Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Religia w szkole
Autor Wiadomość
ks. Arkadiusz Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 147
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #1
Religia w szkole
Może czuję się trochę pewniej na "Forum", dlatego chciałbym zaproponować nowy temat do dyskusji. Liczę na to, że chętnie się podzielicie swoimi przemyśleniami.

Łącze w sobie dwie funkcje: księdza i katechety. Jako księdzu bardzo mi zależy na tym by ludzie byli autentycznie wierzący. By miał autentyczną duchowość chrześcijańską. Tymczasem z tym u nas bardzo kiepsko. Bardzo często traktuje sie katolicyzm jako zbiór obrzędów, zwyczjów... Bez głębokiego wejścia w relację z Bogiem.

Rzykład: Jestem w szpitalu. Pytam się ile ludzi przystąpi do komunii. Proszę by sie przygotowali do przyjęcia Eucharystii. Za chwilę wracam z Panem Jezusem, a tu dyskusja na całego. Żadnego skupienia, żadnej wcześniejszej modlitwy... Dopiero podczas wspólnego obrzędu jest modlitwa. Śmię twierdzić, że po moim wyjściu pacjęci wrócili do wcześniejszej dyskusji. Żadnego uwielbienia, żadnego dziękczynienia...To martwi kapłańskie serce.

Jako katecheta uczę młodzież wiedzy religijnej: Historii biblijnej, historii Kościoła, moralności chrześcijańskiej itp. Chyba niewiele duchowości. Tego nie ma w programie i szczerze mówiąc nie wiem jak uczyć duchowości.

Wielu z was uczy sie religii, wielu jest w klasie maturalnej, u końca tej drogi, część lekcje religii ma już za sobą. Co one Wam dały? Czy nauczyły Was Duchowości chrześcijańskiej? Jak uczyć kogoś autentycznej modlitwy?

Czekam na odpowiedzi!

Pozdrawiam!

[Obrazek: klip0jr.png] -a mnie ?wi?to??!!!

Pokolenie jp2
07-01-2005 17:16
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Futrzak Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 562
Dołączył: Oct 2004
Reputacja: 0
Post: #2
 
Mi się wydaje, że szczerej, prawdziwej modlitwy nie można kogoś nauczyć, ponieważ musiałaby ona mieć ustaloną formę, jakiś schemat. A przecież szczera modlitwa rodzi się z odruchu serca, z tego, że ja chcę coś powiedzieć Bogu. Ja na religii w szkole nauczyłem się bardzo wiele właśnie o historii Kościoła, lekcje te wyjaśniły wiele moich wątpliwości, ale modlitwy nauczyłem się wtedy, kiedy Bóg zaczął przemieniać moje serce. Kiedy On zaczął we mnie działać, a ja za to byłem Mu wdzięczny. Wtedy zacząłem się prawdziwie modlić.
Może na lekcajch religii powinno się głosić kerygmat, chociaż nie wiem jak miałoby to wyglądać :? i czy w ogóle takie coś można zrobić.

If Jah is for me, tell me whom I gon' fear? No i won't fear!
07-01-2005 18:54
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Daidoss Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,079
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #3
 
Bardzo dobry temat Uśmiech tylko kurcze dlaczego on jest w temacie z poezją :?: :roll: więc go przeniose do dzału RELIGIA w ŚWIECIE ale dokładniej do Pozostałe :!:

Pozdrawiam Oczko i wypowiem się na ten temat już nie długo Uśmiech
07-01-2005 19:07
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Jólka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,182
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #4
 
w zasadzie katecheza w szkole dla mnie w zasadzie nie byla czyms, co nauczylo mnie jak sie modlic... w praktyki religijne glebiej weszlanm przez dzialalnosc w scholi parafialnej... modlitwy nauczylam sie dopiero na studiach, bedac w odnowie...
teraz stajac przed zadaniem jakie ma do spelnienia katecheta sama nie wiem od czego powinnam zaczac. fakt pracowalam tylko z uczniami w klasach 1-4 i 6 ale nie wiem... nie wiem jak przekazac uczniom duchowosc... poza tym program nie przewiduje tego... wiem, ze jako poczatkujacy katecheta moge miec z tym problem, zwlaszcza w swiecie, gdzie niestety pohjawia sie kryzys wartosci chrzescijanskich Smutny

Niebo gwia?dziste nade mn?, prawo moralne we mnie...

