Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
prawo do decydowania o losie swoich dzieci
Autor Wiadomość
heysel Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,586
Dołączył: Jan 2007
Reputacja: 0
Post: #1
prawo do decydowania o losie swoich dzieci
Pomocy! Jugendamt nie chce nam pomóc!
Cytat:Polce mieszkającej w Niemczech Jugendamt odebrał prawo do decydowania o leczeniu dwójki śmiertelnie chorych dzieci
W czasie, kiedy syn Elżbiety i Zenona Nyksów umierał, niemiecki urząd ds. dzieci i młodzieży podjął decyzję o odebraniu im praw rodzicielskich do córki. Państwo Nyks chcą odzyskać dziecko, które wymaga szczególnej opieki i intensywnego leczenia. Tymczasem urząd nie udziela im żadnych informacji ani o tym, gdzie przebywa dziecko, ani czy jest leczone.
– Chcemy odzyskać dziecko, które pozbawiono matki i ojca, dziecko, które i tak już cierpi z powodu ciężkiej, nieuleczalnej choroby – mówi pani Elżbieta, której wtóruje mąż Zenon. Polka kilkanaście lat temu przyjechała do Ludwigsburga. Tu poznała swego męża, który ma polskie pochodzenie i jest obywatelem Australii. Państwo Nyks i ich dzieci, Patryk i Jacqueline, nie mają obywatelstwa niemieckiego. Gdy w 2003 r. syn państwa Nyks zaczął kaszleć, udali się z nim i jego siostrą do kliniki w Ludwigsburgu. Lekarze postawili porażającą diagnozę. Mukowiscydoza – śmiertelna choroba genetyczna. Rodzice postanowili rzucić pracę, by maksymalnie dużo czasu móc poświęcić chorym dzieciom. Stan zdrowia Patryka wymagał intensywnej terapii.
Kiedy lekarze kliniki w Ludwigsburgu poinformowali państwa Nyks o chorobie dzieci, Patryk miał osiem lat, a Jacqueline pięć. Lekarz zaczął wówczas namawiać rodziców na wyrażenie zgody na pomoc kuratora Jugendamtu. Ten niemiecki urząd zajmuje się, przynajmniej oficjalnie, pomaganiem w wychowaniu i utrzymaniu dzieci. Pani Elżbieta i pan Zenon początkowo nie widzieli takiej potrzeby, jednak doktor coraz mocniej nalegał. To wzbudziło u nich pewne podejrzenia, ale w końcu ulegli. Wnet okazało się, że nie chodzi o pomoc przy dziecku, ale o przydzielenie osoby kontrolującej zachowanie rodziców wobec dzieci.
Od 2004 r. organizm Patryka musiał znosić już poważne obciążenia, wywołane przez chorobę. W tym samym czasie Jacqueline również była pod stałą kontrolą lekarską, ale jej stan był stabilny. Przez trzy lata, do roku 2006, trwała intensywna terapia. Wówczas kurator Jugendamtu próbował wymusić na rodzicach zgodę, by uczynili go pełnomocnikiem rodzeństwa. Rodzice nie zamierzali rezygnować z odpowiedzialności za dzieci i niczego nie podpisali. Wobec tego kurator przyjechał z policją do szpitala, do którego pani Elżbieta przywiozła Patryka i Jacqueline na specjalną gimnastykę. Stamtąd dzieci siłą zabrano w nieznanym kierunku. – Trzeba było widzieć, jak te chore, umęczone dzieci cierpiały, gdy mi je zabierano – mówi pani Nyks.
Instrument Jugendamtu
Procedura „objęcia dozoru” nad dzieckiem, do której wtedy doszło, stosowana jest często przez Jugendamt. Niemiecki prawnik Stefan Hambura uważa, że pojęcia, którymi operuje się w prawie dotyczącym "objęcia dozoru”, są prawnie niedookreślone i wypełniać je ma orzecznictwo sądowe. W praktyce czynią to zaś sami urzędnicy, których decyzji niemieckie sądy z zasady nie podważają. Gdy zrozpaczona matka po najeździe na szpital zadzwoniła na komisariat, usłyszała tylko, że rodzeństwo przebywa w miejscu znanym policji. – Odchodziliśmy z mężem od zmysłów, by dowiedzieć się, gdzie są nasze ciężko chore dzieci, które wymagają przecież stałej intensywnej terapii – opowiada pani Nyks. Dopiero z pomocą adwokata i polskiej placówki konsularnej po ponad dwóch dobach udało się ustalić, że dzieci przebywają w klinice Karola Olgi w Stuttgarcie.
Wszechwładni kontra bezsilni
Zaraz po tych wydarzeniach Jugendamt doprowadził do rozprawy w sądzie rodzinnym, na której postanowiono, że o dalszym przebiegu leczenia, jak i miejscu pobytu dzieci od teraz decydować będzie kurator. Pani Elżbieta zwraca uwagę, że późniejszy dokument urzędu zawierał informację, jakoby państwo Nyks wyrazili zgodę na zabranie dzieci przez urzędnika. Państwo Nyks uważają, że Jugendamt jest bezkarny i wmawia im to wyrażenie zgody.
Jugendamt zdecydował, że rodzeństwo zostanie wysłane na kurację do Wangen. Zdesperowanej matce udało się w końcu wyjechać z dziećmi do Polski, by tu szukać ratunku dla chłopca. – Gdy polscy lekarze zobaczyli Patryka, załamali ręce. Stwierdzili, że jest w takim stanie, jakby w ogóle nie był leczony – relacjonuje pani Elżbieta. Dziecko trafiło do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie już w stanie terminalnym, na krawędzi życia i śmierci. Było za późno na ratunek – po parunastu dniach Patryk zmarł.
Komu na czym zależy
Gdy pani Elżbieta wróciła z Jacqueline do Ludwigsburga, Jugendamt znów odebrał dziecko rodzicom i doprowadził do sądowego pozbawienia państwa Nyks praw rodzicielskich. Od tego czasu rodzice mimo rozpaczliwych starań nie mogą się dowiedzieć, co dzieje się z ich córką. Wiadomo tylko tyle, że Jacqueline trafiła do rodziny zastępczej. Jugendamt, który działa, jak twierdzi, w imię dobra dziecka, umieścił chorą dziewczynkę w rodzinie, w której było już czworo dzieci. Jest ona dziesiątym dzieckiem, które rodzina ta przyjęła na jakiś czas w opiekę. Nie wiadomo, co będzie dalej z Jacqueline, u której postępuje mukowiscydoza i wkrótce będzie jej potrzebny przeszczep wątroby.
Nowi opiekunowie pobierają na Jacqueline z odpowiedniego funduszu aż 3800 euro miesięcznie. Trudno jest jednak zarzucić coś urzędnikom Jugendamtu na szczeblu lokalnym, gdyż nie mają tu żadnych zwierzchników. – Jeśli chcemy złożyć na nich zażalenie, pismo musimy kierować do samego ministerstwa sprawiedliwości – mówi Zenon Nyks.
Dane osobowe pacjenta chroni Jugendamt
– Nie ma wątpliwości, lekarze udostępniają Jugendamtowi wszelkie dane dotyczące choroby dziecka – mówi anonimowo niemiecki rodzic, również pozbawiony przez Jugendamt dziecka. Jeśli to prawda, w kilkudziesięciu Jugendamtach w całych Niemczech dochodzi do łamania tajemnicy danych osobowych pacjentów. – Nawet Jugendamtowi nie wolno bez formalnego nakazu pozyskiwać takich informacji – uważa adwokat Otto Brantner. – Obywatele i instytucje państwowe nie mają dostępu do danych o chorobach pacjenta, a Jugendamt ma – mówi poszkodowany niemiecki rodzic M.. – Za każdym razem wiedzą wszystko, ich współpraca ze szpitalami jest ścisła – przekonuje M.
Niemieckie urzędy ds. młodzieży tworzą sieć wspólnie z takimi instytucjami jak oddziały pomocy społecznej, urzędy szkolnictwa, sądy rodzinne czy właśnie szpitale. "Gazeta Polska" próbowała skontaktować się z urzędnikami Jugendamtu, ale ci oświadczyli, że nie mają obowiązku rozmawiać z prasą.
Rodzice, którzy czują się pokrzywdzeni przez Jugendamt i próbują dochodzić swoich praw, mają przeciwko sobie od razu kilka instytucji państwowych, wstawiających się jedna za drugą i wzajemnie wspierających swoje decyzje. – To urząd, który sprawuje szeroką kontrolę nad rodziną, ale sam nie jest poddany żadnej kontroli – mówi M., poszkodowany przez Jugendamt.
– Gdyby ludzie przejrzeli na oczy, zrozumieliby, że to narzędzie kontroli, a nie pomocy. To urząd, który prześladuje rodziców i miesza się do spraw, które go nie dotyczą – uważa M.
Dziecko własnością państwa
Sąd rodzinny, który pozbawił państwa Nyks praw rodzicielskich wobec Jacqueline, uznał, że dalsze jej przebywanie z rodzicami powodowałoby sytuację zagrożenia życia dziecka. – Ja bym nie podjął się takiej oceny. Nie jest słuszne, by wygłaszać coś takiego z przekonaniem w przypadku chorego na mukowiscydozę – mówi prof. Andrzej Milanowski z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. – Gdy stan zdrowia chorego raptownie się pogarsza, nie ma na to rady – dodaje. Jeden z rzeczoznawców powołanych przez sąd, prof. Heino Skopnik, uważa, że terapia, jaką miała Jacqueline, była podejmowana tylko sporadycznie, rodzice nie pojawiali się z nią na wyznaczone wizyty. Państwo Nyks nie rozumieją, na jakiej podstawie można było wydać taką ocenę, skoro całe dnie spędzali z dzieckiem na terapii. W dodatku sami lekarze niemieccy leczący Jacqueline stwierdzili, że nie są w stanie zagwarantować, że jej stan zdrowia nagle się nie pogorszy. W tym samym czasie to, że nie udało się zapobiec szybkiemu postępowi choroby u dziecka, stanowi zarzut wobec rodziców. – Proces w sądzie rodzinnym był zwykłą farsą. Jugendamt chciał jak najszybciej przechwycić dzieci i przy współdziałaniu z innymi instytucjami był w stanie z łatwością tego dokonać. Popełnił po drodze wiele nadużyć i teraz musi wygrać proces z rodzicami, by zamknąć raz na zawsze tę mętną sprawę – uważa polski poszkodowany rodzic, mieszkający w Niemczech.
Państwu Nyks pozostało odwołanie w sądzie wyższej instancji w Stuttgarcie. Do jego rozpatrzenia dojdzie 10 kwietnia. Do tego czasu państwo Nyks otrzymali sądownie możliwość kontaktu z Jacqueline raz na dwa tygodnie przez trzy godziny. Jugendamt podważył jednak decyzję sądu, samowolnie ograniczając możliwość widzenia do jednej godziny. Jak wyjaśniono, na dłuższe spotkania nie pozwalają ograniczenia lokalowe. Po interwencji rodzice Jacqueline otrzymali odpowiedź, że w ogóle kontakt z nimi działa na szkodę dziecka. Okazuje się, że decyzją sądu nie czuje się również związany kierownik Związku Ochrony Dziecka, placówki, w której odbywają się spotkania rodziców z dzieckiem. – W najdrobniejszej sprawie, na każdym kroku, przegrywamy z niemieckimi urzędnikami – mówi Elżbieta Nyks i dodaje: – Nie wiem jak, ale musimy odzyskać naszą Jacqueline.

Steven Weinberg
http://www.youtube.com/watch?v=yFH1bXg3ni8
"All isolated systems evolve according to the Schrodinger Equation"
Hugh Everett
20-04-2007 17:03
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Anonymous
Unregistered

 
Post: #2
 
Wynika z tego, ze chodzi o pobieranie kasy przez rodziny zastepcze?? Jaki chamski wałek, w glowie sie to nie miesci :-s
20-04-2007 17:24
Odpowiedz cytując ten post
Ks.Marek Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 8,460
Dołączył: Mar 2006
Reputacja: 0
Post: #3
 
Maciej Marosz napisał(a):Państwo Nyks i ich dzieci, Patryk i Jacqueline, nie mają obywatelstwa niemieckiego
To jest pierwsza rzecz, iż sprawa jest "śmierdząca". Kto jak kto, ale Niemcy niezbyt namiętnie interesują się obcokrajowcami.
Maciej Marosz napisał(a):Ten niemiecki urząd zajmuje się, przynajmniej oficjalnie, pomaganiem w wychowaniu i utrzymaniu dzieci. Pani Elżbieta i pan Zenon początkowo nie widzieli takiej potrzeby, jednak doktor coraz mocniej nalegał. To wzbudziło u nich pewne podejrzenia, ale w końcu ulegli. Wnet okazało się, że nie chodzi o pomoc przy dziecku, ale o przydzielenie osoby kontrolującej zachowanie rodziców wobec dzieci.
Wątpliwość wyrażona przez autora tekstu też wzmacnia natężenie "smrodu".
Maciej Marosz napisał(a):Przez trzy lata, do roku 2006, trwała intensywna terapia. Wówczas kurator Jugendamtu próbował wymusić na rodzicach zgodę, by uczynili go pełnomocnikiem rodzeństwa. Rodzice nie zamierzali rezygnować z odpowiedzialności za dzieci i niczego nie podpisali. Wobec tego kurator przyjechał z policją do szpitala, do którego pani Elżbieta przywiozła Patryka i Jacqueline na specjalną gimnastykę. Stamtąd dzieci siłą zabrano w nieznanym kierunku. – Trzeba było widzieć, jak te chore, umęczone dzieci cierpiały, gdy mi je zabierano – mówi pani Nyks.
Tu zaczynam przypuszczać, iż może chodzić o pozyskanie tych dzieci na "króliki doświadczalne". Mukowiscydoza to jak czytamy w artykule:
Maciej Marosz napisał(a):śmiertelna choroba genetyczna
Niemieckie technologie farmaceutyczne należą do jednych z wiodących w światowym rynku. Ciągle potrzeba leki testować. W tym wypadku pewnie jest myślenie: dzieci mogą czy prędzej czy później umrzeć wskutek choroby. Więc nie ma problemu, by poddać je testom - a nuż uda się je wyleczyć?
1.
Ktoś, mniemam kompetentny napisał(a):Jedno dziecko na 2500 noworodków zapada na tę mało znaną chorobę. W 2001 r. badania przesiewowe mukowiscydozy powinny objąć wszystkie noworodki w Polsce.
Maciej Marosz napisał(a):Niemiecki prawnik Stefan Hambura uważa, że pojęcia, którymi operuje się w prawie dotyczącym "objęcia dozoru”, są prawnie niedookreślone i wypełniać je ma orzecznictwo sądowe. W praktyce czynią to zaś sami urzędnicy, których decyzji niemieckie sądy z zasady nie podważają. Gdy zrozpaczona matka po najeździe na szpital zadzwoniła na komisariat, usłyszała tylko, że rodzeństwo przebywa w miejscu znanym policji
Jak tej pani na imię? Kordula? ach nieee... Korupcja.
Maciej Marosz napisał(a):Pani Elżbieta zwraca uwagę, że późniejszy dokument urzędu zawierał informację, jakoby państwo Nyks wyrazili zgodę na zabranie dzieci przez urzędnika. Państwo Nyks uważają, że Jugendamt jest bezkarny i wmawia im to wyrażenie zgody.
Manipulacje za pomocą pieniędzy są w stanie nawet doprowadzić do mariażu Żydówki z Arabem (odwrotna kombinacja jest mozliwa zawsze. Ta, o której ja zawzmiankowałem: teoretycznie nigdy, praktycznie rzadko i obfituje w smutne konsekwencje)
kempes napisał(a):Wynika z tego, ze chodzi o pobieranie kasy przez rodziny zastepcze?? Jaki chamski wałek, w glowie sie to nie miesci
Maciej Marosz napisał(a):Nowi opiekunowie pobierają na Jacqueline z odpowiedniego funduszu aż 3800 euro miesięcznie.
razy 5 =19 000 €.
Webmaster napisał(a):Wynagrodzenia za legalną pracę w Niemczech należą do najwyższych w Europie. Posiadając wyższe wykształcenie możesz się spodziewać około 30tys Źródło
2.
Ktoś kompetentny napisał(a):metody leczenia stwarzają nadzieję, że mukowiscydoza stanie się kiedyś albo zupełnie uleczalna, albo możliwe będzie utrzymanie chorego przy życiu i w dobrym zdrowiu przez długi czas. Jeszcze nie tak dawno bowiem większość jej przypadków kończyła się śmiercią we wczesnym dzieciństwie. Teraz chorzy mogą dożyć lat kilkudziesięciu, choć średni czas przeżycia wynosi 25 lat.
A więc Kempes też może miec rację.
Ale logika podpowiada, że to zbyt ryzykowny interes, by w ten sposób zarabiac na życie. Można szybko wpaść w ręce prokuratora, bez odpowiednich "pleców", ale kto to wie...
Maciej Marosz napisał(a):Nie ma wątpliwości, lekarze udostępniają Jugendamtowi wszelkie dane dotyczące choroby dziecka – mówi anonimowo niemiecki rodzic, również pozbawiony przez Jugendamt dziecka. Jeśli to prawda, w kilkudziesięciu Jugendamtach w całych Niemczech dochodzi do łamania tajemnicy danych osobowych pacjentów. – Nawet Jugendamtowi nie wolno bez formalnego nakazu pozyskiwać takich informacji – uważa adwokat Otto Brantner. – Obywatele i instytucje państwowe nie mają dostępu do danych o chorobach pacjenta, a Jugendamt ma – mówi poszkodowany niemiecki rodzic M.. – Za każdym razem wiedzą wszystko, ich współpraca ze szpitalami jest ścisła – przekonuje M.
Czyli zmowa milczenia i korupcji ciąg dalszy. czego potwierdzeniem są słowa:
Maciej Marosz napisał(a):Proces w sądzie rodzinnym był zwykłą farsą. Jugendamt chciał jak najszybciej przechwycić dzieci i przy współdziałaniu z innymi instytucjami był w stanie z łatwością tego dokonać. Popełnił po drodze wiele nadużyć i teraz musi wygrać proces z rodzicami, by zamknąć raz na zawsze tę mętną sprawę – uważa polski poszkodowany rodzic, mieszkający w Niemczech.
PRZYPISY:
1. resmedica.pl
2. Tamże

"Człowiek, który wyrugował ze swego życia wszelkie odniesienia do absolutu, który wszystko sprowadził do ciasno pojmowanego materializmu, ulega zbydlęceniu i zaczyna żyć jak bydlę"
20-04-2007 20:22
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów