pafni, ja z zawodu jestem filologiem i, uwierz mi, mam fisia na punkcie nadinterpretacji i różnych innych interpretacyjnych/kontekstualnych niedociągnięć, przeoczeń, nadwidzen, przewidzeń, przywidzeń itd.
W każdym tekście, a w Biblii zwłaszcza. Dla mnie, jako filologa, nawet gdybym była niewierząca (kiedyś byłam) Biblia broni się sama (nie będę tu uszczegóławiać, bobym z tydzień pisała
Nawiasem mówiąc, do wiary mnie doprowadziła Biblia (+ potem Tradycja Kościoła, która tez dla mnie jest spójna i logiczna tak, że mózg mały, mnie - jako megakrytyczną wobec wszelkich tekstów i autorów osobę.
A, a odzwierciedlenie w życiu wierzących się nie udaje w 100 procentach, bo jest coś takiego jak grzech pierworodny, dlatego do Ideału zbliżamy się mniej lub bardziej, ale nigdy z Nim identyczni nie jesteśmy.
I dlatego potrzebujemy (i mamy) Zbawiciela
Ścisłe (wg definicji i myśli Założyciela) rzecz biorąc, chrześcijaństwo nie jest religią, tylko (mistycznie obecną) Osobą