bashca napisał(a):kiedyś chował kobietę z łyżeczka w trumnie. prosiła rodzinę żeby to zrobiła jako symbol że na końcu zostaje to, co najlepsze. tak jak deser na końcu posiłku
Ale jestem, że też nie zajarzyłam ](*,)
bashca napisał(a):już za życia możemy podjąć kroki które pomogą naszym bliskim w przeżycu naszej śmierci.
Wcale dobry pomysł, czyli wcale, wcale. Ależ dobry pomysł, jak najbardziej - tak trochę humorystycznie się u nas zwykło mawiać.
bashca napisał(a):ale dobra- kończe - bo off top sie robi
Uważam, że nie robi się OT, jesteśmy przy fajnym temacie, od którego nieco odbiegliśmy, ale trzymamy się "rdzenia".
Praca wolontariusza jest blisko śmierci, ociera się o nią w każdej minucie , zagląda śmierci w oczy patrząc w oczy człowieka schorowanego, cierpiącego bez nadziei na cokolwiek i jeżeli taki wolontariusz zdoła wykrzesać z siebie odrobinę uśmiechu na twarzy, to to się zwraca w dwójnasób.
Każda śmierć wydaje się być bezsensowna, ale tak nie jest. Bo, jak wszystko na tym świecie ma głęboki sens, tak narodziny, jak i śmierć człowieka.
Czas jest miarą naszego życia; w jego biegu zmieniamy się i starzejemy. Jak w przypadku wszystkich istot żyjących na ziemi, śmierć jawi się jako normalny koniec życia. Ten aspekt śmierci jest pewnym przynagleniem dla naszego życia; pamięć o naszej śmiertelności służy także jako przypomnienie, że mamy tylko ograniczony czas, by zrealizować nasze życie.
Stare reguły zakonne, np. benedyktyńska albo kamedulska zalecały codzienne wspominanie śmierci. Zapewne przypominamy sobie Pana Wołodyjowskiego i jego słynne memento mori. Nie wspominano jednak śmierci po to, by trwać w smutku, ale przeciwnie,
po to, by rozkoszować się życiem, by przeżywać radość życia.
Pytanie o sens śmierci znajduje najpełniejszą odpowiedź dopiero w perspektywie śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Śmierć, której doświadcza człowiek wierzący, otwiera drogę do Boga i dlatego ma zawsze wymiar nadziei i miłości
. Św. Paweł pisze: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk (Flp 1, 21)