msg napisał(a):Ja ostatnio doszedłem do wniosku, że samotność to nic innego jak niedostrzeganie potrzeb innych, wlaśnie brak głębszych relacji z Bogiem, z ludźmi.
Na pewno samotność jest problemem, ale trzeba by na to spojrzeć
również z odrobinkę innej strony. Są ludzie, którzy mają instynktowną niechęcią do stada, instynkt stadny chociaż charakterystyczny dla ludzi nie dotyczy wszystkich.
Paradoksalnie im więcej ludzi tym większe poczucie wyobcowania- każdy kto przeniósł się z mniejszej miejscowości do większej od razy to zauważy. W dzisiejszych czasach relacje międzyludzkie uległy poważnemu spłyceniu, przynajmniej w miastach (nie mówię o miasteczkach czy wioskach gdzie ludzie mogą się lubić albo i nie ale wszyscy znają się jak łyse konie).
Kiedyś nie było więzień i zaczęto eksperymentować z systemem celkowym. Polegało to na tym iż skazaniec był umieszczony w celi , miał tam wyrko i biblię, jedyną osobą którą widział był strażnik (jednego i drugiego obowiązywał zakaz komunikowania się) po za tym nie widział nikogo i prowadziło to do choprób psychicznych i zdziczenia. Po fali wariactw zrobiono korektę systemu: więźniów zaczęto wyprowadzać do pracy, razem (aczkolwiek nadal zakazywano komunikacji) psychiczna sytuacja skazańców porawiła się, przez sam fakt przebywania w stadzie.
Oznacza to, że człowiek w zasadzie ma naturę psią (w sensie stadną), ale zdarzają się ludzi obdarzeni naturą kocią, samotniczą.