Stahs napisał(a):Coraz częściej słyszę że Kościół to wspólnota grzeszników. To oczywiste, w końcu Jezus wyszedł do ludzi powszechnie pogardzanych w społeczeństwie. Jednak wciąż mam problemy i wcale tego nie czuje. No bo jeżeli człowiek stara się i wciąż stara a i tak nadal upada, to gdzie można znaleźć nadzieję?
Najłatwiej odpowiedzieć że w modlitwie - Bóg jest lekarstwem na nasze rany, On oferuje nam łaskę która leczy. Ale z łaską trzeba współpracować, tylko jak to w ogóle możliwe gdy człowiek tylko grzeszy?
Człowiek popada w coraz większą beznadzieję spowodowaną nienawiścią do siebie samego za to czym się stał. Spada na duchową mieliznę i jest wypalony. Pytanie jak w takim przypadku kontynuować wiarę? Czasami mam wrażenie że jest pewien moment w którym już nie ma przebaczenia - koniec i żadne modlitwy nie pomogą, idziesz prosto do piekła synku. Nadziei nie ma.
Pojawia się rozpacz. W moim przypadku wiem skąd to się wszystko wzięło - brak umiejętności tworzenia relacji z innymi ludźmi, frustracja tym wywołana, ciągły smutek, w końcu złość, lęki i nienawiść. Bycie życiowym nieudacznikiem tyle właśnie kosztuje ale czy to właściwie moja wina? Część z tego związana jest z moją introwersją - tak też było w przypadku moich przodków. Genetyczne dziedzictwo potrafi zabić. Przeklęta krew. Ewolucja już wykluczyła mnie ze społeczeństwa - kiedyś ktoś dobitnie mi to uświadomił: "tutaj nie przeżyjesz".
Niestety nie potrafię już się podnieść. Odnoszę wrażenie że wiara chrześcijańska została sprowadzona do kompletnej defensywy. Że jest tylko na "nie". Coś tam mówi o radości i nadziei, lecz gdy jest się życiową pierdołą, niezaradnym debilem to już nic Ci nie pomoże i wtedy czytasz coś takiego:
Cytat:Lenistwo (segnities — także gnuśność, opieszałość, czy powolność) z kolei jest bojaźnią (lękiem) przed trudem. Jego korzenie są bardziej prozaiczne, przyziemne (TENŻE, Sum. teol., I-II, q. 41, a.4.). Generalnie bierze się z miękkości (mollities), rozpieszczenia i wygodnictwa (delicia).
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/dz_acedia.html
Jestem miękki a z trudem sobie nie radzę - jest to wpisane w moją naturę i znów nie potrafię znaleźć nadziei w Kościele, który jest na "nie", nie potrafię znaleźć w nim motywacji. Zaraz znajdę przypowieść o talentach i inne teksty o tchórzostwie, które człowieka tylko dobijają. I tak zatacza się koło.
Czy już jestem potępiony?
Pytanie o potępienie skierowane do złych osób, bo to nie my o tym decydujemy
Z tym początkiem o kościele to się zgadzam, Katolicyzm jest najbardziej smutną i pesymistyczną religią. Ilość negatywnych do pozytywnych rzeczy jest mało proporcjonalna. Krew, ciało, śmierć, poświęcenie, biczowanie, przebijanie włócznią, droga krzyżowa, cierpienie, ludzie to grzesznicy, piekło, szatan, niebezpieczeństwo, upadek etc - kościół przez setki lat tworzył kulturę która uczyła ludzi że to wszystko jest pozytywne bo ma prowadzić do czegoś dobrego. Jeśli patrzy się na to bez emocji to rzeczywiście tak jest, jeśli się to jednak poczuje to psychika może mieć problemy aby to zaakceptować.
Jeśli patrzy się na każdą rzecz którą się robi poprzez pryzmat tego poświęcenia i cierpienia, to łatwo dojść do wniosku że ktoś bez pytania nałożył na nas zbyt dużą odpowiedzialność.
Kościół jednak nie lubi zmian. I mimo że przesłanie Jezusa to w 95% same optymistyczne i pozytywne rzeczy, które można przełożyć na życie - po odpowiednim zrozumieniu (i nie od razu, tylko powoli), to jednak kościół woli trwać w mrocznym średniowieczu i trzymać się tego do czego ludzie są przyzwyczajeni.
Są zatem dwa rozwiązania, albo zmienić wiarę, albo związać się z jakimiś organizacjami/grupami ludzi wierzących którzy swoim entuzjazmem, miłością i życiem wyrównają proporcję między tym optymistycznym i pesymistycznym przesłaniem Twojej religii.
Nie wiem czy masz jakieś pojęcie o szatanie. Wielu katolików go się boi, używa go jako metody straszenie innych i siebie, ale niewielu interesuje się nim, a powinni aby znać swojego wroga i metody jego działania. Szatan prócz tego że jest kusicielem, jest też oskarżycielem. Często ludzie mylą sumienie z poczuciem winy, czy nawet z obwinianiem się. Szatan ma właśnie na celu skuszenie Cię, a potem wmawianie ci jaki to zły jesteś, ile to Bóg dla Ciebie zrobił a jak Ty mu się odwdzięczasz, jaki to jesteś grzeszny, niegodny Boga i jego miłości, jaki to z Ciebie nieudacznik, kłamca, kretyn, że taką osobę nikt nie pokocha, bo ona nie zasługuje na miłość, że jesteś słaby, że nie masz szans na wybaczenie itp itp - w zależności od tego co akurat do Ciebie przemawia, na co jesteś czuły. Wszystko abyś był słabszy, i abyś był uleglejszy, wszystko by Cię złamać.