[Obrazek: puchatek2.gif][Obrazek: puchatek.gif] [you] dobrze ?e jeste? Przytulanie
07-01-2005 19:10
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Daidoss Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,079
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #5
 
Ja jestem w sytuacji, że właśnie kończę szkołę.
Lekcja religji na różnych poziomach szkoły (podstawówka, gimnazjum, LO) była też na różnych poziomach. Jednak może to i ja także byłem na różnym poziome. Religia w podstawówce nie pamietam zabardzo. Tam chyba uczyliśmy sie głównie "paciorków". jakis głebszych konwersacji nie było no bo i chyba nie było po co Język
Gimnazjum :?: No to już coś bradziej pamiętam. Szczerze mówiąc była to poprostu luzacka lekcja gdzie głównie przepisywało się zadania domowe. Chodź nie mogę powiedzieć, że nic z niej nie wyniosłem. Niestety na religji musiałem się w miare zachowywać bo jestem ministrantem Oczko No i LO. Poczatek powiem, że był troszke beznadziejny. Kurcze głupio mi to pisać bo nie chce zrobic przykrości katechecie gdyż Go bardzo lubię i szanuję. Ale w pierwszej klasie prawie nic sie nie nauczyłem co mógłbtm wcielić w życie. Jedno :!: Zacząłem czytac juz wtedy gazete "Miłujcie się" i to muszę powiedzieć było czymś.
Kolejny etap to 2 klasa LO. Zmina z katechety świeckiego na księdza :arrow: MASAKRA :!: Powiem, że lekcje katechezy okazały się dla mnie czyms ciekawym. Zacząłem szukać, dopytywać. Z wielką przyjemnością chodziłem na lekcje. Moge powiedzieć, że lekcja z księdzem była częścią mojego nawrócenia. Ks. marcin zrobił dobra robotę.
Trzecia klasa LO. Trzeba przyznać, że Ks. Dariusz podtrzymuje poziom lekcji Uśmiech Jednak jeśli X prowadzi lekcje to X a nie osoba świecka (Julia bez obrazy) Uśmiech
No ale katecheza jest pewnym tylko kształceniem. Poznajemy tam KKK, uczymy się modlitw, ... Teraz w 3 klasie właśnie bardzo ciekawe tematy na temat powołań, miłości w szerokim znaczeniu.

Modlitwy jednak nauczyłem się nie na lekcji. Moja modlitwa nie jest jeszce doskonała. Bo ciagle staje przed Bogiem taki nie poradny z krzywymi naogami Język ale nauczyłem sie jak można sie fajnie uczyć. Wtedy kiedy jest mi ciężko sie modlić chwytam np za księge Psalmów. Myślę, że Odnowa była takim punktem kulminacyjnym gdzie nauczyłem sie modlić. Teraz Duch Świety mnie prowadzi w modlitwie. Aby to była moja modlitwa a nie wykuta regółka.

Dobra kończe chyba i tak sie rozpisałem Oczko
P.S. Futrzak zobacz czy nie zrobiłem błędów Język
07-01-2005 20:02
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Lola Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 595
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #6
 
ja w sumie na początku szkoły średniej stwierdziłam że chcę czegoś więcej niż niedzielnego katolicyzmu, ale to była jakaś moja decyzja, tęsknota za Bogiem, za sprawiedliwością, za jasnymi regułami a nie wynik lekcji religii, chociaż może nie do końca, bo w szkole podstawowej miałam bardzo fajną katechetkę i może nie do końca sobie uświadamiam że jakiś wpływ na mnie wywarła... Uśmiech

szczerze mówiąc to z katechezy ze szkoły średniej niewiele wyniosłam, tak jak Ksiądz napisał program jest taki a nie inny, ale sobie chyba do końca tego nie uświadamiałam, dopiero ksiądz u którego miałam praktyki pedagogiczne uświadomił mi, dla mnie bolesną prawdę, że dla niego katecheza to nie miejsce nawrócenia, czy przekazu duchowości a po prostu przekaz wiedzy, a z tego co widziałam no i sama doświadczyłam na swoich lekcjach religii to i z tym różnie bywa

pomysł Futrzaka z głoszeniem kerygmatu jest jak najbardziej, pozostaje pytanie jak-bo np. na kursie filip ludzie którzy się na niego zapisują, pozwalają jakby przez to, na głoszenie takich a nie innych treści, natomiast głoszenie tego na lekcjach religii może spotkać się z różnorodnym odzewem, który może też ranić tych którzy autentyczine Boga szukają,
ale faktem pozostaje, że wielu z nas myślę, którzy nie byli niedzielnymi katolikami którzy nawet byli przy kościele, nie wiedziało czy nie doświadczało tej podstawowej jak się zdaje prawdy, punktu wyjściowego kerygmatu: Bóg Ciebie kocha...na przykład ja...przez długi czas będąc jak mi się zdawało przy Panu reagowałam na tę prawdę alergicznie.... :cry:

posumowując po sobie widzę że ja nie poznałam, może inaczej nie pokochałam Boga dzięki lekcji religii, choć może zaszczepiły we mnie one chęć poszukiwań, ale to już na własną rękę czy we wspólnotach religijnych - może to o to chodzi?

...Alles was zählt,
ist die Verbindung zu Dir
und es wäre mein Ende,
wenn ich diese Verbindung verlier...
07-01-2005 22:47
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Gregoriano Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,192
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #7
 
ks. Arek napisał(a):Wielu z was uczy sie religii, wielu jest w klasie maturalnej, u końca tej drogi, część lekcje religii ma już za sobą. Co one Wam dały? Czy nauczyły Was Duchowości chrześcijańskiej? Jak uczyć kogoś autentycznej modlitwy?

Odpowiem na początek cytatem, autor - papież Paweł VI:

Cytat:„Człowiek współczesny chętniej słucha świadków niż nauczycieli, a jeśli słucha nauczycieli to tylko dlatego, że są jednocześnie świadkami”

Sądzę, że tylko w takich "warunkach", z takim nastawieniem można kogoś czegoś nauczyć. Fakt duchowości nie da się nauczyć, ale można ją "przekazać". Można pokazać innym, że Bóg rzeczywiście jest "Ja jestem" w każdej naszej sprawie, bo inaczej dana lekcja może być zwykłą propagandą. Można przecież robić fajne lekcje, ciekawe, interesujące i co z tego? Trzeba być świadkiem :!: Wtedy Pismo św. nie będzie martwą literą a czymś co nas może rzeczywiście przemienić...

Trudność polega na tym, że każdy o tym wie ale świadków jak było mało tak dalej jest mało. Problem tkwi w oczywistościach. Lekcja nie musi być super ciekawa, wystarczy być świadkiem, wtedy poruszy się sumienia. Być świadkiem jest o tyle trudne, że nie polega na dobrym przygotowaniu się, tylko na dobrym życiu. Jak jego nie ma, to jak to mówię "kopakabana" i po "frytkach". Nie ma z czego czerpać jednym słowem. Zaczyna się wtedy wkuwanie na pamięć wiary.....

A można przecież inaczej. "Wiecie co, nie mogłem komuś przebaczyć, ale modliłem się gorąco i dało radę itd"..... To ma - jak sądzę - wiekszą moc, niż piękna sztuka retoryki!

ks. Arek napisał(a):Jako katecheta uczę młodzież wiedzy religijnej: Historii biblijnej, historii Kościoła, moralności chrześcijańskiej itp. Chyba niewiele duchowości. Tego nie ma w programie i szczerze mówiąc nie wiem jak uczyć duchowości.

Właśnie! Dajemy ludziom okrojoną Dobrą Nowinę! Powiem szczerze to samo często słyszę na kazaniach i szlak mnie bierze. O co mi chodzi?

:arrow: Schemat wygląda tak: Człowiek upadł, ale Bóg go zbawił! Jezus otworzył bramy nieba, które dotychczas były zamknięte. Wszystko oki! Jednak w tym momencie zaczyna się "kwas". Zaczyna się katecheza w stylu: "jesteśmy zbawieni i zróby coś aby to osiągnąć!" Bądźmy dobrzy, przestrzegajmy przykazań itd. Tylko gołym okiem widać, że przestrzeganie przykazań jest za trudne. Odbieramy zbawienia jako ciężar, jako same nakazay, zakazy. Dlaczego? Bo nie ma Ducha Świętego, nie ma doświadczenia płynącego z Zmartwychwstania!

Tak często jest na kazaniach i niestety niekiedy na religii /nie uogólniam, bo nie czuje się na tyle kompetentny/ Dajmy ludziom najpierw Jezusa później wiedzę. Jak to uczynić? Zarys podałem powyżej /świadczyć/. Resztę później bo już za dużo napisałem!

PS. Dla wytrwałych /mam nadzieję, że ksiądź będzie do nich należał/ wklejam okrojoną ?Dobra Nowinę wg o. Cholewińskiego!

:arrow: Skonfrontujmy najpierw ten kerygmat (gr. keryssein -- głosić, przepowiadać) z powszechnym ujęciem, jakie mają w głowach nasi ludzie, ci, z którymi się spotykamy.
To jest schemat, który ludzie mają w głowach, a księża na ambonach i w konfesjonałach prezentują. Według tego schematu daje się ludziom rady, dokonuje się wyborów duszpasterskich.
Jaki jest ten schemat, który nie będzie naszym schematem, który będzie skonfrontowany i zastąpiony jakby innym? Wielu do tego schematu wstydziłoby się przyznać, ale on de facto istnieje w głowach ludzi, w głowach masy księży i wielu biskupów.
Można by go z grubsza w ten sposób opisać: Pan Bóg dał człowiekowi w raju życie nadprzyrodzone. Dał mu udział w swoim życiu i dał mu to, co nazywamy Łaską Bożą. I człowiek miał ten dar jakby uczynić swoim przez próbę, którą miał przejść.
Ta próba polegała na daniu przykazania, które jest symbolicznie wyrażone w Piśmie Św. w formie zakazu: "Nie będziesz spożywał owoców z jednego drzewa -- dobra i zła". Próba skończyła się negatywnie. Pierwszy człowiek tego przykazania nie wypełnił. Przekroczył je i wskutek tego utracił życie wieczne.
A życie wieczne miało dać człowiekowi wstęp do nieba. Miało mu zapewnić szczęśliwą wieczność z Bogiem. Teraz niebo przed nim się zamknęło i dla ludzi nie ma ratunku. Na ludzi przyszedł grzech pierworodny.
Jest on zawinionym brakiem Życia Bożego, które miało w nas być, które miało się w nas pojawić równocześnie z rodzeniem i być przekazywane w akcie rodzenia. Tak wyjaśnia później ów dogmat Sobór Trydencki, że to miało się dokonać w sposób jakby paralelny z biologicznym, na drodze przekazywania życia.
Człowiek teraz przekazuje życie z brakiem Łaski Bożej. I ten zawiniony brak łaski nazywa się grzechem pierworodnym.
I dotąd interpretacja jest dobra, tego nie będziemy zwalczać. Niebo jest zamknięte i cały rodzaj ludzki znajduje się w rozpaczliwej sytuacji. Cały jest skazany na wiekuistą zagładę. Grzech pierworodny swój owoc pokazuje w grzechach indywidualnych, które w każdym człowieku prędzej czy później wychodzą na powierzchnię. Tym samym człowiek jakby przypieczętowuje ten swój stan odłączenia od Boga, zasługując jednocześnie na wiekuiste potępienie. Z tej tragicznej sytuacji nie było wyjścia.
Dlaczego? (Tu jest ta teoria, którą będziemy uzupełniać, korygować i rozszerzać jej ciasne horyzonty.) Dlaczego nie było wyjścia?
Dlatego, że grzech pierworodny i nasze grzechy osobiste powodują nieskończoną obrazę Pana Boga. I człowiek teraz nie potrafi sam tej nieskończonej obrazy naprawić. Nie potrafi zadośćuczynić za swój grzech. Nie potrafi Bogu złożyć wystarczającej satysfakcji, wynagrodzenia, ponieważ wszystko, cokolwiek czyni, jest skończone. Człowiek jest istotą skończoną i każdy jego czyn ma, niestety, tylko wymiar skończony. Natomiast grzech, którym obraził nieskończonego Boga, posiada wymiar nieskończony.
Dlatego człowiek jest bezradny. Sam z tej sytuacji nie potrafi wyjść, choćby się nie wiadomo jak starał. Choćby robił wszystko, co może, nie potrafi Bogu wynagrodzić, naprawić tego, co grzechem zepsuł. Nie potrafi Panu Bogu złożyć nieskończonego wynagrodzenia.
