Ankieta: Czy uważasz iż spowiedź podczas Eucharystii jest....
Negatywna, - bo penitent nie uczestniczy w przeżywaniu Liturgii, lecz stoi w "ogonku" do konfesionału.
Pozytywna, - gdyż nigdy nie jest za późno na Sakrament pojednania.
Spowiadać tylko przed Eucharystią.
[Wyniki ankiety]
 
Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Spowiedź podczas Eucharystii jest szkodliwa, czy też nie !.
Autor Wiadomość
gossia Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 984
Dołączył: Jun 2009
Reputacja: 0
Post: #16
 
Chciałbym przedstawić sprawę z trochę innego punktu widzenia otóż część wiernych uczęszcza do spowiedzi w trakcie Mszy św ponieważ tylko wtedy mają jakąś szansę zachować tajemnicę spowiedzi tzn. tylko wtedy polowa kościoła jej nie słyszy :/

Co prawda w moim przekonaniu jest to kiepskie rozwiązanie ale to już inny temat...

http://www.pro-life.pl/index.php?a=index

Bóg działa cuda Serce
06-02-2010 23:15
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #17
 
gossia napisał(a):Chciałbym przedstawić sprawę z trochę innego punktu widzenia otóż część wiernych uczęszcza do spowiedzi w trakcie Mszy św ponieważ tylko wtedy mają jakąś szansę zachować tajemnicę spowiedzi tzn. tylko wtedy polowa kościoła jej nie słyszy :/

Co prawda w moim przekonaniu jest to kiepskie rozwiązanie ale to już inny temat...

A to też ważna kwestia. Ja się ostatnio przekonałem, że w kościele, do którego swego czasu chodziłem, ktoś wreszcie pomyślał i umieścił konfesjonały w małych pomieszczeniach, w których zainstalowano szklane drzwi - dzięki temu nawet przy idealnej ciszy w kościele żaden dźwięk nie wydostawał się z konfesjonału, ani nie dochodził z zewnątrz - dzięki temu można było spokojnie, normalnym głosem mówić - ani nie trzeba było szeptać, by inni nie słyszeli, ani krzyczeć - by z kolei ksiądz usłyszał.

Proste, eleganckie - a jakie funkcjonalne.

Umieram gdy widzę jak błądzimy we mgle.
Umieram, gdy czuję, że trwamy we śnie.
Umieram, bo wiem, że ty nie rozumiesz że ja...
Umieram, gdy widzę jak ty..."
06-02-2010 23:21
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Sant Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 2,755
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 5
Post: #18
 
sdms napisał(a):ten akt gładzi grzechy powszednie, ale nie grzechy ciężkie, dlatego nie może zastąpić sakramentu pojednania i pokuty.
I ja napisałem
Cytat:A jak ktoś nie ma grzechów ciężkich? - To nie musi przystępować do sakramentu pojednania?
Oczywiście, że nie może zastąpić- stąd moje pytanie.
Wg mnie, jeśli mam grzech poważny, najpierw mam przystąpić do spowiedzi. Ale jeśli to zrobię podczas Eucharystii, to nie będę w pełni uczestniczył w niej, bo będę przez jakiś czas nieobecny. Tak samo jak i liturgia nawrócenie, która została trochę zminimalizowana. Po prostu owa spowiedź podczas Eucharystii została wprowadzona trochę, ze względu na zatwardziałość serc waszych. Jeśli natomiast sięgniemy zarówno do korzeni Eucharystii jak i liturgii pojednania, to zobaczymy dwie całkiem różne historie, które trudno połączyć. Mają całkiem różne historie i terminy. Oczywiście, że nie możemy robić z tego prawa, ale winniśmy dążyć nie do minimalizmu, tylko do pełnego uczestnictwa. I zrozumienia.

"Czuję, że muszę wrócić do Ciebie - oto pukam - otwórz mi drzwi swoje, poucz mnie, jak dojść do Ciebie można" (Soliloquia - Św. Augustyn)
06-02-2010 23:36
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
sdms Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 310
Dołączył: Jul 2009
Reputacja: 0
Post: #19
 
gossia napisał(a):Chciałbym przedstawić sprawę z trochę innego punktu widzenia otóż część wiernych uczęszcza do spowiedzi w trakcie Mszy św ponieważ tylko wtedy mają jakąś szansę zachować tajemnicę spowiedzi tzn. tylko wtedy polowa kościoła jej nie słyszy :/
Ciekawe.

Aczkolwiek spowiedź zawsze miała i ma charakter publiczny. Tzn. do spowiedzi przystępuję nie inaczej jak w obliczu społeczności całego Kościoła.

Osobiście wydaje mi się, że o wiele łatwiej jest podsłuchać w czasie mszy, niż poza nią, bo na mszy najczęściej jest tyle osób, że niejednokrotnie stoją tuż przy osobie spowiadającej się. Poza mszą zazwyczaj ludzie zachowują pewien dystans od konfesjonału, by zapewnić owo poczucie swobody.

Poza tym, im więcej rozumiem z tajemnicy Kościoła i im bardziej z Kościołem się utożsamiam tym mniej mi przeszkadza to, czy ktoś usłyszy czy nie... Ale to tylko moje osobiste odczucie.
sant napisał(a):Wg mnie, jeśli mam grzech poważny, najpierw mam przystąpić do spowiedzi. Ale jeśli to zrobię podczas Eucharystii, to nie będę w pełni uczestniczył w niej, bo będę przez jakiś czas nieobecny.
Toż cały czas podkreślam, że w przytoczonych przez o. Salija dokumentach wyraźnie pisze, że osoba przystępująca do spowiedzi w czasie mszy jest traktowana jako osoba nie biorąca udziału w Eucharystii...
sant napisał(a):Po prostu owa spowiedź podczas Eucharystii została wprowadzona trochę, ze względu na zatwardziałość serc waszych.
Niekoniecznie się z tym zgodzę. Miłosierdzie Boże działa 24/7 i Kościół powinien dążyć do tego, by o każdej porze umożliwiać wiernym skorzystanie z tego daru.
sant napisał(a):Jeśli natomiast sięgniemy zarówno do korzeni Eucharystii jak i liturgii pojednania, to zobaczymy dwie całkiem różne historie, które trudno połączyć.
Tu też się nie zgodzę. Pokuta zawsze była nieodłącznie związana z Eucharystią. Choćby i przez to, że pokutnicy mieli ograniczony udział we mszy świętej - albo stali przed kościołem, albo w przedsionku etc. Ale zawsze byli w czasie liturgii tam, gdzie reszta wspólnoty.
sant napisał(a):Oczywiście, że nie może zastąpić- stąd moje pytanie.
Odpowiedziałem Ci na poprzedniej stronie na Twoje pytanie.
07-02-2010 01:36
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #20
 
Szklane drzwi - dobry pomysł. Tylko nie zawsze wnętrze kościoła jest takie, że można je zainstalować (nie mówiąc już o tym, że zwykle jest sto pilniejszych wydatków, bo dach właśnie przecieka... [btw. jak u nas, Sdms Język]). Ale ogólnie pomysł super Uśmiech

Dla mnie niekomfortowo jest, jeśli konfesjonały są otwarte, tzn. bez drzwi, a kolejka kończy się tuż za moimi plecami. Jeśli natomiast są drzwi, a następna osoba zachowuje dystans tych kilku kroków, to jest w porządku. Sama mam dobry słuch, więc zdarzało się, że musiałam odejść kawałek od konfesjonału i nie widzę w tym problemu. Można stanąć nawet kilka metrów dalej, wtedy wychodzący z konfesjonału nie musi spuszczać ze wstydem twarzy, widząc, że następny stoi mu "na plecach".

