Dodam od siebie: ja też nie zamierzam wciskać RŚŻ swojej propozycji kerygmatu w miejsce 4-punktowego, jeśli RŚŻ poda katolicka interpretację tego kerygmatu w swoich materiałach, tzn. wyraźnie połączy go z takimi elementami jak żal doskonały, odwołanie się do chrztu, soteriologią obejmującą konieczność sakramentów itd. Kto wie, co by jeszcze dobrego mogło z tego wyjść, gdyby taką refleksję podjąć ?
Cytat:Jacku - też będę szczery do bólu: taki dokładnie obraz Boga wpajano mi na katchezach (Bóg to sędzia sprawiedliwy itd., uciekanie się do Mateczki spod rąk siekącego rózgą Ojca itp.). Jest on typowy dla przedsoborowego katolicyzmu. To od niego uciekłem tam, gdzie wizja Zbawienia była pełna ciepła i miłości i skupiona na Bożym miłosierdziu.
Sprecyzyjmy to: katolicka katacheza przedsoborowa była w wielu kościołach partykularnych zarażona jansenizmem. A jansenizm - to próba przeszczepienia kalwinizmu na grunt katolicki, w teorii potępiona przez Kościół w 1731 r. a w praktyce pokutująca aż do SWII.
Cytat:A czy ta wizja jest sprzeczna z wizja katolicka czy po prostu niepelna?
To jest przekręcona doktryna św Anzelma z Canterbury [początek XII w.]. W oryginale chodziło o to, że Jezus zbawił nas przez naprawienie skutków grzechu Adama. Odwołuje się do średniowiecznych realiów życia społecznego. Bóg jest tam przedstawiony jako "senior" nadający sprawiedliwe prawa, które jego lennicy wypaczyli, tak że domenę senioralną ogarnął chaos i brak sprawiedliwości. To stanowiło oczywiście plamę na honorze seniora. Jezus postanowił tę "plamę na honorze" zlikwidować i "usatysfakcjonować" tym samym swego Ojca. W języku bilijnym: Jezus przyszedł po to, aby wypełnić Prawo w sposób doskonały i w tym celu nie zawahał się zapłacić najwyższej nawet ceny.
W czasach nowożytnych, gdy nastąpiła głęboka przemiana stosunków społecznych, doktryna św. Anzelma zaczęła być rozumiana jako konieczność wypłacenia się ludzkości za grzech Adama. Zacżeło się twierdzić, że celem Jezusa było wzięcie na siebie kary, a nie ukazanie Miłości.
Tu przyznaję YABowi rację: całe Zachodnie chrześcijaństwo począwszy od końca XVgo wieku zachorowało na wypaczoną wizję odkupienia. Wtedy to jakiś biskup florencki [jeszcze przed Lutrem] powiedział, że "gdyby nawet ludzie nie przybili Jezusa do krzyża, to Maryja by to sama uczyniła, aby uzyskać dla nas odkupienie".
Oczywiście jest to nonsensowna teza:
- gdyby ludzie nie przybili Jezusa do krzyża, to znaczy, że nigdy nie było grzechu pierworodnego
- krzyż jest dowodem na grzech pierworodny [encyklika "Dominum et Vivificantem" punkt chyba 24]
- krzyż jest też dowodem na miłośc Boga, który schodzi do nas w otchłań naszego upadku [aż do Szeolu nawet!]
- Krzyż jest żródłem odradzającej nas Wody i Krwi, daru miłości dla upadłego i "już ukrzyżowanego" świata [por Gal 6,14]
- Z przebitego boku Chrystusa został stworzony kościół, jak niegdyś Ewa z boku Adama
Nie potrzebujemy zatem tak okrutnej teologii, aby zrozumieć, co Jezus dla nas uczynił na Krzyżu. IMHO jest ona po prostu błędna, albo też trzeba ją tak precyzyjnie wyjaśnić jak w encyklice "Dives in Misericordia", łącząc ją bezpośrednio z Bożym Miłosierdziem.