Sant - tak, można na oczach całej Wspólnoty uznać się grzesznikiem i uważam, że to jest dobra sprawa. To element pokuty. Ale szklane, przezroczyste drzwi niczego tu nie zmieniają
I tak trzeba stać w kolejce przed nimi, i tak są przejrzyste, nikt się za nimi nie chowa ani nie ukrywa faktu, że jest grzesznikiem. Może za to być swobodny w swojej wypowiedzi. Są osoby wstydliwe, są niedosłyszące, są niepełnosprawne, są osoby o silnym głosie, który słychać wyraźnie nawet kiedy starają się mówić ciszej... W końcu są też kapłani, którzy najzwyczajniej niedosłyszą, albo sami mówią zbyt głośno w obawie, że penitent niedosłyszy. To wszystko trzeba brać pod uwagę.
Co do konfesjonałów-szaf - nie widzę w nich niczego złego
Przecież nie prowadzą do nich podziemne tunele, penitent musi stać w kolejce, wejść i wyjść, Wspólnota widzi pokutnika, natomiast nie słyszy, co mówi. To chyba dobre?
Druga część poprzedniej wypowiedzi - chodziło o to, że dobrze jest, jeżeli chrześcijanin jest na tyle świadomy i "mocny" w wierze, że potrafi zapomnieć o sobie, zaprzeć się samego siebie i uderzyć się w piersi przed całym Kościołem, żeby widzieli moją pokutę, żeby się radowali, żeby spowiedź miała wymiar wspólnotowy. Okej, to jest dobre i to jest cel, do którego powinniśmy dążyć, to powinno być dla nas normalne.
Ale w Kościele są też słabsi, którzy nie czują się na siłach. Są osoby słabe duchowo. Są słabi psychicznie, poranieni, nie akceptujący siebie... Taka osoba nie jest gotowa na stanięcie na środku i oznajmienie wszystkim: "słuchajcie, zgrzeszyłem, zraniłem Boga i Kościół, już nie jestem godzien nazywać się chrześcijaninem, ale chcę pokutować" :arrow: bo do tego, w przenośni ujmując, sprowadza się wspólnotowy wymiar sakramentu pokuty.
Są osoby, które są zbyt słabe i Jezus nie mówi im: dobra, to wy teraz poczekajcie, aż się wzmocnicie i potem proście o łaskę sakramentu pokuty.
Jezus daje tylko kilka podstawowych warunków, daje linię minimum, żeby spowiedź była ważna - i przyjmuje wszystkich grzeszników. Słabych, poranionych, chorych.
Nawet tych, którzy nie mają siły żałować żalem doskonałym, a przychodzą jedynie ze strachu przed piekłem.
Ty dzięki formacji DN dobrze pojmujesz wymiar sakramentu pokuty. Trochę tak, jak było to w pierwotnym Kościele. Tyle tylko, że dziś Kościół wygląda inaczej. Rozrósł się, w wielu miejscach niestety ostygł. Tak, to źle, że ostygł, mamy na nowo rozpalać w sobie gorliwość w Duchu Świętym, ale nie możemy wymagać tyle samo od słabszych, ile od duchowych "mocarzy" typu Jana Pawła II. Mamy wszyscy równać w górę, ale wystarczy, żeby każdy był dzisiaj święty na miarę swoich możliwości. Codziennie o kroczek dalej.
Jeśli dzisiaj pan X dzięki szklanym drzwiom wyspowiada się szczerze z tego, że zdradzał żonę (bo żona i dwie sąsiadki nie będą słyszały stojąc w kolejce), to jutro, dzięki łasce sakramentu pokuty, dzięki łasce uświęcającej, dzięki Komunii świętej będzie silniejszy, wróci za miesiąc, a za rok być może będzie w stanie stanąć przed całym Kościołem i dać świadectwo: "słuchajcie, ja zdradzałem żonę, Bóg mnie wyrwał z rąk szatana".
Ale to wszystko spokojnie, na miarę możliwości człowieka. Bóg nie żąda rzeczy niemożliwych