Ok, Omyk, SDMS, podsumujmy więc, na analogicznym przykładzie, Wasze wypowiedzi:
Pewni rodzice od małego wpajają dziecku dobre, moralne zasady (znacznie nawet dłużej, niż Jezus wpajał swoim uczniom). Od dziecka uczą go miłości, dobra, szacunku dla życia. Potem, gdy dziecko ma lat 17, dowiadują się o tym, że dziecko chce kogoś zabić. W kilka chwil przed tym, mówią mu: "Idź, synek, co masz czynić, czyń prędzej".
Wedle Waszego rozumowania, nie popełniają absolutnie grzechu cudzego. Uczyli dzieciaka dobre 17 lat, zawsze w duchu dobra, poszanowania życia, pacyfizmu itd itd. Teraz więc mają czyste sumienie - oni zrobili swoje, a skoro syn zdecydował, to niech robi to szybciej, i niech już będzie po wszystkim. Z punktu widzenia rodziców, obowiązek został dopełniony, nie muszą syna po raz kolejny namawiać, by nie robił tego, co ma robić, pouczać, że to złe, aby się nad tym zastanowił etc.
Czy tak? Bo tak by wynikało z Waszych słów.
Celowo zamieniłem postacie na zwykłych ludzi - gdyż prościej (nawet podświadomie) usprawiedliwiać w takiej sytuacji kogoś, kogo uznaje się za wzór, niż zwykłego człowieka.
Czy więc tak właśnie jest? Czy rodzice w takiej sytuacji są bez grzechu?
|