Drizzt napisał(a):Problem w tym, że rządy (czy europejskie, czy polskie) winny być areligijne (i często są, choć niestety nie zawsze).
1. To kontrowersyjna teza.
2. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której kraj o znacznym procencie populacji katolickiej zabrania katolikom dostępu do sprawowania urzędów państwowych (funkcje parlamentarne, sądownicze, władza wykonawcza etc.). Taka sytuacja byłaby dyskryminacją tej grupy społecznej ze względu na wyznanie.
3. Z drugiej strony katolik piastujący funkcje społeczne nie może być przez prawo ograniczany w swoich wyborach i decyzjach w sposób dyskryminujący jego wyznanie. Byłoby to przeciwko wolności jego sumienia.
4. Jeśli więc katolicy sprawują władzę w jakimś państwie czy na innym terytorium - np. gdyby posiadali większość w parlamencie europejskim - to nie tylko mogą, ale powinni postępować w zgodzie ze swoim sumieniem. Odnosi się to także do aborcji: jeśli katolicy mogą wprowadzić prawo, które jej zabroni, to powinni to zrobić.
5. Dokładnie takie samo prawo mają przedstawiciele innych opcji światopoglądowych. Skutkiem tego jest m.in. to, że w większości krajów Unii aborcja jest (w różnych formach) dozwolona. A to jest oczywiście sprzeczne ze światopoglądem prawdziwie katolickim.
6. Receptą dla katolików jest więc walka o własne prawa i czynny sprzeciw wobec sytuacji narzucania nam nie tylko anty-chrześcijańskich, ale przede wszystkim anty-ludzkich (doprowadzających do realnego zniszczenia milionów istnień ludzkich) opcji politycznych.
7. Nie powinniśmy godzić się z kontrowersyjną tezą, że rządy winny być areligijne. Nie na tym polega rozdział Kościoła od państwa (ten sam w sobie uważam za jak najbardziej pozytywny) i nie na tym polega konstytucyjna neutralność światopoglądowa. Rządy powinny brać pod uwagę zdanie społeczeństwa i liczyć się także z naszą opinią - z opinią katolików czy, szerzej, z opinią chrześcijan. To my stanowimy naród i rząd powinien troszczyć się o nasze interesy.
Powinniśmy się tego domagać. To nasze państwo, my w nim żyjemy, my je budujemy i to my - jego obywatele - decydujemy o tym, jakie ono będzie. Jeżeli my - katolicy - stanowimy w jakimś państwie demokratyczną większość, to nie widzę powodów, dla których rządy nie miały by się troszczyć przede wszystkim o interesy tychże katolików. I to na każdej płaszczyźnie. Co najmniej z taką siłą, z jaką zatroszczyły się o antykatolickie prawo do aborcji.