Może i rzecz pasuje bardziej do wolnego forum, ale z Biblią jest związana, jeśli moderatorzy uważają inaczej proszę o przeniesienie.
W pewnym przeklinanym przez zwolenników rządzącej koalicji programie, Szkłem Kontaktowym zwanym, dowiedziałem się, że jedyną rzeczą, za którą ojciec Tadeusz Rydzyk nie może zapłacić są pełne pokornego uniżenia spojrzenia polityków. Gdy się jednak przyjrzeć uważnie polskiemu środowisku ewangelikalnemu, można zauważyć rzecz dużo dziwniejszą i może bardziej przerażającą. Otóż niektórKościoły razem z ich pasterzami wyklinając kult świętych oddają się niemal bałwochwalczej czci jednego polityka, zwiącego się Janusz Korwin-Mikke. Jest o rzecz o tyle dziwniejsza, że sam wymieniony polityk bynajmniej się z tym środowiskiem nie indetyfikuje, będąc, o ile wiem, agnostykiem, co nie przeszkadza owym ewangelikałom widzieć w nim prawdziwego męża Bożego. Jakże musieli się ucieszyć, gdy postanowił, dość przypadkowo,
jeden ze swoich polityczno-gospodarczo-społecznych felietonów rozpocząć od odniesienia do Biblii, a dokładniej Księgi Hioba. Wydawało mi się, że takie ostentacyjne wykorzystanie tekstu Biblii do politycznych celów musi spotkać się z zdecydowaną odpowiedzią. Jednak nie! Otóż, jak być może co bardziej fatalistycznie nastawieni mogli się spodziewać, spotkał się on w wyżej wymienionym środowisku z owacyjnym przyjęciem.
Dobrze, dość przydługawego i trochę nie na temat wstępu. Ta, być może humorystyczna a być może żałosna sytuacja, zmusza do zastanowienia się nad kilkoma kwestiami. Po pierwsze, na ile treść Pisma Świętego można adaptować do nowych sytuacji. Zgodzicie się zapewnie, że jest ono zawsze aktualne, gdyż często odwołuje się do dylematów, jakie ludzkość miała w całej swej historii, np. kwestia usposobienia Boga do ludzi, początków świata i człowieka (nie chodzi mi tu o jakąś literalna intepretacją, ale o przesłanie, że stworzenie miało charakter planowy i uporządkowany, a świat nie powstał w wyniku jakiejś walki bóstw czy żywiołów, jak w niektórych mitologiach), osiągnięcia pokoju z Bogiem, życia po śmierci itp. Jednak, czy może być ono odnoszone do rzeczy zupełnie obcych czasom, gdy je spisano? Przecież ludzki autor, natchniony co prawda przez Boga, gdy pisał Księge Hioba nie miał pojęcia, że kiedyś pojawią się ubezpieczenia. Widać więc, że nie taka przyświecała mu intencja. Choć wierzymy, że Bóg czuwał nad autorami Biblii i dawał im natchnienie, to jednak po części oni sami decydowali, co się w niej znajdzie. Paweł nie pisał listów w ekstazie czy uniesieniu, ale podchodzil do tego z ludzkiej perspektywy. Łukasz przed napisaniem Ewangelii zbierał relacje ludzi, porównywał je ze sobą, badał ich wiarygodność. Pisali z pewnej czasowej perspektywy.
Czy jednak na pewno nie należy doszukiwać się głębszych treści, niż zamierzali w nich zawrzeć ludzcy autorzy Pisma Świętego? W końcu w Starym Testamencie dużo jest rzeczy, które nabierają głębszego sensu w świetle Nowego Testamentu, i nie dotyczy to jedynie proroctw, ale i na przykład protoewangelii w Księdze Genesis czy w Księgi Rut. Augustyn odnalazł wspaniałe chrystologiczne treści w opowieści o miłosiernym Samarytaninie, mimo, że według niektórych jej treść jest prosta i dzisiaj samą można by ją przekształcić tak: przejezdnego napadła mafia, nie zaopiekował się nim katolicki ksiądz, nie zrobił tego pastor, a zrobił to ateista.
Po drugie, na ile można wykorzystywać Biblię do celów politycznych czy innych bliżej nie związanych z chwałą Bożą i zbawieniem ludzi. Czy jest to świętokradztwo, czy owszem, można, pod warunkiem, że nie przysłoni to jej głębszego sensu?
Po trzecie, co sądzicie o tej konkretnej sprawie? Czy rzeczywiście szukanie zabezpieczenia na ziemi może bc uznane jako nieufność w opatrzność Bożą? Moim zdaniem nie. Odniosę się tu do znanego zapewnie opowiadania o księdzy ufającego w opatrzność Bożą. Odmawiał przyjęcia pomocy z rąk ludzi, aż zginął, by w niebie dowiedzieć się, że Bóg wielokrotnie usiłował mu pomóc rękami wysłanych na pomoc ludzi. Poza tym List do Rzymian mówi, że władza jest narzędziem Boga. Czy więc może państwo opiekuńcze jest narzędziem Boga do zapewnienia ludziom godziwego losu, czy też na podstawie słów "kto nie pracuje, niech nie je" ideałem państwa jest państwo libertiańskie, jakiego chce JKM (bynajmniej nie Jego Królewska Mość :wink: ), a pomocą potrzebującym może być tylko nieprzymuszona jałmużna, do której dawania Pismo Święte zachęca? Ale to raczej pytanie retoryczne skłaniające do refleksi, gdyż to nie forum polityczne.