Nicol@ napisał(a):MSA napisał(a):2. Jest tylko jedno "ale" - tak naprawdę każdy leczy się sam, bo "tylko ty sam możesz zmienić samego siebie".
3. Wszelkiego rodzaju terapie, psychologowie, porady itp. mogą tylko wpływać i stymulować naturalne procesy.
Czyli ty odrzucasz pomoc fachowców: lekarzy - specjalistów od psychiki ludzkiej?
Tego nie rozumiem. Owszem, można sobie pomóc samemu, ale tylko w określonych granicach, można się leczyć, ale tylko "domowymi" sposobami. Rozumiesz o czym mówię?
Są dolegliwości, które wymagają rad specjalistów i o tych pisałam w swoim poprzednim poście. Ty temu zaprzeczasz.
Nie rób z siebie chojraka i mędrca.
Faktycznie, nie zrozumiałaś. Chodzi o to, że nikt, choćby i był największym specjalistą, nie będzie w stanie nic zrobić jeżeli pacjent nie pozwoli mu dotrzeć wgłąb siebie. A i wtedy ingerencja z zewnątrz sprowadza się do umożliwienia naturalnych procesów.
Tak samo jest z nauką, żaden, choćby i najlepszy nauczyciel, nie włoży ci wiedzy do głowy. Nie da się. On może tylko wyjaśnić, "pokazać drzwi, przez, które musisz już sam/a przejść" (bardzo lubię to porównanie).
Drizzt też wyjaśnił, przeoczyłem 4ta stronę
, ale już nie skreślam.
Nicol@ napisał(a):ja:) napisał(a):Z reguły płeć piękna potrzebuje wsparcia i oparcia, natomiast mężczyźni - rozwiązują problemy sami i potrzebują na to czasu i motywacji.
No nie wiem, czy czasem nie bywa odwrotnie?!
Odpowiem tym co napisałem akapit wcześniej:
Cytat:Wszystko fajnie, ale to podejście tylko i wyłącznie do użycia na facetach. I to tych, którzy nie są umysłowo kobietami a wbrew pozorom takich jest coraz więcej.
Ja naprawdę zwracam na tyle mało uwagi na zewnętrzną powłokę, że płci nie rozróżniam po piersiach i zaroście
. To co się ostatnio porobiło na tyle komplikuje sprawę, że ludzie są teraz dużo bardziej "pomieszani" jeśli chodzi o cechy (osobowości!) męskie/żeńskie.
Dlatego podejście indywidualne to podstawa.
Apropo samotności. Jest tu pewien dwuznacznik
. Można czuć się samotnym, albo być sam ze sobą. Rozumiecie różnicę? To dwie różne rzeczy...
Przywołam stary podział na intro- i ekstra- wertyków. Działanie wbrew swojej naturze jest możliwe, ale zazwyczaj na krótką metę. Ja np. nie znoszę tłumów, im większy tym krócej mogę w nim przebywać. Przy czym żeby było śmieszniej, to nie chodzi o samą tylko ilość tych ludzi
.
omyk napisał(a):Można szukać swoich zalet, tylko wielki będzie kryzys dopiero wtedy, kiedy się okaże, że tak naprawdę jesteśmy niczym - słabi, zależni, nieodpowiedzialni...
Wbrew pozorom kryzys nie ma negatywnego znaczenia, jak teraz próbuje się wmówić ludziom, ale neutralne. To nic więcej jak "moment przełomowy". Równie dobrze może zaszkodzić, albo pomóc.
omyk napisał(a):Kiedy się okaże, że wszelkie cienie dobra, które są w nas i tak bardzo nikłe, przytłumione naszymi grzechami i głupotą, zawdzięczamy jedynie Bogu i że od Niego mamy wszelkie dobro, a i tak zawodzimy na całej linii.
Z tym się bardzo nie mogę zgodzić. Chociaż... W sumie to chyba współczuję ludziom, którzy znajdą się w takiej sytuacji i będą tak myśleć.
omyk napisał(a):I w takiej konfrontacji z prawdą trzeba będzie wybrać - albo polegam tylko na Panu i uznaję, że w Nim jest moja siła, a z moich własnych słabości się szczycę - bo przez nie objawia się we mnie Jego wielka moc, albo - jeśli nie zaufam Jemu - będę się ciągle oszukiwać, pocieszać, usprawiedliwiać.
OK, ale ja widzę zupełnie inne możliwości
. Tylko proszę, nie wspominaj o "radykalizmie ewangelicznym"
. Ale zostawmy to, bo mam zupełnie inne podejście do własnych słabości i nie zwalam tak dużo rzeczy na Boga.
omyk napisał(a):Będę szukać szczęścia w zbijaniu kasy, udowadniać sobie własną doskonałość przez chorobliwą perfekcję, popadnę w aktywizm, żeby pocieszyć własne mniemanie o sobie. A tymczasem niczego to nie zmieni, niczego nie zaspokoi.
Hmm, to nie wiąże się bezpośrednio z poprzednim. Wszystkie te rzeczy można w życiu robić i być szczęśliwym, kwestia tylko dlaczego je robimy. A i owszem, mogą być destrukcyjne i niczego nie dawać.
omyk napisał(a):I umrę nieszczęśliwa - jeśli nie zaufam Panu.
To jest prawda o nas, a im szybciej się ją uzna, tym lepiej.
Przykro mi, ale prawda o ludziach jest znacznie bardziej dziwna i trudna do zrozumienia. No, przynajmniej ta "moja" prawda
.