Wojtku, napisałem post krytkujący "drabinę ddv", że Bóg, Małżonkowie, Dzieci, itd...
Napisałem co mi tam nie pasuje. Napisałem, że gdyby na Titanicu (i w innych sytuacjach) stosowano tę zasadę, to w pierwszej kolejności rodzice, dbając o siebie wzajemnie, ratowali by siebie. Dopiero potem przyszła by kolej na dzieci. Prawo morskie w tamtych czasach (które było dość bliskie zasadom chrześcijańskim i fair play) mówiło co innego. Zdrowy rozsądek mówi co innego. Kościół mówi co innego i Miłość podpowiada co innego.
Takie gradacje ustawiają wszystko na głowie. Chrystus uczył, że kto chce być wielki, niech będzie wśród nas najmniejszym i usługuje innym. Oraz też, że największa miłość, to gdy ktoś życie oddaje za drugą osobę. Ale nie "drugą osobę" według wyliczanki i kolejności ddv. Nie, takich rzeczy Chrystus nie mówił.
"Drabina ddv" przeczy też współczesnej psychologii.
Napisałem też, że taka gradacja, gdzie jednych stawia się przed drugimi (a przecież wszyscy jesteśmy jednakowi wobec Boga) jest sprzeczna z nauczaniem biblijnym.
Odnosi się to też do naszych "kłótni". Nikt z nas nie jest biskupem, księdzem ani teologiem nawet. Zatem startujemy z identycznej pozycji. Jesteśmy równi. To, że ktoś pisywał na innym forum i inni się tam z nim zgadzali nie jest argumentem. Dlatego pytałem ddv, czy jest teologiem. Odpowiedział mi, że nie jest. Więc nie mam obowiązku uważać, że się nie myli w tej kwestii. Podważyłem zatem jego tezę.
Ale wracając do rzeczy:
Jeżeli masz ochotę, to należało podnieść rękawicę i wykazać, że Kościół Katolicki każe kochać męża bardziej niż dziecko, dziecko bardziej niż rodziców, rodziców bardziej niż braci, itp... Ze taka gradacja "ważności" sprawdza się w sytuacjach zarówno ekstremalnych jak i w zwykłym życiu. Czekam na argumenty i rozmowę. Ale jeżeli zaraz usłyszę, że nie znam nauki kościoła i nie jestem katolikiem (jak wielokroć poprzednio) i to będzie koronnym argumentem i jedynym, to nie dziwię się ostrzeżeniom moderatorów.
Pozdrawiam.
|