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
07-02-2010 01:50
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Sant Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 2,755
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 5
Post: #21
 
sdms napisał(a):Tu też się nie zgodzę. Pokuta zawsze była nieodłącznie związana z Eucharystią. Choćby i przez to, że pokutnicy mieli ograniczony udział we mszy świętej - albo stali przed kościołem, albo w przedsionku etc. Ale zawsze byli w czasie liturgii tam, gdzie reszta wspólnoty.
Pokutnicy, ale nie penitenci.
gossia napisał(a):Chciałbym przedstawić sprawę z trochę innego punktu widzenia otóż część wiernych uczęszcza do spowiedzi w trakcie Mszy św ponieważ tylko wtedy mają jakąś szansę zachować tajemnicę spowiedzi tzn. tylko wtedy polowa kościoła jej nie słyszy :/
Jest wiele innych sposobów na zachowanie tej tajemnicy
omyk napisał(a):Szklane drzwi - dobry pomysł.
Drizzt napisał(a):.... konfesjonały w małych pomieszczeniach, w których zainstalowano szklane drzwi - dzięki temu nawet przy idealnej ciszy w kościele żaden dźwięk nie wydostawał się z konfesjonału, ani nie dochodził z zewnątrz- Proste, eleganckie - a jakie funkcjonalne....
Bezsensowne, bo nie ma znaku wspólnoty, jako że grzech ma wymiar społeczny
Dobrze- teraz nie mam czasu, ale w wolnej chwili, może wieczorem spróbuję przedstawić moją wiedzę na ten temat.

"Czuję, że muszę wrócić do Ciebie - oto pukam - otwórz mi drzwi swoje, poucz mnie, jak dojść do Ciebie można" (Soliloquia - Św. Augustyn)
07-02-2010 08:45
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #22
 
sant napisał(a):Bezsensowne, bo nie ma znaku wspólnoty, jako że grzech ma wymiar społeczny

Moim zdaniem absolutnie nie bezsensowne. Kościół, mimo konserwatyzmu, idzie w niektórych sprawach naprzód. Zmieniają się czasy, zmienia się charakter grup chrześcijańskich. Tak też się stało ze spowiedzią - nie ma się co oszukiwać i porównywać do dawno minionych czasów. Spowiedź stała się czynnością osobistą, intymną można powiedzieć (o czym może dobitnie świadczyć mocno podkreślana tajemnica spowiedzi). Nikt już nie myśli o spowiedzi jako wyznania grzechów przed grupą. W związku z tym szklane drzwi są naturalnym uproszczeniem - ułatwiającym komunikację między księdzem i wiernym, jednocześnie zapewniającym prywatność.

Umieram gdy widzę jak błądzimy we mgle.
Umieram, gdy czuję, że trwamy we śnie.
Umieram, bo wiem, że ty nie rozumiesz że ja...
Umieram, gdy widzę jak ty..."
07-02-2010 09:26
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #23
 
Nie, nie jest bezsensowne Uśmiech
Skoro uważasz, że wymiar społeczny jest w tym momencie ważniejszy od tajemnicy spowiedzi, to czemu nie pójdziesz i nie wyspowiadasz się kapłanowi przed tłumem ludzi? Sakrament pokuty nie jest dla męczenników, którzy w imię gruntowania właściwego pojęcia wspólnoty sami spalają się miłością braterską (albo częściej wstydem), tylko dla słabych, dla słabeuszy! Uśmiech Dla chorych. Dla mających się źle. Dla tych, których myśl o tym, że sąsiad mógłby usłyszeć, przyprawia o zawrót głowy.

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
07-02-2010 12:44
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
gossia Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 984
Dołączył: Jun 2009
Reputacja: 0
Post: #24
 
sdms napisał(a):Osobiście wydaje mi się, że o wiele łatwiej jest podsłuchać w czasie mszy, niż poza nią, bo na mszy najczęściej jest tyle osób, że niejednokrotnie stoją tuż przy osobie spowiadającej się. Poza mszą zazwyczaj ludzie zachowują pewien dystans od konfesjonału, by zapewnić owo poczucie swobody.

To zależy od akustyki a danym kościele :wink:

ponieważ tylko wtedy mają jakąś szansę zachować tajemnicę spowiedzi tzn. tylko wtedy polowa kościoła jej nie słyszy

To nie była Hiperbola, wiem z własnego doświadczenia...

http://www.pro-life.pl/index.php?a=index

Bóg działa cuda Serce
07-02-2010 13:06
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
spioh Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 2,219
Dołączył: Feb 2009
Reputacja: 0
Post: #25
 
imho dominikanin miałby sporo racji, gdyby niedzielna msza św. była jedynym dostępnym terminem spowiedzi. a tak to cedzi komara nie bacząc na wielbłąda...

[ Dodano: Nie 07 Lut, 2010 14:47 ]
Drizzt napisał(a):zmienia się charakter grup chrześcijańskich.
z jakiego na jaki?

sant napisał(a):winniśmy dążyć nie do minimalizmu, tylko do pełnego uczestnictwa. I zrozumienia.
(...)
Bezsensowne, bo nie ma znaku wspólnoty, jako że grzech ma wymiar społeczny
zgadzam się - trzeba dążyć do zrozumienia. a mając chocby podstawowe rozeznanie w sprawie tego sakramentu oczywistym jest, że aspekt wspólnotowy/eklezjalny jest podkreślony już w samej formie: w osobie kapłana oraz formule rozgrzeszenia jest odniesienie iż odpuszczenie grzechów dokonuje się nie tylko na linii penitent-Bóg, ale i wspólnota kościoła-penitent.
szklane drzwi niczego nowego nie wniosą. a co wstydliwszych pewnie odstraszą...

Inteligentny wszystko zauważa. Głupi wszystko komentuje. Heinrich Heine

--== fundacja Barnaba ==--
[Obrazek: ub1959484.png]
07-02-2010 15:32
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #26
 
spioh napisał(a):a co wstydliwszych pewnie odstraszą...

