Drizzt napisał(a):Jest czym innym, ale OBA te podejścia są postępowaniem wbrew naturze. Nie ważne, czy w pełni jej odrzuceniem, czy też odrzuceniem częściowym (przez wprowadzenie własnych poprawek).
Natura mówi nam, by płodzić dzieci, kiedy tylko mamy możliwość - więc jej "poprawianie" jest tak samo postępowaniem WBREW.
Chyba żartujesz. Czym innym jest "cywilizowanie" natury, a czym innym jej zdecydowane odrzucenie.
Czym innym jest posolenie zupy, by nadać jej lepszy smak, a czym innym jej wylanie i głodzenie się.
Drizzt napisał(a):Oj, Sant, tu już wyraźnie odwracasz kota ogonem. Po pierwsze, mówimy o celibacie HETEROSEKSUALNYCH
Nie- ponieważ celibatariusz nie gwałci natury, nie odrzuca jej, tylko wyrzeka się (ma do tego prawo) w imię wyższych celów pewnego zakresu jej dobrodziejstw. Dlatego napisałem też, że szanowałbym również homoseksualistów - celibatariuszy. Z tego samego względu co heteroseksualnych. Ja tu nie rozróżniam.
Chyba, że dla ciebie postawa hedonistyczna, sam sex i przyjemność z niego jest wyższą wartością. Ale wtedy nie mamy o czym rozmawiać
Drizzt napisał(a):W Biblii stoi, że są prawem. A to nie to samo, co "rady".
Masz rację - jeśli człowiek byłby niewolnikiem prawa. W Starym Testamencie są owszem - prawem, bo ludzie jeszcze nie dorośli do synostwo Bożego i współdziedziczenia razem z Jezusem.
Dziedzic nie potrzebuje prawa, by dbać o dom swojego ojca, bo i tak wszystko jest jego. Albo będzie, wcześniej czy później. Dlatego nie potrzebuje prawa. Prawo jest dla niewolnika, który nie utożsamia się z tym w czym pracuje. Albo dla najemnika, który otrzymuje zapłatę.
Dziedzic kieruje się jednym "prawem" miłości:. Jeśli będziesz miał miłość, prawo nie będzie ci potrzebne. Bo te uczynki które prawo reguluje i wykonuje się je pod przymusem, jeśli będziesz miał miłość i to tak będziesz wykonywał, tyle że w wolności i z dbałością - bo są twoimi.
Nie po to przyszedł Jezus, byśmy zatrzymywali sie na Starym Testamencie. Oczywiście On niczego nie zniósł, ale WYPEŁNIŁ. I nadał nowe znaczenia.
Przykazania są pewną propozycją Boga dla człowieka, albo latarnia oświetlającą ciemność. tzn - one sa dane, by pomóc człowiekowi a nie zniewolić. W Sarym T. Bóg wychowuje poniekąd ludzi do przyjęcia synostwa. Nawet dziedzic dopóki jest dzieckiem, musi kierować się zasadami, których nie jest w stanie zrozumieć, ale które dla jego dobra ojciec mu nałożył. By nie cierpiał. By nie krzywdził siebie.
Drizzt napisał(a):Dodam, że jeśli tak, to można stwierdzić, że homoseksualista też "reguluje" naturę (tak samo jak bezdzietny ksiądz). Z własnej woli wybiera podążanie tą drogą (a nie leczenie się) - tak jak ksiądz.
Nie - bo np ksiądz, zawsze ma wybór - może zgodnie z naturą jako heteroseksualista spłodzić dziecko, czyli odrzucić celibat.
Celibatariusz homoseksualista takiego wyboru nie ma. Zgodnie ze swoją orientacją, choćby nie wiem jak pieścił swojego partnera, to chleba z tej mąki nie bedzie.
Drizzt napisał(a):Ergo, potępiając dobrowolne i świadome podążanie za homoseksualną orientacją (abyś nie przyczepił się tu do słówka), MUSISZ potępić dobrowolne i świadome wyrzeczenie się posiadania potomstwa. Dla gatunku konsekwencje są IDENTYCZNE.
Konsekwencje tak - ale powtarzam - heteroseksualista zawsze może mieć dzieci. Ma wybór. Chyba że jest bezpłodny, ale to juz inna para kaloszy. (to jest choroba niezależna od niego) Homoseksualista jest bezpłodny w pewnym sensie z wyboru. (Chyba, że chcesz potraktować homoseksualizm jako chorobę) Oczywiście też może mieć wybór i spłodzić dziecko- ale tu już stanie sie "heterykiem" I koło sie zamyka. :mrgreen: