Beata napisał(a):Zatem skoro nie powinno się zachęcać do spoczynku w Duchu Św., skoro to przede wszystkim emocje, dlaczego wielokrotnie mówi się, że to zależy od otwartości serca danej osoby? Dlaczego pewien ojciec benedyktyn, który jest liderem wspólnoty studenckiej w naszym mieście, twierdzi że nie można przerywać działania Ducha Św. i w związku z tym, gdy są osoby, które spoczęły w Duchu powinno się z nimi pozostać aż do "przebudzenia"?
Twoje pytania chyba odnoszą się do samej istoty tzw. omdlenia w Duchu Świętym – czym on jest? W kontekście Dokumentów z Malines musimy się głęboko zastanowić nad ich naturą. Oczywiście wspomniane Dokumenty to nie tekst natchniony, jednak na okładce można przeczytać, że są to podstawowe materiały dla katolickiej Odnowy w Duchu Świętym. Skoro są podstawowe to warto do nich zaglądać! Natomiast w odniesieniu do dyskutowanego zjawiska prezentują pogląd, który trochę odbiega od tego co nam się mówi, mówiło… Zbyt często chyba w Odnowie polegamy tylko na swoim rozeznaniu, tymczasem potrzeba nam zaglądać do tego co mówi Kościół. Może Dokumenty to nie głos konkretnie Kościoła ale wybitnych teologów tj. kard. Ratzinger itd.
Wiesz jeśli ktoś już omdlał to nie będziemy robić „szopek” i go nagle przebudzać, bo stwierdziliśmy, że to emocje. To raczej kwestia wcześniejszej katechezy, formacji!
Dlaczego pewien Benedykt coś robi to ja nie wiem, sądzę, że t tobą porozmawia gdy go zapytasz. Nie mogę wypowiadać się w jego imieniu!
Beata napisał(a):Pozatym w mojej wspólnocie jest osoba, która posługując modlitwą wstawienniczą zazwyczaj (w prawie wszystkich przypadkach) "rozkłada na łopatki" (przepraszam za porównanie ) osoby nad którymi się modli. Aby odeprzeć ewentualne zarzuty o to, że osoba ta sama wymusza ten spoczynek, dodam, że modląc się nawet nie dotyka osoby omadlanej. Dlaczego akurat ta konkretna osoba ma tak "mocną" posługę? Przecież jeśli to wynik emocji reakcja taka nie powinna zależeć od osoby posługującej, ale od osoby której posługujemy.
Wiesz ale osoba, której posługujemy może mieć określone wcześniejsze pragnienia, które nawet mogą być związane z określonymi osobami. Jeśli uważamy dane osoby za jakiś szczególnych charyzmatyków to właśnie przy nich mogą dziać się szczególne „rzeczy”. Jeśli wiemy, że omdlenie może nastąpić, mamy taką świadomość, która dodatkowo jest wzbudzana przez jak to napisałaś „że to zależy od otwartości serca danej osoby” to już nasze pragnienie „gra” wtedy dużą rolę.
Jednak odwołam się do doświadczenia pewnej świętej. Tak zwany „odpoczynek w Duchu” przypomina to, co św. Teresa z Avila nazywała „zaniemożeniem na ciele”. Jednak coś takiego jest znane nawet wielkim świętym. A teraz cytat:
Ta forma modlitwy niekiedy przybiera formy kolektywnej ekstazy, chociaż zdarzają się jej „łagodniejsze” formy, całkiem spokojne i opanowane. Jako powszechne zjawisko znana jest w środowiskach pietystów protestanckich od końca XVIII w. autor: ks. A. Siemieniewski.
Skupię się na pierwszym aspekcie – kolektywnej ekstazie. To na pewno może prowadzić do wielkich nadużyć, wystarczy spoglądnąć na to, co się działo w Toronto i mamy obraz wypaczeń. Oto przykład:
Praktykuje się nie tylko częste „padanie w Duchu” (co – biorąc pod uwagę powszechne pentekostalne nawyki – nie byłoby jeszcze takie nadzwyczajne), „namaszczenie mocą” i ekstatyczne doświadczenia Boga, ale także trans, odmienne stany świadomości, drżenia, konwulsje, łkania, płacz, łzy i śmiech. Wiele z tych objawów znanych jest z osiemnasto- i dziewiętnastowiecznych zgromadzeń przebudzeniowych amerykańskiego (a także brytyjskiego) protestantyzmu ewangelikalnego. Niektóre zaś są istotnie nowe, jak na przykład wydawanie dźwięków imitujących odgłosy zwierząt. Pewien duszpasterz anglikański „leżał tam na podłodze i ryczał jak lew”, podczas gdy inni wydawali dźwięki „podobne do głosów królików”; „święty śmiech” bywa – jak określają to świadkowie – „histeryczny, a nawet maniakalny”. [w] Ochrzczeni w Jednym Duchu.
Takie coś raczej nie ma miejsca w naszych wspólnotach, jednak niewątpliwe pojawiło się to na podstawie przesadnego emocjonalizmu. Tylko sądzę, że żaden lider katolickiej Odnowy do tego nie prowadzi i takich wypaczeń nie ma! Stąd gdyby pojawiła się jakaś zbiorowa ekstaza, zbiorowe omdlewanie całego Kościoła to byłby sygnał, że nie tędy droga!
Jednak pojawia się pytanie: jeżeli ma to normalne cechy czy możemy to uznać za działanie Ducha? Doleję teraz trochę goryczy do ognia jak to się mówi! Zastanówmy się nad tekstem zielonoświątkowców, którzy nie ma co mają większe doświadczenie w tym niż my katolicy:
„W ciągu wieków chrześcijanie doświadczali psychofizycznego zjawiska, w czasie którego ludzie upadali na ziemię; przypisywali to doświadczenie Bogu. Jednak bez wątpienia nie ma żadnego biblijnego świadectwa, że to doświadczenie ma mieć miejsce w
normalnym chrześcijańskim życiu”.
[w] [Por. P.H. Alexander, Slain in the Spirit, [w:] International Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements, red. S. Burgess, Zondervan – Grand Rapids 2002, s. 1072-1074.]
To otwiera nam drogę do dyskusji, choć nie łatwej. Przecież wiele osób bez żadnej przesady emocjonalnej doświadczyło tego. Wiemy też, że Bóg może różnie działać, zapewne w ten sposób również. Choć doświadczenia przeszłości czegoś nas uczą….
Beata napisał(a):Oczywiście zgadzam się jak najbardziej z tym, że samo wystąpienie spoczynku bądź nie nie jest najistotniejsze. Najważniejsza jest relacja z Bogiem a nie doznania towarzyszące modlitwie. I tu zgadzam się ze wspomnianym już ojcem, że te wszystkie dreszcze, ciepełko, spoczynek itd. itp. to folklor, a nie istota Odnowy. Myślę jednak, że ten folklor pomimo wszystko powinien być właściwie interpretowany i przyjmowany.
Jak najbardziej! Trzeba wręcz wymagać prawidłowej interpretacji. Taka rola naszych pasterzy i niech nam tłumaczą co przez to chciał powiedzieć kard. Suenens, skoro on jest głównym autorem tych Dokumentów! Argumenty w stylu, że powstały dość dawno mnie nie przekonują. Chociażby przytoczony przeze mnie tekst pastorów zielonoświątkowych jest z 2002 roku!!!
PS. Przepraszam za długi post, następnym razem bede pisał krócej! :wink: