Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Samotność jako krzyż
Autor Wiadomość
Adam Offline
Użytkownik
***

Liczba postów: 211
Dołączył: Jul 2005
Reputacja: 0
Post: #1
Samotność jako krzyż
Wcześniej poruszyłem ten temat na Katoliku. Przyjęto to dość pozytywnie. Postanowiłem ten tekst umieścić również tutaj, bo sam temat uważam za ważny

***

Przeglądając choćby tylko internetowe czaty, fora czy czytając liczne kąciki zwierzeń w różnych czasopismach, albo romantyczną literaturę nietrudno nie zauważyć, jak wielka ilość ludzi boryka się z problemem samotności. Samotności, która sama w sobie jest zresztą pojęciem bardzo szerokim, albowiem obejmować może sytuację, z którą się najbardziej kojarzy, czyli brak ukochanej osoby, współmałżonka, czy osoby, z którą związek małżeński chciałoby się zawrzeć, może jednak w znaczeniu o wiele szerszym oznaczać inne jeszcze sytuacje jak zupełna alienacja od społeczności, dotykająca najczęściej ludzi starych czy wreszcie tzw. samotność w tłumie, przytrafiającą się często ludziom bardzo młodym, zwłaszcza ze starszych klas gimnazjalnych czy szkół średnich.

Te rozważania chciałbym poświęcić w pierwszej kolejności samotności rozumianej jako brak ukochanej osoby, czyli samotności w tym najwęższym, choć może nie do końca prawidłowym znaczeniu. Trzeba bowiem zaznaczyć na marginesie, że brak partnera życiowego nie zawsze oznacza zupełny brak kontaktu z ludźmi, można mieć przecież rodzinę, znajomych, czy nawet całkiem bliską osobę, z którą jednak relacje nie wykraczają poza więzy przyjaźni czy dobrego koleżeństwa. Jednak, jak widać już z samej Księgi Rodzaju, w której Bóg rzekł, że niedobrze jest być człowiekowi samemu i dlatego stworzył Adamowi Ewę ( por. Rdz. 2,18 i n. ), w innym zaś miejscu Pismo mówi nam, że od razu Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i niewiastę ( por. Rdz. 1,27 ). Można wysnuć z tych opisów wniosek, że do pełni szczęścia człowieka, i do pełni realizacji jego fizycznych, psychicznych i duchowych potrzeb potrzebne jest partnerstwo dwojga ludzi przeciwnych płci, którzy tworzą ten święty i nierozerwalny związek, przez który stają się w końcu jednym ciałem ( Mt 19,6 ).
Potwierdza to również nasza wiedza psychologiczna, czy nawet zupełnie amatorskie obserwacje rozmów ludzi a także własne doświadczenie. Że źle jest człowiekowi samemu iść przez życie i powiedzieć nawet można, że ani krewni, ani znajomi ani przyjaciele wiele tu nie pomogą, albowiem spodobało się Panu, aby do pełni samorealizacji człowiek opuścił swą biologiczną rodzinę i złączył się żoną czy mężem, ( Rdz. 2,24 ) o czym zaświadcza zarówno Pismo Święte jak i nasza zupełnie ludzka wiedza psychologiczna.

Cóż, wobec tego począć, gdy tak wielu ludzi dotyka niemożność zadośćuczynienia temu planowi Boga, który tak właśnie stworzył naszą naturę, że do pełni naszej realizacji, do pełni szczęścia potrzebujemy partnerstwa ukochanej osoby ? A czasem sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdy brak nie tylko ukochanej osoby, ale w ogóle jakiegokolwiek towarzystwa, albo co też zdarza się nierzadko, w miłości się po prostu nie układa ?

Wydaje się, że wszystko to trzeba ujrzeć w najwłaściwszej dla chrześcijanina perspektywie, jaką jest krzyż, przez którego pryzmat trzeba patrzeć na wszystko, co nas spotyka w życiu, zwłaszcza na to, czego pragnęlibyśmy uniknąć. Tak, jak już dawno przywykliśmy za krzyż, za współudział w męce naszego Zbawiciela uznawać np. materialny niedostatek, choroby, kalectwo, upośledzenie, tak nie wiadomo dlaczego z takim trudem przychodzi wielu, aby tak samo spojrzeć na samotność. Jako na krzyż, który niesiemy wraz z Szymonem Cyrenejczykiem za Jezusem. Zauważmy, z samego opisu Ewangelii możnaby wysnuć wniosek, że Szymon był właściwie zupełnie bezbarwną postacią. Został przymuszony do niesienia krzyża, którego istoty ni w ząb nie rozumiał, ale nie rozumiawszy nic z tej Tajemnicy Jezusowi ulżył nieco doli. Czyż mimo tej pozornej bezbarwności nie ma w tej postaci i tym epizodzie czegoś wyjątkowo nam bliskiego ? Czyż tak nie wygląda również i nasze codzienne zmaganie się z losem, który gotuje nam Bóg ? My też przecież rzadko rozumiemy w pełni czego On od nas chce i chyba nawet nie popełniamy wielkiego nieposłuszeństwa, gdy staramy się od tego uciec. Przecież sam Jezus modlił się słowami «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! ( Mt 26,39a ) a nieco wcześniej rzekł do uczniów «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; Mt ( 26,38 ). Wydaje się więc na podstawie tych słów, że mamy prawo się smucić, mamy prawo w jakimś ograniczonym zakresie się buntować przeciwko swojemu losowi, jednak zawsze pamiętając o słowach Jezusa, który jakkolwiek prosił Ojca, aby zabrał od niego kielich goryczy, jednak dodał ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie (Mt 26,39 b ). Inny nasz brat w cierpieniu , gdyby komuś nie podobało się podobieństwo do Szymona Cyrenejczyka starotestamentalny Hiob również nie rozumiał początkowo przyczyny swoich cierpień, nie rozumieli tego również jego przyjaciele, którzy swoimi pocieszeniami wyrządzili nieszczęśnikowi chyba najwięcej szkody. Dopiero pełne Objawienie za Bożą Łaską swoich planów jako tako pocieszyło Hioba.

My jednak, ludzie żyjący wiele wieków po objawieniu się Boga w Chrystusie mamy szczęście być uprzedzeni o wszystkim, czego pragnie od nas Bóg, albowiem na kartach Pisma Świętego możemy śledzić losy Hioba, Szymona czy wreszcie samego Jezusa. Ten Ostatni nawet wyraźnie powiedział nam, co jesteśmy winni Bogu. W Ewangelii pada zdanie, które stanowi klamrę tego wszystkiego, co czytamy na przykładzie Hioba, Jezusa, Szymona – Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech bierze swój krzyż i mnie naśladuje ( Mt.16,24 ). Tak daje nam do zrozumienia Niebiański Nauczyciel, że prawa przyjaźni z nim wpisane są w krzyż. Mówi o tym i dosłownie, ale również jak widać z cytatu przytoczonego wyżej, poprzez wezwanie do Jego naśladowania, kiedy właśnie krzyż, stał się Jego symbolem, powołaniem, rzec by można - herbem.

Krzyż Pański w naszym życiu objawia się na różne sposoby. Może być, co od dawna jest akceptowane zrealizowany w postaci choroby, kalectwa, choroby własnej czy kogoś bliskiego, czyjejś śmierci. Czy jest więc wielki odkryciem, że niektórym dane jest uczestniczyć w chrystusowym Krzyżu poprzez samotność ? Że taki jest czyjś udział w tym ewangelicznym kielichu goryczy ?

Niektórzy, mogliby powątpiewać wnioskom, do których doszliśmy powyżej, że skoro napisaliśmy na początku tych rozważań, iż człowiek w pełni realizuje się w miłości, w małżeństwie, gdyż Bóg zapragnął aby człowiek złączył się ze swoją żoną i byli jednym ciałem ( Rdz. 2,24 ). Trzeba na to odpowiedzieć jednak, tymi dwiema prawdami. Pierwszą o cierpieniu, które jednoczy nas z Chrystusem opisaliśmy powyżej. Ponadto możemy dopowiedzieć, że często się zdarza, iż właśnie pewna ułomność fizycznej natury w sposób szczególny czyni człowieka miłym Bogu. Przecież Bóg stworzył nas zdrowymi, silnymi, a jednak, choroba, kalectwo albo inna ułomność to jak niezmiennie przez wieki nauczali święci i Ojcowie i Doktorzy Kościoła cechy, które szczególnie zbliżają do Boga. Dlaczego więc, podobnej roli w relacjach człowieka do Boga nie miała by mieć samotność ?

Rozważając dylemat chrześcijańskiego spojrzenia na samotność nie można oczywiście zapomnieć o wyraźnym wezwaniu Pana ukazującego dziewictwo i celibat ewentualnie wdowieństwo jako szczególnie miłą Bogu drogę do Niego. Powiedział bowiem Jezus, że są bezżenni, którzy sami się takimi uczynili dla Królestwa Bożego (Mt 19,12 ). Pan wyraźnie dał nam do zrozumienia, że przy całym uznaniu wyjątkowej godności małżeństwa i ludzkiej płciowości szczególnie mili są mu ci, którzy wybrali znacznie trudniejszą drogę samotności. Tak też Apostoł Paweł nauczał, że choć nie zabrania nikomu żenić się ani wychodzić za mąż wołałby, aby wszyscy dobrowolnie pozostali tacy jak on, czyli żyli w celibacie lub dziewictwie, ewentualnie we wdowieństwie, bo choć małżeństwo nie wyklucza wiecznej nagrody, za celibat jest ona znacznie większa ( zob. I Kor. 7,1-40 ).

Można spytać w tym momencie, dlaczego piszę o tym dopiero w tym miejscu ?
Otóż, nie pisałem tego wcześniej, gdyż owe cytaty gdyby je ściśle rozumieć dotyczyły dobrowolnego wyboru samotności, ja zaś piszę o samotności, która zostaje nam niejako narzucona przez Pana naszych losów. Dlatego znacznie bardziej pasuje do tego stanu nauka ogólna o cierpieniu i krzyżu niż o celibacie i dziewictwie, względnie wdowieństwie, wszak nietrudno zauważyć, że obie te nauki się ze sobą krzyżują poprzez właściwe Ewangelii i zdrowemu rozsądkowi zaakcentowanie szczególnej wartości każdej drogi trudniejszej.

Jednak są inne jeszcze powody, aby rozważając dylemat nawet nie do końca dobrowolnie przyjętej samotności wspomnieć o chrześcijańskiej nauce o celibacie i dziewictwie czy wdowieństwie. Nawet bowiem jeśli droga ta została nam niejako narzucona, to trudno nie zauważyć, że jednak wpisuje nas to jakoś w realizację tej drogi, choćby było to tylko podążanie nią w jakiś częściowy sposób. W tym zresztą kontekście możemy szczególnie dojrzeć, że te drogi, zarówno krzyża podjętego dobrowolnie jak i trudów życia, wynikających po prostu z kolei losów się ze sobą pokrywają.

Można w tym miejscu przytoczyć inny jeszcze argument, na rzecz twierdzenia, że choć nagroda w Niebie dla tego, kto cierpi samotność nie jako wybór ale tylko krzyż będzie mniejsza niż dla tego, kto przyjął ją dobrowolnie, ale na pewno większa, niż gdyby realizował się jak większość ludzi. Porównajmy czystość z inną radą ewangeliczną jaką jest ubóstwo. Choć są osoby, które dla większej Chwały Bożej wyrzekły się bogactwa, są i osoby, które ubogimi się po prostu urodziły, takimi stały w wyniku sytuacji losowej czy wreszcie do majątku nie doszły z powodu braku życiowej zaradności. Nigdy jednak w ocenie ubóstwa nie istniały wątpliwości, że każdy ubogi jest obrazem Chrystusa i że ubóstwo zbliża do Niego bez względu na to, czy wynika z losu czy dobrowolnie przyjętej rady ewangelicznej. Dlaczegóż analogicznie nie ocenić tej mniej doskonałej formy realizacji innej rady ewangelicznej jaka jest czystość ? Która tak samo czyniłaby człowieka lepszym niż zwykle obrazem Chrystusa nawet jeśli podjęta została z mniejszą doskonałością.

To mówi Pan Wszechmogący. Nie mam upodobania w śmierci bezbożnego, lecz aby sie nawrócił i żył (Ez 33,11).
24-07-2005 22:38
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
Samotność jako krzyż - Adam - 24-07-2005 22:38
Re: Samotność jako krzyż - Olgaa - 25-07-2005, 15:08
[] - Tomek ptak - 25-07-2005, 16:41
[] - Olgaa - 25-07-2005, 16:58
[] - Tomek ptak - 25-07-2005, 17:18
[] - Wojtek37 - 25-07-2005, 19:21
[] - Lola - 25-07-2005, 21:46
[] - GMS - 26-07-2005, 10:25
[] - Adam - 26-07-2005, 12:27
[] - Olgaa - 26-07-2005, 15:02
[] - GMS - 26-07-2005, 15:45
[] - Adam - 26-07-2005, 20:31
[] - Olgaa - 26-07-2005, 21:47
[] - Gregoriano - 27-07-2005, 08:23
[] - Adam - 27-07-2005, 12:08
[] - Annnika - 29-07-2005, 14:52
[] - Adam - 01-08-2005, 17:20
[] - Olgaa - 01-08-2005, 22:31
[] - kasiaa - 01-08-2005, 22:54
[] - Berenikka - 13-09-2005, 18:55
[] - kasiaa - 13-09-2005, 22:03
[] - Aslan - 13-09-2005, 22:43
[] - kasiaa - 13-09-2005, 23:39
[] - Annnika - 14-09-2005, 20:00
[] - kasiaa - 14-09-2005, 23:37
[] - Annnika - 15-09-2005, 10:51
[] - msg - 16-09-2005, 08:29
[] - Annnika - 16-09-2005, 11:11
[] - TOMASZ32-SANCTI - 08-10-2005, 17:43
[] - Susane - 15-12-2005, 20:33
[] - Adam - 05-03-2006, 14:58
[] - tendencja - 05-03-2006, 19:22
[] - Adam - 05-03-2006, 21:56
[] - tendencja - 05-03-2006, 23:12
[] - Sonia - 02-07-2006, 19:37
[] - Adam - 18-02-2007, 22:46

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości

Wróć do góryWróć do forów