Ok, już odpowiadam.
Najpierw Omyk:
Małe sprostowanie, bo źle się wyraziłem. Chodzi mi o to, że moim zdaniem za istotę żywą, człowieka, można uważać zarodek dopiero w fazie, w której ma na tyle rozwinięty mózg, by miał choćby cień świadomości.
Dlaczego? z czystej logiki. Bo czym jest życie? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, odwołajmy się do zjawiska przeciwnego, czyli śmierci. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że śmierć jest końcem życia. Kiedy możemy stwierdzić, że ktoś umarł? Otóż wtedy, gdy obumrze (przestanie pracować) jego MÓZG. Inne funkcje da się przywrócić, ale gdy mózg obumrze - osoba nieodwracalnie umiera. Mózgu nie zastąpi żadna maszyna, nie można przywrócić jego pracy. Wniosek - ludzkie życie kończy się wraz z życiem mózgu. Wniosek z wniosku - skoro o fakcie życia decyduje praca mózgu, więc o początku życia można mówić dopiero, gdy mózg ZACZNIE pracować.
Wniosek: Przed rozpoczęciem pracy mózgu nie może być mowy o ŻYCIU. A skoro nie można mówić o życiu, więc nie można też mówić o śmierci. A skoro nie można mówić o śmierci, to nie można też mówić o ZABÓJSTWIE.
Czysta logika.
A teraz Tomek:
Cytat:To nie ulega wątpliwości.
Skoro są głosy za i przeciw, to jednak okazuje się, że ulega.
Cytat:Życie jest życiem, darem danym przez Boga i to Bóg powinien decydować o życiu.
Ok, załóżmy. To w takim razie dlaczego katolicy zezwalają na takie praktyki, jak sztuczne podtrzymywanie życia? Przecież to jawnie przeczy temu, co właśnie napisałeś.
A skoro zezwalasz na sztuczne decydowanie, czy człowiek ma umrzeć, to mało logicznym wydaje się nie zezwalanie na decydowanie, czy człowiek ma życie rozpocząć.
Po prostu, albo albo, bo te stanowiska są nie do pogodzenia.
Cytat:To samo dotyczy gwałtu. Nie trzeba zabijać dziecka poczętego w taki sposób. Można pozwolić mu żyć, niekoniecznie przy boku matki, ale ważne jest, aby to Bóg decydował, czy to dziecko ma żyć czy nie. Rozumiem cierpienie osoby zgwałconej, jest to bardzo ciężkie przeżycie a świadomość noszenia w swoim łonie dziecka poczetego w takiej trudnej sytuacji będzie przypominało jej o tym fakcie. Jednak Bóg czuwa nad takimi osobami i pozwalając dziecku żyć to Bóg będzie pomagał wyjść z tego stanu cierpienia. Dziecko jest błogosławieństwem i przyjęcie go to przyjęcie woli Bożej.
Stawiasz mitologię, wierzenia, ponad realne i jak najbardziej rzeczywiste cierpienie człowieka.
O ile stanowisko o zakazie aborcji w normalnych warunkach uważam, że jest jeszcze jakoś do obronienia, o tyle zakazywanie kobiecie zgwałconej usunąć dziecko, które nie dość, że nie zostało poczęte ani z jej winy, ani intencji, to w dodatku jest przyczyną ciągłego pamiętania o gwałcie (a, zaznaczmy, w przypadku gwałtu BARDZO ważne są pierwsze tygodnie dla dalszego zdrowia psychicznego), jest absolutnie nie do obronienia.
A już tym bardziej nie do obronienia jest w sytuacji, gdy ewentualne prawo miałoby tego zabraniać. Dlatego, gdyż jest zmuszaniem poszkodowanej osoby do ponoszenia skutków swojej własnej tragedii, w imię ideologii, której przecież nie musi wyznawać (np ateistka).
Cytat:Nigdy nie pojmiemy zamiarów Bożych, ale przyjmując fakty jakie Bóg nam daje pozwalamy, aby to Bóg prowadził nasze życie, że On wie co jest najlepsze dla człowieka, dla jego zbawienia.
Wybacz, ale nie podzielam takiej wiary - wiary w Boga, który w jakiś sposób kieruje tym światem, którego wszystko jest zamierzeniem. Nie podzielam też stwierdzeń w stylu "jeśli dzieje się źle, to na pewno Bóg chce to obrócić w dobro". Spójrzmy prawdzie w oczy - kiedy się dzieje źle, to się dzieje źle. Wiem, że wygodna i budująca jest ideologia przypisująca cierpieniu jakieś wyższe znaczenie. Ale dla mnie (subiektywnie) jest to nic innego, jak słabość i naiwność - jeśli jestem w złej sytuacji, to mam świadomość, że jest ona wynikiem działań moich i innych ludzi. Że nie ma jakiegoś "ukrytego znaczenia". Nie potrzebuję takich "motywatorów" - bo po co samego siebie oszukiwać?
Cytat:Decydując o życiu człowieka stawiamy siebie na równi z Bogiem. Czy to jest właściwa postawa chrześcijanina?
A Tomek, czy gdyby ktoś próbował zgwałcić Twoją żonę/dziewczynę, też byś się biernie przyglądał (w imię "nadstawiania drugiego policzka"), rozmyślając o tym, że najpewniej taka wola Boga? No bo przecież, w myśl tego, co powiedziałeś, broniąc żony/dziewczyny mógłbyś przeszkodzić Bogu w jego woli - woli dania Twojej żonie dziecka pochodzącego z gwałtu.
Z takim podejściem w zasadzie zawsze musiałbyś zachowywać się biernie. Bo np, jeśli przeszkodzisz złodziejowi w okradzeniu staruszki, możesz zniweczyć Bożą Wolę, by ową staruszkę czegoś nauczyć. Pomagając biednemu żebrakowi możesz zniweczyć zamiar Boga, by oswoić go z nędzą, i przez to "uszlachetnić".
Możesz powiedzieć: "Ale przecież jeśli pomagam takiemu biedakowi, to Bóg o tym wcześniej wiedział, ze pomogę, i uwzględnił to w swoich planach!". Ok. Ale w takim razie Bóg musiał wiedzieć też, że dana kobieta, zachodząc w ciążę, dokona aborcji. A jeżeli Bóg to przewidział, i mimo wszystko dopuścił do ciąży... oznacza to, że jednak aborcja była częścią jego woli. Więc jego wolą musiała być śmierć dziecka - więc żadnej woli nie złamałeś.
Wiem, że to zagmatwane. Ale tak właśnie się dzieje, jeśli się stosuje ideologiczne uzasadnienia do rzeczywistości. Działają w konkretnych przypadkach, ale wystarczy podstawić inny, i już dochodzi się do zwykłego bełkotu.
Podsumowując ten przydługi post, nie wierzę w żadne "boskie plany", "boże wole" itd. Bogowie dali nam świat, i dali wolną wolę. Jeśli coś się dzieje na świecie, to nie jest wynikiem interwencji bożej, ale wynikiem takich, a nie innych działań nas i otoczenia.
Dlatego też jestem za aborcją dla kobiet zgwałconych. I jestem za aborcją do chwili, gdy mózg nie jest jeszcze gotowy do pracy, do myślenia. Bo nie można mówić o śmierci, gdy nie jest spełnione podstawowe kryterium życia.