Helmutt napisał(a):Pisze głośno o pewnych sprawach, których się nie mówi z różnych powodów? Błędna argmunetacja zdarza się każdemu, i od tego nie uciekniemy.
Tyle tylko, że ta błędna argumentacja to nie przypadek, lecz strategia prowadzona rozmyślnie, na zasadzie, która ktoś przywołał w innym wątku: "rzucaj błotem w kogoś, a na pewno jakaś grudka się przyczepi".
Helmutt napisał(a):Bo nie oszukujmy się, poziom wiedzy i świadomości religijnej u większości "katolików" nie jest nawet śmieszny. Jest rozpaczliwy.
Raczej większy, niż u "krytyków" typu Agnosiewicz. Przykładem jest już nawet to forum. Myślę, że nie trzeba przywoływać nawet poszczególnych userów, ponieważ to widać po lekturze ich postów.
heysel napisał(a):Ad 2. Nie wszystko jedno, bo wszystko zaczęło się od tekstów Agnosiewicza, które atakują Kościół jako instytucję ziemską. Analizy ST i NT to inna para kaloszy.
Nie, nie inna para kaloszy. Powtarzam, że
"krytykować to trza umić"
Agnosiewicz w sprawie kapłaństwa kobiet powołuje się na 1 Tm 2, 12:
Apostoł Paweł w Rz 16,1-2 napisał(a):16,1 Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach. 16,2 Przyjmijcie ją w Panu tak, jak się świętych winno przyjmować. Wesprzyjcie ją w każdej sprawie, w której pomocy waszej będzie potrzebowała. I ona bowiem wspierała wielu, a także i mnie samego.
Zanim przejdę do egzegezy tego fragmentu, wpierw chcę wskazać na swoistą >>moderację<< owego artykułu, którego link tu mamieściłem. Odwołam się tylko do 2 punktów.
1. Wychodzi Agnosiewicz od postawienia problemu, czemu w Kościele Katolickim nie ma kapłaństwa kobiet, wzorem kościołów prostestanckich. Następny jego krok, to wydumana postać oznaczona symbolami Kk (Ksiądz katolicki) wypowiada sąd, iż podtswowym powodem braku kapłaństwa kobiet w KrK to relacja z prawosłąwiem, która mogłaby pogorszyc relację z Kościołem Wschodnim. To przecież czysty absurd. Pomijam fakt dyletanctwa również w kwestii znajomości tradycji Kościoła Bizantyjskiego (określene pop jest zwrotem obelżywym w stosunku do duchownego prawosławnego, podobnie jak "klecha" w stosunku do księdza kościoła łacińskiego). Gdyby księża KrK wstępowaliby w związki małżeńskie wzrorem duchownych wschodnich, to byłby to wyraz solidarności wschodu z zachodem - to raz. Dwa, byłby to również powód do dumy wspólnot bizantyskiej tradycji, wyrażony mniej wiecej tak: "A jednak prawda jest po naszej stronie". Poza tym warto rwnież wspomnieć, że w kościele Bizantyjskim duchowni pretendujący do awansów, muszą być celibatariuszami.
Tekst pełen jest atawistycznego tonu, który jużnie jest nawet prześmiewczy ale do bólu lekceważący wydumanego oponenta w dyskusji.
2. Po przywołaniu w/w fragmetu z listu do Rzymian Agnosiewicz "ustawia" dalszy tor debaty. Nie pozwala oponentowi na egzegezę fragmentu NT, lecz doprowadza do "przepychanek" na cytaty z tekstów Pawłowych. Jest to naruszenie i to rażące, zasad hermeneutyki biblijnej. Przecież nie można wyrywać zdań z kontekstu całości, z ram kulturowych, nie można też pozwalać na pomijanie problemów, poprzez które apostoł poczuwał się zobligowany do wystosowania nauki teologicznej do adresatów swoich listów. Całość kończy się w bardzo pokrętny sposób:
Cytat:P. (Agnosiewicz -przyp. mój)— Faktycznie był Paweł mizoginem, jednak w liście do Galatów zrównuje kobietę z mężczyzną: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie". (3:28).
Kk. — Tylko w obliczu Boga, lecz nie w naszych ziemskich stosunkach.
P. (Agnosiewicz -przyp. mój)— Zostawmy jednak Pawła.
Pozwala tu bohater nieniejszego posta na pewien >>sukces<< księdza, jednak tylko po to, by uciec znów w bok. Zmienia nagle pole dyskusji z Corpus Paulinum na Ewangelie? Wg mnie to oznaka nepewności gruntu pod nogami. Potwierdza się ona w momencie przejścia do apokryfów... Wszak łatwiej dyskredytować kogoś, czy coś na gruncie źródeł powszechnie raczej mało dostępnych, czy też nie do końca znanych większości potencjalnych czytelników tej rozmowy między Agnosiewiczem a księdzem (wydumanej rozmowy, ponieważ nie podaje personaliów swego rozmówcy).
Zajmijmy się teraz po krótce egzegezą tekstu listu do Rzymian.
Spt: >>sunistemi de umin foiben the adelfen hemon ousan diakonon tes ekklesias thes en kegkreais<<
Vlg: 16:1 commendo autem vobis Phoebem sororem nostram quae est in ministerio ecclesiae quae est Cenchris
>>polecam zatem wam Febe, córkę naszą, która jest w służbie Kościoła, który jest w Kenchrach<<
BT: Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach.
Treść tego wersetu jest prosta i wyraźna: Febe list do kościoła rzymskiego dostarczyła. Ów fragment jest jej rekomendacją. Pojęcie zaś greckie "diakonon" nie jest użyte tu w znaczeniu diakona dziś - nizszego duchownego. Użyty termin oznacza tu to samo, co w Vlg >>ministerio<< a w polskim : sługa (służebnica).
Całośc wywodu Agnosiewicza sprowadzę do takiej oto sytuacji: Kiedy spotykam się z moimi przyjaciółmi, ci niekiedy mówią do mnie: witaj królu złoty! Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak iśc z orężem na pałąc prezydencki, bom jest królem, przez aklamację ogłoszonym przez moich przyjaciół.
Takie to jest myślenie Pana Gawlika!
Heysel, twój ruch teraz.