Mogłabyś rozwinąć tą myśl? Bo nie za bardzo rozumiem, czemu szklane drzwi miałyby wstydliwszych odstraszać... ksiądz i tak słyszy (bo taka przecie jego rola - między innymi), a postronni ludzie - już nie.

A co do tego, jak zmienił się charakter wspólnot chrześcijańskich:

Otóż w początkach Kościoła grupy wiernych były niejako zamkniętymi, małymi społecznościami, w których ludzie się nawzajem znali. Stąd przyznanie się do jakiegoś grzechu przed innymi było jak przyznanie się przed drugą rodziną - nie tylko z założenia i nazwy, czy też wiary, ale faktycznie - przed grupą ludzi, których się znało, z którymi miało się kontakt. Takiej bezpośredniej (w odróżnieniu od pośredniej, jaka może zaistnieć dzisiaj) jedności i znajomości sprzyjały (paradoksalnie) prześladowania - bezpieczeństwo grupy, jej spójność i stałość zależały od wzajemnego zaufania i braku tajemnic.

Obecnie grupy katolickie (takie jak parafie) są znaaacznie większe. Nie ma możliwości, by ludzie się znali, choćby z imion czy widzenia (owszem, niektórych można kojarzyć, ale raczej w skali mikro niż makro). Stąd jedność Kościoła jest raczej jednością i braterstwem duchowym, a nie fizycznym, faktycznym.

Zresztą, o ile kiedyś, w mniejszych i bardziej zamkniętych grupach braterstwo możliwe było do wypracowania (łatwiej ufać i uznawać za "swojego" kogoś, kogo się osobiście zna), o tyle obecnie jest to znacznie, znacznie trudniejsze (trudniej traktować jak "swojego", czy wręcz jak brata/siostrę kogoś, kogo widzi się pierwszy raz na oczy).

Stąd i struktura mocno kolektywistyczna nabrała obecnie wielu cech indywidualistycznych. A za tym poszła poufność spowiedzi - człowiek sam rozlicza się z własnych grzechów, mało prawdopodobne, by ktokolwiek (nawet najbardziej wierzący) chciał w czasie mszy stanąć przed tłumem ludzi, których nigdy nie spotkał, i wyspowiadać się w ich obecności, również przed nimi.

Spowiedź stała się więc czymś indywidualnym, i nie ma co usilnie zaprzeczać temu faktowi ładnymi, choć mało funkcjonalnymi i nie przystającymi do sytuacji stwierdzeniami, że spowiedź jest przed wszystkimi wiernymi - bo obecnie po prostu NIE JEST.

A skoro nie jest, skoro nawet wprowadzono tajemnicę spowiedzi (jasny wyraz tego, że spowiedź jest obecnie czymś indywidualnym, intymnym), nie ma sensu utrudniać sprawy wiernym - szklane drzwi dają poczucie stanięcia sam na sam z Bogiem, kapłanem i swoim sumieniem. Zapewniają prywatność, jednocześnie ciszę i możliwość refleksji.

EDIT:

Zresztą, tym, którzy dalej są zwolennikami twierdzenia, że spowiedź to spowiedź przed całym Kościołem, proponuję proste doświadczenie: Niech porozmawiają przed mszą z księdzem, by, zgodnie z tradycją, wyspowiadał ich przed obecnym całym Kościołem. Niech spróbują takiego czynu - ciekawe, czy dalej będą zwolennikami tego, co propagują. Gdyż - jak zawsze - łatwo się mówi, jak powinno być, a trudniej robi - mimo, że jest to jak najbardziej możliwe do wykonania w kwestiach technicznych.

Umieram gdy widzę jak błądzimy we mgle.
Umieram, gdy czuję, że trwamy we śnie.
Umieram, bo wiem, że ty nie rozumiesz że ja...
Umieram, gdy widzę jak ty..."
07-02-2010 21:03
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Sant Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 2,755
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 5
Post: #27
 
omyk napisał(a):Nie, nie jest bezsensowne Uśmiech
Skoro uważasz, że wymiar społeczny jest w tym momencie ważniejszy od tajemnicy spowiedzi, to czemu nie pójdziesz i nie wyspowiadasz się kapłanowi przed tłumem ludzi? Sakrament pokuty nie jest dla męczenników, którzy w imię gruntowania właściwego pojęcia wspólnoty sami spalają się miłością braterską (albo częściej wstydem), tylko dla słabych, dla słabeuszy! Uśmiech Dla chorych. Dla mających się źle. Dla tych, których myśl o tym, że sąsiad mógłby usłyszeć, przyprawia o zawrót głowy.
myślę, że na tę wątpliwość już spioch częściowo odpowiedział.
Cytat:Skoro uważasz, że wymiar społeczny jest w tym momencie ważniejszy od tajemnicy spowiedzi, to czemu nie pójdziesz i nie wyspowiadasz się kapłanowi przed tłumem ludzi?
Hmm... a czy ja zanegowałem tajemnicę spowiedzi? Skąd to wytrzasnęłaś? Nie uważasz, że można ją zachować, ale wobec wspólnoty, niejako na jej oczach uznać się grzesznikiem? I wspólnota kościelna jest świadkiem jak Kościół podnosi cię z klęczek? Przy jednoczesnym zachowaniu spowiedzi usznej? Ja - jeśli chodzi o ścisłość właśnie tak czynię (w miarę możliwości) "spowiadam się kapłanowi przed tłumem ludzi" - i o to chodzi, robię to wprawdzie tylko do ucha spowiednika, ale wszyscy to widzą. Wg mnie to jest szalenie istotnie. Szyby stanowiłyby coś na kształt konfesjonałów w kształcie szaf, do których wchodzi ukradkiem penitent i nikt go nie widzi. Bo uważa, że jest to tylko sprawa między nim a Panem Bogiem. A to jest nieprawda. Grzesząc ranimy 2-go, cały Kościół i dlatego on powinien widzieć moje upokorzenie, skruchę i powrót na łono Kościoła. By móc mnie jeszcze bardziej kochać. Ba - przeżywać to razem ze mną, weselić się z tego powrotu. Szyby stanowią barierę, wprawdzie przezroczystą, ale jednak barierę.
Drugiej części twojej wypowiedzi absolutnie nie zrozumiałem. :oops:

"Czuję, że muszę wrócić do Ciebie - oto pukam - otwórz mi drzwi swoje, poucz mnie, jak dojść do Ciebie można" (Soliloquia - Św. Augustyn)
07-02-2010 21:08
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Drizzt Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1,576
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 0
Post: #28
 
sant napisał(a):Nie uważasz, że można ją zachować, ale wobec wspólnoty, niejako na jej oczach uznać się grzesznikiem? I wspólnota kościelna jest świadkiem jak Kościół podnosi cię z klęczek? Przy jednoczesnym zachowaniu spowiedzi usznej? Ja - jeśli chodzi o ścisłość właśnie tak czynię (w miarę możliwości) "spowiadam się kapłanowi przed tłumem ludzi" - i o to chodzi, robię to wprawdzie tylko do ucha spowiednika, ale wszyscy to widzą. Wg mnie to jest szalenie istotnie. Szyby stanowiłyby coś na kształt konfesjonałów w kształcie szaf, do których wchodzi ukradkiem penitent i nikt go nie widzi. Bo uważa, że jest to tylko sprawa między nim a Panem Bogiem. A to jest nieprawda. Grzesząc ranimy 2-go, cały Kościół i dlatego on powinien widzieć moje upokorzenie, skruchę i powrót na łono Kościoła. By móc mnie jeszcze bardziej kochać. Ba - przeżywać to razem ze mną, weselić się z tego powrotu. Szyby stanowią barierę, wprawdzie przezroczystą, ale jednak barierę.

Sant, myślę, że mocno tu naciągasz. Weź pod uwagę, że KAŻDY wie, co za tymi drzwiami jest, i co się tam odbywa. Nikt nie musi na własne oczy widzieć, jak wierny mówi swoje grzechy, potem wstaje i odchodzi, bo każdy wie, jaka jest "procedura". Zresztą, jeśli chodzi Ci tu o wymiar psychologiczny, to znając to, co się w konfesjonale dzieje, człowiek sam uzupełnia sobie resztę - czysta psychologia, mechanizm dopełnienia poznawczego.

Ponadto uważam, że nieco lawirujesz w półśrodkach, czyniąc je wartościami samymi w sobie. Jeśli już uznajemy, że spowiedź winna być przed całym Kościołem, i całemu Kościołowi, to trzymajmy się tej wersji. A jeśli chcemy wersję w jakikolwiek sposób "okrojoną" - wtedy nie dopisujmy jej znaczeń, których posiadać nie musi, i nie wartościujmy na "lepsze" i "gorsze". Sam Jezus mówił, by być albo gorącym, albo zimnym - więc warto by było tu też takim być - wóz lub przewóz.

EDIT:

Pamiętam też, że w którymś miejscu w Piśmie Świętym jest wzmianka, że jeśli człowiek zgrzeszy przeciw bliźniemu, niech idzie i jego (a nie Boga) prosi o wybaczenie. A jeśli zgrzeszy przeciw Bogu (bluźnierstwo etc), niech zamknie się SAM w sowim domu, i błaga Boga, by wybaczył mu grzech.

Uczciwie mówię - nie pamiętam, skąd ten tekst, jednak pewien jestem, że znajduje się w Biblii (jeśli ktoś wie, proszę o uzupełnienie).

Cytat ten w ogóle wyklucza jakąkolwiek spowiedź postronnemu człowiekowi (również przez pośrednika w postaci księdza).

Umieram gdy widzę jak błądzimy we mgle.
Umieram, gdy czuję, że trwamy we śnie.
Umieram, bo wiem, że ty nie rozumiesz że ja...
Umieram, gdy widzę jak ty..."
07-02-2010 21:22
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
omyk Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 4,666
Dołączył: Nov 2006
Reputacja: 2
Post: #29
 
Sant - tak, można na oczach całej Wspólnoty uznać się grzesznikiem i uważam, że to jest dobra sprawa. To element pokuty. Ale szklane, przezroczyste drzwi niczego tu nie zmieniają Uśmiech I tak trzeba stać w kolejce przed nimi, i tak są przejrzyste, nikt się za nimi nie chowa ani nie ukrywa faktu, że jest grzesznikiem. Może za to być swobodny w swojej wypowiedzi. Są osoby wstydliwe, są niedosłyszące, są niepełnosprawne, są osoby o silnym głosie, który słychać wyraźnie nawet kiedy starają się mówić ciszej... W końcu są też kapłani, którzy najzwyczajniej niedosłyszą, albo sami mówią zbyt głośno w obawie, że penitent niedosłyszy. To wszystko trzeba brać pod uwagę.

Co do konfesjonałów-szaf - nie widzę w nich niczego złego Uśmiech Przecież nie prowadzą do nich podziemne tunele, penitent musi stać w kolejce, wejść i wyjść, Wspólnota widzi pokutnika, natomiast nie słyszy, co mówi. To chyba dobre? Uśmiech


Druga część poprzedniej wypowiedzi - chodziło o to, że dobrze jest, jeżeli chrześcijanin jest na tyle świadomy i "mocny" w wierze, że potrafi zapomnieć o sobie, zaprzeć się samego siebie i uderzyć się w piersi przed całym Kościołem, żeby widzieli moją pokutę, żeby się radowali, żeby spowiedź miała wymiar wspólnotowy. Okej, to jest dobre i to jest cel, do którego powinniśmy dążyć, to powinno być dla nas normalne.
Ale w Kościele są też słabsi, którzy nie czują się na siłach. Są osoby słabe duchowo. Są słabi psychicznie, poranieni, nie akceptujący siebie... Taka osoba nie jest gotowa na stanięcie na środku i oznajmienie wszystkim: "słuchajcie, zgrzeszyłem, zraniłem Boga i Kościół, już nie jestem godzien nazywać się chrześcijaninem, ale chcę pokutować" :arrow: bo do tego, w przenośni ujmując, sprowadza się wspólnotowy wymiar sakramentu pokuty.
Są osoby, które są zbyt słabe i Jezus nie mówi im: dobra, to wy teraz poczekajcie, aż się wzmocnicie i potem proście o łaskę sakramentu pokuty.
Jezus daje tylko kilka podstawowych warunków, daje linię minimum, żeby spowiedź była ważna - i przyjmuje wszystkich grzeszników. Słabych, poranionych, chorych.
Nawet tych, którzy nie mają siły żałować żalem doskonałym, a przychodzą jedynie ze strachu przed piekłem.

Ty dzięki formacji DN dobrze pojmujesz wymiar sakramentu pokuty. Trochę tak, jak było to w pierwotnym Kościele. Tyle tylko, że dziś Kościół wygląda inaczej. Rozrósł się, w wielu miejscach niestety ostygł. Tak, to źle, że ostygł, mamy na nowo rozpalać w sobie gorliwość w Duchu Świętym, ale nie możemy wymagać tyle samo od słabszych, ile od duchowych "mocarzy" typu Jana Pawła II. Mamy wszyscy równać w górę, ale wystarczy, żeby każdy był dzisiaj święty na miarę swoich możliwości. Codziennie o kroczek dalej.

Jeśli dzisiaj pan X dzięki szklanym drzwiom wyspowiada się szczerze z tego, że zdradzał żonę (bo żona i dwie sąsiadki nie będą słyszały stojąc w kolejce), to jutro, dzięki łasce sakramentu pokuty, dzięki łasce uświęcającej, dzięki Komunii świętej będzie silniejszy, wróci za miesiąc, a za rok być może będzie w stanie stanąć przed całym Kościołem i dać świadectwo: "słuchajcie, ja zdradzałem żonę, Bóg mnie wyrwał z rąk szatana".
Ale to wszystko spokojnie, na miarę możliwości człowieka. Bóg nie żąda rzeczy niemożliwych Uśmiech

[Obrazek: banner7.jpg]
Dzięki Bogu za Jego dar niewypowiedziany! (2 Kor 9,15)
07-02-2010 21:52
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Sant Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 2,755
Dołączył: Aug 2009
Reputacja: 5
Post: #30
 
To nie tak - sakrament pokuty korzeniami sięga starotestamentowego święta Jom Kipur, czyli dnia pojednania. O tym święcie juz pisałem. Wprawdzie w innym kontekście, ale kto chce, może sięgnąć i wyciągnąć wnioski.
Jeśli chodzi o sam sakrament pojednania w Kościele, to może najpierw zaproponuję lekturę tekstu o. Dariusza Kowalczyka:

Cytat:DARIUSZ KOWALCZYK SJ

Dlaczego św. Augustyn nigdy się nie spowiadał?




Wielu czytelnikom wyda się to nieprawdopodobne... A jednak! Augustyn, święty i doktor Kościoła, nigdy się nie spowiadał. Co więcej, po swoim nawróceniu i przyjęciu chrztu, błagał zapewne Boga, by ten uchronił go od konieczności przystąpienia do sakramentu pokuty. A dobry Bóg wysłuchał Augustyna, gdyż miła Mu była taka modlitwa... Jak to możliwe, skoro dziś ideałem pobożności wydaje się być częsta, nawet cotygodniowa spowiedź?!

Czy można nie grzeszyć?
W Nowym Testamencie, a szczególnie w „1 Liście św. Jana” znajdujemy dwie, zdawałoby się — sprzeczne ze sobą, grupy wypowiedzi, które pozwalają nam podjąć refleksję nad możliwością bezgrzeszności. Otóż z jednej strony czytamy: „Kto bowiem umarł [chodzi o sakrament chrztu], stał się wolny od grzechu” (Rz 6,7); „Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy” (1 J 5,18). Z drugiej zaś strony spotykamy takie oto zdanie: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1,8). Jak pogodzić przekonanie, że Bóg w Jezusie powołuje człowieka do wolności od grzechu, z doświadczeniem ludzkiej (również po chrzcie) grzeszności? Św. Jan stwierdza: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli” (1 J 2,1). Zaraz jednak dodaje: „Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy rzecznika wobec Ojca — Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” (1 J 2,1). Możliwe jest zatem nie popełnianie grzechów, które niszczą naszą wspólnotę z Bogiem, ale — z drugiej strony — jeśli ktoś by zgrzeszył, to zostaje mu dana szansa powtórnego pojednania się z Bogiem i ludźmi.

Wydaje się, że dzisiaj zapomnieliśmy o powołaniu do bezgrzeszności, pojętej jako życie bez grzechu zrywającego naszą więź z Chrystusem. W tym sensie bezgrzeszność nie oznacza jakiejś wyimaginowanej doskonałości moralnej, ale trwanie — pomimo własnej słabości — w łasce, dzięki której jesteśmy przybranymi synami Boga Ojca. Pierwsi chrześcijanie traktowali to powołanie do życia w Bogu bardzo poważnie. Stąd znajdujemy w Nowym Testamencie tak mocne wypowiedzi jak ta z „Listu do Hebrajczyków”: „Niemożliwe jest bowiem tych — którzy raz zostali oświeceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego [...], a jednak odpadli — odnowić ku nawróceniu” (6,6). Tekstu tego nie należy oczywiście interpretować jako wskazania niemożliwości odpuszczenia grzechów, ale jako podkreślenie krańcowych konsekwencji grzechu, a szczególnie odejścia od wiary. Zauważmy jednak, iż w tej perspektywie sakramentalna pokuta i pojednanie nie są jakąś prostą procedurą, która w stosunkowo bezbolesny sposób pozwala zaradzić grzechowi w myśl powiedzenia: Zgrzeszyłeś? Co za problem?! Wyspowiadasz się i po krzyku.

Poważne (może zbyt poważne?) potraktowanie odpuszczenia grzechów w chrzcie świętym zaowocowało w Kościele pierwotnym tzw. zasadą jednorazowości pokuty. Pierwszym świadkiem tej reguły jest niejaki Hermas. W jego, napisanym przed 150 r., dziele „Pasterz” czytamy: „jeśli po tym wezwaniu wielkim i uroczystym [po chrzcie] ktoś skuszony przez szatana zgrzeszy, ma już tylko jedną możliwość pokuty. Jeśli zaś wciąż na nowo będzie grzeszyć i pokutować, nie na wiele się to przyda takiemu człowiekowi, bo trudno mu będzie znaleźć życie” 1. Zasada niepowtarzalności pokuty, która uwarunkowała kształt tego sakramentu aż do VI wieku, opierała się m.in. na rozumieniu pokuty jako „drugiego chrztu”. Wyciągano z tego bowiem wniosek, że skoro chrztu nie można powtarzać, to tak samo i pokuta jest jednorazowa. Niepowtarzalny charakter pokuty potwierdza Tertulian (zm. po 220 r.). W dziele „O pokucie” pisze on: „Ściśle biorąc, Chryste, słudzy twoi powinni dotąd mówić i słuchać o pokucie, dokąd nie wolno grzeszyć i katechumenom. Od tego momentu, już nic więcej nie powinni wiedzieć o pokucie i już jej nie powinni potrzebować [podkr. moje]. Dlatego też niechętnie mówię o drugiej, owszem już ostatniej nadziei, ponieważ rozważając jeszcze jedną możliwość pokutowania mogę stworzyć pozór, jakobym chciał wykazać dalszą okazję do grzeszenia” 2. Tertulian uważał (jeszcze przed przystąpieniem do sekty montanistów), że z racji wychowawczych o pokucie należy mówić tylko do przygotowujących się do przyjęcia chrztu katechumenów. Chrześcijanin natomiast, który przyjął sakrament chrztu i wyrzekł się diabła, już nie może grzeszyć (albo: może nie grzeszyć), a zatem nie potrzebuje pokuty w sensie jednania się z Bogiem. Jeśli więc Tertulian wspomina o możliwości pokuty po chrzcie, to czyni to niechętnie.

Zasada niepowtarzalności pokuty wydaje się dziś zbyt surowa, jeśli nie wprost okrutna. Spójrzmy jednak na nią nie tyle od strony wyrozumiałości dla ludzkiej skłonności do popadania w grzech, co od strony wiary w moc Boga, który chce i może zachować człowieka w stanie nazywanym łaską uświęcającą. Czy nie jest tak, że zamiast świadczyć o skuteczności Bożego działania w człowieku, głosimy w gruncie rzeczy zdroworozsądkową teorię o nieusuwalnej nędzy człowieka, który im częściej biegnie do kratek konfesjonału tym lepiej. Tymczasem Dobra Nowina nie polega na wezwaniu: Idź i wróć jak najszybciej, aby znowu wyznać grzechy!, ale na słowie-obietnicy: Idź i nie grzesz więcej! Przy czym nie chodzi tu o zachętę do nadzwyczajnego wysiłku, ale o wskazanie na moc płynącą z wiary: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, to nic nie będzie dla was niemożliwe (por. Mt 17,20). Wezwanie do bezgrzeszności nie jest więc jakimś nadludzkim moralizmem, ale obietnicą, że Bóg może nas ustrzec od grzechu. Bez wiary w tę obietnicę nie miałyby sensu słowa wypowiadane w każdej Mszy świętej: „Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela”.

Czy współcześni kaznodzieje są głosicielami Chrystusowego: Idź i nie grzesz więcej!? A może raczej zdają się wołać: Nigdy od grzechu wolny nie będziesz, a zatem spowiadaj się jak najczęściej! Sobór Laterański IV (1215 r.) wprowadził obowiązek dorocznej spowiedzi. Sobór Trydencki potwierdził tę praktykę. Trzeba jednak zauważyć, że istnieje tu pewna rozbieżność wypowiedzi. Otóż Lateran IV postanowił, że „wszyscy wierni obojga płci, doszedłszy do używania rozumu, powinni osobiście przynajmniej raz w roku wiernie wyznać wszystkie swoje grzechy własnemu kapłanowi” 3. Trydent stwierdza jednak, iż Jezus Chrystus „pozostawił po sobie zastępców kapłanów [...] jako zwierzchników i sędziów, którym mają być przedstawione wszystkie grzechy ciężkie [...]. Powszednie zaś grzechy, które nas nie pozbawiają łaski Bożej i w której częściej upadamy, można przemilczeć bez winy i odpokutować innymi środkami” 4. Wyniki dyskusji dotyczącej powyższej rozbieżności J. Delumeau streszcza następująco: nakaz dorocznej spowiedzi odnosi się w ścisłym sensie jedynie do grzechów śmiertelnych, ale tak czy owak lepiej stanąć przed księdzem przynajmniej raz w roku, z obawy przed wywołaniem skandalu i żeby oświadczyć, iż nie mamy na sumieniu żadnego grzechu śmiertelnego 5.

W obowiązującym „Kodeksie Prawa Kanonicznego” czytamy natomiast: „Każdy wierny, po osiągnięciu wieku rozeznania, obowiązany jest przynajmniej raz w roku wyznać wiernie wszystkie swoje grzechy ciężkie” (kan. 989). Sformułowanie to przytacza najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1457). Wynika z tego, że obowiązek spowiedzi w sensie ścisłym dotyczy grzechów ciężkich. Można więc wyobrazić sobie dobrego chrześcijanina, który (jak św. Augustyn) przez lata całe nie przystępuje do sakramentu pokuty.

Ponoć pewien profesor teologii zagadnięty w powyższej sprawie wykrzyknął: Ale to jest praktycznie niemożliwe, aby w ciągu roku nie popełnić grzechu śmiertelnego! No cóż! dobrzy chrześcijanie pierwszych wieków byliby zdziwieni tego rodzaju opinią, a jest wielce prawdopodobne, że uznaliby ją po prostu za heretycką. Nakłanianie zaś do częstej spowiedzi w formie, w jakiej praktykujemy ją dzisiaj, wydawałoby im się dość poważnym nadużyciem. Świadczy o tym chociażby Synod w Toledo z 589 r., w czasie którego biskupi Hiszpanii i Galii potępili nowy typ praktyki pokutnej, wprowadzany w niektórych Kościołach, a polegający właśnie na spowiedzi „usznej” przed kapłanem. „Doszło do nas — pisali wówczas biskupi — że w niektórych Kościołach ludzie proszą o pokutę nie według kanonów, ale — za każdym razem, gdy grzeszą — proszą kapłana o pojednanie. Jest to nadużycie. Trzeba powrócić do kanonicznej, starożytnej formy...” 6. Ta starożytna forma to oczywiście tzw. pokuta publiczna, którą można było podejmować jedynie raz w życiu.

Czy często grzeszymy ciężko?
Współczesnemu katolikowi, słyszącemu nawoływanie do jak najczęstszej spowiedzi, trudno jest zapewne zrozumieć sens stosowanej w Kościele pierwotnym jednorazowej pokuty publicznej, która w dodatku rozumiana była jako coś, czego dojrzały chrześcijanin powinien uniknąć. Ktoś mógłby zapytać: Czy chrześcijanie pierwszych wieków byli aż tak naiwni, by wierzyć w możliwość życia bez grzechu? Powtórzmy więc raz jeszcze: Wiara w możliwość bycia wolnym od grzechu nie opiera się na zaufaniu w moc człowieka, ale poznaniu wielkości łaski, jaką Bóg pragnie obdarzyć człowieka. Ponadto stan, który nazwaliśmy bezgrzesznością, nie oznacza wyidealizowanej doskonałości, gdzie nie ma miejsca na najmniejsze słabości. Chodzi o wolność od grzechu pojmowanego w pełnym sensie tego słowa. Tego rodzaju grzech, zwany grzechem ciężkim lub śmiertelnym, niszczy wspólnotę człowieka z Bogiem. Polega on na wolnej, egzystencjalnej i radykalnej decyzji przeciwstawienia się woli Bożej; zakłada pełną i jasną wiedzę, wolność i ciężką materię 7. W sensie ścisłym tylko ten, kto popełnił taki grzech, ma obowiązek przystąpienia do sakramentu pojednania. Inne grzechy, które nazywamy powszednimi, mogą zostać zgładzone poprzez osobistą modlitwę, odmówienie aktu pokutnego, przyjęcie komunii świętej itp. W przypadku grzechów powszednich, które nie niszczą więzi z Bogiem i ze wspólnotą Kościoła, trudno nawet mówić o pojednaniu. Kto z kim miałby się bowiem jednać, skoro jedność nie została zerwana?

Nasuwają się jednak pytania: Jakie grzechy należy uważać za grzechy ciężkie? Kiedy człowiek popełnia grzech ciężki? Niektórzy wskazują na praktykę Kościoła pierwotnego, zgodnie z którą sakramentalną pokutę publiczną nakładano w przypadku trzech grzechów: bałwochwalstwa, morderstwa i cudzołóstwa, i wyciągają z tego wniosek, iż te właśnie grzechy uważano za ciężkie. Jest to jednak dość duże uproszczenie. Po pierwsze pokutę publiczną nakładano również za inne grzechy jak np. złorzeczenie (nie mylić z mówieniem brzydkich słów), nierząd, fałszywe świadectwo (nie mylić z jakimkolwiek kłamaniem) lub spektakle cyrkowe (sic!). Po drugie nie należy zbyt łatwo utożsamiać grzechu ciężkiego z grzechami, które w Kościele starożytnym wymagały sakramentalnej pokuty. Trzeba bowiem pamiętać, że popełnienie grzechu śmiertelnego zakłada — jak już powiedzieliśmy — pełną i jasną wiedzę człowieka co do charakteru i skutków czynu, którego dokonuje. Można sobie ponadto wyobrazić osobę, która nie dokonała żadnego złego czynu dotyczącego tzw. materii ciężkiej, a pomimo to żyje przez długie lata w stanie radykalnego zamknięcia się na nadzieję i miłość, niszcząc w sobie w ten sposób działanie Bożej łaski.

I tu zaczynają się teoretyczne i praktyczne problemy. Dzisiaj jest bowiem tak, iż niektórzy — wskazując na psychologiczne i socjologiczne uwarunkowania ludzkiego działania — twierdzą, że bardzo trudno jest popełnić grzech ciężki, inni natomiast, przeciwnie, skłonni są go widzieć prawie wszędzie. Okazuje się, że odpowiedź na pytanie, czy w danym przypadku mamy do czynienia z grzechem ciężkim, czy jedynie powszednim, nie jest prosta. Trudność takiego rozróżnienia skłania — zdaniem K. Rahnera — do tego, by zwracać się do Kościoła o sakramentalne słowo przebaczenia, nawet jeśli ma się do wyznania tylko grzechy lekkie 8. Nasuwa się jednak pytanie, czy rzeczywiście niemożliwość uzyskania apodyktycznej pewności, co do stanu, w którym się znajdujemy, powinna prowadzić do częstej spowiedzi „na wszelki wypadek”. Kościół poucza nas, że „łaska, należąc do porządku nadprzyrodzonego, wymyka się naszemu doświadczeniu i może być poznana jedynie przez wiarę. Tak więc nie możemy opierać się na naszych odczuciach czy naszych uczynkach, by na ich podstawie wnioskować, że jesteśmy usprawiedliwieni i zbawieni” (KKK 2005). Powyższa prawda nie powinna w nas budzić lęku, który staramy się stłumić poprzez powtarzanie magicznie traktowanych obrzędów (a takimi, niestety, mogą stać się sakramenty, w tym spowiedź), ale winna budzić w nas postawę ufności i bojaźni Bożej. Również św. Augustyn nie mógł twierdzić z zadufaną pewnością, że znajduje się w łasce uświęcającej, ale skoro sumienie nie wyrzucało mu w sposób oczywisty żadnego, popełnionego po chrzcie, grzechu ciężkiego, to nie poddawał się sakramentalnej pokucie. Świadomy jednak swojej słabości powierzał się zapewne nieustannie Bożemu miłosierdziu, rozważając dobrodziejstwa Boga w swoim życiu. A Bóg zachował go w stanie łaski, o czym świadczy Kościół czcząc Augustyna jako świętego.

Cóż zatem wynika z powyższych rozważań? Nie chodzi nam oczywiście o przekreślanie praktyki tzw. spowiedzi z pobożności (terapeutycznej). Bo choć „wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane” (KKK 1458). Wydaje się jednak, że świadomość ewolucji jaką pod działaniem Ducha Świętego przeszedł sakrament pokuty, pozwoli nam ustrzec się od pewnych niebezpieczeństw związanych za współczesną formą spowiedzi, w tym ze spowiedzią z pobożności, a także przyczyni się do głębszego podjęcia odnowy, do której wezwał nas Sobór Watykański II.

Eucharystia nie jest nagrodą dla nieskazitelnych
Jedną z kwestii domagających się refleksji jest relacja sakramentu pokuty do Eucharystii. Z własnej praktyki kapłańskiej wiem, że nie brak wśród wiernych myślenia według zasady: przed komunią obowiązkowa spowiedź. Wielu ludzi nauczono (kto?), że komunia święta jest swoistą nagrodą za moralną czystość, którą można osiągnąć właśnie dzięki sakramentalnej pokucie. Stąd nie brak katolików ograniczających się do dwóch spowiedzi w ciągu roku (adwentowej i wielkopostnej) oraz dwukrotnego przyjęcia komunii. Warto zatem przypomnieć, że tylko ten nie powinien przyjmować komunii świętej, kto ma świadomość popełnienia grzechu śmiertelnego. Grzechy powszednie nie tylko nie zamykają drogi do pełnego korzystania z Eucharystii, ale są gładzone przez pełne uczestnictwo we Mszy świętej.

Sam opis ustanowienia Eucharystii wskazuje na to, że właśnie w niej człowiek dostępuje przebaczenia win: „to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26,28). Zauważmy ponadto, że Nowe Przymierze stanowi wypełnienie, a nie zaprzeczenie Starego Przymierza. Dlatego też nie można zrozumieć sensu Eucharystii bez odwołania się do żydowskiej Paschy. Otóż świętowanie Paschy miało podwójne znaczenie: z jednej strony, potwierdzenie i pogłębienie wspólnoty (komunii) ludu z Bogiem, z drugiej zaś, wyzwolenie z grzechu, który zagraża tej wspólnocie. Tak samo też liturgia eucharystyczna będąca pamiątką Paschy Chrystusa oznacza i realizuje skutecznie wspólnotę ludu z Bogiem oraz przebaczenie grzechów. Można więc mówić o dwóch skutkach Eucharystii: negatywnym, czyli odpuszczeniu grzechów, oraz pozytywnym, czyli budowaniu Kościoła. Wynika z tego, że „zarówno eucharystia, jak i sakrament pokuty są sakramentami nawrócenia i pojednania chrześcijanina grzesznika” 9. Nie znaczy to, że Eucharystia i spowiedź są sakramentami pojednania w tej samej mierze. Pojednanie w sensie ścisłym, czyli po grzechu śmiertelnym, możliwe jest dzięki sakramentowi pokuty, a nie Eucharystii.

Spowiedź z pobożności byłaby więc to taka spowiedź, która nie jest konieczna do tego, by móc w pełni uczestniczyć we Mszy świętej. Grzesznik, który nie popełnił grzechu śmiertelnego, może, a nawet powinien przystąpić do komunii świętej bez uprzedniej pokuty sakramentalnej. Co więcej, akt pokuty we Mszy świętej oraz pełne w niej uczestnictwo, odnawiają człowieka w nie mniejszym stopniu niż to się dzieje podczas spowiedzi. Inaczej jest w przypadku świadomości popełnienia grzechu śmiertelnego: tu konieczne jest pojednanie w sakramencie pokuty. Dlatego też wielu autorów podkreśla, iż pojednanie chrześcijanina, który zgrzeszył ciężko, oraz tzw. spowiedź z pobożności to dwa różne wydarzenia. Jedynie w pierwszym przypadku można mówić o pojednaniu w sensie właściwym 10. W drugim zaś trzeba mieć świadomość, że istnieje inna niż spowiedź możliwość „pojednania”. Może się bowiem okazać, iż częste przystępowanie do spowiedzi z pobożności nie prowadzi, niestety, do egzystencjalnego nawrócenia, ale — wręcz przeciwnie — do traktowania sakramentu pokuty jak magiczny ryt otwierający przystęp do Sacrum, podczas gdy życiowe postawy pozostają dalekie od ducha ewangelii. Magiczne zaś oraz instrumentalne traktowanie sakramentalnego rozgrzeszenia jest w gruncie rzeczy zaprzeczeniem istoty nawrócenia. Dlatego też wydaje się, że w niejednym przypadku lepiej jest skupić się na Eucharystii jako sakramencie przemiany mentalności i postaw niż na częstej spowiedzi.

W 1 Kor 11,27-34 znajdujemy wypowiedź Apostoła Pawła na temat Wieczerzy Pańskiej, czyli eucharystii. Czytamy tu między innymi: „... kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije” (11,27-28). Tekst ten tłumaczy się niekiedy zbyt pośpiesznie jako wskazanie na konieczność spowiedzi przed przystąpieniem do Eucharystii. Paweł nie wspomina tu jednak o jakiejś formie sakramentalnej pokuty. Stwierdza natomiast, że aby nie spożywać Ciała i Krwi Pańskiej niegodnie, człowiek powinien baczyć na samego siebie. W 2 Kor 13,5 wzywa natomiast: „Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie”. Przedmiotem badania ma być zatem — w przypadku Eucharystii — obecność lub brak wiary w realne znaczenie uczty Pańskiej. Wiara zaś w realne znaczenie eucharystii jest nieodłączna, jak wynika z kontekstu cytowanego fragmentu, od jedności i miłości we wspólnocie wierzących. Dlatego Paweł wskazuje na spory i kłótnie we wspólnotach jako na rzeczywistość sprzeczną z duchem Wieczerzy Pańskiej.

Według Pawła Apostoła ten nie zważa na Ciało Pańskie, kto nie wierzy, że jest to Ciało Chrystusa wydane za grzeszników, a w konsekwencji nie przyjmuje do wiadomości, iż chleb eucharystyczny jest chlebem jedności i miłości. W 1 Kor 10,17 czytamy: „Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba”. Można zatem powiedzieć, że nie wierzy w Eucharystię ten, kto nie wierzy w jej moc uzdrawiania relacji pomiędzy ludźmi. Zagubiliśmy ten wspólnotowy wymiar. Skłonni jesteśmy rozpatrywać różne grzechy w odniesieniu do Mszy Świętej, nie zważając jednocześnie na zakorzenione w nas niechęci czy nawet nienawiść do innych osób, które spożywają przecież ten sam chleb. Łączymy spowiedź z Eucharystią w sposób dość indywidualistyczny, instrumentalny i „prawniczy”. Ułaskawiający wyrok spowiednika wprowadza nas w stan rzekomej doskonałości, która pozwala na pełne uczestnictwo we Mszy Świętej pojętej jako indywidualnie przyznana nagroda. Rozumiane w ten sposób pobożne praktyki mogą trwać całymi latami nie prowadząc w żadnej mierze do rzeczywistej zmiany postaw, w tym postaw wobec najbliższych. Trzeba zatem podkreślić, że sakrament pokuty nie może zastępować egzystencjalnego wysiłku nawrócenia podjętego w perspektywie wiary w darmo daną łaskę samego Boga. Z drugiej strony, samo przyjęcie komunii świętej nie jest zwieńczeniem chrześcijańskiej drogi nawrócenia, ale powinno wpisywać się w proces umierania starego człowieka, aby mógł narodzić się nowy...

Święty Augustyn nie spowiadał się, gdyż sumienie nie wyrzucało mu grzechu ciężkiego. Nie znaczy to jednak, iż nie podejmował w swoim życiu dzieła jednania i nawrócenia. Wręcz przeciwnie! Augustyn był świadomy, że jedynej ofiary Chrystusa „Kościół nie przestaje powtarzać w dobrze znanym wszystkim sakramencie ołtarza, przy czym wskazano mu, iż w Tym, co ofiaruje, również sam się ofiaruje” 11. Wiedział, że ten, kto chce w prawdzie uczestniczyć w Eucharystii, musi czynić to, co uczynił Jezus: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13,15). Augustyn odnalazł jedynego Boga i nigdy się już od Niego nie odwrócił, ale tym bardziej jego niespokojne serce szukało pełnego szczęścia w swym Stwórcy i Zbawicielu. Szukało między innymi w Eucharystii. A w tym szukaniu sakrament powtórnego (po chrzcie) pojednania był możliwością, z której ten wielki doktor Kościoła nie musiał — dzięki Bogu — korzystać.

Dariusz Kowalczyk



Artykuł ukazał się w kwartalniku Życie Duchowe.



1 Hermas, Pasterz, w: Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. XLV. Ojcowie Apostolscy, Warszawa 1990, s. 157. 2 Tertulian, O pokucie, w: Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. V. Tertulian. Wybór Pism, Warszawa 1970, s. 185. 3 Breviarium Fidei VII, 435. 4 Breviarium Fidei VII, 458. 5 J. Delumeau, Wyznanie i przebaczenie. Historia spowiedzi, Gdańsk 1997, s. 11. 6 Cytowane za: Th. Schneider, Znaki bliskości Boga. Zarys sakramentologii, Wrocław 1990, s. 220. 7 Por. K. Rahner — H, Vorgrimler, Mały słownik teologiczny, Warszawa 1987, s. 132. 8 Por. K. Rahner, Sakramenty Kościoła, Kraków 1997, s. 68. 9 J. Ramos-Regidor, Il sacramento della penitenza, Torino-Leumann 1992, s. 313. 10 Zob. J.M. Millás, Penitenza, matrimonio, ordine, unzione degli infermi, Roma 1993, s. 93. 11 Św. Augustyn, O Państwie Bożym, X, rozdz. VI, Warszawa 1977, s. 449.

Omyk , Drizzt - do waszych postów później wrócę- wymagają nieco szerszej odpowiedzi. A permanentny brak czasu jest moim faraonem. :mrgreen:

"Czuję, że muszę wrócić do Ciebie - oto pukam - otwórz mi drzwi swoje, poucz mnie, jak dojść do Ciebie można" (Soliloquia - Św. Augustyn)
08-02-2010 09:00
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów