No, pomysł bardzo dobry - a teraz trochę praktyki: W każdą pierwszą niedzielę miesiąca jest zbierana dodatkowa taca na książki dla nowożeńców. Już słyszę te komentarze: "moja córka za mąż nie wychodzi, żebym musiała płacić za prezenty", "na pewno ksiądz odłoży sobie tą kasę do nowej bryki", "księżom się już w głowach przewraca, jak myślą, że my mamy pieniądze na takie bzdury" - itd., itp.
Prezenty finansowane z ogólnych pieniędzy parafii? Świetnie - tylko najpierw trzeba ogrzać kościół w zimie (co daje grube tysiące w każdym sezonie grzewczym), najpierw kwiaty na ołtarz, najpierw sprzątanie świątyni, remonty, uszczelnianie okien, itp., potem dalsze inwestycje. Być może niektóre parafie byłoby na to stać - ale przeciętnej polskiej parafii z kilkudziesięcioletnim kościołem, w którym jest masa rzeczy do zrobienia niestety na to nie stać...
Choć sam pomysł świetny.
Myślę, że dobrą jego realizacją byłby prezent dla młodych od ich rodziców w postaci książki typu "miłość i odpowiedzialność" z życzeniem, żeby ją przeczytali i zastosowali
To praktyczniejsze od życzenia "wszystkiego dobrego" i obserwowania, jak młode małżeństwa docierają się przez lata, bo nie wiedzą ani czym jest miłość, ani czym odpowiedzialność...