Odnowie żyły odrzucając Tradycję
I tu jest problem rozumienia tradycji.
BO nawet "Tradycjonaliści" żyją często wbrew tradycji.
[ Dodano: Czw 17 Lut, 2011 17:13 ]
Tradycyjność, to cecha, która można przypisać większości kultur w historii, mniej lub bardziej bliskich Duchowi Katolickiemu. Kultury tradycyjne to te, które nazwać można: ludowymi, pierwotnymi, mistycznymi, religijnymi, obrzędowymi, itd.
Tradycyjność, czyli ciągłość, polega na przejmowaniu po przodkach tych środków, które miały zbliżyć do celu-doskonałości, miały być motorem-jak byśmy dziś powiedzieli- postępu. Możemy stwierdzić, że choć często przywiązywano się do owych środków, jak do rzeczywistych celów, a przez to negowano istotę własnej tradycji, rzeczywisty wysiłek kultur "religijnych", albo "mistycznych" mógł być owocny wtedy, gdy starano się zbliżyć " t r a d y c j ę " do " T r a d y c j i ". I taki wysiłek byłby konsekwentną realizacją zasad uniwersalnych charakterystycznych dla opisywanych tu kultur, z których jedna mówi, że istnieje jakiś nadrzędny ład, rzeczywista istota człowieka i świata, do której trzeba dążyć. A jeśli się do niej dąży, to znaczy, że się w niej nie trwa, że jest ona celem. A jeśli jest ona celem, to znaczy, że doczesny człowiek i cała reszta są wybrakowani, wyalienowani ze swej istoty. Bardzo rzadko powyższe założenie było przez jego użytkowników artykułowane. Było oczywistością, a więc nie przywiązywano uwagi do próby jego artykułowania inaczej niż praktycznie. W końcu zapominano o nim, skupiając się na skutkach ludzkich działań, które o niego się opierały, jak na celach.
Tradycja więc, jako wynik działań ludzkich również podlega alienacji, co doskonale scharakteryzował Kardynał Ratzinger w "Formalnych zasadach Chrześcijaństwa".
Kultury tradycyjne łączy również rzeczywista obecność religii w każdej sferze życia. Religia jest równa systemowi moralnemu i to ona reguluje stosunki społeczne, państwowe, rodzinne, czy indywidualne zachowania. Łączą je podobne pytania i dążenia, a także wyrazisty sposób klasyfikowania rzeczywistości, w którym jednoznaczność, a także opozycyjność są dużo silniej akcentowane, niż w tzw. "kulturze postępowej", która rozmywa granice między dobrem, a złem, niewiastą, a mężczyzną, prawdą a fałszem, świętym, a świeckim, pięknem, a brzydotą…
Wspólne dla kultur, ktore nazywam tradycyjnymi są również: większa centralizacja, symetria i porządek w kreowaniu rzeczywistości , a także związana z nimi hierarchizacja opozycji, wartości, społeczneństwa, obowiązków, otaczającej człeka rzeczywistości, itd…
Tzw. Nowoczesność jest w dużej mierze wynikiem decyzji i działań podejmowanych już od kilku stuleci, które w imię postępu miały zanegować i wyrugować powyższe cechy tradycyjne, uznane za przejaw zacofania, obłudy, przesądności, itd. Było kilka takich okresów w historii, kiedy naturalne sposobi kjlasyfikowania rzeczywistości chciano odrzucić, jako reprezentujące powyżej przytoczone cechy. Czy takie odrzucenie było możliwe? Nie. Bo człowiek nie może się wyzbyć tego, co jest jego koniecznym i pierwotnym narzędziem poznawczym. Ale w ową konieczność wpisane jest również, po grzechu pierworodnym zafałszowanie, niespójność, zaprzeczanie samemu sobie. A takim jest przeczenie kategoriom wg których porządkowała świat taksonomia zwana w enologii "ludową". Jednakże to, co w owej siatce taksonomicznej istotne, jest wspólne dla innych grup społecznych, było oczywistym sposobem myślenia o świecie również dla mieszczan, szlachty, duchowieństwa… Było oczywiste, na tyle, na ile nie zaczęto owych oczywistości negować, a ową negację włączać w powszechną świadomość danej społeczności, powiązanej wspólną kulturą określonego stopnia. Niestety, tego typu negacja jest głównym trzonem współczesnej, postępowej cywilizacji, a negacja tzw. zacofania zakorzeniła się w świadomości nawet katolików jako oczywistość. Oczywistość zwalczająca te wcześniejsze, tradycyjne, a w podstawowym rdzeniu wspólne całej ludzkości. I nasze pojmowanie świata jest nieustanną walką między tym, co zostało nam dane, nie waham się powiedzieć, jako zamierzony przez Stwórcę składnik istoty człowieczeństwa, a tym, co w wyniku próby negacji pierwotnego składnika i dzięki posiadaniu wolnej woli wymyślił sobie człowiek. Człowiek który myślał, że to od niego zależy jaka jest jego istota, że jest ona taka jak aktualny kaprys jednostki ją widzi…
Chrystus zaś, którego my wyznajemy przyniósł naukę, która spełniała wymogi owych kultur religijnych. Co więcej: stała się Ona ich "Doskonałym Wypełnieniem", a więc uczyniła je jeszcze bardziej tradycyjnymi. Przyprowadziła do ideału, który starały się osiągnąć, ale nie mogły, czego obrazem jest mitologiczne wytaczanie syzyfowego kamienia. Kamień mógł wtoczyć na sztyt góry dopiero Chrystus. Ewangelia spełniła wszystkie oczekiwania, odpowiadała na nieodgadnione pytania i wskazywała to, czego niezliczone ilości kultur tradycyjnych poszukiwały poprzez przeróżne swoje formy: mity, rytuały, obrzędy, zasady, zwyczaje i obyczaje. Pewnie dlatego Chrześcijaństwo, mimo prześladowań rozprzestrzeniało się w pierwszych wiekach tak szybko.
W kulturach tradycyjnych większość czynności podejmowanych było w odniesieniu do sacrum. I to co święte kształtowało świeckie, a nie (jak dziś często bywa) na odwrót. W dzisiejszym, zdesakralizowanym świecie pozbawia się wszystkiego owego odniesienia. Co więcej: nawet to, co nazywa się świętym, pozbawione zostaje większości przymiotów, któreby na ową świętość wskazywały. Jeśli więc ktoś nawet szczerze i pobożnie uznaje, że święte powinno kierować świeckim, to nie ma możliwości konkretnego rozumienia owej zależności, bo nie wie gdzie kończy się sacrum, a gdzie zaczyna profanum. Albo jest przekonany do błędnych kryteriów owych kategorii i nieświadomie wypacza powyższą zależność w konkretach, w działaniach.
I właśnie dlatego współczesny katolicyzm zdaje się być często zewnętrznie mniej katolicki, niż tradycyjne religie pogańskie. Nie oznacza to, że katolików nieutożsamiających z ową tradycyjnością w jej rzeczywistym sensie uznaję za pogan, lub gorszych katolików. Bo nawet nie biorąc pod uwagę ważnej zasady tradycyjnej katolików, mówiącej, by nie osądzać naszych braci, należy z wielu względów uznać, że taka ich, nasza postawa jest wynikiem niezawinionej niewiedzy i "oszustwa" ze strony współczesnej kultury.
Doświadczenie uczy, że wielu katolików odrzucających część tradycyjnych cech katolicyzmu jako zacofanych, obłudnych, faryzejskich- złych to ludzie, którzy szczerze pragną wypełniać wolę Chrystusa w swoim życiu, nierzadko mając mniej do zarzucenia sobie w tym najważniejszym punkcie, niż "tradycjonaliści". Trzeba ich raczej wspomagać, a nierzadko naśladować w tej woli, bo są raczej oszukanymi, ofiarami, niż winowajcami. Z tej racji mogą cierpieć wiele wewnętrznych rozterek i wątpliwości. Jeśli ktoś przekręcił na ich drodze drogowskaz do nieba w stronę przeciwną, to Bóg albo za życia albo po śmierci objawi im drogę właściwą. A do nieba dostaną się jeśli chcą i wierzą, bo i tak sami nie doszliby do końca drogi, bo i tak tylko Chrystus może nas przeprowadzić przez ostatni odcinek prowadzący do Bram Nieba, tylko on kamień postawić może trwałe na szczycie góry. Już postawił…Na Golgocie!
Jeśli więc bez własnej winy błądzą, to On ich na ten odcinek sprowadzi i żadnej niewinnej owieczce nie pozwoli przekroczyć krawędzi odchłani. Bo jest Dobrym Pasterzem.
Tak na prawdę w każdym z nas jest mniej, lub więcej takiego "nowoczesnego katolika", bo wychowując się w "nowoczesności" nasiąknęliśmy nią, chcąc nie chcąc, bo takie są prawidła wychowania. Nawet jeśli uznajemy się za "tradycjonalistów", to zapewne nie wszędzie dobrze rozumiemy ową tradycyjność.
I często rzeczy oczywiste, których nie poddajemy analizie są z ta tradycją sprzeczne. Ale my nawet nie wpadliśmy na pomysł, że tak może być.
Pamiętam, może trochę w sposób przeinaczony pewien film o Barabaszu. Ów Barabasz znany z Biblii chciał się nawrócić i zostać Chrześcijaninem. Słyszał pogłoski( które później okazały się fałszywe), że Chrześcijanie podpalili Miasto. Chcąc wykazać gorliwość i szczerą chęć nawrócenia, sam zaczął podpalać, uznając że tak przyłączy się do Kościoła i wypełni wolę Bożą.
Podobnie postępować mogą dziś nie tylko niektórzy tradycjonaliści, ale również inne środowiska, które widzą rozdźwięk miedzy Nauką Kościoła i przykładem Świętych, a wpółczesną kulturą popieraną nawet w Kościele (choć nie przez Kościół). Te środowiska więc przyjmować mogą z zupełnie szczerych pobudek postawy, które powszechnie, ale fałszywie przypisano Tradycyjnemu Katolicyzmowi…
I podziwiałem postawę BaraBasza. Dlatego podziwiam postawę Tradycjonalistów i w większości się z nimi zgadzam.
Często Ci, którzy krytykują tradycjonalizm, zachowują się tak jak członkowie Kościoła, którzy wierzą, że Chrześcijanie rzeczywiście podpalili Rzym( o ile to był Rzym, ale to nie istotne), bo tak gada perswazja i większość i odcinają się od "podpalaczy" i tej części ich poglądów(tym razem prawdziwych, słusznych), które rzekomo skłoniły do podpalenia…
I od takiego odrzucenia własnych korzeni, w wyniku kłamstwa, które nazwać można "Neronowym" zaczęło się przyleganie do równie "Neronowej" wizji wartości, które z nazwy i teorii musiały brzmieć jak Chrześcijańskie, by nie wzbudzić podejrzeń dobrych ludzi, ale w konkretnej realizacji zaczynały rażąco odbiegać od przykładu konkretnych postaw Świętych.
Żeby usprawiedliwić tą rozbieżność użyto nieco zafałszowanych argumentów: dostosowania się do nowych czasów i prymatu intencji nad czynem realnym.
Ta modyfikacja musiała być przeprowadzona tak, by pozornie nic się nie zmieniło…
Jako ludzie należymy do ciasta społeczeństwa…kultury. Kwas złych wzorców, które kiedykolwiek miały z nami styczność, musiał zakwasić i nas, kiedy nie odparliśmy jego wpływu. A nie mogliśmy odpierać, jeśli nie mieliśmy pojęcia, że jest zły, szczególnie wtedy gdy byliśmy dziećmi i dopiero poznawaliśmy, co jest dobre, a co złe. A nie mieliśmy pojęcia, bo dawno temu ktoś rozpowszechnił tezę, że to, co złe wcale nie jest złe.
Z jakimiśmy przestawali takimiśmy sie stali! Bo tego z kim przestajemy nie możemy sobie wybrać, kiedy jesteśmy dziećmi i automatycznie przestajemy z rodzicami, lub wychowawcami i takimi treściami i osobami jakie do nas docierają. Nie możemy sobie wybrać, póki nie znamy kryteriów wyboru środowiska, kryteriów potrzebnych do podejmowania decyzji. Tych kryteriów uczy nas otoczenie najczęściej od nas niezależne, z którym w pierwszych latach życia przestajemy. Uczy nas ono całego sposobu życia. Jeśli więc jego część chociażby kieruje się zasadami złymi, niezgodnymi z katolicyzmem, to i my będziemy mieli podobne klasyfikowanie rzeczywistości przeszczepione. Chyba że zostaniemy przestrzeżeni przed złymi wpływami- słowem i przykładem. Wtedy będziemy mogli albo odrzucić, albo przyjąć to, przed czym jesteśmy przestrzegani. Ale w człowieku jest coś takiego jak skłonność do złego, dlatego,by skłonność owa się nie ujawniała należy unikać dobrowolnego spotkania ze złem. Jeśli jednak rodzice nie przestrzegają przed pewnym złem, którego sami nie widzą tam gdzie powinni, to dzieci przyjmą je nieświadome owego zła. Jeśli nawet rodzice będą przestrzegać dzieci, ale nie odgraniczą ich od przykładów błędów to skłonność do grzechu może coraz bardziej uaktywniać. Dziecko bowiem nie zdążyło jeszcze ustabilizować własnego systemu moralnego, bo cały czas stwarzają się jego podstawy. Poza tym na dziecko wpływa tzw. p r e s j a otoczenia , tak mocno determinująca zachowania dziecka i to nie tylko ta zwana ś r o d ow i s k o w ą i s p o ł e c z n ą , ale poszerzona, p r e s j a k u l t u r o w a. Autorytet rodziców może więc powoli słabnąć i zanikać, jeśli konkurencję zrobi mu inny autorytet, serwujący przeciwne treści, szczególnie wtedy gdy jego oferta będzie atrakcyjna, pozornie dobra, kamuflująca zło, a przy tym wszechobecna. Dziecko nie odróżnia bowiem wielu kamuflaży. Czy nie przypopmina to dzisiejszej relacji dziecko-rodzice-inni "wychowawcy"?
W stwarzaniu kręgosłupa moralnego dziecka biorą również udział te złe bodźce, przed którymi rodzice dzieci nie ukrywają. Nazwać je można inaczej zgorszeniem, złym przykładem. Obrona przed nim zaś jest cechą większości kultur tradycyjnych
[ Dodano: Czw 17 Lut, 2011 17:15 ]
Tradycja to nie jest zbiór twierdzeń do wierzenia, ale pewien sposób życia, pewna struktura...
proszę was rozważcie słuszność mód, muzyki, zabaw, kultury- współcześnie, również analitycznie.
|