Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
o jednym z pierwszych kamyczków
Autor Wiadomość
M. Ink. * Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3,145
Dołączył: Jul 2006
Reputacja: 0
Post: #1
o jednym z pierwszych kamyczków
Cytat:
Mordimer_Madder napisał(a):Tak się złożyło, że znałem bardzo dobrze ś.p. prałata Marszałka, więźnia Oświęcimia, budowniczego najnowocześniejszego i najpiękniejszego w tamtych czasach /1960/ oraz pierwszego po wojnie w Tarnowie kościoła pod wezwaniem św. Józefa i Matki Bożej Fatimskiej, kapłana z powołania, którego na starość jego następca "urzędnik pana B." odsunął nawet od wspólnych posiłków we wspólnej jadalni księży, co zresztą było jakby pierwszym z kamyczków na drodze mojego agnostycznego ateizmu...
chętnie bym się o tym dowiedział nieco więcej, ale że to poza tematem, proponuję - o ile rzecz jasna się godzisz - tutaj

źródło

"Bóg ukrył się dlatego, aby móc okazać miłosierdzie tym, którzy nie rozpoznali Jego ukrytej obecności".
20-11-2009 12:53
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Mordimer_Madder Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,075
Dołączył: Jun 2008
Reputacja: 0
Post: #2
 
Cóż - był sobie onego czasu ś.p. prałat Marszałek /imienia nie pomnę, mimo iż jako gówniarz siadywałem mu na kolanach i słuchałem opowiadań, jak to pięknie jest w Watykanie/. Ów były więzień Oświęcimia, człowiek nieograniczonej pogody ducha i nieskończonej dobroci, sobie tylko znanymi sposobami uzyskał zgodę i środki na budowę kościoła św. Józefa i Matki Bożej Fatimskiej. Pierwszego po wojnie w moim mieście. I na dodatek chyba jednego z najładniejszych w owym czasie w Polsce. Dodam, że na budowę tej świątyni ksiądz oddawał ostatni grosz, pracując w cerowanej sutannie i chodząc w wiecznie naprawianych i od nowa malowanych "wilbrą" butach. /lokatorką mojej ś.p.Babci była kościelna gospodyni księdza, która na moich oczach walczyła z jego zniszczoną odzieżą/

Gdy trochę dorosłem, zostałem ministrantem ale jednemu z młodych wilczków wikarych nie spodobało się, że nie chcę biegać z liścikami do pewnej parafianki... prałat oczywiście się dowiedział, dlaczego zły ze mnie ministrant, bo nie zdzierżyłem, wikary wylądował "za zasługi" gdzieś pod Tatrami ale ja przestałem służyć do mszy, zniesmaczony wielce.
Natomiast pozostawiłem sobie przyjemność dzwonienia, gdy trzeba było uderzyć we wszystkie dzwony, napędzane wtedy ręcznie. Bardzo lubiłem chwile spędzane na dzwonnicy - zresztą dzwony były pięknie zestrojone i z przyjemnością słuchało się ich melodii.

Aliści pan wikary przed odejściem zdążył się wypłakać koledze a kolega został zrządzeniem losu moim katechetą w liceum. Byłem chłopcem bardzo jak na owe czasy oczytanym a gdy połknąłem już wszystkie Mickiewicze, Sienkiewicze, Karole May'e, Lemy, Dickensy, Molnary, Przymanowskie i Gajdary przyszedł czas na cięższą lekturę.

Najpierw była Szosa Wołokołamska Beka, potem Poemat Pedagogiczny Makarenki i flamandzka, ciężka dla mnie w tych czasach książka De Costera o przygodach Dyla Sowizdrzała... /zrozumiałem ją dopiero po kilku latach/. Ale trafiłem także na piękne wydanie Starego Testamentu. I tutaj zaczęły się schody - pan katecheta ignorował moje uwagi i pytania na temat genezy uznania ST za zły, twierdził iż mu przeszkadzam... źle trafił: łyknąłem wszystkie ewangelie oraz Apokalipsis... poznałem na wyrywki mitologię grecką a potem nieco bardziej pobieżnie germańską i skandynawską... pan katecheta niestety nie potrafił znaleźć odpowiedzi na wiele pytań... któregoś dnia zirytowany warknął, że on się nie da przegonić /w domyśle jak wikary od liścików/ i jeśli nie zajmę się tylko i wyłącznie tematami lekcji, to nie zobaczę świadectwa z religii /była to druga klasa liceum/.

Zobaczył moje plecy... nawet nie trzasnąłem drzwiami, na co miałem wielką ochotę. Potem nawet nieco biłem się z myślami ale czując się zignorowanym postanowiłem już na religię nie wracać, jednocześnie zgłębiając doktryny innych wyznań, gdyż bardzo mnie to interesowało a ponadto i przekora pewnie miała tu sporo do powiedzenia. W tym czasie przestałem także chodzić regularnie do kościoła, co było wyraźnie nie pomyśli mojej Matki. Skończywszy 18 lat uzyskałem rodzinne prawo do samostanowienia w ograniczonym zakresie, zawierającym jednak praktyki religijne. W tym czasie rozpocząłem regularne treningi piłki ręcznej i pływania, zdobyłem uprawnienia WOPR a po maturze wyjechałem z rodzinnego miasta "za nauką".

Jakoś tak w wakacje po pierwszym roku dowiedziałem się, że mój przemiły katecheta został proboszczem w wyśnionym kościele ks.Marszałka a ów przeszedł na emeryturę i stał się obiektem opisanego na wstępie ostracyzmu nowego proboszcza, który nakazał mu przenieść się do stojącego obok kościoła budynku, gdzie zamieszkiwały służące przy parafii siostry zakonne.

Tego mi było za wiele - to była kpina z wszystkiego, czego mnie uczyła Babcia i w żaden sposób nie mieściło się to w moim pojmowaniu wiary chrześcijańskiej ba, nawet zwykłych, ludzkich zasad współżycia. I tego dopuszczał się ksiądz w stosunku do kapłana, którego uważałem za niedościgniony wzór cnót wszelakich :!: :?:

Z dnia na dzień pan proboszcz stał się dla mnie "urzędnikiem pana.B" a wiara katolicka - stekiem pustych sloganów... po powrocie do szkoły wstąpiłem do PZPR... a potem nikt nie chciał przyjąć mojej apostazjii a proboszcz mojej późniejszej parafii najnormalniej uciekł z kancelarii na mój widok, więc się przestałem tym przejmować.

Później założyłem swój pierwszy mundur i do dziś honor wpojony mi przez Ojca i Dziadka mi wystarcza i jestem o tym przekonany. Szanuję ludzi wierzących lecz z z całego serca nienawidzę tych, którzy swą wiarę /lub inne przekonania/ mają na pokaz a w życiu kierują się pobudkami najniższymi z możliwych. Z odrazą rozdzielałem pijanych księży, którzy pobili się przy kartach w jednej z parafii na moim byłym terenie... wyganiałem błyskami koguta z zaparowanych aut w naddunajskich zagajnikach... zataczających się wywlekałem zza kierownic samochodów... ratowałem przed słusznym gniewem parafian - to wszystko utwierdzało mnie w przekonaniu słuszności mej drogi, bo czyż mnie nie oceniano po owocach mych ludzi?

Z niesmakiem załatwiałem zezwolenie na ślub z niewierzącym /czyli mną/ ale uważałem, że tak trzeba, skoro żona wierzy... z niesmakiem obserwowałem spęd pierwszokomunijny mego pierworodnego i czerwone od alkoholu twarze uczestników przyjęcia po komunii... z niesmakiem śledziłem przemyską awanturę o byłą cerkiew... z niesmakiem... z niesmakiem...

Ale jeśli jest niebo chrześcijan - z całą pewnością jest w nim ks.Marszałek.


Podpuściłeś mnie kolego M. Ink. *, ale nie mam się czego wstydzić... niech sie wstydzą ci, o których wspomniałem Pomysł

I bynajmniej nie czuję się pokrzywdzonym - czuję się w porę ostrzeżonym.

[Obrazek: mojuserbar.jpg]
[Obrazek: 24382.jpg]
Bóg lubi ateistów - oni Go nigdy nie zadręczają swoimi problemami 8)
20-11-2009 16:23
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #3
 
Mordimer, ta historia jest smutna, ale wbrew pozorom piękna, bo pokazuje nie tylko panoszące się zło, ale też Twoje pragnienie sprawiedliwości i dobroć.
Pytanie, czy owi wikary, katecheta, pijani księża rozdzielani w knajpach, i im podobni, są tacy dlatego, że nauka Chrystusa wywarła na nich demoralizujący wpływ, czy dlatego, że oni tej nauce byli nieposłuszni...
Wiele zła opisałeś, za które trzeba się mi - katoliczce wstydzić, ale niech na wstydzie się nie kończy. Mogę zło dodać do zła, ale mogę też zło zwyciężyć dobrem i dać świadectwo, że nie takie jest Królestwo Chrystusowe.
Takie sytuacje są dobrą próbą pokazującą, czy rzeczywiście moja wiara jest żywą relacją z Chrystusem. Jeśli tak - będę wiedzieć, jak bardzo rani to Jego Serce, podziwiać, jak wielka jest miłość, która daje wolność aż do tego stopnia, i - tym bardziej - będę chciała pozostać w wierze, właśnie dlatego, żeby uczyć się zło zwyciężać dobrem.

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
20-11-2009 17:31
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #4
 
Omyk - wszystko pięknie, ładnie, konkluzja górnolotna, tylko... co w związku z tym? Oczywiście dobrze, że uczy to pokonywania zła dobrem i tak dalej, ale może wreszcie nadszedł czas, by nie tylko ludzie wysnuwali osobiste wnioski i zyskiwali motywacyjne oświecenie, ale by jakieś zmiany zaczęły się od samej góry. By nie tylko ubolewać nad problemem i mówić o konieczności pouczania, ale, za przeproszeniem, wziąć (Katolicy, jako wspólnota, z hierarchią włącznie) tyłek w troki i jakoś problem zażegnać?

Jak? Sięgając do wnętrze - nie tylko pouczając, czyli chcąc leczyć objawy, ale zastanowić się nad PRZYCZYNĄ. Czemu duchowni, ludzie, którzy powinni być najbliżej Chrystusa, bo Jemu przecież zadeklarowali poświęcenie życia, zachowują się tak a nie inaczej? Nie wszyscy oczywiście, ale, w jakimś stopniu w zasadzie większość (od tych mających na sumieniu lekkie grzeszki, po najgorszych niegodziwców). Skąd to się bierze?

Ano dochodzimy do momentu, gdy dany człowiek zyskuje święcenia kapłańskie. Na jakiej podstawie? Przecież ktoś musi oceniać, czy jest gotowy do tego, czy jego dusza jest w stanie godnie tą powinność udźwignąć.

Teraz dochodzimy do pytania: gdzie byli ci, którzy przyglądali się młodemu kandydatowi, i którzy orzekli, że jest godzien święcenia kapłańskie otrzymać? Oczywiście, człowiek zawsze może się "stoczyć" już po otrzymaniu święceń. Ale gdzie w takim razie są przełożeni (a wiadomo, hierarchia pnie się w górę drabinki aż do papieża - więc tylko on nie ma kogoś "ponad"). Jak czuwają nad swoimi podopiecznymi?

Nie chodzi tu jedynie o system kar. Chodzi raczej o rozmowy, o kierownictwo duchowe. Czy ten etap nie istnieje? Ta zależność nie tylko przełożony-podwładny, ale "ojciec-syn" (w rozumieniu przenośnym oczywiście). Czy gdzieś tu nie jest coś zaniedbane?

Moim zdaniem Kościół (w rozumieniu kleru), chcąc dążyć do świętości, a przy tym do godnego niesienia Chrystusa ludziom, musi odpowiedzieć sobie na te podstawowe pytania. Poszukać luk w samym sobie, by móc je usprawnić, załatać.

W tym wszystkim jest jeszcze jeden aspekt: reprezentacyjna rola kleru. Księża dla ludzi są (a przynajmniej powinni być) odwzorowaniem zasad wiary, którą głoszą. Są nie tylko odpowiedzialni za wizerunek Kościoła jako instytucji, ale są też "wizytówką" całej wiary, która głoszą. Ludzie oceniają wiarę przez ICH pryzmat (słusznie czy nie). Stąd tym mocniej winni dbać o to, by wizerunek ten był jak najczystszy. Bo to oni, jako "propagatorzy" (cudzysłów specjalnie) wiary katolickiej, jednocześnie stanowią dla ludzi miarę tego, czym wiara jest.

[ Dodano: Pią 20 Lis, 2009 20:19 ]
EDIT:

Jeszcze a propo "bycia wizytówką wiary". Możesz stwierdzić, że wiara to wiara, a kler to kler. I będziesz mieć rację. Jednak faktem pozostaje, że ludzie oceniają pewne zjawiska (z nauczaniami religijnymi włącznie) przez pryzmat tych, którzy są z nimi najściślej związani (tu - kler). Tak jak człowiek zraża się do całej firmy, bo akurat trafił na jednego niemiłego czy nieuczciwego pracownika tej firmy, tak i ludzie zrażają się do wiary, bo jej główny głosiciel (kler katolicki) często daleki jest od głoszonych ideałów. Można oczywiście snuć uzasadnienia, że taka ocena jest niesłuszna (całkiem racjonalne uzasadnienia, fakt), jednak działania ludzkiego umysłu się nie ominie, nie "zreformuje" - człowiek będzie zawsze oceniał całe spektrum na bazie zauważanych emanacji tego spektrum.
20-11-2009 21:10
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Mordimer_Madder Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,075
Dołączył: Jun 2008
Reputacja: 0
Post: #5
 
omyk napisał(a):Twoje pragnienie sprawiedliwości i dobroć
Ci, którzy za moją przyczyną do dziś oglądają słoneczko przez kraty chyba są przeciwnego zdania :diabelek: ale nie bez odrobiny dumy przyznam, że spoglądam sobie w oczy przy goleniu bez wstydu :aniol:
Cytat:pijani księża rozdzielani w knajpach
Byłem mało precyzyjny - to było na jednej z plebanii w sobotni wieczór... dodam, że w niedzielę miałem dyżur i na prośbę zawstydzonego gospodarza /proboszcza owej parafii a miałem ich na terenie komisariatu cztery + dwa klasztory/ odwiozłem go do ościennej parafii na jakąś gromadną spowiedź /nie znam się na tym/, bo sam nie był jeszcze w stanie prowadzić... dziś już nie żyje, więc mu to nie zaszkodzi.
Cytat:Wiele zła opisałeś, za które trzeba się mi - katoliczce wstydzić
Absolutnie ani trochę - to byli dorośli ludzie, "urzędnicy pana B.", którzy nie dorośli do swojej pracy a wstydzić raczej powinni się ci, którzy latami na pewne sprawy nie reagowali a sami często bywali w gościnie, bo do kurii było raptem 35km a w stosunku do parafii ks.Marszałka - na miejscu.

Uważam, że dobrze się stało, bo brak wiary szalenie ułatwiał mi moją służbę... odpadał mi jeden rodzaj dylematów i mogłem spokojnie skupić się na literze prawa... zemścił się na mnie wprawdzie nieco miejscowy dziekan ale w ramach retorsji cała moja załoga chadzała na msze do miejscowego klasztoru zamiast do parafii a nawet ja zaglądałem do gwardiana, nadzwyczaj porządnego i życiowego zakonnika, z którym mieliśmy wspólne tematy a i atmosfera klasztoru wpływała kojąco na moje nerwy. Że nie wspomnę już o kusztyczku dereniówki :mrgreen:

Ale także dzięki tym wizytom poznałem drugą stronę medalu, nic nie posiadających zakonników, chwalących Pana mimo ciężkiej pracy i spartańskich warunków, zawsze chętnych do pomocy, zawsze dysponujących czasem dla potrzebujących - przy nich lwia część tzw.księży winna się spalić ze wstydu - a wspomniany dziekan miał czelność /o czym mi doniesiono/ wytykać parafianom, że uczestniczą w mszach klasztornych po czym zabronił zakonnikom udzielać ślubów i chrztów.

Komentarz pozostawiam ewentualnym zainteresowanym Pomysł

[Obrazek: mojuserbar.jpg]
[Obrazek: 24382.jpg]
Bóg lubi ateistów - oni Go nigdy nie zadręczają swoimi problemami 8)
20-11-2009 21:34
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #6
 
Drizzt: W związku z tym należy się zastanowić, czy warto porzucać skarb tylko dlatego, że
jego strażnicy okazali się gnuśni i ospali. Myślałam, że to jasne Uśmiech

Mordimer:
Cytat:bo sam nie był jeszcze w stanie prowadzić...
A spowiadać był w stanie?! :?

Cytat:Absolutnie ani trochę - to byli dorośli ludzie, "urzędnicy pana B.", którzy nie dorośli do swojej pracy a wstydzić raczej powinni się ci, którzy latami na pewne sprawy nie reagowali a sami często bywali w gościnie, bo do kurii było raptem 35km a w stosunku do parafii ks.Marszałka - na miejscu.
Cóż... Nie twierdzę, że ponoszę osobistą odpowiedzialność moralną za występki tych osób, ale że jako katoliczka powinnam się wstydzić za to, że zbyt często nie spełniają się słowa Jezusa:
J 17,20-24; BT napisał(a):Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata.
Nie spełniają się z naszej - katolików - winy. Z winy naszych grzechów, słabości, naszego egoizmu. I za to jest mi wstyd, bo gdybyśmy wszyscy naprawdę dążyli do świętości - żaden człowiek patrząc na chwałę Kościoła nie miałby wątpliwości, że Bóg istnieje i jest piękny, dobry, jest Miłością.

Dobrze, że przynajmniej klasztor jaśniał zaczątkiem takiej chwały.

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
20-11-2009 21:35
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
M. Ink. * Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3,145
Dołączył: Jul 2006
Reputacja: 0
Post: #7
 
Mordimer_Madder napisał(a):Podpuściłeś mnie kolego M. Ink. *, ale nie mam się czego wstydzić...
aleś mi pan, panie kolego, 'spowiedź' zaserwował; dziękuję za szczerość :aniol:

Mordimer_Madder napisał(a):Ale jeśli jest niebo chrześcijan - z całą pewnością jest w nim ks.Marszałek.
Nie tylko przez dobro, które przepełniło jego serce, ale i przez cierpienie, którego doznał...

"Bóg ukrył się dlatego, aby móc okazać miłosierdzie tym, którzy nie rozpoznali Jego ukrytej obecności".
20-11-2009 21:47
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #8
 
omyk napisał(a):Drizzt: W związku z tym należy się zastanowić, czy warto porzucać skarb tylko dlatego, że
jego strażnicy okazali się gnuśni i ospali. Myślałam, że to jasne Uśmiech

Dla mocno wierzącej, praktykującej katoliczki - tak, to jasne. Ale czy uważasz, że większość społeczeństwa to mocno wierzący, praktykujący katolicy? Nie chcę nic przesądzać, ale - mocno w to wątpię.

Dla głęboko wierzącego katolika nawet potwierdzona informacja (hipotetyczna teraz oczywiśćie), że papież ma dwie kochanki, nic by w kwestiach samej wiary nie zmieniała. Ale jeśli przeciętny Kowalski dowiaduje się, że ksiądz proboszcz ma jedną żonę - Kościół, i jedną kochankę - Jadzię - na boku, to utwierdza się w przekonaniu, że ok, skoro proboszcz może, to on też. Lub też stwierdza, że do chrzanu z takim kościołem.

Komu Kościół jest najbardziej potrzebny? Czy tym, którzy już głęboko wierzą? Nie - bo ci już rozumieją (w większym stopniu) czym jest wiara. Tak jak Jezus przychodził w szczególności do grzeszników, tak i Kościół powinien wychodzić szczególnie nie do tych, którzy już mocno wierzą, ale do tych "letnich", którzy albo nie wierzą, albo wierzą "po łebkach".

A tacy letni czy niewierzący nie zadają sobie pytania o odrzucanie skarbu, o ktorym mówisz - bo tego skarbu najzwyczajniej w świecie nie czują, nie widzą, nie ma on dla nich takiego znaczenia. Im trzeba pokazać ten skarb. Ale żeby skarb pokazać, trzeba najpierw zachęcić, pokazać wartość, która kryje się za wiarą. A nie da się tego zrobić inaczej, niż tylko przez przykład, przez własne życie. Czcze gadanie, mądre wywody, płomienne kazania i inne tego typu rzeczy nie dadzą nic, jeśli nie będzie za nimi szedł naprawdę dobry PRZYKŁAD.

Bo "letni" czy niewierzący wiarę oceniają przez księży, a nie przez wartości wiary samej w sobie - bo tych jeszcze nie odkryli.

A jeśli KK nie dba należycie, by ten przykład był jak najlepszy, to coraz szerzej ludzie albo od wiary odchodzą, albo stają się "letni", czyli traktują wiarę jako jakieś niedoścignione, nierealistyczne wskazania moralne, a kler jak piąte koło u wozu.

Niestety, by uwierzyli, muszą mieć przykład, jak wspaniali są ludzie podzielający tą wiarę. I KK powinno o to w szczególności dbać - bo na tym rozbija się cała kwestia, gdy chodzi o siłe i szczerość wiary w społeczeństwie.
20-11-2009 22:43
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
aleksab Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 530
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #9
 
drogi M. Ink. * oraz Mordimer_Madder czy mozecie zakonczyć te wycieczki ad persona ? :rulez:

"Światłość Chrystusa musi być głoszona, musi dotrzeć do wszystkich, aby przez Ewangelię światło padło na życie ludzi, aby zrozumieli jego sens i umieli je przeżywać w nadziei, która rodzi pokój i głęboką radość."

X Franciszek Blachnicki

"Życie to ostry miecz, na którym Bóg napisał: Walcz, Kochaj, Cierp "
20-11-2009 23:10
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #10
 
Cytat:jeśli przeciętny Kowalski dowiaduje się, że ksiądz proboszcz ma jedną żonę - Kościół, i jedną kochankę - Jadzię - na boku, to utwierdza się w przekonaniu, że ok, skoro proboszcz może, to on też. Lub też stwierdza, że do chrzanu z takim kościołem.
I to właśnie jest sygnał tego, że owy Kowalski nie zrozumiał, że tak samo, jak jego proboszcz tworzy Kościół, tak samo ten Kościół tworzy on sam. To niezrozumienie samej istoty.
Oczywiście - kapłaństwo niesie ze sobą godność, a więc i odpowiedzialność, ale nie dajmy się zwariować, słyszy się o przypadkach lekarzy pijanych na dyżurach, a mimo tego nie odmawia się przyjęcia lekarstwa na śmiertelną chorobę, mówiąc "do chrzanu z taką medycyną".
I nie trzeba być bardzo-wierzącym-w-NFZ-pacjentem, żeby to zrozumieć.

[ Dodano: Pią 20 Lis, 2009 23:08 ]
Aleksab
Jakie wycieczki ad personam? :?

[ Dodano: Pią 20 Lis, 2009 23:11 ]
Cytat:Komu Kościół jest najbardziej potrzebny? Czy tym, którzy już głęboko wierzą? Nie - bo ci już rozumieją (w większym stopniu) czym jest wiara.
Ech, Kościół potrzebny jest wszystkim Uśmiech Nie tylko słabym, do których rzeczywiście Jezus przychodził ze swoim powołaniem i uzdrowieniem.
Kościół potrzebny jest i tym trwającym w wierze od lat, i tym, którzy jeszcze wcale nie mają ochoty się nawracać. Kościół to nie jest podpórka do wzrostu osobistego. Kościół to Królestwo Boże Uśmiech

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
21-11-2009 00:07
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
M. Ink. * Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3,145
Dołączył: Jul 2006
Reputacja: 0
Post: #11
 
aleksab napisał(a):czy mozecie zakonczyć te wycieczki ad persona ?
:shock: gdzie takowe zauważyłaś? :shock:

...a skoro takich tu nie ma, to bądź miła i przeproś za swe - co najmniej prawdopodobne - oczernienie :?

"Bóg ukrył się dlatego, aby móc okazać miłosierdzie tym, którzy nie rozpoznali Jego ukrytej obecności".
21-11-2009 00:23
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #12
 
OMYK:

Cytat:I to właśnie jest sygnał tego, że owy Kowalski nie zrozumiał, że tak samo, jak jego proboszcz tworzy Kościół, tak samo ten Kościół tworzy on sam. To niezrozumienie samej istoty.

A JAK Kowalski ma zrozumieć istotę wiary, kto ma go do chęci głębszego rozumienia przekonać, jeśli nie Kościół? A z kolei czemu Kowalski ma pokornie i z uwagą słuchać, skoro KK (jako ogół kleru) wcale nie pokazuje sobą wcielania zasad, które głosi, w życie? (a raczej nie pokazuje bardziej niż przeciętny zjadacz chleba).

Wychodzisz z błędnego założenia. Z założenia takiego, że każdy powinien łaknąć wiary katolickiej, szukać jej jak może, mieć motywację do tego. Ale by człowiek miał motywację, ktoś mu ją musi zaszczepić (rzadko się zdarza, że człowiek nagle, ot tak doznaje olśnienia). I tu jest rola ewangelizatora, którym w pierwszej i najważniejszej kolejności winien być Kościół.

Ale nie ewangelizatorem w gadaniu, a ewangelizatorem w CZYNACH. Bo jaką wartość ma gadanie, jeśli czyny członków Kościoła (kleru) często nijak się mają do idyllicznego obrazka cnotliwego życia w miłości bliźniego?

Cytat:Oczywiście - kapłaństwo niesie ze sobą godność, a więc i odpowiedzialność, ale nie dajmy się zwariować, słyszy się o przypadkach lekarzy pijanych na dyżurach, a mimo tego nie odmawia się przyjęcia lekarstwa na śmiertelną chorobę, mówiąc "do chrzanu z taką medycyną".
I nie trzeba być bardzo-wierzącym-w-NFZ-pacjentem, żeby to zrozumieć.

Popełniasz tu z kolei błąd mieszania pojęć. Czym innym jest zdrowie fizyczne, a czym innym religia (w domyśle - zdrowie duchowe).

Człowiek chory widzi objawy choroby u siebie, i odczuwa mocne "ciśnienie", by chorobę wyeliminować. Jest motywowany WEWNĘTRZNIE. A człowiek chory duchowo (wedle norm KK, bo np wedle norm innej religii może być całkiem zdrowy) nie odczuwa objawów choroby (albo nie łączy ich z religią), więc nie ma motywacji WEWNĘTRZNEJ do wyleczenia. Motywacją taką (jeśli jest letnim katolikiem albo niewierzącym) może być tylko dobre nauczanie duchowe, kierownictwo. Tyle, że Kowalski nie poczuje potrzeby przyjęcia tych nauk, jesli widzi, że nauczyciel sam się do nich stosuje "od święta" jedynie.

Cytat:Kościół to nie jest podpórka do wzrostu osobistego. Kościół to Królestwo Boże

No cóż, jeśli KK tak to widzi, to w takim układzie nie ma się co dziwić, że "traci klientelę" (czytaj: wiernych). Albo raczej, że mnóstwo ludzi jest takimi "niedzielnymi katolikami", i wcale nie mają jakiejś wewnętrznej motywacji, by się z tym Kościołem jakoś specjalnie solidaryzować i zgłębiać jego nauki.

Innymi słowy: na polu ewangelizacyjnym (szczególnie ewangelizacji przykładem własnym) Kościół leży i kwiczy.
21-11-2009 07:45
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
aleksab Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 530
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #13
 
M. Ink. * napisał(a):Mordimer_Madder napisał/a:
Podpuściłeś mnie kolego M. Ink. *, ale nie mam się czego wstydzić...


aleś mi pan, panie kolego, 'spowiedź' zaserwował; dziękuję za szczerość
.

jeżeli swój post nazwiesz postem na temat a nie zbędnym komentarzem ad persona
zresztą moj powyzszy post odnosil się również do innych tematow kierujac do ciebie delikatna prośbę o to abyś powstrzymał się zbednych komentarzy i zbędnej ironi
Ponieważ powyższy cytat uznałam za zbędny komentarz tyczący się konkretnej osoby który mogłes napisać na pw .
ale Jezli cie urazułam to przepraszam Oczko Oczko
21-11-2009 10:46
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Mordimer_Madder Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,075
Dołączył: Jun 2008
Reputacja: 0
Post: #14
 
Z mojej perspektywy prawda jest następująca: KK nie trzyma poziomu kadrowego a mnożące się przypadki negatywne zamiata pod dywan... co namnaża następne i produkuje nowych "urzędników pana B." w postępie geometrycznym. I tym samym przynajmniej toleruje obłudę.

Przyznam, że z racji charakteru tutejszego Forum przemilczałem parę co drastyczniejszych zdarzeń z udziałem kleru katolickiego, przy których bądź sam pracowałem, bądź znam je z akt czy opowiadań kolegów gdyż uznałem że tak trzeba ale ujmę to tak: patologia tej grupy zawodowej ma się nijak do patologi n.p. wśród policjantów na ich korzyść a ta ostatnia w każdym przypadku jest piętnowana, sprawcy usuwani z szeregów i przykładnie karani :!:

Skoro więc ulubionym powiedzeniem kontrolowanych kierowców-księży jest: "ja mundurowy i pan mundurowy - musimy sobie pomagać", to może trzeba wprowadzić tą samą miarkę dla tych panów, którzy zapomnieli iż w szafie wisi sutanna :roll:

W tym miejscu chciałbym wspomnieć polskich księży katolickich, których spotkałem "w świecie"... to inny gatunek ludzi - a może taki sam, lecz "okoliczności przyrody" ich nie demoralizują, bo muszą walczyć o trzódkę, która ma multum możliwości wyboru i traktuje ich jak każdego innego człowieka, bo nie ma takiej szansy, by w czymkolwiek ktoś ich potraktował ulgowo, bo często muszą normalnie pracować by się utrzymać... :-k

Oczywiście poza wspomnianym ks.Marszałkiem spotkałem także na swej drodze księży, którzy wzorowo pełnili i nadal pełnią swą posługę, są szanowani w miejscowych społecznościach za cechy indywidualne a nie za sukienkę duchowną ale ci zazwyczaj wysoko nie zachodzą natomiast jakiś czas temu w trakcie migawki z którejś konferencji episkopatu rozpoznałem w kuluarach twarz księdza, któremu zatrzymaliśmy kiedyś prawo jazdy za jazdę po alkoholu... nie wiem, jaką funkcję teraz pełni ale wiejski wikary raczej na KE nie bywa :evil:

[Obrazek: mojuserbar.jpg]
[Obrazek: 24382.jpg]
Bóg lubi ateistów - oni Go nigdy nie zadręczają swoimi problemami 8)
21-11-2009 11:36
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
heysel Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 2,586
Dołączył: Jan 2007
Reputacja: 0
Post: #15
 
Mordimer_Madder napisał(a):w każdym przypadku jest piętnowana, sprawcy usuwani z szeregów i przykładnie karani
Niezły dowcip.

Steven Weinberg
http://www.youtube.com/watch?v=yFH1bXg3ni8
"All isolated systems evolve according to the Schrodinger Equation"
Hugh Everett
21-11-2009 12:54
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów