Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Niebezpieczna joga
Autor Wiadomość
Moniczka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 804
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #16
 
kempes napisał(a):Powtarzanie jakiegos tekstu wielokrotnie to 'medytacja z mantra'. Nie przypomina Wam to przypadkiem modlitwy? Czy po modlitwie nie czujecie przypadkiem spokoju i odprezenia? Dlaczego modlitwa rozancowa jest dobra, a powtarzanie 'mmmm' przez 10 minut jest zle??


bo w modlitwie nie chodzi o to żeby uspokoić się jakimiśtam słowami, tylko o to żeby stanąć w czyjejść obecności, spotkać się z kimś. Dlatego nie rozumiem porównania...

[ Dodano: Czw 15 Gru, 2005 20:32 ]
kempes napisał(a):[Co nie zmienia faktu, ze wlasne tak wplywa na umysl. Nazwijmy to skutkiem ubocznym, ale jakze wartosciowym.

No chyba że tak Uśmiech

A swoją drogą to rzeczywiście ciakawe... Skoro nie przywołujemy świadomie żadnych złych duchów, to jak one mogą zostać przez nas przywołane jeśli my tego bezpośrednio nie chemy? Nawet jeśli jakieś słowo oznacza imię złego ducha - to jeśli nie wymawiamy go świadomie, to właściwie co z tego?
15-12-2005 21:27
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Aslan Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 494
Dołączył: Aug 2005
Reputacja: 0
Post: #17
 
Moniczka napisał(a):A swoją drogą to rzeczywiście ciakawe... Skoro nie przywołujemy świadomie żadnych złych duchów, to jak one mogą zostać przez nas przywołane jeśli my tego bezpośrednio nie chemy? Nawet jeśli jakieś słowo oznacza imię złego ducha - to jeśli nie wymawiamy go świadomie, to właściwie co z tego?

swoją drogą to rzeczywiście ciekawe- nikt jednak nie zbadał mechanizmów rządzących złymi mocami. nie musimy wcale być źli, żeby one wniknęły w nas.
w sumie cala ta sprawa jest za bardzo skomplikowana, coby w naszych umysłach ją rozstrząsać. ale należy zawsze pamiętać, że mamy największą siłę, którą daje nam CHRYSTUS.
swoją drogą- jeszcze raz polecam obejrzenie "egzorcyzmów Emily Rose"- może nie jest to najwyższy kunszt filmowy, ale daje doskonały pogląd na sprawy opętania.

Wydoby? mnie z do?u zag?ady
i z ka?u?y b?ota,
a stopy moje postawi? na skale
i umocni? moje kroki.
I w?o?y? w moje usta ?piew nowy,
pie?? dla naszego Boga.
Ps. 40
15-12-2005 21:55
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Moniczka Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 804
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #18
 
Emily Rose? Z tego co wiem to historia na której oparto film jest na tyle oryginalnym przypadkiem opętania że trudno by dzięki niemu dowiedzieć się czegoś o opętaniach ogólnie. Podobno ta dziewczyna była bardzo religijna i wzięła na siebie te złe duchy z miłości do Jezusa i do tych które one miały dręczyć. Ale sprawa jest badana więc nic pewnego nie da się powiedzieć na razie - chyba.
15-12-2005 22:57
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Kyllyan Offline
peregrino
*****

Liczba postów: 1,068
Dołączył: Nov 2005
Reputacja: 0
Post: #19
 
Bóg stawarzając nas na obraz i podobieństwo swoje dał nam wielki dar: Wolną wolę. Dar tak wielki, że teraz nawet sam Wszechmogący Bóg, sam z siebie nie ma dostępu do mojej duszy dopóki sam go do niej nie zaproszę.I jeśli go już zaprosiłem, uznając za swego Pana i Zbawiciela, to już mnie nie opuści dopóki będę wierny. A więc, by zostać opanowany przez szatana, musiałbym zrobić dwie rzeczy: Świadomie odwrócić się od Boga i świadomie zaprosić szatana.
Niebezpieczeństwo róznych ćwiczeń pochodzących z innych systemów religijnych polega na tym, że mogę się w nie wciągnąć, od nich uzależnić i odejść od Boga.
Ale nie dotyczy to tylko yogi. Była nas grupka przyjaciól, która miała wspólną pasję. Biegaliśmy matatony. I był wśród nas jeden, który zawsze chciał być najlepszy. Trenowałiśmy co drugi dzień. On najpiew codziennie, potem dwa razy dziennie. Gdy my wyjeżdżaliśmy sobie w świat pobiec jakiś maraton ze 3 - 4 razy w sezonie on po jakimś czsie biegał już co miesiąc. On już poza bieganiem nie miał żadnych zainteresowań. Najpiew rzuciła go żona, wywalili go z pracy, do kościoła to nigdy nie miał czasu pójść. Na koniec stracił zrowie, już nie biega. A więc umiar rozeznanie we wszystkim. Dlatego mnisi uprawiający zen w katolickim klasztorze zapewne są świadomi tego co robią. I robią to "ad maiorem Dei gloriam"

[Obrazek: 764919eb84c6980d44424b316918db5d.png]


„Bez wiary potykamy się o źdźbło trawy, z wiarą przenosimy góry.” S. Kierkegaard
16-12-2005 13:49
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Moria Offline
Użytkownik
***

Liczba postów: 193
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #20
 
Cytat:Dlatego mnisi uprawiający zen w katolickim klasztorze zapewne są świadomi tego co robią. I robią to "ad maiorem Dei gloriam"

Śmiem wątpić czy są świadomi tego co robią i czy to jest "ad maiorem Dei gloriam".

„Nie można by zadać Kościołowi bardziej wewnętrznej i śmiertelnej rany,
niż gdyby zakony opuściły eksponowane miejsce
swojej chrześcijańskiej medytacji,
którą sprawują zastępczo dla całego Kościoła i świata,
aby wycofać się za parawan medytacji niechrześcijańskiej.
[…] Nie można by nazwać tego inaczej,
jak zdradą ukrzyżowanej miłości Bożej”.
(H. Urs von Balthasar)

„Gdy słowa Chrystusa brzmią: Ojciec twój, który widzi w skrytości, ten ci odda jawnie – wówczas dostrzegamy jak bardzo buddyzm i chrześcijaństwo różnią się między sobą. Dopóki poświęcamy choć jedną myśl komukolwiek, Bogu, diabłu albo temu, że nasze uczynki są znane i zostaną nagrodzone, zen powie: Nie należysz jeszcze do naszego grona […] Zen chce, aby nawet ten ostatni ślad świadomości Boga uległ, o ile to możliwe, zatarciu” D. T. Suzuki

św. Paweł od Krzyża
Różaniec rodziców za dzieci
16-12-2005 16:04
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Kyllyan Offline
peregrino
*****

Liczba postów: 1,068
Dołączył: Nov 2005
Reputacja: 0
Post: #21
 
no to proszę poczytać tu: http://ekai.pl/bib.php/dokumenty/oration...ormas.html

[Obrazek: 764919eb84c6980d44424b316918db5d.png]


„Bez wiary potykamy się o źdźbło trawy, z wiarą przenosimy góry.” S. Kierkegaard
28-12-2005 15:35
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Anonymous
Unregistered

 
Post: #22
 
Ja nie preferuję Jogi,uważam to za nie potrzebną ingerencję w umysł człowieka,która może wnieść tylko ,negatywne skutki.
19-04-2006 10:25
Odpowiedz cytując ten post
Anonymous
Unregistered

 
Post: #23
 
Jakby sie dobrze zastanowic, to jaka ingerencja w umysl jest naprawde potrzebna? Mysle, ze zadna. Moge sobie wyobrazic, ze niektorzy z Was boja sie wszyskiego w wokol, co nie nosi sladu KK. Jednak "tylko negatywne skutki" to troche przegiete stwierdzenie. Myslac logicznie - po co ktos mialby praktykowac cos, cos nie ma ani jednego pozytywnego efektu? Czy to byloby mądre?
24-04-2006 15:35
Odpowiedz cytując ten post
Moria Offline
Użytkownik
***

Liczba postów: 193
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #24
 
Tutaj jest wspaniale wyjaśnione:

http://apologetyka.katolik.net.pl/content/view/799/69/

A tu jeszcze - coś:
Oto pare cytatów z książki Ks. A. Siemieniewskiego "Wiele dróg na różne szczyty":


"List kard. Josepha Ratzingera O niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej do biskupów Kościoła Katolickiego (jest to komentarz do listu na ten sam temat Kongregacji ds. Nauki Wiary z 15 X 1989 r.) w niezwykle jasny sposób przedstawia zachodzący w ostatnich latach proces powrotu społeczeństw zachodnich do religijności. Niestety, religijność ta nie zawsze kieruje się w stronę spotkania z Objawionym Słowem Boga Żywego, a często sprawia wrażenie skutku konsumpcyjnego podejścia do spraw wiary.

„Niekiedy nawet dla wierzących poważnym problemem bywa pokusa ucieczki do techniki pogrążania się w medytacji, by uniknąć osobistego spotkania z Bogiem i osobiste zaangażowanie zastąpić techniką, która już nie wymaga żadnego aktu wiary, a tylko opanowania pewnych reguł. W takim przypadku człowiek nadal pozostaje religijny, może nawet jest bardziej religijny niż przedtem […] lecz obraz Boga radykalnie się zmienia, znika bowiem bezpośrednie spotkanie z Bogiem żywym”[22].

Współczesne użycie terminu „mistyka” jest nierzadko świadectwem dewaluacji tego pojęcia. Trudno czasem doszukać się tutaj tego, co dla człowieka Ewangelii jest najważniejsze: spotkania z Osobą Boga. A przecież, jak mówi katolicki filozof M. Gogacz, „wyjaśnienie, czym jest doświadczenie mistyczne, zależy od ustalenia, kim jest człowiek i kim jest Bóg”[23], gdyż „doświadczenie mistyczne jest relacją”[24]. Bez otwarcia na konkret relacji z Bogiem wiara zamienia się w psychologiczną wiedzę, modlitwa – w możliwą do opanowania psychologiczną technikę, a „Bóg” staje się synonimem mocy tkwiącej w nieświadomych pokładach umysłu. Moc ta może się zaktywizować, jeśli tylko człowiek posiądzie klucz do jej uruchomienia."


"D. T. Suzuki zestawiając chrześcijaństwo i buddyzm w wydaniu zen stwierdza bardzo stanowczo, że „nawet z grubsza biorąc, nie ma cienia podobieństwa między ćwiczeniami zen a tymi, które proponuje założyciel Towarzystwa Jezusowego [Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli]”[154]. Odwołuje się też do samego tekstu Ewangelii, co bynajmniej nie pomaga w znajdowaniu podobieństw między doświadczeniem duchowym obu religii:

„Gdy słowa Chrystusa brzmią: "Ojciec twój, który widzi w skrytości, ten ci odda jawnie" – wówczas dostrzegamy jak bardzo buddyzm i chrześcijaństwo różnią się między sobą. Dopóki poświęcamy choć jedną myśl komukolwiek, Bogu, diabłu albo temu, że nasze uczynki są znane i zostaną nagrodzone, zen powie: Nie należysz jeszcze do naszego grona […] Zen chce, aby nawet ten ostatni ślad świadomości Boga uległ, o ile to możliwe, zatarciu”[155].

Profesor Uniwersytetu Tokijskiego, wieloletni adept praktyk zen, Eugen Herrigel (zm. 1955) również zdecydowanie podkreśla różnice zarówno etapów drogi, jak i celu w duchowych praktykach religijnych wyznawców Jezusa Chrystusa i zwolenników ścieżki Buddy. Dla buddysty zen tym, co stanowi grzech i istotę upadku człowieka, tym, z czego człowieka należy zbawić, jest sama możliwość życia wynikającego z własnego, odrębnego źródła. „Na drodze ku mistycznemu doświadczeniu szczególnie istotne jest zanegowanie, pozbawienie podstaw wszystkiego co indywidualne, w sposób skrajny, tak że jednostka staje się czymś całkowicie "pustym", pozbawionym najbardziej osobistych właściwości”[156]."

"Jako pierwszy element oceny mistyki jogi z chrześcijańskiego punktu widzenia niech posłuży cytowana przez Sudbracka opinia ks. Julesa Monchanina (zm. 1957) o tak zwanej „chrześcijańskiej jodze”: „Joga w swojej najgłębszej postaci jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. W sercu jogi nie ma żadnego miejsca dla łaski, a więc w konsekwencji także i dla Boga. Jest to narcyzm bez Narcyza”[209]."

"Interpretację pierwszą dobrze ilustruje wypowiedź popularyzatora idei buddyjskich na Zachodzie, dra D. T. Suzuki: „Ilekroć spojrzę na wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa, myślę o głębokiej różnicy dzielącej chrześcijaństwo od buddyzmu. Na Zachodzie podkreśla się silnie osobowe Ja. Na Wschodzie nie ma żadnego Ja […] W buddyzmie potrzebujemy jedynie oświecenia, a nie Ukrzyżowanego […] Buddyzm wyjaśnia, że od samego początku nie ma żadnego Ja, które miałoby być ukrzyżowane”[227]."
"Potwierdzają to pozostałe komentarze do tej samej Księgi zmarłych. Wprawdzie autor jednego z nich, lama Angarika Govinda, ujmuje duchowy cel tybetańskiego buddyzmu w sformułowaniu brzmiącym w uszach chrześcijanina dziwnie znajomo – mianowicie „nowe narodzenie”[243] – jednak treść tego doświadczenia prowadzi w zupełnie inną stronę, niż tradycja chrześcijańska. Przypomina się nam, że „Wielki Nauczyciel” (to jest Budda), uważał wiarę lub też niewiarę w Najwyższe Bóstwo za nieistotne dla duchowego oświecenia ludzkości. Taką fundamentalną rolę pełni bowiem wierzenie całkiem inne: w bezosobowe Najwyższe Prawo lub Najwyższą Moc, prawo przyczyny i skutku. Nie istnieje też zresztą ani osobowy byt nazywany przez chrześcijan „duszą”, ani możliwość zasadniczej zbawczej ingerencji spoza człowieka, która mogłaby zmienić jego duchowy los. Bezosobowe prawo przyczyny i skutku nie może być zmienione przez łaskę żadnego Zbawiciela, żadne odpuszczenie grzechów, żadne odkupienie[244]."
"Postawienie problemu wyraża się więc następującym pytaniem: Czy w przeżyciu mistycznym doświadczam siebie czy doświadczam Boga? Albo, według sformułowania pochodzącego od J. Sudbracka: owszem, można poprzez intensywne metody usunąć ze świadomości człowieka wszelką zawartość przedmiotową i umożliwić w ten sposób wyłonienie się świadomości intuicyjnej, nazwanej nirvaną lub „prawdą”. „Ale czy w ten sposób osiąga się "istotę bytu", "to, co boskie", czy tylko pustą, bezprzedmiotową świadomość, spoczywającą samą w sobie? Człowiek stoi tu przed pokusą rajską: utożsamić swoje Ja z Bogiem”[247]."
"O ile w medytacji wschodniej medytujący będzie się starał przez „odrzucenie wszelkich przedmiotowych myśli, wyobrażeń, osiągnąć prostotę nastawienia wewnętrznego”, to dla chrześcijanina ten rodzaj wewnętrznego skupienia „jest tylko środkiem mającym wprowadzić ład w całego człowieka”. To, co buddyście wydaje się celem, dla chrześcijanina jest środkiem. Zachodzi zresztą sytuacja odwrotna, gdy stosowany w hinduizmie apersonalistycznym wstępny środek, jakim jest utrzymanie uwagi na osobowym Bogu, zostaje zarzucony później dla „wyższych” form medytacji, podczas gdy w chrześcijaństwie żywa świadomość Bożej obecności jest szczytem religijnego przeżycia. Szwajcarski teolog, von Balthasar, przypomina, że centralnymi problemami nauki chrześcijańskiej są: wina grzechu i łaska przebaczenia. Otóż „dla otrzymania przebaczenia potrzebny jest stan nie bezrefleksyjnego pogrążenia, lecz skupionej świadomości […] Postawa etyczna [buddysty] jest [natomiast] uwarunkowana teoretyczną wiedzą, że Ja i Ty nie są to ostateczne podmiotowości, tak że owo etyczne wyzucie się pozostaje tylko aspektem metafizycznego wyzucia się kontemplującego człowieka”[262]."
"Aspekt drugi natomiast wyraża sprecyzowaną ocenę mistycyzmu dalekowschodniego w świetle podstawowych danych wiary chrześcijańskiej i założeń katolickiej teologii. Bouyer znów pisze o dwóch kierunkach, w jakich wyrażać się może w religiach Wschodu przeżycie mistyczne: ekstaza i enstaza. O obu pisze: „dotknięte są tam dwuznacznościami i pokusami trudnymi do przezwyciężenia dla upadłej ludzkości”. Powody tej opinii są następujące:

„Ekstaza kosmiczna stoi oczywiście w obliczu niebezpieczeństwa przekształcenia się w czyste bałwochwalstwo «mocy». Enstaza […] zagrożona jest jeszcze groźniejszym niebezpieczeństwem […] Pozorne zbawienie odnalezione w takim oderwaniu od wszystkiego, że pozostaje już tylko jaźń, jest niebezpiecznie bliskie najbardziej radykalnego bałwochwalstwa, na które nie ma lekarstwa. Błąd Narcyza jest śmiertelny”[270]."

„Nie można by zadać Kościołowi bardziej wewnętrznej i śmiertelnej rany,
niż gdyby zakony opuściły eksponowane miejsce
swojej chrześcijańskiej medytacji,
którą sprawują zastępczo dla całego Kościoła i świata,
aby wycofać się za parawan medytacji niechrześcijańskiej.
[…] Nie można by nazwać tego inaczej,
jak zdradą ukrzyżowanej miłości Bożej”.
(H. Urs von Balthasar)

"W latach siedemdziesiątych dwudziestego stulecia zabrzmiał ważny głos w sprawie spotkania chrześcijaństwa z praktykami medytacyjnymi charakterystycznymi dla religii Dalekiego Wschodu. Był to głos jednego z największych teologów XX wieku, Hansa Ursa von Balthasara, pochodzącego ze Szwajcarii, a w ostatnich dniach swojego życia kardynała Kościoła katolickiego. Balthasar – komentując użytek z medytacji wschodniej czyniony wśród katolików, a zwłaszcza wśród osób powołanych na sposób zakonny do kontemplacji – napisał artykuł pod znamiennym tytułem: Medytacja jako zdrada[530]. H. Urs von Balthasar podkreślał w tym artykule, że technika medytacji religii wschodnich została wynaleziona i przez wieki była dopracowywana specyficznie dla osiągania celów, które są uważane za zbawcze w tamtych religiach, dlatego też jest zdominowana i przeniknięta ideą tych celów. Ten styl medytacji może być, z powodu swojej godnej podziwu precyzji i skuteczności, nazwany szczytem religijności naturalnej, w sensie skoncentrowania uwagi na wysiłku człowieka w dążeniu do bezosobowego doświadczenia Absolutu. Warto zauważyć, że sama idea „techniki” medytacji pociągała dla Balthasara skojarzenia z „wyćwiczoną akrobatyką ducha”[531]. Techniki te – według Balthasara – są przejawem tego, co sygnalizował św. Paweł: „Szukają Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku”[532].

We wspomnianym sensie techniki orientalne są według Balthasara przeciwne metodom modlitwy chrześcijańskiej, która jest zawsze dualistyczna, i to tym bardziej, im bardziej rozwija się świadomość medytacyjna: ludzkie „śmiertelne Ja zostaje przez Boga ustanowione, akceptowane, jest kochane, i to nie tylko moje Ja, lecz Ja każdego człowieka, każdy bowiem w jedyności i niepowtarzalności swojej istoty jest odbiciem Jedynego Boga, i jest nim w coraz większym stopniu, im bardziej zbliża się do Boga”[533].

Hans Urs von Balthasar w tekście Medytacja jako zdrada najmocniej wyraził swoją opinię na temat częstej wśród osób zakonnych Kościoła katolickiego mody oddawania się metodom medytacji zaczerpniętym z apersonalistycznych religii Wschodu. Zauważył tam zresztą, że problematyka konfrontacji z mentalnością monistycznej lub panteistycznej medytacji nie jest absolutnie nowa. Już Ojcowie Kościoła poruszali problem konfrontacji chrześcijaństwa z medytacją zabarwioną wschodnim apersonalizmem. Przykładem dobrej akulturacji w tym względzie może być asymilacja pojęć filozofii greckiej dla wyrażenia trynitarnej i chrystologicznej tajemnicy. Ślady rozważania problemu medytacji wschodniej można też znaleźć w komentarzach św. Augustyna do Psalmów[534].

W odróżnieniu od otwartego optymizmu w tej materii powszechnego wśród entuzjastów posoborowego dialogu z religiami niechrześcijańskimi Balthasar sygnalizował potrzebę silnej przestrogi: bardzo trudno jest rozróżnić, co w technikach medytacji wschodniej jest tęsknotą stworzenia za Bogiem, a co jest próbą „zerwania owocu z drzewa życia”[535]. W medytacji wschodniej dostrzegał jej aspekt pogański. Element pogański, a dokładniej późnopogański (heidnisch, spätheidnisch) przejawia się w sposobie pojmowania wzajemnej relacji stworzenia i Absolutu. Albo tylko Absolut „jest” (istnieje) w pełnym tego słowa znaczeniu, a wtedy „stworzoność” oznacza odpadnięcie od Absolutu (tak generalnie postrzega strukturę bytu główny nurt hinduizmu), albo tylko świat rzeczywiście „jest”, a wtedy Absolut pojmowany jest jako „nie-byt” (co oddaje pojęcie buddyjskiej nirvany). Po chrześcijańsku natomiast zarówno stworzeniu, jak i Absolutowi (Bogu) przysługuje „bycie”, choć oczywiście w obu przypadkach wypowiada się to samo słowo nie w tym samym znaczeniu, ale w sensie analogicznym[536].

Balthasar ujął problem od strony najbardziej ogólnych różnic między pobożnością chrześcijańską i dalekowschodnią. Zasadnicza dynamika medytacji wschodniej polega na tym, że to, co skończone (człowiek), dąży ku Nieskończonemu i Nieporuszonemu. Do tego są dostosowane struktury i metody medytacji, które takie właśnie prawdy religijne uznają za podstawowe, a cele tej medytacji są uznane za „zbawcze” w tym sensie, że elementem zbawiającym człowieka jest zniesienie napięcia między sposobem istnienia Absolutu i sposobem istnienia ludzkiego bytu skończonego. W medytacji chrześcijańskiej chodzi natomiast o odkrycie, że tym, który „dąży” i „wychodzi ku” jest Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba. Podobnie jak metody medytacji dalekowschodniej, tak samo i metody medytacji chrześcijańskiej są dostosowane do założeń religii, tyle że tym razem jest to oczywiście religia chrześcijańska. Metodą chrześcijańską jest zanurzanie się w tym, co od Boga pochodzi, w tym, co od Niego „wyszło naprzeciw” (wyraźnie widać to w określeniach „medytacji”, jakie znaleźć można w tekście Psalmu 1 lub Psalmu 119)[537].

W chrześcijaństwie medytacja nie jest praktyką czysto „duchową”, jeśli chciałoby się zapomnieć, że Bóg wybrał „wcielony” sposób ingerencji w historię świata. Balthasar przypomina, że związek medytacji z Inkarnacją jest konieczny: „nie można mieć Ducha niezależnie od Krwi i Wody” (por. 1 J 5, 6) oraz: „kto odrzuca, że Jezus przyszedł w ciele, nie jest od Boga” (1 J 4, 3). Jeśliby medytacja miała odwodzić od chrystologicznych i inkarnacyjnych realiów wiary chrześcijańskiej, to wtedy szwajcarski teolog podsuwa bardzo mocny w swej wymowie komentarz do użytku czynionego wśród katolików z medytacji wschodniej, a zwłaszcza wśród osób powołanych na sposób zakonny do kontemplacji. W tym właśnie kontekście cytuje św. Pawła:

„Obawiam się jednak, ażeby nie były odwiedzione umysły wasze od prostoty i czystości wobec Chrystusa w taki sposób, jak w swojej chytrości wąż uwiódł Ewę. Jeśli bowiem przychodzi ktoś i głosi wam innego Jezusa, jakiegośmy wam nie głosili, lub bierzecie innego ducha, któregoście nie otrzymali, albo inną Ewangelię, nie tę, którąście przyjęli – znosicie to spokojnie” (2 Kor 11, 3-4).

Znamienne, że tam, gdzie polski przekład biblijnego tekstu używa słowa „umysły” Balthasar podkreśla jego związek z medytacją[538]. Jednoznacznie więc aktualizuje Pawłowe ostrzeżenie, stosując je do problemu medytacyjnego synkretyzmu asymilującego metody hinduistycznej jogi i buddyjskiego zen. Wobec katolickich przedstawicieli powołania kontemplacyjnego zarzucających tradycyjną kontemplację chrześcijańską na rzecz medytacji według technik zaczerpniętych z religii wschodnich Balthasar stosuje słowa o zaiste druzgoczącym przekazie. Trudno słucha się takich słów wobec powszechnego dziś w Kościele irenizmu, a nawet teologiczno-dogmatycznego zobojętnienia. Aby właściwie je zrozumieć, trzeba uświadomić sobie, że zdania o temperaturze wypowiedzi św. Pawła Apostoła, a więc pełnego świętej niecierpliwości Bożego gwałtownika, może wypowiadać tylko podobny mu gwałtownik Królestwa Bożego:

„Nie można by zadać Kościołowi bardziej wewnętrznej i śmiertelnej rany, niż gdyby zakony opuściły eksponowane miejsce swojej chrześcijańskiej medytacji, którą sprawują zastępczo dla całego Kościoła i świata, aby wycofać się za parawan medytacji niechrześcijańskiej […] Nie można by nazwać tego inaczej, jak zdradą ukrzyżowanej miłości Bożej […] jak cudzołóstwem w o wiele straszniejszym znaczeniu, niż odnosiło się to do synagogi (por. Ez 16)”[539].

Po tym przejmującym werdykcie Balthasar dodaje też trzeźwe i praktyczne uwagi dotyczące tym razem nie samego zjawiska medytacyjnego synkretyzmu, co raczej pędu ku uproszczonej i skróconej wersji medytacji wschodniej popularnej wśród chrześcijan. Uwagi te znowu zawierają ostre sformułowania i nie wahają się przed użyciem słowa „zdrada”. „Dziwaczny dyletantyzm: […] w ciągu kilku godzin zdobyć to, co mieszkańcy Azji osiągają przez lata ćwiczeń […] szarlatańska mieszanka tak zwanego zen połączonego beztrosko z elementami o posmaku psychoanalitycznym i dynamiki grup […] skłaniałoby to do śmiechu, gdyby nie trzeba było pokryć oblicza wstydem na widok zdrady w samym sercu twierdzy Kościoła”[540]. Wreszcie zaś „ci, którzy mniemają, że ostatecznie «jest to wszystko jedno», że uśmiechnięty Budda i umierający ze strasznym krzykiem Opuszczony-przez-Boga to ostatecznie przejawy tej samej głębi bytu” – są „niebezpiecznymi synkretystami”[541].

Balthasar nie jest odosobniony w użyciu radykalnie wartościującego określenia „zdrada”. Również J. C. Cervera w artykule zawartym w olbrzymim przedsięwzięciu wydawniczym, jakim jest dwutomowa suma wiedzy o modlitwie La preghiera, posługuje się słownictwem prawdziwie radykalnym. Mówi w odniesieniu do prądów propagujących „mistyki wschodnie” typu introwertycznego i ascetycznego, które odsuwają na bok wartość i formę sakramentów, o „niebezpieczeństwie odrzucenia sakramentalności” i o „prawdziwej zdradzie Boga, który się objawia i daje w Jezusie Chrystusie, i który obiektywnie komunikuje swoją obecność w sakramentach zbawienia”[542]. Podobną opinię wyraża Giovanna della Croce, gdy pisze, że odwoływanie się do szeregu mistyków chrześcijańskich (takich jak Eckhart, Tauler, van Ruysbroek) jako rzekomych „prekursorów” idei ponadwyznaniowego mistycyzmu „służy jedynie oszukiwaniu dobrych chrześcijan: ogłasza się im fałszywą ewangelię pod płaszczykiem asymilacji kulturowej i pokrewieństwa z chrześcijaństwem”[543]."

źródło:
http://www.apologetyka.katolik.pl/index....Itemid=109

Pozdrawiam

św. Paweł od Krzyża
Różaniec rodziców za dzieci
24-04-2006 16:45
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Anonymous
Unregistered

 
Post: #25
 
Cytat:Wszyscy, którzy praktykowali medytację transcendentalną, wiedzą, że nie można się jej poświęcić bez odczuwania jej skutków.
Coz za madre stwierdzenie. Wszystko praktykuje sie, aby odczywac skutki.
Cytat:Bóg - według tych poglądów - nie jest osobą, lecz zasadą, mocą, siłą kosmiczną.
A Bog jest osoba? Siedzi sobie Dziadek w chmurach? Jak naiwnym trzeba byc, zeby uwierzyc w cos takiego? To ciekawe, ze Katolicy maja tendencje wysmiewania teorii w miare prawdopodobnej, jednoczesnie zachwycajac sie swoimi wyobrazeniami.
Cytat:Rozmawiając o tym z pewnym guru w Indiach, zapytałem go: "Co sądzicie o jodze praktykowanej na Zachodzie, niby w celu odprężenia się?" Zaczął się śmiać i powiedział: "Niech ćwiczą. Kundalini odblokuje się, nawet gdyby wszystko robili tylko dla zrelaksowania się."
Pewnie autor zapomnial dodac, ze guru zaczal sie smiac zlowieszczo i zlosliwie oraz, ze kiedy kundalini odblukuje sie, on przejmie wladze nad swiatem...
Cytat:Niektórzy twierdzą, że można bez obawy praktykować tę czy inną medytację niechrześcijańską. To niemożliwe. Bowiem w czasie rytuału inicjacyjnego otrzymuje się imię bóstwa hinduskiego i trzeba je powtarzać bez przerwy. Wspomniałem już, że mantry te stopniowo się wydłużają. W tłumaczeniu z sanskrytu brzmią one mniej więcej tak: "składam cześć i oddaję hołd bóstwu o takim a takim imieniu". Jakże więc chrześcijanin - uznający Jezusa i adorujący Go - może w swej medytacji wielokrotnie powtarzać mechanicznie mantry na cześć jakiegoś bóstwa!
O co chodzi z tymi bostwami? Jezeli ktos jest Katolikiem, wierzy TYLKO w jedynego Boga. Czy mam przez to rozumiec, ze dopuszczacie istnienie innych bostw, jezeli boicie sie ich imion?
Cytat:Towarzyszą temu takie stany fizyczne jak obniżenie tętna i zwolnienie oddechu. Bardzo mocno obniża się przemiana materii. Jest to zatem stan daleki od jakiejkolwiek naturalności.
Znam podobny, nienaturlany stan. Nazywa sie sen.
Cytat:Z czasem zaczynałem coraz lepiej rozumieć, że droga, którą obrałem, była cofnięciem się
Autor najpiew pisze, ze praktykowal niesamowice mocno, ze starcil swiadomosc. Tu nagle okazuje sie, ze jednak umysl mu sie rozjasnil. Tego typu sprzeczne stwierdzenia z pewnoscia nie czynia tego tekstu bardziej wiarygodnym.
Cytat:Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że mogłem stawiać diagnozy lekarskie bez wahadełka, posługując się zdolnością jasnowidzenia.
A o lewitacji czy wskrzeszaniu zmarlych ani slowa. Dziwne. Dla takiego mistrza to pewnie drobnostka :hm:
Cytat:Może jednak pojawić się pytanie: dlaczego właściwie te naturalne energie mają być czymś złym? Co jest w nich tak złego, by się z nimi nie łączyć? Wydaje się pozornie, że zupełnie nic, gdyż całe stworzenie jest samo w sobie dobre. Cóż może być złego w stworzeniu? Nie jestem manichejczykiem i wierzę, że stworzenie jest faktycznie dziełem Boga. Trzeba jednak zaznaczyć, że doświadczanie fuzji, wtapiania się w naturę nie jest neutralne. Nie wychodzi się z tego bez uszczerbku.
Skrot: Dlaczego jest zle? Bo nie jest naturalne.
Pytam: skad o tym wiadomo? Czy czlowiek jest zupelnie odseparowany od otoczenia? Nie sądzę.
Cytat:Mam w pamięci jeszcze jeden przykład. Chodzi o osobę, która poszła na terapeutyczny seans magnetyczny. Uzdolniony magnetyzer często robi tzw. łańcuch magnetyczny. Polega to na tym, że osoby uczestniczące w seansie trzymają się za ręce, aby mógł przez ten cały łańcuch przesunąć się fluid magnetyczny. Osoba, która mi to opowiadała, powiedziała: "Stało się coś dziwnego. Poszłam do wspomnianego człowieka, aby wyleczył mnie magnetyzmem, i nie mogłam tam zostać. Dlaczego? Otóż zrobił łańcuch i w pewnym momencie powiedział, że dziś coś nie wychodzi. Ponowił próbę i nadal nie wychodziło. Nagle powiedział, zdenerwowany i rozdrażniony: Wśród was jest ktoś, kto się modli albo nosi medalik!" A ja na to: Rzeczywiście, noszę cudowny medalik." Wtedy krzyknął: Albo go zdejmiesz, albo wychodzisz!"
Tutaj jest opinia, wg ktorej zaden symbol nie ma zadnej rzeczywistej mocy. Do tej chwili jednak, bo pojawil sie cudowny medalik.
25-04-2006 08:38
Odpowiedz cytując ten post
ekamis Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 5
Dołączył: May 2006
Reputacja: 0
Post: #26
 
Kyllyan napisał(a):no to proszę poczytać tu: http://ekai.pl/bib.php/dokumenty/oration...ormas.html
Witam wszystkich!
Mam ja Wam dużo do powiedzenia. I w te pierwsze słowa zacznę:
Kyllyan, jak myślisz, dlaczego nikt nie raczył się odnieść do tekstu, który przytoczyłeś? Pytam, bo mam to samo, ilekroć to zacytuję dyskusja sie urywa. A wzmiankę o tym tekście w cytacie z Ks. A. Siemieniewskiego nie uważam za odpowiedź ani nawet za świadectwo znajomości "Orationis Formas".
Aydamusek : "Prawda jest taka , ze Joga to zło pod pozorami dobra. Wcześniej czy póżniej oddala człowieka od Boga. Tworzy iluzję, ze mogę zbawić sie sam. A to jest nieprawdą. "
Prawda jest taka, że to nie jest prawdą! Uśmiech Joga nie musi oddalać od Boga. Świadectwa za kontra świadectwa przeciw. Życie o. Verlide kontra życie dziesiątek chrześcijańskich mnichów i mniszek praktykujących zen, jogę i jakoś od Boga nie odchodzących. Krótko: słowo jednych świadków przeciw słowu innych.
Gregoriano: "Katolika obowiązuje nauka Jezusa, którą jak mamy rozumieć, podaje Kościół. Zatem katolik o ustalonych poglądach ma słuchać Kościoła a nie tylko i wyłącznie swoich poglądów. Kto nie wchodzi przez bramę, którą jest Chrystus nie należy do Niego /por. J 10, 1nn/."
Świetnie! Czas zacząć słuchać. Deklaracji Vaticanum II również.

Moria: "Nie można sprowadzić modlitwy chrzescijańskiej do wielokrotnego powtarzania jakiegoś tekstu. Modlitwa to cos głębszego, to relacja miłości, to dialog miedzy dwoma osobami; człowiekiem i Bogiem."
Więc czytaj:
"Jedno krótkie słowo mocniej uderza i szybciej przenika uszy tych, którzy je słyszą. Tak jest również wtedy, gdy takie krótkie słowo nie jest nawet wypowiedziane czy pomyślane, ale wytryska po prostu z głębi ducha. Ta głębia jest jednocześnie wysoką, bo w rzeczach duchowych wszystko sprowadza się do jedności: wysokość, głębokość, długość i szerokość. I to króciutkie słowo dociera lepiej do uszu Boga wszechmogącego niż by to mógł osiągnąć cały psałterz wymamrotany bez uwagi samymi wargami. Dlatego jest napisane: modlitwa krótka przebija niebiosa (Syr 35, 17)"
"Jeśli nasza modlitwa dąży ku otrzymaniu dobra, nie wymawiajmy ani ustami ani myślą czy pragnieniem żadnego innego słowa poza tym jednym: "Bóg". Dlaczego? Bo wszelkie dobro jest w Bogu: w Nim ma swój początek i swoje istnienie"
"Chmura niewiedzy" - wydawnictwo Tyniec
"Jeśli chcecie zawsze pamiętać o Bogu, powtarzajcie nieustannie następujące wezwanie: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu! (Ps 70, 2) "
"Dzięki tej krótkiej modlitwie każdy może dążyć do doskonałości, a brak wykształcenia i nieznajomość świata nie jest żadną przeszkodą na drodze do czystości serca, którą w prosty sposób wszyscy mogą osiągnąć. Wystarczy, jeśli rozważając wspomniany werset zachowają dzięki niemu trwałą i żywą pamięć o Bogu"
Jan Kasjan - "Rozmowy o modlitwie" - wydawnictwo Tyniec
"Nieustanna wewnętrzna modlitwa Jezusowa to nieprzerwane, nigdy nie ustające wzywanie Boskiego imienia Jezusa Chrystusa ustami, umysłem i sercem, ze świadomością stałej Jego obecności, z prośbą o zmiłowanie, podczas wszelkich zajęć, na każdym miejscu, w każdym czasie, nawet we śnie."
"Opowieści pielgrzyma" - wydawnictwo W drodze
"Niektóre tradycje nazywają je "mantrą", inne "formułą modlitewną", a jeszcze inne "słowem modlitewnym". Istota medytacji i sztuka medytacji polegają po prostu na nauczeniu się powtarzania tego słowa, recytowania go, wsłuchiwania się w jego brzmienie od początku do końca medytacji. "
o. John Main OSB - "Chrystusowe teraz" - wydawnictwo WAM
Znów Moria: "To jest bardzo bolesne. Zamiast chrzescijańskiej medytacji - Daleki Wschód. Oni powinni w byc w pierwszym szeregu - walcząc za bliźnich modlitwą chrzescijańską..." "Śmiem wątpić czy są świadomi tego co robią i czy to jest "ad maiorem Dei gloriam"."
Nie, nie ZAMIAST. W żadnym wypadku! A zwątpienie jest rzeczą ludzką

MARANATHA
13-05-2006 13:11
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Moria Offline
Użytkownik
***

Liczba postów: 193
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #27
 
Cytat:"Jedno krótkie słowo mocniej uderza i szybciej przenika uszy tych, którzy je słyszą. Tak jest również wtedy, gdy takie krótkie słowo nie jest nawet wypowiedziane czy pomyślane, ale wytryska po prostu z głębi ducha. Ta głębia jest jednocześnie wysoką, bo w rzeczach duchowych wszystko sprowadza się do jedności: wysokość, głębokość, długość i szerokość. I to króciutkie słowo dociera lepiej do uszu Boga wszechmogącego niż by to mógł osiągnąć cały psałterz wymamrotany bez uwagi samymi wargami. Dlatego jest napisane: modlitwa krótka przebija niebiosa (Syr 35, 17)"
"Jeśli nasza modlitwa dąży ku otrzymaniu dobra, nie wymawiajmy ani ustami ani myślą czy pragnieniem żadnego innego słowa poza tym jednym: "Bóg". Dlaczego? Bo wszelkie dobro jest w Bogu: w Nim ma swój początek i swoje istnienie"
"Chmura niewiedzy" - wydawnictwo Tyniec
"Jeśli chcecie zawsze pamiętać o Bogu, powtarzajcie nieustannie następujące wezwanie: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu! (Ps 70, 2) "
"Dzięki tej krótkiej modlitwie każdy może dążyć do doskonałości, a brak wykształcenia i nieznajomość świata nie jest żadną przeszkodą na drodze do czystości serca, którą w prosty sposób wszyscy mogą osiągnąć. Wystarczy, jeśli rozważając wspomniany werset zachowają dzięki niemu trwałą i żywą pamięć o Bogu"
Jan Kasjan - "Rozmowy o modlitwie" - wydawnictwo Tyniec
"Nieustanna wewnętrzna modlitwa Jezusowa to nieprzerwane, nigdy nie ustające wzywanie Boskiego imienia Jezusa Chrystusa ustami, umysłem i sercem, ze świadomością stałej Jego obecności, z prośbą o zmiłowanie, podczas wszelkich zajęć, na każdym miejscu, w każdym czasie, nawet we śnie."
"Opowieści pielgrzyma" - wydawnictwo W drodze

To bardzo piękne i prawdziwe teksty. Modlitwa Jezusowa jest wspaniała modlitwą kontemplacyjną. Problem leży tylko w specyfice tej modlitwy - która jest całkowicie różna od założeń medytacji dalekiego wschodu:
"Można by sądzić, że to zatopienie się we własnym sercu jest naturalną konsekwencją monotonnego recytowania Modlitwy Jezusowej. W takim razie najlepiej by było jak najmniej koncentrować swoje myśli na treści formuły modlitwy, a poprzestać na mechanicznym powtarzaniu, które automatycznie wywoła pożądany rezultat. Jednak, jak już wspomniałem, Ojcowie Kościoła zgodni są co do tego, że pełnię uwagi należy skupić na znaczeniu słów. Nie chodzi bowiem o zaniechanie rozumowania, ale o zatopienie się w sercu wraz z umysłem. Właśnie dzięki tej uwadze przywracamy harmonię między głową a sercem." Wilfrid Stinissen, " Imię Jezus jest w tobie. O modlitwie nieustannej"
(pogrubienie tekstu moje)
Czyli Modlitwa Jezusowa w swoich założeniach jest relacyjna, osobowa tzn. człowiek staje wobec osobowego Boga i kieruje do Niego słowa modlitwy.

"Zgłębiając temat modlitwy Jezusowej warto uważać by nie ulec pokusie patrzenia na nią jako na rodzaj chrześcijańskiej "jogi". W chrześcijaństwie żadne metody modlitwy nie są czysto techniczne. O wartości duchowej medytacji stanowi zaangażowanie serca, zwrócenie go ku Jezusowi, a nie zewnętrze, fizyczne uwarunkowania."
źródło:
http://www.angelus.pl/hezychazm.php




Cytat:"Niektóre tradycje nazywają je "mantrą", inne "formułą modlitewną", a jeszcze inne "słowem modlitewnym". Istota medytacji i sztuka medytacji polegają po prostu na nauczeniu się powtarzania tego słowa, recytowania go, wsłuchiwania się w jego brzmienie od początku do końca medytacji. "
o. John Main OSB - "Chrystusowe teraz" - wydawnictwo WAM

Ważne jest co powtarzamy - poniewaz np. w hinduizmie mantry zawierają imiona bóstw hinduskich - wiec powtarzanie ich przez chrześcijanina byłoby bałwochwalstwem. Chrześcijanin nie „mantruje”. Chrześcijanin się modli. Chrześcijanin nigdy nie zapomina o znaczeniu tego co wypowiada do Boga. Nie może zapominać o tym co wypowiada. Jeśli modli się słowami np. Jezu, ufam Tobie – to nie może o tym zapominać – bo kazde słowo w tej formule ma sens, jest wazne.
Modlitwa chrześcijańska nie jest jakąś autohinozą umysłu - dążeniem do zawieszenia działania swojego "ja" (to jest jeden z celów jogi) -a jest przede wszystkim miłosną rozmową z Bogiem.

"W hezychazmie są stosowane formy monologiczne (od gr. monologistos czyli jednosłowny, jednozdaniowy) czyli polegające na powtarzaniu jednego słowa bądź zdania (np. fragmentu z Pisma świętego). Trzeba nadto uważać by powtarzanie formuł nie było jedynie mechanicznym, technicznym zabiegiem. Należy czynić to w skupieniu, w odpowiednim rytmie, nade wszystko pamiętając o obecności Bożej."
źródło:
http://hezychazm.republika.pl/ (pogrubienie tekstu moje)

Pozdrawiam

św. Paweł od Krzyża
Różaniec rodziców za dzieci
14-05-2006 09:24
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ekamis Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 5
Dołączył: May 2006
Reputacja: 0
Post: #28
 
„W takim razie najlepiej by było jak najmniej koncentrować swoje myśli na treści formuły modlitwy, a poprzestać na mechanicznym powtarzaniu, które automatycznie wywoła pożądany rezultat.”
Problem w tym, że JEDYNYMI ludźmi określającymi powtarzanie wschodnich mantr jako mechaniczne są CHRZEŚCIJANIE! Uśmiech Nie spotkałem się nigdy z nauką czy to buddysty czy hinduisty wg której ma być to powtarzanie mechaniczne. Mało tego – sam kilka razy czytałem, że nie można powtarzać mantry „jak papuga”. Ale nie jestem w tych sprawach ekspertem, mało się tym interesuję, więc z wdzięcznością przyjmę każdy tekst potwierdzający zasadę mechanicznego powtarzania – ale MUSI to być tekst wschodniego nauczyciela, innych nie chcę, bo je znam.
„Ojcowie Kościoła zgodni są co do tego, że pełnię uwagi należy skupić na znaczeniu słów. Nie chodzi bowiem o zaniechanie rozumowania, ale o zatopienie się w sercu wraz z umysłem.”
Ojojoj! Kupiłem tę książeczkę tydzień temu, jeszcze nawet jej nie przeglądałem. Ale zgodzić się nie mogę. Na życzenie od ręki mogę zacytować odwrotne stwierdzenia z „Obłoku niewiedzy”, ale np. „Filokalia” to bym musiał przekopać, aby udowodnić, że to nie takie proste i oczywiste. Oczywiście przeczy temu – choć nie do końca – także o. J. Main, ale cóż – on jest „współcześniakiem”, więc z klasykami równać go nie można… a może…? Uśmiech W skrócie chodzi o to, że znaczenie jest ważne na samym początku tej drogi, później liczy się TRWANIE w obecności Boga; podobno nie tylko znaczenie słowa, ale także samo słowo przestaje być potrzebne. Gdyby pominąć znaczenie „mantry” byłaby to jedynie technika relaksacyjna, a nie modlitwa. Jednak zapewniam, że NIKT nie jest w stanie rozpamiętywać znaczenia formuły podczas powtarzania jej 12 tysięcy razy!! Poza tym nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia czy to ja coś źle zrozumiałem, ale dla mnie zdanie „Pełnię uwagi należy skupić na znaczeniu słów” nie zgadza się z tym następnym: „Chodzi bowiem o zatopienie się w sercu wraz z umysłem” . Może to tylko niefortunne sformułowanie. Uśmiech
„Czyli Modlitwa Jezusowa w swoich założeniach jest relacyjna, osobowa tzn. człowiek staje wobec osobowego Boga i kieruje do Niego słowa modlitwy.”
Jeśli chodzi o porównanie z buddyzmem – owszem, mamy różnicę. Ale zapewniam, że hinduizm to relacja osób!
„Ważne jest co powtarzamy - poniewaz np. w hinduizmie mantry zawierają imiona bóstw hinduskich - wiec powtarzanie ich przez chrześcijanina byłoby bałwochwalstwem.”
Owszem. Sam nie mogłem się w tej kwestii zgodzić np. z o. A. DeMello.
„Chrześcijanin nie „mantruje”. Chrześcijanin się modli.”
To sprawa kontrowersyjna. Mantra to nazwa pewnego zjawiska. Jeśli jest to zjawisko mechaniczne – chrześcijanin nie mantruje. Ale w świetle tego co wyżej napisałem – hinduista też nie. Duży uśmiech To dla niego rodzaj modlitwy! Jeśli zaś „mantra” oznacza tyle co „formuła” – twierdzenie „nie mantruje , tylko się modli” byłoby nonsensem, tak jak „chrześcijanin nie śpiewa, chrześcijanin się modli”, albo „chrześcijanin nie przyklęka, on oddaje cześć Najświętszemu Sakramentowi”. Wszystko zależy od definicji.
„Modlitwa chrześcijańska nie jest jakąś autohipnozą umysłu - dążeniem do zawieszenia działania swojego "ja"”
Pewien rodzaj autohipnozy może wystąpić równie dobrze podczas różańca albo uwielbienia we wspólnocie – zwłaszcza jeśli towarzyszy temu muzyka, ale zawsze będzie to wyłącznie skutkiem ubocznym, niepożądanym. Może się mylę, ale jest to również skutek niepożądany w hinduizmie, a z całą pewnością w buddyzmie zen. Co do zawieszenia „Ja” też trzeba by było zdefiniować co to takiego jest. Jeśli pozbycie się chorobliwego egocentryzmu, jeśli urzeczywistnienie słów „nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” lub „Duch Święty w nas przyczynia się za nami” – to jestem za! Uśmiech
I bardzo miło się z Szanownym Panem dyskutuje.

MARANATHA
14-05-2006 14:36
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Moria Offline
Użytkownik
***

Liczba postów: 193
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #29
 
ekamis - a co Ty na to:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IR/..._mysl.html

Pozdrawiam

św. Paweł od Krzyża
Różaniec rodziców za dzieci
14-05-2006 21:21
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ekamis Offline
Początkujący
**

Liczba postów: 5
Dołączył: May 2006
Reputacja: 0
Post: #30
 
Nie wiem. Z jednej strony autor ma dużo racji co do teoretycznego ujęcia doktryny - miałem buddystę w rodzinie, trochę "liznąłem przez szybkę" ten temat. Ogólne twierdzenia na temat buddyzmu są w większości prawdziwe. Nie wiem tylko co ma ten tekst na celu biorąc pod uwagę "obraźliwą" (powiedzmy) prowokację pod koniec. Jest także tendencyjne stwierdzenie, że można analizowac nauki Buddy wykazując sprzeczności i nieścisłości. Można. To samo "czerwoni" usiłują robić z naukami Jezusa. Ja zaś nie chcę być "czerwony" także wobec buddystów... A fakt, że tak gorąca dyskusja toczyła się po tym artukule może świadczyć zarówno o tym, że brali w niej udział "nie - prawdziwi buddyści", jak też o tym, równie dobrze, że twierdzenia autora o nich są nieprawdziwe. Nie wiem czy autor chciał urazić buddystów, niestety na to wygląda. Nie wiem czy dr, Suzuki chciał urazić swego czasu chrześcijan słowami o ukrzyżowaniu. Wiem, że nie miał racji, a czy był tego świadomy to inna sprawa. Podobnie w tym wypadku nigdy nie dowiemy się czy autor ma rację w swojej ocenie buddyzmu. No, chyba, że zaczniemy praktykować. Uśmiech Bo inną sprawą jest teoria na temat wiary a czym innym jej doświadczenie. Chcesz się przekonać? Ja dziękuję... Uśmiech

[ Dodano: Pon 15 Maj, 2006 01:09 ]
No i proszę, tylko co napisałem , że "ogólne twierdzenia na temat buddyzmu są w większości prawdziwe" aż tu nagle okazuje się , ze buddyści twierdzą co innego i nie jestem w stanie odmówić im racji.
http://www.buddyzm.edu.pl/magazyn/11/cs11-04.htm
Sam widzisz - nie znam się na tym. Nie obraź się, ale ty chyba tez nie bardzo. Więc po co...?

MARANATHA
15-05-2006 00:37
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów