Augustus, będzie pokrótce, zaczynamy już wchodzić na tereny offtopu, strzeżmy się
Mówiąc o używce/nałogu nie miałam na myśli detronizacji Jezusa, ani pomniejszania Jego "rangi". Chodziło raczej o samo ukazanie pejoratywnego wydźwięku słowa "nałóg".
Wypalając papierosa, czy nawet paczkę, nie wprowadzasz się w stan upojenia, bo nikotyna nie ma takiego działania. Nie znaczy to, że szkodzi mniej, niż inne alkaloidy o działaniu upajającym. Kokaina, morfina - to związki z tej samej grupy.
Zapytam przewrotnie: czy po zdradzie małżonki mężczyzna może spokojnie wsiąść za kierownicę pojazdu mechanicznego, aby pojechać do kościoła i uczestniczyć... (i tak dalej)?
Powiesz, że to zły przykład, że nie nałóg? Okej, czy więc po dokonaniu samogwałtu człowiek będący od niego uzależniony może spokojnie wsiąść za kierownicę pojazdu... i tak dalej? Owszem, może. Może odśpiewać "Strzeż mnie...", a nawet "Te Deum", może przystąpić świętokradzko do Komunii, może nawet być przekonany, że niczego złego nie zrobił (np. "bo sumienie mi nic nie wyrzuca, a księża niech pilnują swoich spraw" - częsty argument).
Kolejny wątek - nie twierdzę, że nałóg jest nałogowi równy. Nikotynizm nie jest takim złem jak narkomania. To już się przewijało w tym temacie, myślałam, że nie muszę się powtarzać. Osoba będąca w szponach nałogu nikotynowego może być doskonałym ojcem, dobrym człowiekiem o wielkim sercu, itd. Nie zmienia to jednak faktu, że sam nałóg jest zły.
Nie działaj wg kryterium rozeznawania emocjonalnego pt. "dobrze mi się modli, więc nie zgrzeszyłem". Pan daje nam rozum i rozeznanie rozumowe ma być na pierwszym miejscu. Fanatyczny islamista planujący zamach terrorystyczny też się "świetnie modli", po czym wysadza się w powietrze, będąc święcie przekonanym, że spełnia wolę Boga, że Bóg mu błogosławi i że to, co robi - jest dobre.
Znów uprzedzam fakty: proszę nie imputować mi porównywania palacza do terrorysty (ani do narkomana, ani do nikogo innego), bo nie czynię takiego skrótu! Jedynie przez barwne przykłady uwypuklam pewne sprawy, ukazując dlaczego pewne kryteria rozeznawania nie są właściwe i mogą prowadzić na manowce.
Następny temat: Boża miłość.
Jest zawsze darmowa i nigdy niezasłużona. Jeśli uważasz, że można sobie na nią zasłużyć, zapracować - to jesteś w błędzie. Nigdy nikomu nie udało się tego dokonać, i nikomu się nie uda. Wszyscy jesteśmy grzeszni, a wg Pisma wiemy, że za nasz grzech należy się nam śmierć. Jeśli ktoś się nie uważa za występnego, to nie znaczy, że jest święty, tylko ślepy.
Jezus mówi o przykazaniach, ale jednocześnie daje łaskę, abyśmy je mieli siłę zachowywać, a gdy upadniemy - daje rozgrzeszenie. Przykazanie nie jest kwestią: "graj na moich zasadach, bo tak chcę", tylko raczej: "uważaj, nie pokalecz się", "nie sparz się dziecko". Miłość Boża natomiast jest absolutnie bezwarunkowa. Bóg kocha grzesznika. Wydał swojego Syna za nas wtedy, kiedyśmy byli grzeszni - nie czeka, aż będziemy idealni. Przypomnij sobie ożenek Ozeasza, jako prorocki symbol tej bezwarunkowej miłości. Jeśli my potrafimy kochać, to tylko dlatego, że to Bóg nas pierwszy umiłował.
Owszem, Bóg wymaga, ale najpierw obdarza miłością. I to właśnie jest Jego przykazaniem: żebyśmy kochali, jak On nas pokochał. Bezwarunkowo, bo miłośc nie szuka swego, wszystko znosi.
Co do tego, czy Bóg miłuje tych, którzy Go nie miłują... Masz jakiekolwiek wątpliwości? Bóg sam jest miłością, jak mógłby nie kochać?
Skoro Jezus od nas wymaga miłości naszych nieprzyjaciół, to o ile bardziej doskonały w tej miłości jest Bóg?
Wracając znów do papierosów: ustalmy jedno - ja nie twierdzę, ani nie sugeruję, że palenie papierosów w Twoim przypadku jest grzechem ciężkim! Ja mówię tylko jasno o obowiązujących zasadach: jest to grzech przeciwko piątemu przykazaniu, a jaki jest ciężar tego grzechu - to zależy od sytuacji. "Okolicznością łagodzącą" jest niepełna dobrowolność (na przykład nałóg) lub niepełna świadomość. Nikt oprócz sumienia samego zainteresowanego nie jest w stanie określić ciężaru grzechu.
I co do modlitw:
Tylko błagalne i dziękczynne?
A przeproszenia?
A... uwielbienie? ;> Chyba na pierwszym miejscu uwielbienie, prawda?
Bóg nie jest straganem handlowym, ani instytucją typu Caritas, gdzie się składa podania/prośby i podziękowania za otrzymane podarki... Tako mi się zdaje.
A modlitwy nie muszą być przyjemne. Niektóre są bardzo trudne. Niektóre są kwestią zaangażowania woli, a nie emocji, bo emocje szlag trafia, a wolą trzeba trwać przy Panu. Różnie to bywa.
Pozdrawiam Cię (a miało być krótko...
).