństwa było aranżowane czasem jeszcze przed urodzeniem się dziecka. Małżonkowie poznawali się w takiej sytuacji dopiero w dniu ślubu. Ich wzajemne uczucia i fascynacje w takiej sytuacji się nie liczyły zupełnie. Mężczyzna miał za zadanie opiekować się swoją żoną do końca życia i z takiego zadania był przez przywódców rodu rozliczany.

Struktura rodziny dwupokoleniowej ma w swoim zarodku elementy, które nie sprzyjają jej trwałości.

*W nowym modelu impulsem do zawarcia małżeństwa stały się wzajemne uczucia i to był pierwszy z powodów niestabilności nowego rodzinnego układu. Rozpad licznych związków jest skutkiem sytuacji, gdy motywacją do ich zawierania, ich źródłem była raczej przelotna fascynacja lub inne nie zawsze poważne czynniki, nie zaś głębokie uczucia, które także czasem mogły przeminąć.

*W rodzinie wielopokoleniowej mężczyźni na co dzień pracowali a także spędzali wolny czas razem, wśród innych kobiet z dużej rodziny żyły ich żony. W tego typu rodzinach zdarzało się czasem, że mężczyźni ze swoimi żonami spotykali się wyłącznie w celach prokreacyjnych. Swoistym echem tego układu są oczekiwania katolickich kapłanów, by mężczyzn i kobiety łączyły tylko takie cele, a w kontaktach z drugą płcią nawet nie szukali satysfakcji, czy przyjemności. Model rodziny dwupokoleniowej zasadniczo zmienił tę sytuację. Realizując go pojawił się stały, codzienny i co nocny odtąd kontakt dwojga osób o różnej płci, a więc o różnych rytmach życia, zarówno dobowych, jak zwłaszcza miesięcznych. Wypływające ze specyficznej pracy hormonów wahania nastrojów u kobiet nie wpływają na związek stabilizująco.

*Po rewolucjach i wojnach światowych zmieniła się zasadniczo sytuacja społeczna. Nastąpiło olbrzymie ludnościowe przemieszanie niemal we wszystkich krajach europejskiej cywilizacji. Znikły też podziały środowiskowe, gdyż utraciły dawną pozycję uprzywilejowane społeczne warstwy. Od tej pory coraz trudniej jest znaleźć partnera do wspólnego życia o zbliżonych choćby poglądach. Problem ich różnicy na wiele istotnych życiowych spraw nie dotyczy zresztą samych współmałżonków, coraz częściej poważne różnice dzielą rodziców od dzieci przyjmujących od swoich rówieśników poglądy na życie i świat.

*Od ceremonii zawarcia takiego związku pojawia się sprawa walki o władzę, który w rodzinie wielopokoleniowej nie istniał, gdyż kobiety nie miały w takiej walce żadnych szans.

*Po kilku latach, gdy małżonkowie kończą proces wzajemnego dobrego poznawania się nawzajem, mamy do czynienia z sytuacją, gdy mogą sobie uświadomić, że dobrze znany wtedy partner im wyraźnie nie odpowiada. A przed ślubem trwające nawet długo narzeczeństwo nie umożliwiało zdobycia pełnej takiej wiedzy.

*Kolejnym problem będzie po wielu latach wspólnego życia sytuacja, gdy dorosną wspólne dzieci i się usamodzielnią. Wtedy może się okazać, że ich wychowywanie było głównym spoiwem związku, które bez niego może zacząć się rozpadać.

*Pojawia się wtedy czasem u mężczyzn chęć zamiany starzejącej się i mniej atrakcyjnej żony na młodszą.

Przedstawione tu czynniki sprawiają, że ilość rozwodów stale się zwiększa. Podkreślmy tu, że nie istniały one w rodzinie wielopokoleniowej, gdzie rodzice aranżowali małżeńskie związki, małżonkowie spędzali ze sobą niewiele czasu, często właściwie nie znali się do końca i w pełni, mieli zbliżone lub nawet identyczne poglądy na świat, nie toczyli ze sobą wewnętrznej wojny o władzę, a ze strony rodu istniała środowiskowa presja, by na starość nie porzucać żon.

Choć rodzina w tradycyjnym pojęciu nie stała się jeszcze anachronizmem, zwolenników małżeństwa ubywa.

Zaskakującym przykładem nowej sytuacji jest norweska rodzina królewska, która pod koniec sierpnia przyjęła do swojego grona 28-letnią Mette — Marit Tjessem Hoiby, niezamężną matkę wychowującą samotnie czteroletniego syna. Ta kobieta zdobyła pozycję w norweskiej śmietance towarzyskiej, mimo że ojciec chłopca został skazany za przestępstwa narkotykowe, a ona sama w przeszłości chwytała się wielu dorywczych zajęć. Wszystko to wzbudziło wątpliwości Norwegów, co do tego, czy jest ona odpowiednią partnerką dla następcy tronu, Haakona. - Nie chodzi o to, że jest przeciętna, lecz o to, że jest jeszcze bardziej przeciętna niż inni — ocenił ją pewien mieszkaniec Oslo w lokalnej gazecie. Jednak fakt, że jest samotną matką, Norwedzy przyjęli bez większych zastrzeżeń. W czasie ślubnej ceremonii biskup nie zawahał się wyrazić uznania za to, że samotnie wychowuje syna. - Jako samotna matka stanowisz przykład dla pozostałych — powiedział

A konkubinat, ładniej zwany wolnym związkiem?

Konkubinat nie jest złem. Istnieje jako sytuacja faktyczna, nieformalna (w przeciwieństwie do małżeństwa, które jest sytuacją przede wszystkim prawną, sformalizowaną). Jest dobry jako 'przedmałżeńska rozgrzewka' dla ludzi wchodzących w dorosłe i odpowiedzialne życie; jest nadto jedynym sensownym rozwiązaniem dla 'wolnych duchów', których natura jest w swej istocie sprzeczna z instytucją małżeństwa. Nie można jednakże poprzez regulację prawną wprowadzać zamęt i ustanawiać normy, które relatywizują odpowiedzialność. Prawo musi stawiać na małżeństwo, aby kształtować sprzyjające jemu postawy; ci, którzy chcą żyć w konkubinacie poradzą sobie doskonale, gdyż 'wolne duchy' to na ogół jednostki bardziej zaradne i przedsiębiorcze niż inni. Co innego gdyby większość społeczeństwa żyła w konkubinacie, czując odrazę do małżeństwa, jednak dotyczy to wedle szacunków ok. 200 tys. par.

Konkubinat może być źródłem większej przyjemności czerpanej ze związku w porównaniu do małżeństwa. Zarazem jednak oznacza przyjęcie na siebie mniejszej odpowiedzialności. Mniejsza odpowiedzialność — mniejsze przywileje. To chyba logiczne i racjonalne.

Jeśli ktoś traktuje poważnie i trwale związek partnerski, wówczas dąży do zawarcia małżeństwa. Jeśli z jakichś względów nie chce podjąć tego trudnego wyzwania życiowego, pozostaje w wolnych związkach. Ich cechą jest to, że nie mają trwałego charakteru i nie są rejestrowane. Zobowiązania między partnerami mają wówczas nieformalny charakter, opierający się na porozumieniu. Jeśli ktoś chce jednak żyć bez małżeństwa w związku stabilnym, wówczas może przy odrobinie wysiłku upodobnić w znacznym zakresie swoją sytuację do modelu małżeńskiego. Oczywiście po pierwsze wymaga to odrobiny więcej zaangażowania, a po drugie nie ma w pełni tego zakresu co uprawnienia małżeńskie, gdyż konkubinat nie może zastąpić małżeństwa. Małżeństwo oznacza przyjęcie większej odpowiedzialności na siebie, pewnie, że częściej będzie w tym więcej poświęcenia niż przyjemności, ale taka jest istota tego związku i to na nim państwo opiera swoją strukturę społeczną, gdyż wówczas może najlepiej funkcjonować. Poprzez nieusprawiedliwione zrównywanie konkubinatu z małżeństwem deprecjonuje się znaczenie małżeństwa i osłabia jego rolę, gdyż nie ma się co oszukiwać — po rozciągnięciu przywilejów małżeńskich wiele par może poprzestać na konkubinacie. Oznacza to zarazem poddanie w wątpliwość aksjologii naszego prawa rodzinnego, które opiera się nie tylko na wyjątkowej roli małżeństwa w strukturze rodzinnej, ale i na priorytetowości dobra dziecka. Natomiast rodzina oparta na konkubinacie z cała pewnością musi to dobro usunąć na nieco dalszy plan, gdyż z dobrem dziecka związana jest trwałość małżeństwa. Konkubinat przedkłada dobro łatwego zakończenia związku w razie zerwania więzi uczuciowej, przedkłada tym samym dobro rodziców nad dobro dzieci, a przez to nie może się na nim opierać pożądany model rodziny.

Wnioski są dla mnie oczywiste.

Pozdr.

[Obrazek: Metal_Johnson.gif]

Stay Invaderized
28-12-2006 10:01
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Rozwody - 123% normy!! - Ks.Marek - 18-11-2006, 10:27
[] - Hermon - 18-11-2006, 12:43
[] - Ks.Marek - 18-11-2006, 12:49
[] - Hermon - 18-11-2006, 13:03
[] - Ks.Marek - 28-12-2006, 00:51
[] - Invader - 28-12-2006 10:01
[] - Offca - 28-12-2006, 13:13
[] - Daisy - 28-12-2006, 13:36
[] - Anonymous - 28-12-2006, 13:37
[] - Hermon - 28-12-2006, 14:11
[] - Scott - 29-12-2006, 11:27
[] - Invader - 30-12-2006, 02:17
[] - Daisy - 30-12-2006, 10:06
[] - Scott - 30-12-2006, 12:22
[] - Ks.Marek - 30-12-2006, 12:58
[] - Daisy - 31-12-2006, 01:05
[] - Rachel - 31-12-2006, 02:03
[] - Scott - 31-12-2006, 11:05
[] - Daisy - 31-12-2006, 11:43
[] - Scott - 31-12-2006, 12:03
[] - Daisy - 31-12-2006, 14:05
[] - Scott - 31-12-2006, 14:44
[] - Invader - 31-12-2006, 16:41

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów