Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Głęboki las
Autor Wiadomość
Razen Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 435
Dołączył: May 2010
Reputacja: 0
Post: #1
Głęboki las
Witam. Chciałbym przedstawić wam fragment autorskiego opowiadania - wklejam tutaj tylko część, reszta będzie pojawiała się w miarę regularnie na moim pisarskim blogu: http://jacobscott.blox.pl/html

Opowiadanie:

Głęboki las

Opowiadanie dedykuje pewnemu psu, który dawno temu wyprowadził mnie z głębokiego lasu.

Panie jestem tylko człowiekiem.
Jestem zmęczona i chcę iść do domu
Pozwól mi jechać na plecach diabła
Ale oszczędź moją duszę
Zachowaj moją duszę


Katzenjammer

Rozdział 1.

1.

Alan biegł. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby pokonywał w tym czasie choć minimalny dystans. Tymczasem on nie przemieścił się nawet o metr. Ucieczka jest naturalną reakcją, każdego stworzenia na ziemi, które zdało sobie sprawę z tego, że nie wyjdzie cało z nadciągającej potyczki. Tym bardziej jeśli w środku nocy znajduje się w nieznanym sobie lesie.
I goni je wielki pies o czerwonych, wybałuszonych ślepiach i pianie obficie cieknącej z pyska.
I to coś wcale nie jest psem.
Zęby wbijające się w łydkę przerwały ucieczkę, zdającą się trwać całe wieki. Upadek. Pobudka

2.

Dzień był bardzo słoneczny. Przez gęste konary drzew przebijały się letnie promienie słoneczne. Las wypełnił się porannym śpiewem ptaków, a woń kwitnących roślin wręcz drażniła nozdrza. Taki obraz lasu znacznie bardziej spodobałby się Alanowi, gdyby tylko wiedział jak się w nim znalazł.
Raptownie zerwał się ze ściółki i wykonał obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni, próbując ogarnąć wzrokiem zastany przez siebie krajobraz.
— Boże, gdzie ja jestem? — zapytał sam siebie.
Nie otrzymał odpowiedzi. W zasadzie dziwne by było gdyby ją otrzymał - choć nagłe przebudzenie w środku lasu, także nie należy do całkiem normalnych sytuacji. Zwłaszcza jeśli jesteśmy pewni, że zasypialiśmy w wygodnym łóżku, w cieple domowych ścian.
— Hej, jest tam ktoś?!
Nasłuchiwał odpowiedzi.
Las milczał.
Rozejrzał się raz jeszcze, strzepał resztki ściółki z koszulki, po czym usiadł pod pobliskim drzewem. Nerwowo sięgnął do kieszeni dżinsów sprawdzając ich zawartość – ukuł się jednym z trzech małych kluczy scalonych żelazną obręczą. Na opuszku palca wskazującego wystąpiła mała kropla krwi. Odruchowo włożył go do buzi.
Klucze są; paczka papierosów z jedną czwartą zawartości – jest; zapałki – są; telefon zakupiony niecały tydzień temu – jest. Zasięgu oczywiście nie ma.
Przynajmniej bateria jest dobrze naładowana – cztery kreski na pięć, nie jest źle.
Godzina dziesiąta trzydzieści. Dość późna pobudka.
Wszystko się zgadza (przydałby się tylko zasięg), ale właściwie jak ja się tu znalazłem? – pomyślał, po czym zaczął racjonalnie analizować tą sytuację. Przyszły mu do głowy trzy wyjaśnienia: narkolepsja, alzheimer i wyjątkowo dobra impreza. Dwadzieścia lat to trochę za wcześnie na alzheimera, a gdyby faktycznie podróżował podczas snu raczej miałby na sobie piżamę. Alkoholu nie spożywał od siedemnastego roku życia, od tej felernej imprezy na której dał się ponieść namiętności... ze swoim przyjacielem. Było to prawie najwstydliwsze wspomnienie jakie ukrywał skrzętnie przed całym światem.
Prawie najwstydliwsze.
Cóż pozostało robić, jak nie iść w losowo obranym kierunku i liczyć na łut szczęścia. I co jakiś czas zerknąć na wskaźnik zasięgu w telefonie. Każdy las się kiedyś kończy. Gdy już z niego wyjdzie, prawdopodobnie zapuka do drzwi pierwszego dostrzeżonego przez siebie domu i zapyta o nazwę tego przeklętego miejsca. Dopiero w domu głowił będzie się jakim cudem się tutaj znalazł.
Przestrzeń po jego lewej stronie zdawała się być słabiej porośnięta, co ułatwiłoby wędrówkę. Jednak jako wzorowy harcerz (zawsze pragnął nim zostać) postanowił odnaleźć północ i w tym kierunku podążać – idąc po linii prostej najszybciej opuści las.
Wstał powoli i rozpoczął poszukiwanie mchu na drzewie przy którym siedział. Gdy już odnalazł północ, ruszył pewnym krokiem.

3.

O godzinie jedenastej pięć zauważył, że wskaźnik baterii w jego komórce spadł o jedną kreskę. Zasięg pozostawał bez zmian.
Poczuł się nieco głodny, jednak jego wiedza na temat przetrwania w lesie była znikoma (łamane przez zerowa), toteż darował sobie poszukiwań pożywienia. Był przekonany, że nie będzie musiał się o nie starać – każdy las się kiedyś kończy. Wiedział jednak, że palenie papierosów niweluje uczucie głodu. Dobry pretekst do porannego fajka.
Usiadł więc pod najbliższym drzewem i wyciągnął jednego z pięciu pozostałych papierosów. Udało mu się podpalić go jedną zapałką, którą następnie mocno wbił w ziemię. Zostało jeszcze ponad pół paczki.
Zaciągnął się i swobodnie wypuścił dym z płuc. Zaczął okazyjnie popalać na swoich pierwszych imprezach z alkoholem. W wieku osiemnastu lat dawkowana przyjemność płynnie przeszła w nałóg. Po spaleniu dwóch trzecich papierosa zdał sobie sprawę z tego, że nosi w sobie spory zapas uryny, który powoli zaczął dawać o sobie znać. Wstał i już po chwili, z papierosem w ustach oddawał mocz celując w nieznanego mu białego grzyba (nieco nadjedzonego przez pasożyty). Ocena celności: dziewięć na dziesięć. Gdy skończył zapiął rozporek swoich dżinsów, po czym rozejrzał się instynktownie za siebie. Właśnie wtedy dostrzegł coś błyszczącego. W pierwszej chwili obstawiał, że jest to jakaś pusta butelka odbijająca promień słoneczny w jego kierunku.
— Czy pani od przyrody nie ostrzegała was o wielkim zagrożeniu pożarem? Przecież to sztandarowy przykład! - pomyślał uśmiechając się do siebie, po czym ruszył w kierunku odbłysku.
Jeśli to faktycznie szklana butelka po "napoju alkoholowym" to najdalej dziesięć kilometrów stąd mieszkają jacyś ludzie – a ludzie oznaczają cywilizację.
Biegł więc w kierunku światła, a ono wydawało się w ogóle nie przybliżać. Pokonał jakieś dwadzieścia metrów, po czym stracił je z oczu. To wydawało się dziwne. Prawdopodobnie zmienił się kąt padania światła, więc obiekt zdał się zniknąć gdzieś w gąszczu leśnej roślinności. To jednak nie oznaczało, że go tam nie ma, należało po prostu podążać dalej w tym kierunku – i tak też uczynił.

4.

Minęła niemal godzina. Alan zdeterminowany gnał przed siebie w dość szybkim marszu i prawdopodobnie maszerowałby tak dalej co najmniej przez jeszcze jedną godzinę, gdyby nie balast który ze sobą dźwigał. Właściwie nie ze sobą, a w sobie. Od zawsze nosił przy sobie paczkę chusteczek higienicznych (ot na wypadek kataru czy ślinotoku), lecz tym razem wszystko wskazywało na to, że będzie musiał zadowolić się liśćmi.
I tak też się stało. Witamy w dżungli.
Gdy oczyścił kiszki poczuł się lekki, pusty niczym dmuchany balonik. I z chęcią zapełniłby tę pustkę. To uczucie powszechnie nazywane głodem. Tak, był trochę głodny – o tej porze prawdopodobnie spożywałby obiad składający się z kilku burgerów lub mrożonej pizzy. Lubił fast-foody – jak każdego przeciętnego dwudziestolatka nie interesowały go tajniki zdrowego żywienia – gardził sałatkami (żarcie dla królików) i dietą lekkostrawną (żarcie dla niedołężnych starców z kilkudniowym zaparciem), ale dzisiaj wiele by dał za jakiekolwiek jedzenie. Nie mówiąc już o zapiekance XXL z podwójnym serem i kukurydzą i zimną colę prosto z lodówki. Tak, okropnie chciało mu się pić. W ustach miał kwaśny posmak, a gęsta ślina zbierała się leniwie próbując zwilżyć jamę ustną. Przystawił otwartą dłoń do twarzy i dmuchnął – zapach który poczuł nie należał do najprzyjemniejszych. Krzywiąc się lekko, podszedł do pobliskiego krzaka i zerwał z wysoko położnej gałązki soczyście zielonego liścia. Starał się najdokładniej jak potrafi pozbyć się nim osadu z zębów. Poczuł przyjemny lekko gorzkawy smak. Zerwał trzy kolejne liście i zaczął je przeżuwać. Uczucie suchości w ustach może nie ustało, ale zmniejszyło się do znośnego poziomu.
Chcąc sprawdzić która jest godzina wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Na nieaktywnym wyświetlaczu ujrzał twarz zaspanego młodzieńca o okrągłych rysach twarzy na której pojawiał się lekki zarost. Nigdy nie cierpiał na nadwagę – uważał, że nieco ponad siedemdziesiąt kilogramów to dobra waga w stosunku do stu-dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu. Prosty t-shirt, wytarte dżinsy i równie wiekowe adidasy (ale za to jak wygodne) – strój codzienny Alana Doghta, studenta pierwszego roku psychologii. Ot przeciętniak, któremu zawsze niewiele brakowało do stypendium – niewiele, ale zawsze.
Mały zastrzyk gotówki byłby bardzo pomocny, mimo tego, że nadal siedział na garnuszku u rodziców planował wkrótce wyprowadzić się z rodzinnego domu. Zawsze chciał się stamtąd wyrwać, nie z powodów finansowych (nigdy niczego mu nie brakowało), ale ze względu na jego relację z domownikami. Szczególnie z ojcem. Matka harowała jak wół w lokalnej wytwórni ciastek w czekoladzie "Linczek" ("BEST COOKIES FOR EVER!") – doceniał to, mimo tego jak niewiele czasu pozostawało jej na wychowanie pociech. Młodszym dzieckiem była jego siostra, z którą ciągle się mijał. Gdy wracała ze szkoły (ostatnia klasa gimnazjum) zasiadała za książkami i uczyła się do wieczora. Następnie przychodził po nią chłopak i razem udawali się na wieczorny spacer po uliczkach wschodniej części miasta. Ewentualnie do parku, zapewne po to by potajemnie wypić piwo czy zapalić papierosa.
Jednak oni nie stanowili problemu. Był nim ojciec. Pięćdziesięcioletni, szczupły mężczyzna, który zawsze, ale to ZAWSZE miał rację (przynajmniej w swoim mniemaniu). Księgowy w firmie zajmującej się przewozem osób niepełnosprawnych – którzy jak powiada "nie są przystosowani do życia, więc nie powinni kurwa żyć!". Na szczęście on decydował jedynie o pieniądzach z ich podróży.
Konwersacja z Albertem Doght zawsze sprowadzała się do jednej niezmiennej sentencji, którą powtarzał odkąd tylko Alan usłyszał ją pierwszy raz (a zapewne i znacznie dłużej): "Młody jesteś, ale z czasem zobaczysz, że miałem rację". Zawsze gdy ją wypowiadał na jego twarzy pojawiał się mały triumfujący uśmieszek. Widocznie uznawał ją za argument ostateczny – absolutnie nie do przebicia. Tymi słowami zazwyczaj kończył dyskusję – jego było na wierzchu i to wystarczyło. Zazwyczaj.
Gdy argumenty, któregoś członka rodziny były na tyle silne by podstawić go pod ścianą, wypowiadał drugą sentencję – definitywnie ostateczną. Tak jak wtedy, gdy Alan nie zgodził się z poglądem, że "pacyfiści to parszywe cioty" – który ojciec wygłosił podczas spożywania niedzielnego obiadu, było to pod koniec ostatniej zimy, w czasie konsumpcji pierwszego dania – zupy kapustowej. Po nawałnicy (całkiem sensownych) argumentów ze strony syna nastała chwila ciszy. Ułamek sekundy w którym na twarzy Alberta Doghta pod maską spokoju pojawiła się istna furia - dolna szczęka drżała, czoło zmarszczyło się wręcz nienaturalnie a policzki zdawały się płonąć. Ale to oczy wyrażały wszystko co się w nim działo, tępe spojrzenie jakby czymś oszołomione zwiastowało ciszę przed burzą.
Bum! Stało się – wybuch.
— Jak chcesz krwi to ją kurwa będziesz miał! – twarz rozciągnęła się w krzyku, a szeroko otwarte usta obnażyły zaniedbane pożółkłe zęby. W oczach nie było już cienia spokoju – tylko złość. Czysta nienawiść.
Czy młodzieniec chciał krwi czy nie (a wierzcie mi, że nie) – dostał ją. Tamtego popołudnia musiał ścierać ją z dywanu. Nie był to pierwszy raz gdy stary pasek z ciemnobrązowe skóry spadał na niego z siłą ojcowskiej ręki. Alan wiedział też, że nie ostatni i tu miał rację. Obrywał po twarzy, ojciec dawno przestał bić go po tyłku czy plecach (to za mało boli), jednak tym razem oberwał także po genitaliach. Na domiar złego samą klamrą. Ciemna plama natychmiast pojawiła się w kroku jasnych dresowych spodni. Łzy spłynęły po policzkach mieszając się z krwią sądzącą się obficie z nosa. Upadł, ale po chwili wstał obawiając się by ciepły mocz nie stworzył plamy na białym frotowym dywanie. Niestety pochylając się nad nim kilka kropel krwi skapnęło z jego podbródka tworząc na nim kontrastującą (wręcz artystyczną!) plamę. Ojciec stał nad nim, triumfalnie opierając dłonie o swe biodra i śmiał się w głos. Gdy przestał z wyraźną satysfakcją w głosie wyrzucił:
— Widzisz co narobiłeś szczylu?!
Zaśmiał się raz jeszcze i udał się w kierunku kuchni by (jak to miał w zwyczaju po "udanej konwersacji") zapalić papierosa.
Resztę dnia Alan spędził zamknięty w swoim pokoju. Ojciec odebrał mu honor. To był najgorszy dzień w jego życiu.


Na teraz to wszystko wypatrujcie reszty na:
http://jacobscott.blox.pl/html

Pozdro.

[Obrazek: much-ado-about-nothing.jpg]
22-02-2013 20:21
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
grazka78 Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 3
Dołączył: Oct 2013
Reputacja: 0
Post: #2
RE: Głęboki las
ufff przebrnęłam, dość ciekawe. Masz inne?
18-10-2013 18:50
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
jasmin.nowak123 Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 5
Dołączył: Nov 2013
Reputacja: 0
Post: #3
RE: Głęboki las
Właśnie ostatnio robiłam sobie eksperyment z chłopakiem - mieliśmy 15 minut na zapełnienie jednej strony a4 jak najciekawszym tekstem. Myślałam, że mam talent, że może kiedyś spróbuję napisać coś dłuższego. Nic bardziej mylnego - chłopak uświadomił mnie (całkiem słusznie zresztą), że moje pisanie nie nadaje się do niczego.
Przykro mi to mówić, ale autorze w tym tekście jest także straszie dużo niedoróbek i przede wszystkim źle się całość czyta. Może daj to znajomemu, członkowi rodziny i poproś o jakieś sugestie odnośnie tego, co powinieneś poprawić?
01-11-2013 01:17
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
diamentowy Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 1
Dołączył: Apr 2014
Reputacja: 0
Post: #4
RE: Głęboki las
Mnie się bardzo podoba - lubię takie klimaty. Mam ochotę na więcej Twoich tekstów, lecz niestety adres bloga nie działa. Czy ktoś wie, gdzie można znaleźć więcej opowiadań forumowicza Razen?

oprocentowanie - ranking banków
14-04-2014 17:57
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
kasian85 Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 3
Dołączył: Apr 2015
Reputacja: 0
Post: #5
RE: Głęboki las
Mi rowniesz bardzo sie podoba, klimatyczne... no wlasnie gdzie reszta tekstow? Moze jakas ksiazka ? Uśmiech

kamagra
12-04-2015 22:35
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
KKasia Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 30
Dołączył: Dec 2014
Reputacja: 0
Post: #6
RE: Głęboki las
Blog niestety nie działa już Smutny A szkoda, bo fajnie piszesz...

______________________
piosenki religijne dla dzieci
korepetycje pedagogika
13-05-2015 20:27
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
goniakuczok Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 1
Dołączył: Jul 2015
Reputacja: 0
Post: #7
RE: Głęboki las
Widać było potencjał, ale jak widać zabrakło chyba chęci...

Konta-oszczednosciowe.blogspot.com - porównanie kredytów hipotecznych
14-07-2015 16:19
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów