Mam w sumie to troszeczkę problem... chodzi o to jak radzić sobie ze.. światem
.
Może opisze moją sytuację.. jestem Chrześcijanką (Katoliczką) i nie wstydzę się moich poglądów związanych z wiarą. Można powiedzieć ,że jestem dosyć w nich radykalna i nie waham się mówić Prawdy na głos. Staram się też jak najlepiej żyć " według Boga" (chociaż jak wiemy różnie to jest w życiu w końcu grzech nikomu nie jest obcy). Jednak większość moich znajomych wyznaję inne poglądy co do na przykład seksu przed małżeńskiego czy różnych kombinowanych spraw w stylu zabobony i okultyzm (powiedzmy ,że widzę więcej zagrożeń niż inni ,sama w tym trochę kiedyś siedziałam).. I jak z nimi rozmawiam to na przykład ja mówię ,że sądzę tak a ktoś ze inaczej i próbuje ciągnąć temat dalej aby po prostu sobie porozmawiać aby przedstawić nawzajem swoje argumenty itp itd no i w sumie to aby może trochę z ewangelizować , w sumie takie jest nasze posłannictwo by w "miłości napominać siebie nawzajem".. jednak niektórzy moi znajomi odbierają to jakbym chciała im coś na siłę wmówić. w sumie ciężko to przedstawić pisząc musielibyście posłuchać jak mówię. W każdym bądź razie w rozmowie nie potrafię powiedzieć na czyjeś poglądy " ok " gdy widzę ,że są całkowicie sprzeczne z nauką Jezusa . Ktoś mi mówi ,że ma swoją prawdę a ,że ja mam swoją i chciałby bym na taki kompromis przystała ,a ja po prostu nie potrafię!. Przecież prawda jest jedna.. więc trudno jest mi rozmawiać na wiele tematów. Mam chłopaka i przyjaciółkę z którymi mogę o tym porozmawiać ale obydwoje na c odzień mieszkają w innych miastach więc jednak jest trudno mi.. . Aż nie chce mi się wychodzić do ludzi bo po prostu nie widzę zrozumienia .. dostałam dzisiaj słowo otuchy 1P 1; 6-9... .
Jak to widzicie? a może macie podobny problem? jak sobie z tym radzić? czy lepiej jest zejść z drogi czy jak?