Zabieg zrzucania winy na katolików zajmujących się polityką jest o tyle pokrętny, co i skuteczny, choć także samousprawiedliwiający.
Tymczasem
nie ma nic złego w łączeniu wiary z życiem społecznym - jest to naturalne i ma także znaczenie polityczne. Co więcej, Kościół oficjalnie zachęca swych wiernych do zaangażowania społeczno-politycznego:
Cytat:Gdy wierni świeccy wypełniają wspólne powinności obywatelskie, kierując się «głosem sumienia chrześcijańskiego" oraz zgodnie z wartościami, które ono dyktuje, spełniają także właściwe sobie zadanie ożywiania duchem chrześcijańskim porządku doczesnego, respektując jego naturę i prawowitą autonomię oraz współdziałając z innymi obywatelami z właściwą sobie kompetencją i na własną odpowiedzialność. Z tego fundamentalnego nauczania Soboru Watykańskiego II wypływa wniosek, że «świeccy nie mogą rezygnować z udziału w 'polityce', czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra», a która obejmuje umacnianie i obronę takich dóbr, jak porządek publiczny i pokój, wolność i równość, poszanowanie życia ludzkiego i środowiska, sprawiedliwość, solidarność itd.
Kongregacja Nauki Wiary. Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/...12002.html
Tak więc naiwnością jest twierdzenie, że zło wylęga się z polityki. Demonizowanie polityki jest bowiem i śmieszne, i dziecinne. Obowiązkiem obywatela, zwłaszcza obywatela-katolika jest świadomy udział w życiu własnej społeczności i wprowadzanie weń ducha Ewangelii.
Prawdziwy problem poruszony przez Nicolę sięga głębszych warstw psychiki apostaty. Ale dziś już późno, więc może jutro nieco rozwinę.