lecz cuż jak sie okazało pociski były fałszywa to były straszaki krzyczeli ludzie, gdyż przeraził ich huk. Ale w sercu się radowali , ponieważ wciąż mieli nadzieję. Jednak... nie od parady się mówi "nadzieja jest matką głupich". Nikt zresztą nie przypuszczał, że w nadciągający konflikt wmieszają się kolejne strony...
Gdzieś niedaleko Księżyca obco wyglądający obiekt - a raczej statek kosmiczny - posuwał się po wyznaczonej trajektorii lotu w zimnej próżni kosmosu. Komputery monitorujące stan statku wyświetlały na trójkątnych ekranach dziwne znaki. W ciasnej kabinie sterowania panował półmrok i pustka. Oprócz błyskających symboli na monitorach nie było żadnych oznak jakiegokolwiek życia. Dał się słyszeć dźwięk, przypominajacy stare, nienastrojone organy. Monitory zabłysły na czerwono. Szczęknęły niewidoczne mechanizmy. Rozpoczęła się sekwencja budzenia...
Potężny wybuch wstrząsnął głównym chodnikiem kopalni Nr 5 Kompanii Górniczej imienia Dark Helmutta. Pył unosił się jeszcze parę minut - gdy opadł - w podłożu ukazała się wielka, czerniejąca dziura.
- Łajdaki, synowie skunksa i szakala! Pasy każę drzeć! Łotry! Wam dać nowoczesnę technikę! - dały się słyszeć skrzekliwe wrzaski Khorina, karła-sztygara w w głownym chodniku kopanianym.
- Ale szefie, ja.... - próbował oponować jeden z górników
- Co "ja"?!! Co "ja"?!! Ile dynamitu należało dać do strzału?! Ślepy jesteś?! Baranie! Szef nam łby pourywa!
- Nie, szefuniu, ja mam....
- Nic nie masz, a rozumu najmniej!!! Połowę przodka poszło k jebieni matier'!!! Ty mały świński kawałku łajna!! Rąbankę zrobię!!!
Khorin długo jeszcze wytrząsał się nad swoim pomocnikiem. W końcu sapiąc i prychając zagroził rozstrzelaniem, karnym raportem i degradacją. Wreszcie sprzedał górnikowi takiego kopa, że ten poszybował w sam środek dziury, jaka powstała po pechowym strzale. Dał się słyszeć przeciągły ryk a zaraz potem mlaśnięcie.
Khorin zajrzał z ciekawością do dziury. Pod spodem rozciągała się wielka sala, w niczym nie przypominająca chodników kopanych przez nich wewnątrz góry.
- Dodo, zyjesz?! - krzyknął sztygar. Po dłuższej chwili usłyszał stękanie.
- O w mordę jeża..... szefie...! Aj.... moja noga... O ja cię, tu są jakieś dziwne jaja, szefie!
- Jaja mówisz....? - Khorin podkręcił wąsa - a jakie jaja?
- Jakieś duże, twarde, może to smoka?
- Głupiś jak baran, ostatniego smoka zabilim i zeżarlim w czterdziestym szóstym. Poczekaj schodzę ja tam do ciebie, tylko nigdzie nie odchodź ptasi móżdżku.
Khorin przywiązał się do liny, drugi jej koniec uwiązując do stalaktytu. Powoli, stękając, opuścił się na dno dziury. Z zanadrza wyjął pochodnię i zapalił. Oczom im ukazało się pomieszczenie o dziwnych wzorach na ścianach, wypełnione co najmniej kilkudziesięcioma jajami. Miały one szarozielony kolor, wielkość prawie porządnego karła i jakieś dziwne wypustki na szczycie.
Powoli obchodzili komnatę z ciekawością. Nagle Khorin usłyszał krzyk.
- Szefie, o w mordę, jedno się otwiera!
Khorin podbiegł do jaja. Rzeczywiście, wypustki na jego szczycie zaczęły się rozchylać. Ze środka zaczął wydostawać się jakiś dziwny szary stwór przypominający pająka z ogonem. Później.... Później wszystko potoczyło się strasznie szybko...
- Murwa kać! - zaklął szpetnie strażnik na granicy. Jego bezskuteczne próby połączenia się z enigmatycznym "szefem" spaliły na panewce. Kopnął z całej siły w 'aparat telefoniczny'.
- Może ja jednak przejadę...? Proszę. Ja z wycieczką turystyczną. - Duszyczka próbowała sprytnie podejść słuzbistę.
- Nie wolno, nie kazali puszczać - powtórzył karzeł, ukazując dziwną odporność na argumenty
- Jak mnie pan pusci dam panu coś do picia - powiedziała.
- Eeeee...? Du picia? Trzeba było tak od razu.
Duszyczka wyjęła z sakwy butelkę wody święconej, którą nosiła zawsze na wszelki wypadek i rzuciła w stronę karła.
- Napij sie strażniku a ja jadę bo mi spieszno. - odrzekła, po czym ruszyła z kopyta. Gdyby została jeszcze chwilę zobaczyłaby wijące się w konwulsjach ciało karła po spozyciu paru łyków wody święconej...
To pisałem ja - Helmutt fan Disco-Polo, który nie chodzi na Odnowę w Duchu Świętym i jeszcze żyje (ale dziwy co?).
|