I dlatego -- mówi ta teoria, która jest jakby eksplikacją dogmatu o Odkupieniu -- trzeba było wcielenia Syna Bożego. Dlatego, że wcielenie Syna Bożego stwarza sytuację pojawienia się kogoś, kto jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem w jednej osobie. Jako człowiek może w naszym imieniu złożyć Panu Bogu odpowiednie wynagrodzenie. I to wynagrodzenie jest dopiero w jego wypadku równe nieskończonej obrazie Boga, bo On jest również Bogiem. I to wynagrodzenie, które Bogu złoży, posiada również wymiar nieskończony. Nieskończona obraza będzie mogła wreszcie być zlikwidowana nieskończonym wynagrodzeniem złożonym przez Syna Bożego. Dlatego Jezus się rodzi, żyje wśród nas, składa Bogu to nieskończone wynagrodzenie, którym przez swoją śmierć krzyżową, wyrównuje grzech człowieka.
Ta teoria bardzo podkreśla śmierć. Właściwie tylko podkreśla śmierć. To jest ten moment, w którym Syn Boży w imieniu grzesznej ludzkości kładzie z drugiej strony na szalę nieskończone wynagrodzenie, wyrównujące nieskończoną obrazę. Bóg Ojciec jest nareszcie przebłagany jak trzeba za nasze grzechy i dlatego wielkodusznie dla ludzkości zaczyna nową erę. Podwoje niebios się otwierają. Brama jest znowu otwarta na oścież i ludzkość może w nią wejść. To jest w tej teorii Dobrą Nowiną (faktycznie, to także jest Dobrą Nowiną dla ludzkości).
Ale tutaj ta Dobra Nowina się kończy. To co dalej się ludziom mówi, co ludzie myślą, nie jest już Dobrą Nowiną. Dlatego, że mówi się: "Niebo jest już otwarte. Jezus już złożył za nas zadośćuczynienie Panu Bogu. No i teraz my 'wszyscy ludzie' starajmy się wejść do tego nieba, bo ono jest już otwarte. Teraz nasz wysiłek przyniesie owoce. Owoce życia wiecznego".
Dlatego zaczyna się teraz cała ta strona, którą ludzie doskonale znają. Cały ten bagaż moralizowania. Mianowicie: "Dzieło odkupienia dokonane. Jezus Chrystus złożył Panu Bogu zadośćuczynienie za nas. Przebłagany Bóg otworzył znowu niebo, życie wieczne jest dla nas możliwe. I starajmy się, wysilajmy się, pracujmy nad sobą. Róbmy wszystko co możliwe. Bądź dobrym mężem, żoną... Zachowuj przykazania". Wszystko w ten worek wpychamy i kładziemy go grzecznie ludziom na ramiona. Dla pociechy mówimy im: "Nie jesteś w tych sprawach sam. Bóg ci pomaga. Przecież po to ustanowił sakramenty, żeby ci w tym pomagały".
Tylko, że ludzie tu stwierdzają jedną dziwną rzecz. Te sakramenty jakoś słabo pomagają. Chodzę do spowiedzi, przystępuję do Komunii Św., a właściwie sytuacja się niewiele zmienia. Jestem właściwie taki jak zawsze byłem.
To jest ta teoria, która ma prawo obywatelstwa w głowach ludzi. To jest to, z czego my często wychodzimy mówiąc o Odkupieniu. Mówiąc o tym, jak funkcjonuje zbawienie Boże, o co właściwie w Kościele chodzi.
Otóż o tym schemacie mówimy, że jest on co najmniej niewystarczający, niepełny. Można by tu użyć takiego porównania: Odkupienie -- jako dogmat -- to jest jakby wielki ocean, a ta teoria byłaby butelką, która zawiera wodę z tego oceanu, ale o której nigdy nie możemy powiedzieć, że to jest ocean. To nie jest Dobra Nowina. Dobra Nowina to jest coś więcej, coś szerzej. To jest coś, co naprawdę człowieka stawia na nogi. Co naprawdę raduje serce człowieka. Co daje perspektywę i nadzieję, co mu również daje moc.
Czego w tej teorii brakuje? Przede wszystkim ona akceptuje tylko Mękę i śmierć Pana Jezusa (bo to jest moment wynagrodzenia). Natomiast zmartwychwstanie nie ma już takich dobrych eksplikacji. Zmartwychwstanie w tej teorii schodzi do rzędu jakiegoś dowodu na bóstwo Jezusa. Albo osobistej gratyfikacji, jaką Bóg Ojciec dał swojemu Synowi za trudy męki. Nie widać w tej teorii, jak się tu ma zdanie św. Pawła z Listu do Rzymian z końca czwartego rozdziału:"On został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia".
Jezus zmartwychwstał nie dla siebie, ale dla nas. Zmartwychwstanie jest bardzo ważne dla nas i jest dla nas również pożyteczne. Tak jak wszystko, co się stało z Jezusem Chrystusem. Jego przyjście, życie i śmierć. Zmartwychwstanie dokonało się dla naszego usprawiedliwienia. W tej teorii nie widać, jak to się dzieje.
Dalej, ta teoria jest bardzo jurydyczna. To znaczy, wychodzi z założenia, które nie jest biblijne, z założenia, że grzech jest obrazą Boga, że grzech jest zniszczeniem jakiegoś abstrakcyjnego, przez Boga ustanowionego porządku moralnego i ten porządek musi być naprawiony. On musi być naprawiony albo przez karę grzeszników, albo przez jakiś wyjątkowy czyn. Właśnie tak, jak to Jezus zrobił swoją męką i śmiercią. Ten porządek tylko tak może być wyrównany. Ponieważ grzech jest zniszczeniem tego porządku ustanowionego przez Boga, jest również i obrazą Boga, który jest jego twórcą. Jest ośmieleniem się do buntu przeciw Bogu, jakby pokazaniem Mu pleców. (My te obrazy bardzo antropomorfizujemy). Jest to coś takiego, jak byśmy kogoś uderzyli w twarz. Ten ktoś później jest na nas śmiertelnie obrażony i musimy coś zrobić, żeby go udobruchać. Tak my to wszystko rozumiemy.
Brak jest w tej teorii podejścia egzystencjalnego, które jest podejściem na wskroś biblijnym. Stwierdza ono, że ludzkość zaciągnęła okropny dług względem Pana Boga. Przyszedł Syn Boży, który ten dług wyrównał. Ale to wszystko dzieje się nad naszymi głowami. To osobiście mnie nie dotyczy. Ja się o tym wszystkim tylko dowiaduję. Dowiaduję się, iż kiedyś w zaraniu ludzkości zdarzyła się ta wielka katastrofa ludzkości z Adamem i Ewą na czele. Niebo się zatrzasnęło i nie było dla nas nadziei. Jednak Bóg był tak dobry i posłał swojego Syna. I ten Syn złożył Panu Bogu za mnie wynagrodzenie. W tej chwili niebo jest już otwarte. O tym wszystkim się tylko dowiaduję. Coś ponad moją głową wydarzyło się w przeszłości. Było strasznie źle, teraz jest już dobrze. Ja się dowiaduję, że muszę się teraz wysilać, żeby nie zmarnować tego wszystkiego, co Bóg dla mnie zrobił, aby śmierć Chrystusa nie była dla mnie daremna. O tym się dowiaduję, ale to mnie wewnętrznie nie zmienia.
Żeby to jeszcze lepiej zilustrować, użyjmy tu pewnego obrazu. Otóż za nasze grzechy jesteśmy skazani na dożywotnie więzienie. Siedzimy w tym więzieniu. I teraz odkupienie w tej teorii polega na tym, że nagle przychodzi wiadomość: "Słuchaj. Jezus Chrystus przyszedł do więzienia i powiedział: Ja za ciebie odsiedzę! Ty wyjdź na wolność!" No dobrze, ale jeżeli ja miałem przedtem serce złodzieja, zbója, mordercy, lubieżnika, mam je dalej. Jeszcze się nic we mnie nie zmieniło. Jestem taki, jaki byłem.
To jest Odkupienie jakby zewnętrzne, jurydyczne. Ono nie dotyka serca człowieka. Ono mnie nie zmienia. Tymczasem ja czuję, że problem siedzi gdzieś w środku. Dlatego Ewangelia w powszechnym odczuciu ludzi nie jest Dobrą Nowiną.
Niby mówi się: "Ewangelia, Ewangelia -- Dobra Nowina ". No, kochany, pokaż mi, co jest dobrego w tej Ewangelii, którą ty przepowiadasz. Ty mi mówisz tylko, co mam robić. To jest uciążliwa nowina.
Ludzie w większości mają takie doświadczenie. Chrześcijaństwo jest furą przykazań do zachowania, ciężkim wozem, który trzeba ciągnąć. No, niby pomaga mi w tym Bóg, ale ja czuję, że ta pomoc jest słaba, że ona mi moich problemów życiowych nie rozwiązuje. Ona mnie z grzechów na dalszą metę nie wyprowadza. Na nowo w nie wpadam. Co jest? Coś tu nie gra.
Powinniśmy sobie to wszystko dobrze uświadomić, gdyż taką koncepcję zbawienia mają ludzie w swoich głowach. Może nie jest ona jasno uświadomiona. Kiedyś zapytałem pewną dziewczynę, która co niedzielę chodzi do kościoła, na religię uczęszczała do dwunastej klasy włącznie: "Na czym polega Ewangelia? Jak ty ją rozumiesz? Jak rozumiesz Odkupienie?" Nie umiała odpowiedzieć. Przedstawiłem jej powyższą teorię. Wtedy odpowiedziała: "No tak, no tak, tak księża mówili. (No i co jeszcze) Nic więcej". Tak ludzie de facto powszechnie myślą.

[/quote]

Pustynia i ciemna noc jest ?ask?!!!

Pozdrawiam

Grzegorz
07-01-2005 22:48
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Offca Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 6,619
Dołączył: Sep 2004
Reputacja: 0
Post: #8
 
A ja natomiast ostatni raz religię miałam rok temu. Pokończyłam już wszystkie możliwe szkoły w których religia obowiązywała jako przedmiot nauczania Oczko . I mam na ten temat trochę niezdecydowane zdanie. Jestem naturalnie za religią w szkołach, ale nie wiem, czy nie powinien się jakoś program nauczania zmienić... Mogę się podpisać pod Julią, że lekcje religii w zasadzie nie nauczyły mnie modlitwy, ani nie doprowadziły mojej wiary do takiego poziomu na jakim stoję obecnie. Mój duchowy wzrost zawdzięczam właśnie Odnowie, mojej Wspólnocie, rekolekcjom w których miałam przyjemność brać udział... Nie lekcjom religii. Chociaż nie powiem, że były bezużyteczne, bo przecież w głównej mierze to właśnie na religii w podstawówce uczono nas pierwszych i najważniejszych modlitw jak "Ojcze nasz", "Zdrowaś...", "Aniele Boży.." i in. Ale tej modlitwy serca nauczyłam się na Odnowie.
Lekcje religii to po prostu "teoria" wiary.
W podstawówce przez pierwsze 3 klasy miałam religię z siostrą zakonną i te zajęcia bardzo miło wspominam. Siostra umiała po prostu je poprowadzić. Później miałam z katechetą świeckim aż do 8 klasy. W liceum byli księża. Przez pierwsze dwa lata uczył mnie ks. Sławek i jego lekcje miło wspominam, bo był bardzo nietypowym ( w poztytywnym znaczeniu) księdzem. Zawsze coś oryginalnego potrafił wymyślić. Różne śmieszne rzeczy się zawsze działy na tej religii Duży uśmiech Przez dwie ostatnie klasy LO miałam już z innym księdzem - etykiem. Szanuję go jako księdza i lubię, bo jest sympatycznym człowiekiem, ale niestety nie bardzo potrafił prowadzić zajęcia. Mówił ciekawe rzeczy, ale jego przekaz nie docierał po prostu do rozwydrzonych licealistów.
U mnie lekcje religii wyglądały tak, że ksiądz swoje, a młodzież swoje. Czasami nawet nie można było normalnych dyskusji prowadzić (bo w LO głownie religia się u mnie opierała na dyskusjach na dany temat) bo były wrzaski, albo po prostu nikt nie był zainteresowany by rozmawiać. I mimo, że z całego klasowego grona znalazłoby się kilka osób, które chciałby skorzystać z wiedzy i doświadczenia księdza, to się po prostu nie dało.
Dla dzisiejszej młodziezy jest sto innych ciekawszych rzeczy niż religia, wiara, Bóg... Niestety.

[ Dodano: Pią 07 Sty, 2005 ]
Ło ja! Gregoriano! Czy tu nie padł rekordowo długi post ??? :shock:

[Obrazek: e48477fab7.png]

[Obrazek: 30e8538467.png]

Nigdy nie postanawiaj nic nie robi? tylko dlatego, ?e mo?esz zrobi? bardzo ma?o. Rób co mo?esz.
07-01-2005 22:56
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ks. Arkadiusz Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 147
Dołączył: Dec 2004
Reputacja: 0
Post: #9
 
Dzięki serdeczne za te wszystkie wypowiedzi. Za to, że chcieliście podzielić sie swoim bogatym doświadczeniem religii w szkole. W zasadzie potwierdzacie, to, co w jakiś sposób czuję. Kilka wypowiedzi mnie zastanowiło. Odniosę sie do nich innym razem (OBIECUJĘ). Potrzebuję trochę czasu by to przemyśleć i skonfrontować z rzeczywistością.

=D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D> =D>

P.S. Daidoss
Przepraszam za umieszczenie tego postu w poezji. Jeszcze ciągle się uczę i pewnie nie raz nieźle nabroję. PILNUJ SIĘ! (no i mnie) >Uśmiech<

[Obrazek: klip0jr.png] -a mnie ?wi?to??!!!

Pokolenie jp2
08-01-2005 00:48
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Gregoriano Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,192
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #10
 
Offca napisał(a):Ło ja! Gregoriano! Czy tu nie padł rekordowo długi post ???

:arrow: Mój post jest bardzo krótki, natomiast część dla wytrwałych nie jest mojego autorstwa, tylko o. Cholewińskiego - biblisty. Każdy może sobie coś wkleić i będzie długi post, acz akurat ten tekst jest bardzo ważny. Zresztą całe ABC chrześcijaństwa o. Cholewińskiego to rewelacja, bynajmniej dla mnie to było ponowne nawrócenie - metanoia: konkretna zmiana myślenia. Polecam!

Pustynia i ciemna noc jest ?ask?!!!

Pozdrawiam

Grzegorz
08-01-2005 09:58
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
przezmek Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 15
Dołączył: Nov 2004
Reputacja: 0
Post: #11
 
u mnie w klasie jest tak że zawsze wszyscy chca uciekac z religii i tylko przypadek nas przed tym powstrzymuje :twisted: pozatym traktujemy religie jako luźna lekcje na której mozna poprzepisywac zadania domowe :twisted:

ludzie potrafi? wierzy?, wiara to ich nadzieja....
08-01-2005 18:53
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Anonymous
Unregistered

 
Post: #12
 
a mi rekcje religii daja wiele do myslenia przez co poglebiam swoja wiare Uśmiech
08-01-2005 21:20
Odpowiedz cytując ten post
przezmek Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 15
Dołączył: Nov 2004
Reputacja: 0
Post: #13
 
na pewno masz mądrego katechetę i to jego zasługa Szczęśliwy

ludzie potrafi? wierzy?, wiara to ich nadzieja....
08-01-2005 22:46
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Offca Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 6,619
Dołączył: Sep 2004
Reputacja: 0
Post: #14
 
Wiesz, glupich ludzi do szkół zazwyczaj nie zatrudniają, o ile ktoś może być głupi... :roll:
A może Vlad po prostu SŁUCHA na lekcji swojego katechety, a nie zajmuje sie czym innym???
Religia jest taką samą lekcją jak wszystkie pozostałe.

[Obrazek: e48477fab7.png]

[Obrazek: 30e8538467.png]

Nigdy nie postanawiaj nic nie robi? tylko dlatego, ?e mo?esz zrobi? bardzo ma?o. Rób co mo?esz.
09-01-2005 12:27
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Daidoss Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,079
Dołączył: May 2004
Reputacja: 0
Post: #15
 
Powiedziałbym... a mało tego wymaga duzej kultury, oraz dojrzałości człowieka.
Zresztą powodzenia w szukaniu pracy z ocena 2 na swiadectwie z religii Uśmiech napewno sobie o was dobrze pomyślą Szczęśliwy << koleś złodziej, morderca, a może poprostu... >> Dlatego nie olewałbym sobie tego przedmiotu całkowicie.
Zresztą religia nie jest obowiązkowa, więc zamiast sie nudzić proponuję nie chodzić wcale i nie przeszkadzac. W tym czasie możecie np pomóc woźniemu gniazdka w szkole wymieniać 8)
09-01-2005 12:56
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów