Omyk, mechanizm krytyki dzisiejszych najbardziej zatwardziałych bojowników przeciwko kościołowi wygląda podobnie, jak przed wiekami w Rzymie. Patrzyli na chrześcijan którzy głosili hasła miłości i nawoływali do tego innych, sugerując im manipulację historią, bo cała ta wspólnota była jak wielki wrzód na... sumieniu. Co bardziej odważni - spoglądali do sal zgromadzeń przez dziurkę od klucza i opisywali później w swoich oficjalnych wystąpieniach takie słowa, jak chociażby niejaki Fronton:
Cytat:A już opowiadanie o sposobie przyjmowania nowych członków jest równie potworne, jak i znane wszystkim. Temu, który ma być wtajemniczony w świętości, podają dziecko mąką przykryte, by oszukać niebacznych. Kandydat widząc tylko mąkę i sądząc, że uderzenia będą niewinne, ślepymi i niewidocznymi ranami zabija niemowie. Oni zaś krew tego dziecka - co za okropność! - łakomie liżą, wśród bójki rozdzierają jego członki. Przy takiej ofierze przymierzem się łączą, a świadomością zbrodni dają sobie zakład wzajemnego milczenia.
Pomijam już fakt, że Fronton podejrzewał chrześcijan o pewne posthellenistyczno-dionizyjskie praktyki seksualne. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że oto sekciarze ci, mówią do siebie "bracie" i "siostro" bez względu na stan pokrewieństwa, a później zamykają się w domu jednego z nich, podobno na jakiś rozkosznych ucztach, w małych - kilkuosobowych, co najwyżej kilkunastoosobowych grupach?!
I też trochę zboczę z tematu, bo wiem omyk, że ty także lubisz rozbudzać umysły braci naszych Świadków Jehowy. Zazwyczaj jak im udowadniamy, że Jezus umarł jednak na krzyżu, to szukamy w pismach chrześcijańskich. A tutaj w zachowanych wielu tekstach, m.in. Frontona właśnie - krytyków chrześcijaństwa, już u końca I wieku i początku II (Fronton zmarł w 153 r.) - występują określenia - "czciciele krzyża". Tak więc i oni się na coś czasami mogą przydać.
Historia magna magistra.